polsk riksdag
Dzisiaj oświeciła mnie pewna nowa myśl. W jakiś sposób wyjaśniająca zachowania ludzi, rzucająca światło na etykę i w ogóle. Tą myślą było uświadomienie sobie, że niekoniecznie wiemy po co właściwie mielibyśmy żyć, męczyć się z codziennymi kłopotami, walczyć o coś, czasem znosić nudę i nijakość egzystencji.
Przy czym wydaje mi się, że są ludzie, którzy jakoś tak naturalnie akceptują swoje życie, a inni nie. Dlaczego jednych pcha do wspinaczki na najwyższe szczyty, w niebezpieczne miejsca, podczas gdy inni szukają tylko spokoju?
Chyba należałoby przyjąć, że jest w naszych umysłach jakiś taki szczególny MECHANIZM NIEŚWIADOMEJ GRATYFIKACJI, wywoływania naturalnej radości, takie coś co nam chwile istnienia słodzi, albo obrzydza. I niektórzy ludzie, jeśli ten mechanizm szwankuje, na potęgę szukają czegokolwiek, co nada emocjom sens, co spowoduje, że będzie chciało się żyć. Inni mają to trochę gratis - potrafią cieszyć się codziennością, tym że słońce świeci, a dzieci wołają "babciu zobacz!".
Są ludzie wiecznie skrzywieni, niezadowoleni. Cokolwiek by im nie dać, nie ucieszą się. Niektórzy popełniają samobójstwa tylko dlatego, że "życie straciło dla nich sens", że nie widzą w nim niczego wartościowego, przyjemnego. U nich mechanizm wywoływania radości nie zadziała, więc wszystko będzie im źle. Czy to ich "wina"? - Nie zamierzam tego twierdzić, ani temu przeczyć. Wystarczy mi spotrzeżenie, że tak jest, tak może być, choć oczywiście - w konkretnym przypadku - być nie musi.
W jednym z doświadczeń psychologicznych dano badanym do wyboru - dostaną krótki bodziec bólowy, albo będą musieli przez godzinę się nudzić, nie robiąc nic. Większość wybierała ten krótki ból, bo godzina nudy okazywała się większym cierpieniem. Dla wielu szczególnym rodzajem nudy są rozmaite rodzinne "nasiadówki", podczas gdy dla innej grupy ludzi owe "rodzinne spotkania" są radością. Różnie działają tu mechanizmy rozpoznawania sytuacji, odczuwania przyjemności. I właściwie nie bardzo wiadomo, dlaczego tak jest.
Jesteśmy wmontowani ewolucyjnie w biologiczne mechanizmy gratyfikacji - seks, przyjemność z jedzenia, odczucia estetyczne. U niektórych ludzi te mechanizmy mogą być naprawdę silne, a u innych (zbyt) słabe. W pierwszym przypadku człowiek ma gratis radość życia. Ma ją często bez względu na to, jak bardzo jest bogaty, sławny, nawet zdrowy. Jeśli jednak ktoś ma mechanizm nagradzania zbyt silny, albo źle wyregulowany, to taki człowiek może stać się niewolnikiem pewnych zachowań, potrzeb, może zatracić umiejętność prawidłowej oceny swojego życia. Z kolei jeśli mechanizm naturalnej gratyfikacji działa zbyt słabo, uruchamia się bardzo rzadko, lub z bardzo małą intensywnością, wtedy dla człowieka zwykłe życie może stracić wszelką barwę, a człowiek zaczyna za wszelką cenę szukać jakichś dodatkowych form gratyfikacji, czegokolwiek co da satysfakcję, przyjemność, rozkosz. I czasem owo pragnienie przyjemności wykraczające poza zwykłe sytuacje może przybierać niebezpieczne formy - budowania patologicznych relacji (tyrania, bądź zbytnia podległość), wpadnięcia w nałogi, poszukiwania ryzykownych doznań innego rodzaju.
A wszystko przez to, że ktoś nie potrafi czerpać radości z normalnego życia, przez miałkość, nudę. Jak wykazują badania na psychopatach, umysł takich ludzi jest odrętwiały na pewne uczucia. Gdy zeskanujemy mózg pod rezonansem magnetycznym, to otrzymamy wyraźnie różne obrazy w zależności od tego, czy mamy do czynienia z normalnym człowiekiem, czy właśnie z psychopatą - ten ostatni nie czuje nic szczególnego, jeśli podsuwane są mu obrazy gwałtów, przestępstw, tortur. Dopiero wyjątkowo silne bodźce powodują, że psychopata zaczyna coś czuć. Bo nie każdemu to jest dane, aby umiał cieszyć się z tego co ma. Czasami dla kogoś to normalne życie wydaje się tak nudne, miałkie, bez sensu, że absolutnie nie jest do zaakceptowania. A jak tu zmusić się do chcenia? Jak przetłumaczyć własnym uczuciom, aby czerpały satysfakcję z tego, co nie daje tej satysfakcji? Czy to w ogóle jest możliwe?...
Czy dla każdego człowieka jest w ogóle dostępny stan szczęścia?...
Niektórzy popełniają samobójstwa tylko dlatego, że "życie straciło dla nich sens", że nie widzą w nim niczego wartościowego, przyjemnego
Czy dla każdego człowieka jest w ogóle dostępny stan szczęścia?...
Wszystko zależy od definicji szczęścia. Nie każdy rozumie pod tym pojęciem jakąś trwałą wartość. Jako chwila uniesienia dostępne jest zapewne każdemu.
Niektórzy popełniają samobójstwa tylko dlatego, że "życie straciło dla nich sens", że nie widzą w nim niczego wartościowego, przyjemnego
Napisał Pan "tylko dlatego, że...". Uważa Pan, że to słaby powód do samobójstwa?
Pytam, bo od dłuższego czasu obserwuję dyskusje na temat eutanazji/asystowanego samobójstwa i nawet ci, którzy są "za" mają zastrzeżenie - takie prawo powinno obejmować tylko ludzi śmiertelnie chorych, cierpiących z powodu jakiejś obłożnej choroby etc.
Zastanawia mnie, w jaki sposób ocenia się czyjś stopień cierpienia, czemu chroniczną nudę, brak przyjemności z życia traktuje się jako coś niepoważnego, naprawialnego. Czy rzeczywiście faszerowanie takiej osoby lekami anydepresyjnymi można zaliczyć do "leczenia" czy zwykłej ingerencji w czyjąś naturę? Czy miarą zdrowia człowieka zawsze jest przystosowanie do życia? Co za tym idzie - wesolutki sangwinik jest zawsze bliżej normy (zdrowia) niż przygnębiony melancholik?
Myślę podobnie i stawiam też te pytania. Nie uważam też, aby jakaś przerażająca nuda byla gorszym powodem do samobójstwa, niż np. zawód miłosny. Obie te przyczyny mają z resztą wspólny mianownik - brak widocznej PERSPEKTYWY co dalej w życiu.
Wg mnie właśnie ta perspektywa jest szkieletem szczęścia, spełnienia życiowego. A przystosowanie do życia?...
Właściwie to wszystko zależy jak je definiować - oparcie się na jakichś prostych radościach życiowych może okazać się przystosowaniem tylko na krótką metę. Tymczasem może czasem warto zainwestować (w siebie) i pozwolić swojej naturze zbadać to, co po smutnej stronie życia, aby lepiej zrobumieć to, co daje radość?... Już obserwacja tych prostych radości pokazuje, że mogą one się zmieniać, rozwijać, mieć swoją strukturę. Jeśli chcemy kiedyś poznać radość, to chyba nie da się tego inaczej zrobić, jak eksplorując jednocześnie tę przeciwną stroną - smutek. Tylko tak da się bowiem jakoś zdefiniować, wytyczyć granice w owym układzie.
Życie ma cel samo w sobie. Bo tylko żyjąc MOŻEMY cokolwiek świadomie. A świadomość może wymyślać sobie jakiekolwiek różnorodne fantazyjne sensy- podczas, gdy jedynie sam umysł JEST sensem.
Nic w Naturze nie istnieje bezcelowo, choć wszystko istnieje z przypadku.
Przy czym wydaje mi się, że są ludzie, którzy jakoś tak naturalnie akceptują swoje życie, a inni nie. Dlaczego jednych pcha do wspinaczki na najwyższe szczyty, w niebezpieczne miejsca, podczas gdy inni szukają tylko spokoju?
Jest w nas ludziach potrzeba bezpieczeństwa i potrzeba podejmowania ryzyka. Problem jest natury psychicznej i społecznej. Jednych "pcha do wspinaczki", bo zdobyli umiejętności (na pewno nie w szkole) dzięki, którym wiedzą jak prowadzić świadome, owocne i szczęśliwe życie. Te umiejętności dotyczą planowania życia, organizacji w ciągu dnia, motywowania, pozbywania się stresu, zmiany przekonań na korzystne, usuwania z życia zbędnych nawyków, budowania relacji, kreatywności ect.. Czyli wszystkie te umiejętności, które szkoła zabija, a robi z człowieka pionka na potrzeby machiny gospodarczej ; ) Wszystkie te umiejętności i inne, przyczyniają się do tego, że człowiek wie, co jest dla niego najważniejsze w życiu, wie od czego zacząć, potrafi zbudować atrakcyjną wizję przyszłości, która stanowi paliwo do działania, więc wie po co żyć.
Ludzie pozbawieni tych umiejętności, mają mniej satysfakcjonujące życie, bardziej chaotyczne, nie potrafią znaleźć celu, czują sie zagubieni, grzęzną w marzeniach, doświadczają nudy i pustki egzystencjalnej, nie wiedzą jak radzić sobie z problemami stawianymi przez życie. "Szukają spokoju" bo to kojarzy im się z bezpieczeństwem, natomiast działanie, kojarzy się z niepowodzeniem, trudem, porażką "bo może się przecież nie udać". Ludzie robią to co kojarzy im się z uczuciem przyjemności,a trzymają się z dala od tego co może sprawić im ból np. "wspinaczka".
Ale dlaczego ludzie ryzykują zdrowiem i życiem w takich eskapadach? Czy to aby nie jest zwyczajna narkomania? Nieodparta potrzeba takiej dawki adrenaliny, jakiej w normalnych warunkach zdobyć się nie da?
Racja.Odpowiedzi pewnie trzeba szukać w mózgu to znaczy robią to, co robią, aby czuć określone emocje, ale ryzykują zdrowiem i życiem w takich eskapadach? czy ta myśl jest absolutnie zgodna z prawdą ? Przecież planują, przygotowują się, starają się to ryzyko odnoszące się do zdrowia i życia zmniejszyć jak najbardziej. Chyba też nie chodzi o samą adrenalinę, a o pokonywanie swoich granic, ale te granice można pokonać tylko wtedy, gdy ma się pewne umiejętności. Czasem codzienne sytuacje mogą nieść dla człowieka większe zagrożenie i ryzyko, bo nie jest przygotowany.
Moja poprzednia wypowiedź jest bardziej w kontekście rozwoju osobistego, a to dlatego, że wypowiedź "pcha do wspinaczki na najwyższe szczyty" odebrałem jako przenośnie dotyczącą właśnie rozwoju w wielu obszarach życia. mój błąd.
Z pewnością chodzi tu o pokonywanie granic, o sprawdzanie swoich umiejętności, o zdobywanie nowych, o czynienie możliwym tego, co wydawało się niemożliwe. I z pewnością nie mamy tu do czynienia z kandydatami do Nagrody Darwina.
Problem polega tylko na hierarchii wartości. Co jest ważniejsze: pokonać swój strach, czy zapewnić dziecku ojca, żonie męża, matce syna? Na przykład.
Dlatego właśnie piszę o narkomanii adrenalinowej. To zresztą chyba tak wygląda z medycznego punktu widzenia.
Z pewnością chodzi tu o pokonywanie granic, o sprawdzanie swoich umiejętności, o zdobywanie nowych, o czynienie możliwym tego, co wydawało się niemożliwe. I z pewnością nie mamy tu do czynienia z kandydatami do Nagrody Darwina.
Problem polega tylko na hierarchii wartości. Co jest ważniejsze: pokonać swój strach, czy zapewnić dziecku ojca, żonie męża, matce syna? Na przykład.
Dlatego właśnie piszę o narkomanii adrenalinowej. To zresztą chyba tak wygląda z medycznego punktu widzenia.
Na pewno bardziej chce się żyć ludziom, którym pokazano, że świat jest piękny. Wielu ludziom pokazano już w dzieciństwie, że świat jest dżunglą!
Mi pokazano , że jest piękny , ale także wymagający.
I pokazano mi , że nie ma to nic wspólnego z istnieniem lub nieistnieniem Boga/boga
"Piękny" czy "wymagający"- to określenia "poboczne". Świat jest przede wszystkim słuszny, a to z tego powodu, że działa, dzieje się.
A jak mógłby taki [realny] świat zaistnieć bez boga, skoro Natura zdaje się preferować pozostawanie w stanie Niebytu? Tyle, że do takiego boga, który "gwałci spokój Natury", można by nawet odnieść określenie "demon"...
Ale dlaczego ludzie ryzykują zdrowiem i życiem w takich eskapadach? Czy to aby nie jest zwyczajna narkomania? Nieodparta potrzeba takiej dawki adrenaliny, jakiej w normalnych warunkach zdobyć się nie da?
Nie da się w normalnych warunkach??
Słusznym musisz go dopiero uczynić.
Na tym forum raczej nie działasz w imię słuszności. Mędzisz zazwyczaj
Słusznym musisz go dopiero uczynić.
Na tym forum raczej nie działasz w imię słuszności. Mędzisz zazwyczaj Kuźwa, cofnęło mi tekst bezpowrotnie! Dobrze, że nie dużo go.
Chodzi mi o to, że jeśli coś istnieje, dzieje się, to "słusznie"- bo inaczej nie byłoby tego. Treść tego zdania nie jest może "odczuwalna", zrozumiała dla wszystkich...
Natomiast "słusznie" jest również tylko ludzkim pojęciem, "wymysłem". Wobec tego nie oddaje zbyt dobrze tego, co próbuje opisywać. Ale innego, bliższego znaczeniowo określenia nie ma raczej. Więc użyłem tego- najtrafniejszego z dostępnych, właśnie, określeń.
Staram się działać [nie tylko na tym forum] "w imię" Rzeczywistości, więc także jakoby słuszności ["najwyższej"].
A co do mędzenia: Zauważyłem już dawno, że wielu ludzi mówi, pisze, stara się przedstawiać sytuacje AKURAT PRZECIWNIE do tego, jaka jest o nich prawda. Np. charakterystyczne zachowanie premiera Tuska, który szczególnie wtedy mówił, że jest najlepiej, gdy bywało akurat najgorzej...
Tak więc Semele: mędzisz zazwyczaj [na tym forum przynajmniej]!
Ale dlaczego ludzie ryzykują zdrowiem i życiem w takich eskapadach? Czy to aby nie jest zwyczajna narkomania? Nieodparta potrzeba takiej dawki adrenaliny, jakiej w normalnych warunkach zdobyć się nie da?
Nie da się w normalnych warunkach??
Niektórzy nie mogą. To działa trochę jak narkomania.
Dzisiaj oświeciła mnie pewna nowa myśl. W jakiś sposób wyjaśniająca zachowania ludzi, rzucająca światło na etykę i w ogóle. codziennością, tym że słońce świeci, a dzieci wołają "babciu zobacz!".
Żyjemy bo mamy instynkt samozachowawczy- naszemu chromemu umysłowi na szczęście trudno to przeskoczyć!!
Niektórzy zostają jednak do tego doprowadzeni.
Ale dlaczego ludzie ryzykują zdrowiem i życiem w takich eskapadach? Czy to aby nie jest zwyczajna narkomania? Nieodparta potrzeba takiej dawki adrenaliny, jakiej w normalnych warunkach zdobyć się nie da?
Nie da się w normalnych warunkach??
Niektórzy nie mogą. To działa trochę jak narkomania.
Czy życie w patologicznych rodzinach i układach dostarcza wystarczającej ilości adrenaliny. A może to za duża dawka?
Hymmm ja widzę kilka błędów myślowych od samego początku. Mam dużo myśli w głowię, wiec tekst może być chaotyczny i nieskładny. JEŚLI TAK SIĘ STANIE! Nakrzyczeć na mnie i kazać poprawić!
Więc tak samo założenie początkowe strasznie mnie gryzie. Jak autor( któremu nie mam teraz zamiaru wytykać żadnych wad jestem nowy i nie chcę nikogo atakować tak tylko dodałem dla jasności) może przywłaszczać prawo do określania pewnych metod pozyskiwania radości za gorsze i lepsze? Wszyscy chyba zgodzą się, iż mimo że jesteśmy bardzo podobni to każdy z nas ma pewną przyprawę, smaczek, który czyni go wyjątkowym do pewnego stopnia. Do tego kiedyś rozrywki ekstremalne były znacznie bardziej powszechne. Więc czy możemy z całą pewnością stwierdzić, iż potrzeba spokoju i ciszenie się wszystkim nie jest oznaką malazy i zaprzestania walki? Do tego samobójstwa, poruszone wyżej, swoje apogeum osiągają w naszych czasach. Do tego ja bym powiedział, że potrzeba posiadania wizji na przyszłość, jakiejś drogi jest sztuczna. Ja w moim przyznaje wciąż krótkim życiu miałem kilka poważnych poziomów. Chodzi mi tu o zdolność pojmowania i spoglądania na świat. Podczas jednego zn ich pozbyłem się ( nie całkiem, ale zawsze częsciowo i dalej z tym walcze ) potrzeby posiadania jakiegoś planu na przyszłość. Z doświadczenia wiem, że pozbycie się choćby odrobiny tego jarzma jest wyzwalające. Co więcej jak już wspomniałem uważam je za sztuczne. Bo chyba nikt nie spróbuje mi wmówić, iż wieśniacy traktowani jak bydło w średniowieczu mieli plany na przyszłość. Oni nie mieli nic przed sobą, a nawet za sobą. Żyli chwilą ... Lub strachem. Jednak wciąż, nie słyszałem o masowych samobójstwach wśród chłopstwa. Sądzę, iż nasze aktualne metody wychowania. Czyli wmawianie od małego ogromnej wartości życia. Życia które potem młodzi wegetują w nudnych placówkach gdzie traktowani są jako część bezbarwnej masy. Wmawia się im nową teorię o wyższości nauki nad siłą. Mówi się dużo o oświeceniu leżącym w księgach. Gdy docierają na studia dowiadują się, w zależności od tego jak ich obdarowano talentami, że albo są geniuszami, których każdy będzie chciał wykorzystać. Będą obładowywani pracą i będzie się na nich polegać. A gdy zawiodą zostaną zastąpienie przez jedną z swoich piętnastu wytresowanych szczeniaczych kopii. Albo gdy są mniej zdolni dojdzie do nich, iż nie są tak wyjątkowi i usłyszą kolejne kłamstwo. O tym że każdy jest wyjątkowy i potrzebny .... Społeczność żyjąca w ciągłej pętli kłamstw napewno może powodować zapędy samobójcze. Jest to trudna do za akceptowania ideologia. Bo na pierwszy rzut oka jest pesymistyczna i nie jest zbyt socjalna. Jednak ona niesie mi wyzwolenie i świadomość prawdy. Cieszy mnie to co cieszy mnie ! Mam gdzieś to czy kogokolwiek śmieszą moje żarty ( taki trywialny przykłąd) interesuje mnie tylko moje dobre samopoczucie. Mam swoją ukochaną i wiem że miłość to samolubne uczucie. Chcę być z nią i chcę ją uszczęśliwiać i sprawiać by czułą się wyjątkowa, jednak robie to dlatego że sprawia mi to przyjemność. Świat mój kręci się w okół mnie i to jest prawdziwe szczęście ... A apogeum tego wszystkiego będzie dla mnei chwila gdy osiągne stanowisko które pozwoli mi nie przejmować się zdaniem innych ( aktualnie jestem studentem i jeśli profesor powie że moja praca jest nie zgodna z jego oczekiwaniami to nawet jeśli będzie świetna i tak nie ma wartości o takie ograniczenie mi chodzi ) żyć tak jak ja chcę. To jest szczęścię. Samobójstwa dla mnie to efekt tego, iż nasz aktualny świat coraz bardziej przypomina mrowisko. Przykład Grecji, jedno państwo podupada i wszystkie mu pomagają. Nie z jakiś głupich pobudek moralnych a z powodu obawy o system. A ten system mimo że pozwala nam władać światem itp. To zniewala jednostkę w postaci robotnicy. A wielu którzy dojrzą prawdę w tej matni kłamstw, przestają widzieć zawsze obiecany z góry dany cel i nie wytrzymują i się zabijają. Inni sięgają po narkotyki jeszcze inni zaczynają z tym walczyć ( jeden na system to trochę jak samobójstwo) i są ci który porpstou korzystająz tej wiedzy ... W żadnym rozwiązaniu mimo, że też uważam narkotyki za oznake słabości i głupoty, można dostrzec minimum sensu i racji. Nie powinno się żadnego przekreślać jeśli chce się mieć czysty pogląd na całość. Jeśli skreślamy jaką kolwiek możliwość, która ma w sobie ziarnko logiki stajemy się ignorantami. A czy oddanie się narkotykom z powodu przyjemności, sympatii względem stanu odurzenia, nie ma za grosz logiki? Nie mogę się zgodzić. Ale sięrozpisałem .... przepraszam nie mam okazji na co dzień z nikim pogadać na tematy filozoficzne. Może i dlatego że jestem upartym i trudnym rozmówcą a może i dlatego że nie spotkałem godnego rozmówcy XD ( pewnie to pierwsze )
po co właściwie mielibyśmy żyć, męczyć się z codziennymi kłopotami, walczyć o coś, czasem znosić nudę i nijakość egzystencji.
napisał Dyszyński - ledwie dyszy??
Skąd Tobie przyszło do głowy , że egzystencja jest nudna??
zrobimy razem grilla??
Hymmm ja widzę kilka błędów myślowych od samego początku. Mam dużo myśli w głowię, wiec tekst może być chaotyczny i nieskładny. JEŚLI TAK SIĘ STANIE! Nakrzyczeć na mnie i kazać poprawić!
Więc tak samo założenie początkowe strasznie mnie gryzie. Jak autor( któremu nie mam teraz zamiaru wytykać żadnych wad jestem nowy i nie chcę nikogo atakować tak tylko dodałem dla jasności) może przywłaszczać prawo do określania pewnych metod pozyskiwania radości za gorsze i lepsze? Wszyscy chyba zgodzą się, iż mimo że jesteśmy bardzo podobni to każdy z nas ma pewną przyprawę, smaczek, który czyni go wyjątkowym do pewnego stopnia. Do tego kiedyś rozrywki ekstremalne były znacznie bardziej powszechne. Więc czy możemy z całą pewnością stwierdzić, iż potrzeba spokoju i ciszenie się wszystkim nie jest oznaką malazy i zaprzestania walki? Do tego samobójstwa, poruszone wyżej, swoje apogeum osiągają w naszych czasach. Do tego ja bym powiedział, że potrzeba posiadania wizji na przyszłość, jakiejś drogi jest sztuczna. Ja w moim przyznaje wciąż krótkim życiu miałem kilka poważnych poziomów. Chodzi mi tu o zdolność pojmowania i spoglądania na świat. Podczas jednego zn ich pozbyłem się ( nie całkiem, ale zawsze częsciowo i dalej z tym walcze ) potrzeby posiadania jakiegoś planu na przyszłość. Z doświadczenia wiem, że pozbycie się choćby odrobiny tego jarzma jest wyzwalające. Co więcej jak już wspomniałem uważam je za sztuczne. Bo chyba nikt nie spróbuje mi wmówić, iż wieśniacy traktowani jak bydło w średniowieczu mieli plany na przyszłość. Oni nie mieli nic przed sobą, a nawet za sobą. Żyli chwilą ... Lub strachem. Jednak wciąż, nie słyszałem o masowych samobójstwach wśród chłopstwa. Sądzę, iż nasze aktualne metody wychowania. Czyli wmawianie od małego ogromnej wartości życia. Życia które potem młodzi wegetują w nudnych placówkach gdzie traktowani są jako część bezbarwnej masy. Wmawia się im nową teorię o wyższości nauki nad siłą. Mówi się dużo o oświeceniu leżącym w księgach. Gdy docierają na studia dowiadują się, w zależności od tego jak ich obdarowano talentami, że albo są geniuszami, których każdy będzie chciał wykorzystać. Będą obładowywani pracą i będzie się na nich polegać. A gdy zawiodą zostaną zastąpienie przez jedną z swoich piętnastu wytresowanych szczeniaczych kopii. Albo gdy są mniej zdolni dojdzie do nich, iż nie są tak wyjątkowi i usłyszą kolejne kłamstwo. O tym że każdy jest wyjątkowy i potrzebny .... Społeczność żyjąca w ciągłej pętli kłamstw napewno może powodować zapędy samobójcze. Jest to trudna do za akceptowania ideologia. Bo na pierwszy rzut oka jest pesymistyczna i nie jest zbyt socjalna. Jednak ona niesie mi wyzwolenie i świadomość prawdy. Cieszy mnie to co cieszy mnie ! Mam gdzieś to czy kogokolwiek śmieszą moje żarty ( taki trywialny przykłąd) interesuje mnie tylko moje dobre samopoczucie. Mam swoją ukochaną i wiem że miłość to samolubne uczucie. Chcę być z nią i chcę ją uszczęśliwiać i sprawiać by czułą się wyjątkowa, jednak robie to dlatego że sprawia mi to przyjemność. Świat mój kręci się w okół mnie i to jest prawdziwe szczęście ... A apogeum tego wszystkiego będzie dla mnei chwila gdy osiągne stanowisko które pozwoli mi nie przejmować się zdaniem innych ( aktualnie jestem studentem i jeśli profesor powie że moja praca jest nie zgodna z jego oczekiwaniami to nawet jeśli będzie świetna i tak nie ma wartości o takie ograniczenie mi chodzi ) żyć tak jak ja chcę. To jest szczęścię. Samobójstwa dla mnie to efekt tego, iż nasz aktualny świat coraz bardziej przypomina mrowisko. Przykład Grecji, jedno państwo podupada i wszystkie mu pomagają. Nie z jakiś głupich pobudek moralnych a z powodu obawy o system. A ten system mimo że pozwala nam władać światem itp. To zniewala jednostkę w postaci robotnicy. A wielu którzy dojrzą prawdę w tej matni kłamstw, przestają widzieć zawsze obiecany z góry dany cel i nie wytrzymują i się zabijają. Inni sięgają po narkotyki jeszcze inni zaczynają z tym walczyć ( jeden na system to trochę jak samobójstwo) i są ci który po prostu korzystają z tej wiedzy ... W żadnym rozwiązaniu mimo, że też uważam zażywanie narkotyków za oznakę słabości i głupoty, można dostrzec minimum sensu i racji. Nie powinno się żadnego przekreślać jeśli chce się mieć czysty pogląd na całość. Jeśli skreślamy jaką ktokolwiek możliwość, która ma w sobie ziarnko logiki stajemy się ignorantami. A czy oddanie się narkotykom z powodu przyjemności, sympatii względem stanu odurzenia, nie ma za grosz logiki? Nie mogę się zgodzić. Ale się rozpisałem .... przepraszam nie mam okazji na co dzień z nikim pogadać na tematy filozoficzne. Może i dlatego że jestem upartym i trudnym rozmówcą a może i dlatego że nie spotkałem godnego rozmówcy XD ( pewnie to pierwsze )
Wynegocjuj limity pochwał na tym forum.
Ale dlaczego ludzie ryzykują zdrowiem i życiem w takich eskapadach? Czy to aby nie jest zwyczajna narkomania? Nieodparta potrzeba takiej dawki adrenaliny, jakiej w normalnych warunkach zdobyć się nie da?
Nie szkoda Tobie czasu na pisanie takich truizmów.
Czy wierzysz w niepokalane poczęcie Maryi - matki Jezusa??
Wszyscy katolicy chyba musza w to wierzyć??