ďťż

Czas i podróże w czasie

Baza znalezionych fraz

polsk riksdag

Temat ten stanowi wydzielony wątek stąd: http://www.sfinia.fora.pl/filozofia,4/do-wuja-zboja-i-zainteresowanych,6821-25.html#196990

Wuju, pisałeś, że możemy tu porozmawiać o pewnych kwestiach związanych z czasem. Moje zdanie już znasz, teraz pora na odpowiedź.


Koledze chodzi o takie podróże w czasie typu:Chce być w średniowieczu to wejdę do maszyny i będę?

Czy o te kosmiczne?

Osobiście nie wierze w podróże w czasie tu na ziemi.Jednak kosmos możliwe jest wszystko,jednak czy rzeczywiście istnieje inny czas tu na ziemi a inny w kosmosie?Moim zdaniem nie dlatego że przecież widzimy to co się już wydarzyło a lecąc do miejsca im mniejsza odległość tym bliżej będziemy teraźniejszości.Tunelem czasoprzestrzennym gdzieś słyszałem taką hipotezę mogą być czarne dziury tylko tego się nie da udowodnić.Czy czarna dziura ma w ogóle koniec?
Problemów z podróżami w czasie jest wiele, ale być może najważniejszy z nich jest taki, że skutecznej podróży w czasie dokonanej wyłącznie w czasoprzestrzeni zgodnie z prawami fizyki nikt - łącznie z samym podróżującym - nie byłby w stanie zauważyć. Bowiem o ile podróżnik faktycznie znalazłby się w punkcie odpowiadającym wcześniejszej chwili czasu, to znaczyłoby to między innymi, że stał się sobą z tej wcześniejszej chwili czasu. Czyli, że nie mógłby pamiętać tego, że podróżował. Bo pamięć dotyczy PRZESZŁOŚCI, a nie - przyszłości.

W modelu fizycznym można na upartego skonstruować pętle czasowe. Ale to jest coś podobnego do, powiedzmy, elektronu: nie ma sensu wyobrażać sobie, że podróżuje się po świecie tak, jak pojedynczy elektron. Tak, jak pojęcie "elektron" jest przydatne do tego, by opisać pewne zwyczajne zjawiska, jak kolor piksela na ekranie lub barwę płatków róży, tak pojęcie pętli czasowej może okazać się do czegoś takiego przydatne. Nie oznacza to jednak w żadnym przypadku, że opisuje ono podróż, w którą ktokolwiek mógłby się kiedykolwiek wybrać.
@wujzboj

Czyli np tutaj:
http://www.youtube.com/watch?v=7KBG4YrYj6Y
http://www.youtube.com/watch?v=OnkKnZM9wPI
Opowiadają nieprawdę? Bo wiesz, nawet jakby dało się przesłać elektrony w przeszłość to daje nam możliwość przesyłania informacji sobie z przeszłości.

Ale ja nie pytałem czy jest to możliwe, tylko na jakiej podstawie oni tam tak twierdzą. Opisałem w skrócie te twierdzenia w poście, po którym stwierdziłeś, że trzeba przenieść ten wątek tutaj. Wyjaśniłem tam, czemu te twierdzenia wydają mi się błędne, ale takie błędy musi każdy zauważyć od razu, a pomimo tego te podróże w czasie za pomocą wormhole'a przewijają się wszędzie, wiec to pewnie ja czegoś nie rozumiem.


JAKBY się dało, TOBY się dostawało. I być może elektron można tak "wysłać" (w cudzysłowie, bo to nie znaczy, że jakiś elektron dokądś leci, coś zbiera i dokądś przysyła), ale człowieka - nie.

Takie pętelki mają sens tylko w o tyle, o ile opisują w spójny sposób obserwację. Czyli: to, że ty dzisiaj zbierasz informację o sobie wysłaną przez ciebie rok temu MUSI (na mocy warunku spójności) wiązać się z tym, że rok wcześniej wysłałeś tę informację. Działając dzisiaj, nie możesz zmieniać tego, co było wcześniej. ALE: otwarte pętle czasowe (czyli takie, które kręcą się skończoną ilość razy, a potem przestają i czas biegnie już "po katolicku", bez kółeczek) mogą w zasadzie być MODELEM opisującym pewne obserwacje. Bo można w ten sposób zapewne wymodelować procesy fizyczne jako coś w rodzaju komputera wykonującego pętlę samouzgodnioną: pętla kręci się tyle razy, aż informacja na wejściu będzie równa informacji na wyjściu, czyli aż uzyska się wymagany warunek spójności. I dopiero ten WYNIK jest obserwowanym zjawiskiem.

Podróże w czasie są fajną zabawą typu science fiction, więc się o nich mówi. Ale po pierwsze, człowiek nie może w nich uczestniczyć, to tylko taki model matematyczny. A po drugie, przypominam sobie taki wykład poświęcony ideom z filmów science fiction. Było tam także o podróżach w czasie. Wykładowca policzył, ile energii potrzeba by było, żeby taką podróż zrealizować. O ile mnie pamięć nie myli, wyszło ileś tam razy więcej od energii całego Wszechświata . Ale to tylko taka ciekawostka (i chyba nie liczył przypadku wormhole, ale pomysł by dostatecznie szybko zakręcić się wokół jakiejś masywnej gwiazdy; tu też można oczekiwać fajnych efektów i jakiś film z tego korzystał).

Wiadomo, że podróże w czasie łamią prawo przyczynowości. prawo przyczynowości jest podstawą obserwacji. Koniec, kropka. Wynika z tego, że podróże w czasie mogą być jedynie elementem modelu matematycznego, takiej maszynki, w której w środku prawo przyczynowości jest ograniczone do pewnych elementów modelu, a dopiero wynik modelu prawo to w całości odtwarza - ale już bez możliwości podróżowania w czasie. dnia Nie 18:06, 04 Sie 2013, w całości zmieniany 3 razy
Podróże w czasie? Przecież czas nie istnieje. To tylko abstrakt myślowy człowieka, aby jakoś "umiejscawiać" następstwa zdarzeń.
A co nie jest abstraktem, jeśli jest nim czas?
wujzboj chyba pije do tego, że wszystko jest jakoby abstraktem, ponieważ wchodzimy w interakcje z otoczeniem poprzez własne ciało i zmysły, i nadajemy nazwy oraz klasyfikujemy to, z czym się w ten sposób stykamy. Natomiast istnieją obiekty rzeczywiste, czyli- w uproszczeniu- zbiorowiska materii, które ludzie postrzegają jako kamień, drzewo, asteroidę, i t. p.; oraz "istnieją" obiekty abstrakcyjne, które nie mają odpowiedników w otoczeniu [co najwyżej w materii ludzkiego mózgu].
Natomiast proszę zauważyć, że czas "powstał" w naszych umysłach tylko dlatego, że obserwujemy, doświadczamy procesów, zmian. Gdyby wszystko [włączając w to nasze byty] było wiecznie niezmienne, pojęcie czasu byłoby zupełnie zbędne- prawdopodobnie nie istniałoby nawet w myślach.
Ja nie wiem, co to "obiekty rzeczywiste, czyli - w uproszczeniu - zbiorowiska materii". Ja wiem, co to jest kamień, drzewo, czy asteroida, bo wiem, jak wygląda dla mnie wspomniana przez ciebie interakcja. Innymi słowy, kamień jest tym, co widzę, czuję i myślę, gdy na niego patrzę. Elektron jest tym, co mam w wynikach doświadczeń, w których elektron występuje jako istotny element opisu.

Podobnie jest z czasem. Wiem, czym jest czas, bo postrzegam zmiany; postrzeganie (poza samo-postrzeganiem, w którym wszystko się dzieje i które jest nieusuwalnym tłem dla wszystkiego, co znam i znać mogę) wymaga zmian. A że nie potrafię wyobrazić siebie bez postrzegania (nawet samo-postrzeganie, czyli owo tło, wymaga obecności czegoś przed tłem, czyli wymaga zmiennych obrazów), to i nie potrafię wyobrazić sobie braku czasu. W tym więc sensie czas jest znacznie mniej abstrakcyjny, niż chociażby elektron albo kamień. Bo przy odrobinie poczucia humoru można sobie wyobrazić świat bez kamieni, a nawet bez elektronów. Bez czasu jednak - nie. Nawet zasada nieoznaczoności nie pomoże dnia Śro 0:13, 30 Lip 2014, w całości zmieniany 1 raz
Trudno mi tutaj jakkolwiek polemizować, bo poza tym, że nie mam tak analitycznego umysłu jak wujzboj i takiego zasobu wiedzy, to wygląda na to, iż nasze "postrzegania" po prostu się różnią.
Wydaje mi się, że umiem wyobrazić sobie świat bez czasu. Więcej: uważam, że włączając czas w sposób postrzegania rzeczywistości, zniekształcamy, fałszujemy prawdziwy obraz tej rzeczywistości. Powiedziałbym nawet, iż dlatego, że w bardzo wielu teoriach, wzorach fizyki istnieje czas- teorie te bywają tak fragmentaryczne, niepotrzebnie skomplikowane, wzory tak złożone..
Fakt, że jest to tylko moje wyobrażenie, bo jak dotąd nie przeprowadzałem analizy tego zagadnienia, ale bez zmiennej czasu opis i wzory na Rzeczywistość byłyby bardziej adekwatne i prawdopodobnie prostsze.
Poza tym jeszcze dziwię się wujowizbojowi, że nie wie co to "zbiorowiska energii [materii]". Moja świadomość Rzeczywistości jest na "tym poziomie", iż- kiedy akurat tak potrzebuję- traktuję drzewo jako masę paliwową, innym razem jako sprzęt do ćwiczeń fizycznych, w jeszcze innych sytuacjach jako żywy biologiczny organizm; ale przede wszystkim wiem, że jest to obiekt, jak każdy inny- zbudowany z tych samych cząsteczek co kamień, ja, brązowy karzeł, czerwony olbrzym, pył międzygalaktyczny, czy nawet wujzboj.
I to drzewo prawdopodobne istnieje, tak jak aktualnie ja prawdopodobnie istnieję- i wcale nie musimy istnieć W CZASIE, aby W OGÓLE istnieć. Szczególnie, że czas nie istnieje- więc jak można istnieć "w czasie"?
Czas fizyczny jest uporządkowaniem, więc nie bardzo rozumiem, na jakiej zasadzie usunięcie go mogłoby cokolwiek uprościć. Co więcej, takie usunięcie - chociaż teoretycznie możliwe, bo fizyka jest w gruncie rzeczy statyczna, czas jest w niej parametrem, a nie zmienną prawdziwie niezależną - spowodowałoby, że powiązanie pojęć fizycznych z pojęciami znanymi z życia codziennego stałoby się bardzo trudne. A to właśnie dlatego, że w życie codzienne płynie: zdarzenia następują jedne po drugim i to ten strumień zdarzeń wypełnia nam wszystko POZA świadomością istnienia. Wypełnia do tego stopnia, że trudno powiedzieć, czy jego obecność nie jest aby integralną własnością świadomości.

Skoro dziwisz się, że nie wiem, co to jest "zbiorowisko energii" albo "zbiorowisko materii", to spróbuj mi wytłumaczyć, co to takiego. Przypomnę, że problemem nie jest tutaj pokazanie DOZNAŃ, z których budujemy pojęcia takie, jak "drzewo". Problemem jest ODERWANIE tego od doznań, czyli zrobienie czegoś, co mogłoby niezależnie od wszelkich doznań funkcjonować.

Spróbuj zdefiniować drzewo, nie odwołując się do żadnych doznań.
Faktycznie, zgadzam się z treścią ostatniego postu wujazboja. Z tym uproszczeniem, to się raczej zupełnie pomyliłem. Rzeczywiście- raczej by utrudniało. Jedyne co mogę podtrzymać- opierając się tylko na moim przeczuciu- to, że ogląd świata byłby wtedy jednak bardziej rzeczywisty; czyli taki, jak jest naprawdę, a nie taki, jakim go postrzegamy. I oczywiście, że to pozostanie [jak na razie] tylko przeczuciem, bo nie dostrzegę tego, czego dostrzec nie mogę, nie umiem- nie mówiąc już o próbach udowodnienia tego. Podobnie jak nie potrafię zdefiniować czegokolwiek nie odwołując się do jakichkolwiek doznań. Ale nadal będę się (może głupio) upierać, iż urządzenie obserwacyjne, badawcze, które byłoby w stanie "zaobserwować" każde oddziaływanie jakie zachodzi w obiekcie [zbiorowisku energii], który większość ludzi kojarzy z myślowym pojęciem "drzewo"- więc takie urządzenie lub organizm (żywy) byłby bliższy Prawdy, "postrzegałby" drzewo bardziej rzeczywiście, tzn. takim jakim ten obiekt jest, gdy NIE INTERPRETUJE go żadna (ograniczona) świadomość, postrzegając go jedynie fragmentarycznie, jako "uśredniony" przestrzennie i czasowo.
Ale co ZNACZY zwrot "bardziej rzeczywisty; czyli taki, jak jest naprawdę, a nie taki, jakim go postrzegamy"?

Może on znaczyć tylko jedno: nasze postrzeżenia można zawsze lepiej modelować, czyli można zawsze budować lepsze systemy korelujące ze sobą nasze działania i obserwacje tak, żebyśmy coraz skuteczniej mogli kontrolować nasze postrzeżenia będące konsekwencją naszych działań.

"Świat naprawdę" to nasze postrzeżenia; innego "naprawdę" określić się nie da, więc inne "naprawdę" ma tyle sensu, co Ungu-Bungu.

"Świat naprawdę" to nasze postrzeżenia; innego "naprawdę" określić się nie da, więc inne "naprawdę" ma tyle sensu, co Ungu-Bungu. się zgadzam. Lecz wciąż mam tu jedno "ale". Chodzi o to, że "inne "naprawdę" ma tyle sensu, co ungu-bungu" dla nas, tzn. dla ludzi. Ale już dla kota, pszczoły, delfina nie. Tzn. każdy z gatunków ma nieco lub bardziej "swój świat" inny od reszty "światów". A teraz wyobraźmy sobie jeszcze innego obserwatora świata- obserwatora absolutnego- który jest w stanie postrzegać wszystko, każdy aspekt jednocześnie. I właśnie to, co odbiera taki obserwator jest Prawdą "naprawdę". Ale tu [poza ograniczonością samego procesu obserwacji, w przypadku np. ludzi] wyłania się chyba zasadniczy problem. Mianowicie problem INTERPRETACJI. Bo nawet, gdyby Obserwator Absolutny, postrzegał wszystko takim, jakie jest, to- aby jakoś "ująć" te WYNIKI obserwacji- musiałby posiadać również pamięć; a żeby je przekazywać lub wykorzystywać- musiałby być świadomy- oraz MUSIAŁBY je INTERPRETOWAĆ. Ponieważ w samej świadomości istnieje sprzężenie zwrotne, czyli swego rodzaju translator i interpreter [jak również kompilator]- posługując się terminami informatycznymi. A każda interpretacja jest już zmienianiem, "fałszowaniem" wyników, danych.
Przeprszam, jeśli tutaj napisałem coś niezbyt przemyślanego. Ale trochę "na szybkiego" to piszę i nie rozważałem jeszcze wielu poruszonych tu kwestii.
Czas i przestrzen bynajmniej abstrakcyjne nie sa .

Czasoprzestrzen jest scisle powiazana z masa (watek frozen) = nie ma skoncentrowanej masy =nie ma ani czasu , ani przestrzeni = ugiecia na Einsteinowskiej "tkaninie"
Czas i przestrzeń są jak najbardziej abstrakcyjne- ponieważ to wymysły ludzi, którzy w swoim systemie gromadzenia i wymiany informacji potrzebują jakoś określać tym podobne konstrukty myślowe. Tak więc czas i przestrzeń istnieje w ludzkich myślach, w sposobie postrzegania i interpretacji otoczenia- lecz nie są to konkrety fizycznie istniejące.
Nie sa abstrakcyjne , chocby ze wzgledu na korekcje GPS , ktora wskazuje iz czas- predkosc zachodzenia zjawisk w danej skali- roznie plynie w roznym odzialywaniu grawitacyjnym .

Abstrakcja moim zdaniem jest wlasnie Twoje myslenie gdzie przyjmujesz zupelnie wirtualnie ze :

1. czas nie istnieje
2. przestrzen to jest wg Ciebie wirtualny twor plaszczyzna obrocona o 360 stopni -->do nieskonczonosci w kazdym kierunku itd ...

Juz samo to ,ze uzywasz pojecia nieskonczonosci swiadczy o tym iz zyjesz =rozwazasz w teoretycznym swiecie = czysto wirtualnym matematycznym tworze (cos jak w komputerze) ...niestety z realizmem nie ma to nic wspolnego (jak cala matematyka ,ktora jest tylko pewna proba sklasyfikowania i uogolnienia zjawisk)

Nieskonczonosc to jest cos takiego , ze jakbys cale zycie myslal ile to jest ...i potem jeszcze podniosl to do potegi najwiekszej jaka jestes sobie w stanie wyobrazic ...to i tak byloby to jeszcze wiecej i wiecej i wiecej .
(sorka cos sie zawiesilo , a pozniej podwojny wyskoczyl , da sie skasowac?)

Chodzi o to, że "inne "naprawdę" ma tyle sensu, co ungu-bungu" dla nas, tzn. dla ludzi. Ale już dla kota, pszczoły, delfina nie. Tzn. każdy z gatunków ma nieco lub bardziej "swój świat" inny od reszty "światów". A teraz wyobraźmy sobie jeszcze innego obserwatora świata- obserwatora absolutnego- który jest w stanie postrzegać wszystko, każdy aspekt jednocześnie. I właśnie to, co odbiera taki obserwator jest Prawdą "naprawdę".
Jak sobie mamy go wyobrazić?

Przecież to możemy zrobić tylko wyobrażając sobie SIEBIE patrzącego na wszystko. Co pozostawia nas z dokładnie tym samym problemem "ungu-bungu", co na początku. Albo mówimy o tym, co jest dla nas zrozumiałe, albo mówimy o ungu-bungu. Nie da się wyjść z siebie i stanąć obok.

To samo dotyczy tego, co mówimy o kocie, o pszczole, o delfinie, czy o nietoperzu. Nie wiemy, jak jest być nietoperzem i kiedy o takim byciu myślimy, podstawiamy pod niego siebie. To może być kompletnie błędne, ale i tak inaczej się nie da i NIE możemy w żaden sposób nadać sensu temu, co się w naszym opisie nie zgadza. Nie możemy nawet powiedzieć, że jakiś tam inny punkt widzenia ISTNIEJE, bo w tym "istnieniu" jest tylko tyle sensu (zrozumiałej treści), ile sensu mają nasze wyobrażenia o byciu nietoperzem. Bo nie chodzi tutaj o jakieś drobiazgi w rodzaju "nietoperz słyszy więcej" albo "nietoperz jest słuchowcem, a my jesteśmy wzrokowcami"; takie błędy w wyobrażeniach są bez większego znaczenia. Istotne są natomiast te wszelkie błędy, których nawet nazwać nie umiemy. Jeśli takie są, to wtedy w ogóle nie wiadomo, o co chodzi z tym nietoperzem. A jeśli takich nie ma, wtedy świat jest racjonalny.

Naprawdę nie widzę powodów, żeby uważać świat za irracjonalny.

Istotne są natomiast te wszelkie błędy, których nawet nazwać nie umiemy. Jeśli takie są, to wtedy w ogóle nie wiadomo, o co chodzi z tym nietoperzem. A jeśli takich nie ma, wtedy świat jest racjonalny. To, że coś jakoś nazywamy, może być większym błędem w pojmowaniu tego, niż gdyby tego wcale nie nazywać- i pozostawić jako to "coś", nieznane. Bo lepiej o nietoperzu myśleć jako o czymś nieznanym, niepojętym, niż- błędnie- jako NASZYM WYOBRAŻENIU, że to coś jest takie, a takie, i o skojarzeniu tego z nazwą "nietoperz". Jeśli pomijamy błędy, których nie umiemy nawet nazwać, to wtedy wcale świat nie jest racjonalny- w ogóle nie staje się inny, niezależnie od tego, co sobie o nim myślimy. Wtedy JEDYNIE NASZE WYOBRAŻENIE O ŚWIECIE WYDAJE SIĘ NAM BARDZIEJ RACJONALNE.
Takie postrzeganie to nie "wyjście z siebie i stawanie obok". Jest się zawsze "w sobie" i nie ma znaczenia, z jakiej perspektywy przestrzennej postrzega się obiekt, który nazywa się swoim ciałem. Nie ma też znaczenia, w jakiej korelacji przestrzennej czy czasowej z tymże ciałem znajdują się zjawiska, których postrzeganie pozazmysłowe ma dotyczyć.

Jeśli zaś o pozostawianie nieznanym chodzi, to wszystko zależy od sytuacji. Nie da się pozostawiać nieznanym tego, co pakuje się nam siłą do naszego procesu decyzyjnego. Na przykład taki nietoperz, który się rozgościł w piwnicy, i to dokładnie wybrał sobie ten hak, na którym wieszamy rower zimą. Przegonić drania na deszcz? A może w łeb i do kosza? A może zostawić, bo to w końcu też jakiś ktoś? gdy trzeba się zdecydować, to jednocześnie trzeba nieznane mocno okroić.

Natomiast tam, gdzie nie ma potrzeby decydowania, nie ma też potrzeby pchania się z upartymi wyobrażeniami. Takie niepchanie się nie czyni świata irracjonalnym, a jedynie - PRAGMATYCZNYM. dnia Śro 1:41, 20 Sie 2014, w całości zmieniany 2 razy
Dobrze, z pierwszym akapitem całkowicie się zgadzam; sam zresztą uważam podane przez mnie wcześniej przykłady za niezbyt adekwatne.
Z drugi akapitem również się zgadzam. Z takim wyjątkiem, który jest właściwie dość oczywisty, że dużo łatwiej byłoby podjąć decyzję, gdybyśmy mogli choć na chwilę "poczuć się" tym nietoperzem. Tak, wiem, że wujzboj odpowie, że to- przynajmniej w obecnym stadium rozwoju obu gatunków- niemożliwe. Oczywiście. Ale pójdę kilka kroków dalej...
Skąd w ludziach np. empatia? Wytłumaczyć to można nie "wchodzeniem w czyjąś skórę", lecz postrzeganiem, że np. inny osobnik tego lub podobnego gatunku odczuwa ból, cierpi- więc prawdopodobnie ja też bym tak reagował; a to przykre i zbędne, z punktu widzenia celowości. Ale czy to tylko taki prosty mechanizm? Wg mnie nie. Istnieją ludzie prawie całkiem pozbawieni empatii. Chyba nie tak trudno też wyobrazić sobie świat, gdyby wszyscy tacy byli. Bo wydaje mi się, ze przedstawiony wcześniej mechanizm jest- logicznie rzecz traktując- bez sensu. Bo jeśli komuś, a nie mnie albo najbliższym dzieje się krzywda- to właściwe co mnie to może obchodzić; powinno nawet cieszyć, bo wtedy zmniejsza się nieco prawdopodobieństwo, że i na mnie trafi.
Ogólnie rzecz traktując, myślę, że świat TYLKO I WYŁACZNIE pragmatyczny byłby bardzo brutalny, może nawet jak przysłowiowe "piekło na Ziemi"; aczkolwiek nie pozbawiony sensu- może nawet bardziej sensowny, niż taki, jaki jest. Nie chcę przez to powiedzieć, że rozumiem ostatni akapit wujazboja jako zachwalanie podejścia WYŁACZNIE pragmatycznego...
Kiedyś również byłem przekonany, że czas nie istnieje. Jest jedynie wygodną perspektywą na zachodzące zmiany (okresowe). Jednak zmieniłem zdanie, gdy zapoznałem się z alternatywnymi teoriami czasu, m.in., że czas nie musi być ciągły. Cała rzeczywistość wszechświata może być kwantowa, gdzie stan zmienia się cyklicznie, coś jak odświeżanie obrazu monitora komputerowego, na którym obraz jest zbudowany z małych pikseli. Otóż jeżeli rzeczywistość jest zbudowana z cząsteczek czasowych (chrononów), to czas nabiera innego znaczenia, bardziej realnego.

Co się tyczy paradoksów podróży w czasie, to wiele z nich nie ma miejsca przy odpowiednich założeniach. Po pierwsze jest tylko jeden, zawsze integralny i niezmienny obraz rzeczywistości ogólnej. Znaczy to, że jeżeli mieliśmy wyprawę w daleką przeszłości, to o niej będzie wiadomo cały czas przed momentem podjęcia decyzji o wyprawie. Po drugie, nie zlewamy się ze swoim „ja” wcześniejszym, tylko istniejemy niezależnie obok. Tzn. wycinając obiekt w jednej klatce filmu przenosimy do wcześniejszej, w klatkach następnych wyciętego obiektu nie będzie, aż do powrotu, natomiast w klatkach z przeszłości będą istniały dwa różne obiekty (różnica w wieku).

Otóż jeżeli rzeczywistość jest zbudowana z cząsteczek czasowych (chrononów), to czas nabiera innego znaczenia, bardziej realnego. Ciekawa koncepcja- choć wydaje się mocno fantastyczna...
Osobiście nie bardzo rozumiem problemy z podróżowaniem w czasie. Przecież nie trzeba się "cofać w czasie", żeby odbyć "podróż" w czasie. Chodzi raczej o ODTWORZENIE DOKŁADNIE TAKICH SAMYCH WARUNKÓW jak "wtedy"- lecz w teraźniejszości. I to już byłaby "podróż w czasie". Ale problem właśnie z tym dokładnym odtworzeniem identycznych warunków... Bo, jak już pisałem, wszystko ma wpływ na wszystko- więc to, bez "boskich" mocy, niemożliwe.
Można (na razie teoretycznie) wejść w cudzą skórę, podłączając się do cudzego mózgu i odbierając wszystkie jego informacje. Ale to i tak nie rozwiązuje problemu, bo tak czy owak nie przestaje się być własnym "ja". Spojrzenie z pozycji cudzego "ja" pozostaje więc tak czy owak niemożliwe. Ta niemożliwość bierze się z samej istoty "ja": zawsze patrzy się z punktu widzenia "ja", bo to jest Z DEFINICJI punkt widzenia postrzegającego podmiotu.

Problem z podróżą w czasie jest taki, że o ile miałaby to być podróż realna (w czasie realnym), to podróżnik niczego by nie zauważył, gdyż i on sam uległby cofnięciu. Jeśli zaś by nie uległ, to mielibyśmy jakiś dziwaczny precelek czasoprzestrzenny z bliżej nieokreślonymi zasadami przepływania informacji z "przeszłości", do której podróżnik dotarł, do "teraźniejszości", w której jego intelekt znajdować się wciąż musi. Precelek taki co prawda można sobie wykombinować, biorąc pod uwagę możliwość, cze czas fizyczny to jedno, a czas realny to drugie, ale problem z przepływem informacji nadal pozostaje. Tym bardziej, że aby uniknąć chaosu, informacja miałaby prawo płynąć tylko w jedną stronę: tak jak do tej pory, wyłącznie z przeszłości do teraźniejszości, nigdy odwrotnie. Nie jest jasne, jak można wydostać od przeszłości informacje, których nadać nie raczyła, a przy tym nie wpływać na jej zachowanie (bo to zabronione: przeszłości zmieniać się nie da, na tym polega bycie przeszłością). Takie wydobywanie musiałoby się dziać ponad znanymi prawami fizyki, te bowiem domagają się, by akcja zawsze chodziła w parze z reakcją.
A ja, tak może trochę głupio i nie na temat, zapytam: Czy przeszłość nie dopełnia się w teraźniejszości, a ostatecznie raczej w przyszłości; a przyszłość już się- choćby częściowo- wydarza (wydarzyła), bo osadzona jest w przeszłości, jest w silnej z nią korelacji?
Teraźniejszość to zdarzenia, którymi to, co może się wydarzyć i co nie jest jeszcze ustalone - czyli przyszłość - zmienia się w to, co dokonane i już zmienić się nie może - czyli w przeszłość.

Oczywiście, że przyszłość jest skorelowana z przeszłością. Każda nowa teraźniejszość daje temu wyraz: przemienić w przeszłość da się tylko to, co z przeszłością pozostaje w pewnym określonym związku, i każdy moment teraźniejszości usuwa wiele możliwości z przyszłości. Niewykluczone zresztą też, że wiele możliwości przy tym do przyszłości dodaje.
wujzboj - gdy jedziesz pociągiem z Wrocławia do Poznania, to czy w momencie wyjazdu Mosina jest ustalona, czy nieustalona? W sensie - czy subiektywizujesz tu maksymalnie, czyli krajobrazy zostają ustalone gdy je zobaczysz, a te, których jeszcze nie zobaczyłeś, dopiero mogą zaistnieć (a pewnie nie muszą?), ustalone nie są, czy może dopuszczasz myśl, że jesteś nie tyle twórcą (mimowolnym) rzeczywistości, ale podróżnikiem wewnątrz świata i to, czy krajobrazy już są ustalone, nie zależy od miejsca, w którym aktualnie podróżnik jest?
Z formalnego punktu widzenia może być tak i tak. Ja natomiast przypuszczam, że krajobrazy są już ustalone na tyle, że prawdopodobieństwo tego, że na trasie kolejowej pomiędzy Wrocławiem i Poznaniem pojawi się Zatoka i Golden Bridge Gate jest pomijalnie małe.