ďťż

Prawda - od strony jakby trochę lirycznej

Baza znalezionych fraz

polsk riksdag

Prawda
Ludzie myślą sobie: jest prawda,
to ta, którą ktoś albo coś
przyszpili
umocuje w twardych ramach nie do podważenia
i wszyscy to będą musieli uznać
bo zawsze będzie w niej trwałość
i taksamość

Ale prawda
ta jedyna rzeczywista i znana
czyli dotykana umysłem
gdy ją chcesz, możesz użyć
i tak
zawsze
musi zacząć się w Tobie
zaczepić o coś, co zrozumiałeś
odczułeś
a może tylko silniej przeczuwasz

Wiem, pomyślisz,
przecież nie o to chodzi
prawda ta prawda,
musi być jedna
większa niż inne rzeczy
niż te głupie gadki
albo jakieś blebleble

Tylko że
ta domniemana „większa” prawda
ta najtwardsza i przyszpilona
to w istocie coś,
czego nikt nie widział
ani do niczego nie zastosował

Nie przyszpilisz prawdy
bo nie masz dla niej odpowiedniej szpilki
A nawet gdybyś taką szpilkę znalazł
to byś nie wiedział
w które dokładnie miejsce prawdy dziubnąć.


Jest taki typ wierszy, który by można nieuprzejmie nazwać czkawką.
Pisze się jakieś zdanie, na przykład

"Nie przyszpilisz prawdy, bo nie masz dla niej odpowiedniej szpilki, a nawet gdybyś taką szpilkę znalazł, to byś nie wiedział, w które dokładnie miejsce prawdy dziubnąć."

Zdanie to, jak widzimy, nie jest skomplikowane ani odkrywcze, obrazuje naturalny stan niewiedzy podmiotu lirycznego, który mówiąc do kogoś przekazuje raczej opis własnej klęski poznawczej.
Czkawka polega natomiast na zapisaniu tego zdania w postaci pociachanej, zwersyfikowanej tak, jak by wersyfikował osobnik wyposażony w czkawkę niewątpliwej jakości i niebanalnej częstotliwości.

Nie jest
jednak poezją
zdanie tylko dlatego
żeś je
według uznania
strasznie pociachał, kolego.

Jest taki typ wierszy, który by można nieuprzejmie nazwać czkawką.
Pisze się jakieś zdanie, na przykład

"Nie przyszpilisz prawdy, bo nie masz dla niej odpowiedniej szpilki, a nawet gdybyś taką szpilkę znalazł, to byś nie wiedział, w które dokładnie miejsce prawdy dziubnąć."

Zdanie to, jak widzimy, nie jest skomplikowane ani odkrywcze, obrazuje naturalny stan niewiedzy podmiotu lirycznego, który mówiąc do kogoś przekazuje raczej opis własnej klęski poznawczej.
Czkawka polega natomiast na zapisaniu tego zdania w postaci pociachanej, zwersyfikowanej tak, jak by wersyfikował osobnik wyposażony w czkawkę niewątpliwej jakości i niebanalnej częstotliwości.

Nie jest
jednak poezją
zdanie tylko dlatego
żeś je
według uznania
strasznie pociachał, kolego.

Obiecałem sobie nie odpowiadać na posty Malaavi. Ale, że się wyniósł z tego forum ostatnio, to - już raczej dla innych Czytających - skomentuję.
W sumie cieszę się, że tak negatywnie zostałem skomentowany z racji mojego tekstu. Piszę tekstu - bo czy to jest "wiersz" - nie będę się upierał. W zasadzie bycie wierszem nie jest tu jakąś istotną sprawą. Chyba jest to jakaś forma pójścia w stronę liryczną, ale pewnie nie jakoś szczególnie silna, czy konsekwentna. Kiedyś użyłem w odniesieniu do podobnych moich pisanin terminu osobistego "wierszoproza". Jeżeli dla Czytającego ów tekst dorósł do rangi wiersza, to niech tak zostanie, jeśli nie, to też nie będzie problem...
Wracając jednak do komentarza w części bardziej merytorycznej. Mój Przedpisca użył sformułowania "obrazuje naturalny stan niewiedzy podmiotu lirycznego, który mówiąc do kogoś przekazuje raczej opis własnej klęski poznawczej." - pisząc chyba o mnie.
Powiem - ma rację!
Mój, od wielu postów i w licznych dyskusjach programowo nieprzychylny mi Przedpisca słusznie zauważa, że główną myślą z całego wspomnianego tekstu jest świadomość niewiedzy.
A ja w owym wierszu - niewierszu jestem przekonany, że warto się nad ową niewiedzą pochylić. Mój Przedpisca, zdaje się zauważa w tej niewiedzy przede wszystkim ten najbardziej potrzebny mu do polemiki element - czyli: ale ten Dyszyński jeszcze raz okazał się "niewiedzącym" (w domyśle, a inni to są wiedzący, czyli mądrzejsi). Więc ja też jeszcze raz przyznam się - faktycznie niewiedzącym jestem. Ale pytaniem, które jest tutaj na tapecie byłoby: skąd właściwie jest ta niewiedza?...
- Czy z wrodzonej głupoty?
- Może z lenistwa?
- tu można by mojemu Szanownemu Przedpiscy jeszcze podrzuć parę powodów, które przydałyby się do pogrążenia wrednego Dyszyńskiego, albo każdego innego obrzydliwie niewiedzącego. Nie ma sensu ich wymieniać, bo z kolei ja tutaj niewiedzę chciałbym właśnie wziąć na klatę i przyjrzeć się jej ze zrozumieniem, a nawet pewnego rodzaju sympatią.
Bo wśród różnych typów niewiedzy są typy zupełnie szczególnego rodzaju
- niewiedza nieusuwalna, filozoficzna, związana z samą istotą prawdy
A ja pozwolę sobie tutaj uwypuklić ów problem z niewiedzą, który nie jest zawiniony, nie jest "głupi". Oto twierdzę, że niewiedza i wiedza nie są czymś oczywistym, pewnym, zawsze weryfikowalnym. Mamy jakieś swoje obrazy świata i siebie, ale to, co z tego zaklasyfikujemy jako wiedzę, a co jako niewiedzę jest kwestią w dużym stopniu uznaniową, jest kwestią pewnego wyboru.
Wiedza naiwna, a wiedza świadoma
Pamiętam, gdy kształciłem się na pierwszym roku fizyki, usłyszałem myśl, że każda zmierzona wielkość fizyczna powinna mieć podany błąd pomiarowy. Jeśli tego błędu nie znamy, to pomiar jest praktycznie bezwartościowy. Wtedy nie do końca rozumiałem wagę tego stwierdzenia, ale dziś nieco więcej rozumiem w tej kwestii. Chodzi m.in. o to, że ten sam "fakt" zapisany w umyśle, ten sam model rozumowania (modelom też można przypisać coś będącego odpowiednikiem "błędu" pomiarowego), będzie miał zupełnie inny status, w zależności od tego, czego chcemy, co w danym momencie jest ważne. Np. gdy podajemy rozmiar swojego ciała w pasie, to liczba wyrażona w cm, mająca błąd rzędu 1 cm jest właściwym poziomem błędu. Zupełnie inna wartość błędu ma znaczenie przy podawaniu odległości z Warszawy do Nowego Jorku, a jeszcze inna przy określaniu rozmiaru bakterii.
Jest więc szczególny rodzaj wiedzy - to WIEDZA O WŁASNYCH OGRANICZENIACH, albo inaczej wiedza o własnej niewiedzy. Kiedyś przyszło mi do głowy takie sformułowanie: prawdziwym głupcem nie jest ten, który mało wie, ale ktoś, komu wydaje się, że wszystko wie.
Jeszcze inaczej mówiąc - nie ma wiedzy absolutnej. Każda prawdziwa, pełna wiedza musi zawierać również informacje o swoich granicach, o tym gdzie się ona kończy.
Ludzie chcą "wiedzieć" tak do końca, tak naprawdę, tak bardzo. Ale z tą wiedzą jest tak, że im bardziej chcemy, tym bardziej efekt owego chcenia rozmywa się. Wiedza o największym znaczeniu, najbardziej budująca świadomość jest chyba takim przedziwnym połączeniem całości i szczegółu - całość składa się ze szczegółów, a szczegóły ukazują swój sens w kontekście całości. Kto o tym zapomina, kto zbyt mocno wyróżni jeden jedyny szczegół, próbując nadać mu znaczenie wyrwane z kontekstu, ten fałszuje sobie obraz świata.
Dalej więc będę się upierał, że prawdy i wiedzy nie da się przyszpilić i ustawić na piedestale, jako niepodważalny konkret. Żadna książka, choćby najmądrzejsza nie znaczy nic, jeśli napisana byłaby w języku, którego nikt już nie pamięta, której nikt nie jest w stanie przeczytać.