ďťż

6 maja - Notatki połamańca - Love me gender

Baza znalezionych fraz

polsk riksdag

W radiu było dziś o myszkach.

Chciałem więc sobie obejrzeć myszkę, chociażby na znaczku. Tymczasem u mnie w klaserze najłatwiej znaleźć nie mysz, ale kota:


Po myszy trzeba wybrać się przynajmniej do Islandii albo na Madagaskar (w dalekiej Japonii też są, ale tylko bajkowe):
To nie fair, bo myszy nie tylko zjadły Popiela, ale w ogóle wiele nas nauczyły. O takiej to nauce było zresztą w radiu.

Okazuje się bowiem, że panie myszki zapamiętują w zupełnie inny sposób, niż czynią to panowie myszowie. Różnica jest na dodatek biologiczna, chodzi bodajże o inny rodzaj białek, które biorą udział w procesie zapisywania informacji w mózgu. Ma o swoje całkiem poważne konsekwencje: panie chorują znacznie częściej na Alzheimera, niż panowie. U myszy i u ludzi też.

To odkrycie było podobno politycznie niepoprawne, ale na fakty nic się nie poradzi. Co więc na to feministki, emancypantki i inne gendery brzydkie?
Przynajmniej tak byłby gotów zapytać ten czy ów. Temat to zresztą znany, pytanie też, bo przecież te pamiętliwe myszki to nie jedyny przykład biologicznej różnicy pomiędzy kobietami i mężczyznami.

Ano właśnie. To klasyczne pytanie jest jednocześnie klasycznym przykładem niezrozumienia, o co chodzi a o co nie chodzi z tą równością.

To trochę podobne, jak z równouprawnieniem ras.
Równouprawnienie ras nie polega na tym, żeby wszystkich siłą przerobić na biało albo na czarno, czy nawet sprawiedliwie na szaro - i przy okazji zdeptać Wartości. Tak samo "gender" nie polega na tym, żeby kobiety i mężczyzn przerabiać na chłopobaby - i zniszczyć w ten sposób rodzinę.

Nie, nie chodzi o to, żeby w jakimkolwiek celu, bezbożnym czy zbożnym, zapominać o różnicach biologicznych. Równość ludzi polega na tym, każdy człowiek powinien mieć podobne szanse znalezienia i zrealizowania takiego stylu życia, jaki jest do jego indywidualnych cech najbardziej dopasowany.

Co oznacza też sprawiedliwy - w sensie tych podobnych szans - podział praw i obowiązków. Profesor Magdalena Środa powiedziała kiedyś coś mniej więcej takiego: "Różnice pomiędzy mną i moim mężem są piękne i pożyteczne, ale rzecz w tym, żeby on też zmywał po obiedzie".

Rodziny to nie narusza. Wisława Szymborska opisała to tak:
        Uśmiechnięci, wpółobjęci
        spróbujemy szukać zgody,
        choć różnimy się od siebie
        jak dwie krople czystej wody.
Czyli, mówiąc krótko: LOVE ME GENDER!

    Youtube: Elvis Presley, Love Me Tender



    Gender jest przereklamowane. I nie wiadomo o co w tym wszystkim naprawdę chodzi. Jeśli chodzi o gejów to wiadomo, ale gender?

    Gender jest przereklamowane. I nie wiadomo o co w tym wszystkim naprawdę chodzi.
    Ja też się tu gubię. Weźmy to przebieranie chłopców w dziewczęce ciuszki. Czy chodzi tu o to, aby różnicować, czy - odwrotnie - aby odróżnicowywać (hehe) płcie?
    Jeśli ubieramy jakieś dziecko w ubranko UZNAWANE za właściwe dla jakiejś płci, to chyba aspirujemy do różnicowania - zwracamy uwagę na różnice, akceptujemy że różnica tego rodzaju jest czymś wartym podkreślenia. W przeciwnym bowiem razie ubieralibyśmy wszystkie dzieci w identyczne, bezpłciowe uniformy, co różnice między płciami by niwelowało. Jednak za chwilę ten sam gender deklaruje, że chodzi przecież o to, aby jakoś te kulturowe różnice między płciami właśnie zacierać, aby było jak najmniej wyróżniania płci tej, czy innej. Czyli właściwie jak chcą te gendery? - różnicować, czy odwrotnie?...
    Ja po prostu nie wiem o co tu chodzi. Czy twórcy tych programów genderowych to wiedzą, czy też robią coś tak ogólnie "żeby się działo w tym temacie"?
    Normalnie, naturalnie to się na golasa żyło. Potem doszły jakieś ubrania, łachmany, mody... I..chuj bombki strzelił.


    Ja wole aby facet prasował niż zmywał naczynia. Szczególnie swoje spodnie!

    Ja wole aby facet prasował niż zmywał naczynia. Szczególnie swoje spodnie! Ja tam wolę, by facet dymał...

    Równość ludzi polega na tym, każdy człowiek powinien mieć podobne szanse znalezienia i zrealizowania takiego stylu życia, jaki jest do jego indywidualnych cech najbardziej dopasowany. Czy najbardziej dopasowanym stylem życia do cech mężczyzny jest styl życia kobiety??


    Ja też się tu gubię. Weźmy to przebieranie chłopców w dziewczęce ciuszki. Czy chodzi tu o to, aby różnicować, czy - odwrotnie - aby odróżnicowywać (hehe) płcie?
    Jeśli ubieramy jakieś dziecko w ubranko UZNAWANE za właściwe dla jakiejś płci, to chyba aspirujemy do różnicowania - zwracamy uwagę na różnice, akceptujemy że różnica tego rodzaju jest czymś wartym podkreślenia.


    W przeciwnym bowiem razie ubieralibyśmy wszystkie dzieci w identyczne, bezpłciowe uniformy, co różnice między płciami by niwelowało.


    No i do tego się dąży, różowe wdzianko wkrótce będzie bezpłciowym uniformem.

    ...a coraz bardziej właśnie o, również wspomnianego, "babochłopa"- co nie zawsze musi się kojarzyć z czymś złym, nienormalnym. Ale "oni" chcą chyba jeszcze więcej: aby chłopobaba stała się wzorcem normalności!

    Czy najbardziej dopasowanym stylem życia do cech mężczyzny jest styl życia kobiety??[/color]


    Czy każdy mężczyzna ma te same cechy? Czy Janusz Korwin Mikke ma te same cechy co Robert Biedroń?

    A co to jest styl życia kobiety? Myśli Pan, że styl życia jakieś naukowczyni, odpowiada stylowi życia piosenkarki, dziennikarki lub przeciętnej Matki Polki?

    Eh, genderyści jeszcze mają dużo do zrobienia...


    W przeciwnym bowiem razie ubieralibyśmy wszystkie dzieci w identyczne, bezpłciowe uniformy, co różnice między płciami by niwelowało.


    No i do tego się dąży, różowe wdzianko wkrótce będzie bezpłciowym uniformem.
    Jak się koncepcja równania wszystkiego rozszerzy, to pewnie będziemy wyrównywać nie tylko płcie. Wzrost można wyrównywać (obowiązkowym - ustawowym, ewentualnie kulturowo - lobbystycznym) zakładaniem wysokich obcasów przez niskich, a płaskich butów przez wysokich. Problem różnego koloru włosów można załatwić farbowaniem wszystkich fryzur na jeden - np. wybrany w powszechnym głosowaniu - kolor. Różnica w inteligencji, tak mocno różnicująca społeczeństwo, da się jakoś zmniejszyć poprzez powszechne badania IQ u dzieci, a potem posyłanie tych bystrych do wyjątkowo debilnych szkół, a wszystkich wolniej myślących poddawaniu superprogramom edukacyjnie rozwijającym. Najprościej jest chyba z nierównościami w urodzie - wszystkich ładnych da się stosunkowo łatwo oszpecić, a największym brzydalom można załatwić operacje plastyczne.

    Czy warto tak wszystko wyrównywać?...
    - Jeśli kryterium jest to, ze po prostu sam fakt nierówności stanowi konieczność wyrównywania, to chyba tak. To przesądza sprawę. Z resztą na pewno każda nierówność gdzieś tam - historycznie i współcześnie - skutkowała jakąś formą dyskryminacji. Więc pewnie jest dodatkowy powód, aby wszyscy zrobili się jakoś tacy sami.
    Jak by tak wszystko fajnie wyrównać, to byśmy wreszcie mieli "idealne" społeczeństwo.
    Byłoby trochę nudniej, byłby pewnie zamordyzm wobec tych, co się wychylają, ale przynajmniej byłoby "sprawiedliwe".

    Jeśli jednak nierówność potraktujemy z mniejszą fobią, jeśli zgodzimy się, że fakt zróżnicowania zdolności, siły, inteligencji, urody, a nawet funkcji społecznych i kulturowych są (przynajmniej potencjalnie) pewnym darem dla społeczeństwa, bo dzięki niemu da się zagospodarować różne nisze potrzeb ludzkości, to wtedy konieczność "zrównywania bo jest nierówno" wyda się absurdem.
    Nie jest niczym złym, że osobnicy chromosomami XX będą częściej ubierali się kolor K1, niż osobnicy z chromosomami XY (którzy wybierają - a jakże - kulturowo) kolor K2. Kolor, to kolor - sam w sobie niczego złego nie tworzy. Zielony nie jest "gorszy" od czerwonego, a żółty nie "upokarza" tych, którzy ubierają się częściej na fioletowo. Jeśli ktoś z kolorami ubioru wiąże koncepcję dyskryminowania, upokarzania, dominacji, to fantazjuje na maksa. Można zamienić "kulturowość" ubiorów kolorystycznych na odwrotne i to wcale nie zmieni takich problemów jak agresja, spychanie słabszych na margines. To nie kolor jest tu istotny. Jeśli z czymś warto walczyć, to nie z różnicowaniem się kolorami, czy krojem ubioru, ale Z SAMĄ AGRESJĄ, Z PONIŻANIEM, DYSKRYMINOWANIEM. O to mi chodzi - nie bierzmy czysto zewnętrznych aspektów jako istoty problemu.

    Właściwie to nawet jestem za zrównywaniem wielu nierówności. Jestem za wydźwignięciem tych zepchniętych na dno, a pewnym przytarciem różków tym, którzy się zbyt rozkochali w swojej "lepszości". Ale powód po temu jest inny, niż "bo jest nierówno". Dobrym powodem dla walki z nierównością jest krzywda, cierpienie, przemoc, wyzysk. Dobrym powodem jest niewykorzystanie umiejętności, zdolności ludzi, zepchnięcie ich do roli, w której ich możliwości się marnują. Ale nie sam fakt nierówności.
    Nierówność jako taka jest neutralna. Kucyk nie jest gorszy od mustanga, dlatego że jest małym konikiem. Zminiaturyzowany procesor jest nawet lepszy od tego dużego - niezminiaturyzowanego. Nie bierzmy cech zewnętrznych, za istotę sprawy. Dajmy ludziom prawo do różnicowania się, do jakiejś formy nierówności zewnętrznej, a piętnujmy to co rzeczywiście złe: agresję, wyzysk, spychanie na margines.

    ...a coraz bardziej właśnie o, również wspomnianego, "babochłopa"- co nie zawsze musi się kojarzyć z czymś złym, nienormalnym. Ale "oni" chcą chyba jeszcze więcej: aby chłopobaba stała się wzorcem normalności!

    Czy najbardziej dopasowanym stylem życia do cech mężczyzny jest styl życia kobiety??


    Czy każdy mężczyzna ma te same cechy? Czy Janusz Korwin Mikke ma te same cechy co Robert Biedroń?

    A co to jest styl życia kobiety? Myśli Pan, że styl życia jakieś naukowczyni, odpowiada stylowi życia piosenkarki, dziennikarki lub przeciętnej Matki Polki?

    Eh, genderyści jeszcze mają dużo do zrobienia...

    W wątku dopasowania, miałam raczej śfińskie skojarzenia, do których R.Biedroń nijak pasuje czyli w sam raz pasuje do gender.

    Różowy już był dla chłopców - przed wojną , ale o gender jeszcze nikt wtedy nie słyszał jak mniemam.

    Normalnie, naturalnie to się na golasa żyło. Potem doszły jakieś ubrania, łachmany, mody... I..chuj bombki strzelił.

    Ach, toż to prawdziwe marzenie!

      Henri Rousseau, Marzenie I, 1910. Museum of Modern Art, Nowy Jork.


    Ja tam nie widzę bombek, na golasa to od razu trąciło utopią, nie marzeniem .... chyba, że Chałupy welcome to
    ale obrazek całkiem przyzwoity, w formie tekstylnego dzieła na ścianę by się nadał.


    Czy warto tak wszystko wyrównywać?...


    Nie jest niczym złym, że osobnicy chromosomami XX będą częściej ubierali się kolor K1, niż osobnicy z chromosomami XY (którzy wybierają - a jakże - kulturowo) kolor K2. Kolor, to kolor - sam w sobie niczego złego nie tworzy. Zielony nie jest "gorszy" od czerwonego, a żółty nie "upokarza" tych, którzy ubierają się częściej na fioletowo. Jeśli ktoś z kolorami ubioru wiąże koncepcję dyskryminowania, upokarzania, dominacji, to fantazjuje na maksa.


    Jeśli z czymś warto walczyć, to nie z różnicowaniem się kolorami, czy krojem ubioru, ale Z SAMĄ AGRESJĄ, Z PONIŻANIEM, DYSKRYMINOWANIEM. O to mi chodzi - nie bierzmy czysto zewnętrznych aspektów jako istoty problemu.


    Ma Pan rację, nie chodzi o zewnętrzne aspekty. Chodzi o kolorowe konotacje. Inwazja różu w życiu dziewczynek poniża je i dyskryminuje tym, że je wszystkie urabia na to samo i to często krzywdzące kopyto - wszystkie mają być słodkimi jak cukiereczki, infantylnymi księżniczkami. Tak więc niech Pan ma na uwadze, że i mnie o istotę problemu chodzi.



    Róż jest najbardziej unikanym przez chłopców/mężczyzn kolorem. Ci, którzy na róż się decydują, ryzykują komentarzami a la "pedzio", "ciota".


    Inwazja różu w życiu dziewczynek poniża je i dyskryminuje tym, że je wszystkie urabia na to samo i to często krzywdzące kopyto - wszystkie mają być słodkimi jak cukiereczki, infantylnymi księżniczkami. Tak więc niech Pan ma na uwadze, że i mnie o istotę problemu chodzi.


    Inwazja po prostu udziela się dziewczynkom w mniejszym lub większym stopniu i to one częściej terroryzują różem otoczenie (z rodzicami włącznie), czy to oznacza, że same się poniżają i dyskryminują (w mniejszym, lub większym stopniu) no a kiedy już dopada je różowstręt, to co to oznacza? ... można by nawet zdefiniować jakąś skalę odporności na róż i dać pole do popisu psychologom i socjologom
    A jak ktoś nie cierpi różowego kolorku to już jest anty-ciota i homofob, czy tylko co ?


    A jeszcze nie tak dawno, Olek K. jako urzędujący prezydent wylansował modę na różowe koszule i na zestaw niebieski krawat+różowa koszula, jak i na odwrót - koszula niebieska+różowy krawat i nikt go za to "ciotą" nie nazwał... czyli te różowe schizy to dosyć świeża sprawa jest.


    Inwazja po prostu udziela się dziewczynkom w mniejszym lub większym stopniu i to one częściej terroryzują różem otoczenie (z rodzicami włącznie), czy to oznacza, że same się poniżają i dyskryminują (w mniejszym, lub większym stopniu)


    no a kiedy już dopada je różowstręt, to co to oznacza? ... można by nawet zdefiniować jakąś skalę odporności na róż i dać pole do popisu psychologom i socjologom


    Różowstręt może mieć równie patologiczne podłoże jak różofilia. Szczególnie w przypadku mężczyzn, którzy nienawidzą różu, bo im się kojarzy z "babami" i "pedałami".

    (...) w przypadku mężczyzn, którzy nienawidzą różu, bo im się kojarzy z "babami" i "pedałami".
    A jak się nie kojarzy jednak z babkami lub tęczowymi, tylko różowawy kolor uważają (zdarza się i tak) za chujowiutki to co ?
    To najpewniej znaczy, że ich różowstręt nie jest patologiczny, może Pan odetchnąć z ulgą

    To najpewniej znaczy, że ich różowstręt nie jest patologiczny, może Pan odetchnąć z ulgą To cieszy jednak, nie jestem homofobem, ani antyfeministą. Cóż za ulga...

    Poza tym co ja tam za Pan ?

    Maniek, Maniutek jestem - la niepoznaki zwany hushek

    Czyli normalność jest stopniowalna? Babochłop jest normalny ale tylko do pewnego stopnia, za mało normalny, żeby stanowić wzór?
    Czy każdy mężczyzna ma te same cechy? Czy Janusz Korwin Mikke ma te same cechy co Robert Biedroń?
    A co to jest styl życia kobiety? Myśli Pan, że styl życia jakieś naukowczyni, odpowiada stylowi życia piosenkarki, dziennikarki lub przeciętnej Matki Polki?
    To zapytam inaczej: tobie to się wsadza, czy ty wsadzasz? A może wy, popaprańcy, chcecie i wsadzać i żeby wam wsadzano? Zjeść ciastko i mieć ciastko?? Ni chuja się nie da!

    Nie- nie jest w ogóle normalny, bo jest wymyślony i w sprzeczności z przyrodzonymi cechami. Jednak na pewne "nienormalności" można przystać pod pewnymi warunkami- szczególnie co do szkodliwości danej osobie oraz szkodliwości społecznej.

    To zapytam inaczej: tobie to się wsadza, czy ty wsadzasz? A może wy, popaprańcy, chcecie i wsadzać i żeby wam wsadzano? Zjeść ciastko i mieć ciastko?? Ni chuja się nie da![/color]


    Każde ludzkie ciało jest wyposażone w "dziurki" i "klucze", nie trzeba mieć ani szczególnie rozwiniętej fantazji, ani wymyślnych gadżetów, żeby poćwiczyć zarówno wsadzanie, jak i dawanie. Ma Pan więcej błyskotliwych pytań?

    Róż przestał być tylko kolorem, to znacznik infantylności, księżniczkowatości, kiczu i pudru.
    Tylko czyj to właściwie problem?...
    Ja nie odpowiadam za czyjeś różofobie, czy inne koloromanie. Właściwie to uważam za stosowne zbytnio kłopotać swojej ślicznej główki tym, że komuś na kolorowo odbiło. A już szczególnie oskarżanie o to jakiegoś męskiego szowinizmu, homofobów, wegetarian, czy cyklistów nie wydaje mi się celowe.

    Ze swojego doświadczenia dodam tylko, że noszę wąsy. Noszę je mniej więcej od 20 lat. Część ludzi wąsów nie lubi. Parę lat temu mój kolega z pracy oświecił mnie, że w środowiskach gejowskich wąs jest bardzo modny i że w ogóle jest nawet formą rozpoznawania tej orientacji. Przez pewien czas zastanawiałem się, czy nie zgolić mojego podnosowego owłosienia twarzy (aby pewnym sympatycznym panom nie robić nadziei na jakieś awanse z mojej strony). Ale ostatecznie uznałem, że to czyjś problem, czy z wąsami wiąże jakieś dodatkowe cechy, czy nie. I dalej naszę wąsy, nie dbając o to, czy komuś się to kojarzy, czy też nie.
    A nawet jestem dumny z mojej odwagi cywilnej w tym zakresie
    Ale na poważnie.
    Nie uważam, aby poważni ludzie powinni dawać się wodzić za nos z powodu tego, że ktoś sobie coś ubrdał w jakimś temacie. Tak po prostu. Dotyczy to także różu w ubiorze.

    Ludzie wierzą w różne dziwne rzeczy -duchy, elfy, Boga, ale jak już w te rzeczy wierzą, to zazwyczaj nie podważają ich istnienia. Pan zaś mówi - nie wierzę w duchy, ale się ich boję
    A może mi Pan uprzytomnić, jak to możliwe, że coś jest jednocześnie wymyślone, w sprzeczności z przyrodzonymi cechami oraz istniejące w rzeczywistości, mogące sobie i jej szkodzić?

    Każde ludzkie ciało jest wyposażone w "dziurki" i "klucze", nie trzeba mieć ani szczególnie rozwiniętej fantazji, ani wymyślnych gadżetów, żeby poćwiczyć zarówno wsadzanie, jak i dawanie. Ma Pan więcej błyskotliwych pytań?
    Mam. Np. czy ci staje do wewnątrz? A, żebyś mnie zrozumiało, zapytam inaczej: masz wzwód endomorficzny?


    Nie uważam, aby poważni ludzie powinni dawać się wodzić za nos z powodu tego, że ktoś sobie coś ubrdał w jakimś temacie. Tak po prostu. Dotyczy to także różu w ubiorze.


    A ja uważam, że (nad)wrażliwi ludzie też są poważni. Zaś naigrawanie się z cudzej (nad)wrażliwości uważam za skrajnie niedojrzałe.

    Gdyby każdy sobie jednakowo sprawnie radził ze społecznymi uprzedzeniami, dyskryminacją etc., nikt by nie robił z tych zjawisk problemu. Szanujmy swoją różnorodność.

    Ciekawe, że w innych tematach stawał Pan w obronie prawa do słabości, że nie każdy musi być silną, przebojową osobowością, nie przejmującą się tym, co ludzie gadają, a tutaj Pan taka słabość interpretuje negatywnie jako brak powagi.


    Nie uważam, aby poważni ludzie powinni dawać się wodzić za nos z powodu tego, że ktoś sobie coś ubrdał w jakimś temacie. Tak po prostu. Dotyczy to także różu w ubiorze.


    A ja uważam, że (nad)wrażliwi ludzie też są poważni. Zaś naigrawanie się z cudzej (nad)wrażliwości uważam za skrajnie niedojrzałe.

    Gdyby każdy sobie jednakowo sprawnie radził ze społecznymi uprzedzeniami, dyskryminacją etc., nikt by nie robił z tych zjawisk problemu. Szanujmy swoją różnorodność.

    Ciekawe, że w innych tematach stawał Pan w obronie prawa do słabości, że nie każdy musi być silną, przebojową osobowością, nie przejmującą się tym, co ludzie gadają, a tutaj Pan taka słabość interpretuje negatywnie jako brak powagi. A czym się twoja (nad)wrażliwość przejawia np.? Ja dostrzegam bardziej w twych wypowiedziach raczej wybujałą fantazję w kierunku "nie bycia, czym się jest", niż jakąś wrażliwość.
    A czy staję po stronie słabszych? Nie koniecznie. Bardziej respektuję prawo natury, że lepiej ma lepiej dostosowany. Jednak ludzka cywilizacja nie faworyzuje już lepiej przystosowanych, tylko "lepiej pomerdanych", zakręconych, cwaniaków i kłamców. To nie jest prawo naturalne, tylko ludzkie wymysły.
    ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
    Ups, to nie było do mnie. Przepraszam. No, ale też wyraziłem swoje zdanie na pewien temat. Sorki jeszcze raz.

    Mam. Np. czy ci staje do wewnątrz? A, żebyś mnie zrozumiało, zapytam inaczej: masz wzwód endomorficzny?[/color]

    Ponieważ wyznał Pan, że jestem Pańskim wymysłem (swoim być nie mogę, bo mnie nie ma), odpowiedź na to pytanie pozostawiam Panu. Proszę dowolnie spuszczać swoje wody fantazji.


    Nie uważam, aby poważni ludzie powinni dawać się wodzić za nos z powodu tego, że ktoś sobie coś ubrdał w jakimś temacie. Tak po prostu. Dotyczy to także różu w ubiorze.


    A ja uważam, że (nad)wrażliwi ludzie też są poważni. Zaś naigrawanie się z cudzej (nad)wrażliwości uważam za skrajnie niedojrzałe.

    Gdyby każdy sobie jednakowo sprawnie radził ze społecznymi uprzedzeniami, dyskryminacją etc., nikt by nie robił z tych zjawisk problemu. Szanujmy swoją różnorodność.

    Ciekawe, że w innych tematach stawał Pan w obronie prawa do słabości, że nie każdy musi być silną, przebojową osobowością, nie przejmującą się tym, co ludzie gadają, a tutaj Pan taka słabość interpretuje negatywnie jako brak powagi.
    Eeee tam.
    Nie rozumiem kompletnie odczytania moich słów jako "naigrawanie się". Ja się z nikogo nie naigrawam. Po prostu piszę, że tak nam się robi, ze na co dzień musimy znosić multum różnych nieakceptacji, uprzedzeń, błędnych odczytań intencji (jak np. tego mojego posta). To dla rozsądnego cżłowieka nie powinien być problem. Bo jak to stanie się problemem, to już nic, tylko przyłożyć lufę do swojej skroni.
    Jedną z ważniejszych oznak dojrzałości jest wg mnie pogodzenie się z (przykrym, co cóż...) faktem bycia nie akceptowanym, czasami nie lubianym, nietolerowanym. Człowiek ocenia wszystko co widzi i czasem ocena jest negatywna.
    My z resztą też chyba dajemy sobie prawo oceniać czasem coś negatywnie...
    Jeśli tak, jesli prawo do wydawania negatywnych osądów przyznajemy sobie, to to chyba warto być sprawiedliwym i uznać to prawo u innych ludzi. Stąd wynika też, że jakoś trzeba wziąć na klatę problem bycia negatywnie ocenionym. Taki nasz człowieczy los...
    Co nie zmienia faktu, że w innych tematach o feminizmie i genderyzmie zarzuca Pan feministom/genderystom, że wodzą za nos biedne kobiety. A teraz wini Pan już nie tych, którzy wodzą za nos, lecz tych, którzy dadzą się wodzić.

    To jak to jest Panie Dyszyński? Feminizm krzywdzi te kobiety, nad którymi zwykł się Pan tak rozczulająco litować, czy one same się krzywdzą? Czemu Pan walczy z feminizmem a nie z niedojrzałością, tak jak tutaj?
    Czy mam rozumieć Wuju, że nic nie zrobisz z tym plugawym trollem, bo liczysz na „efekt Baryckiego”?!

    Ponieważ wyznał Pan, że jestem Pańskim wymysłem (swoim być nie mogę, bo mnie nie ma), odpowiedź na to pytanie pozostawiam Panu. Proszę dowolnie spuszczać swoje wody fantazji. Ponieważ dość dowolnie przekręcasz treść wypowiedzi innych forumowiczów, więc nie idzie na tobie postawić ani krzyżyka, ani klocka. W takim razie utrzymuj nadal swój kał na rzęsach, acz w innym zakątku internetu.

    Gender jest przereklamowane. I nie wiadomo o co w tym wszystkim naprawdę chodzi.
    Ja też się tu gubię. Weźmy to przebieranie chłopców w dziewczęce ciuszki. Czy chodzi tu o to, aby różnicować, czy - odwrotnie - aby odróżnicowywać (hehe) płcie?
    "?

    Sprawa jest banalna. Ja jako osoba trochę oderwana od rzeczywistości często popełniam rożne gafy.
    Gdy urodził się mój syn nie wiedziałam , ze chłopcy mają chodzić w niebieskim.
    Miał więc dużo różowych rzeczy. Wtedy zresztą nikt nie wybrzydzał. Dziecięce ubranka zdobywało się a nie kupowało.

    Myślę, że nikt rozsądny nie neguje różnic biologicznych między kobietą i mężczyzną.

    Czy to sugerowanie ról niekoniecznie tradycyjnych - sterowanie ręczne
    jest potrzebne?





    Inwazja po prostu udziela się dziewczynkom w mniejszym lub większym stopniu i to one częściej terroryzują różem otoczenie (z rodzicami włącznie), czy to oznacza, że same się poniżają i dyskryminują (w mniejszym, lub większym stopniu)


    A czym mają terroryzować, skoro w sklepach z odzieżą i zabawkami dostępny jest tylko róż? W kreskówkach wszystkie księżniczki mają różowe sukienki i różem wyłożone pokoje...Koleżanki w przedszkolu są różowe od stóp do głów...
    Dzieci oczywiście nie rozumieją (do czasu) tego, że są poniżane. Mają do tego prawo. Gorzej kiedy rodzice tego nie dostrzegają. Ostatnio przyszło mi się natknąć na pogaduszki o dzieciach w wykonaniu przyszłych mam, mówiły, że nie mogą się doczekać, jak będą ubierać swoje śliczne córeczki w różowiuteńkie ciuszki, bo chcą mieć w domu małe księżniczki. Nie dość, że trywializują te swoje potencjalne córki, to same siebie infantylizują. Zachowują się jak małe dziewczynki przebierające lalki Barbie, a nie dojrzałe do rodzicielstwa kobiety...

    Różowo, czy sraczkowo od stóp do głów - takie są początki estetyki w stylu dzidzia-piernik.

    .... z tymi księżniczkami, to jest jedno wielkie różowiuteńkie (czy jak tu ładnie określono chujowiuteńkie) oszustwo - uczciwszy jest zdrowy klaps w dupę od ojca,
    niestety dzisiejsze "księżniczki" nie mają szansy na to dobrodziejstwo.

    https://www.youtube.com/watch?v=Sxh9f8qpO2c&feature=youtu.be&t=11s

    lalalala.......
    http://wyborcza.pl/duzyformat/1,145316,17909632,Moj_zwykly_coming_out__Zadna_duma__zaden_wstyd.html
    Wyborczą jeszcze śmie tu cytować!

    Piotr Rokubungi
    Zapomniałom, że nie wolno czytać Wyborczej, oglądać TVN i innych reżimowych mediów Nie nadążam za tą młodzieżą.

    PS Nie musi Pan się podpisywać, ta czerwona czcionka mówi sama za siebie.
    https://www.youtube.com/watch?v=Qg_8euYa5dM&spfreload=10

    Zapomniałom, że nie wolno czytać Wyborczej, oglądać TVN i innych reżimowych mediów Nie nadążam za tą młodzieżą.

    PS Nie musi Pan się podpisywać, ta czerwona czcionka mówi sama za siebie.
    https://www.youtube.com/watch?v=Qg_8euYa5dM&spfreload=10
    Ty daltonisto płci chujowo-cipnej! To nie czerwony kolor.

    Wyborczą jeszcze śmie tu cytować!

    Piotr Rokubungi


    Wuj zabrania?



    https://www.youtube.com/watch?v=rhaLCn7ImiE

    Pani Kempa zaradzi na gendner.



    https://www.youtube.com/watch?v=rhaLCn7ImiE

    Pani Kempa zaradzi na gendner.


    Ostatnio w mediach temat ucichł. Ciekawe czy to tylko przez kampanię wyborczą, czy konserwatywni celebryci się dokształcili

    Wyborczą jeszcze śmie tu cytować!

    Piotr Rokubungi


    Wuj zabrania?



    https://www.youtube.com/watch?v=rhaLCn7ImiE

    Pani Kempa zaradzi na gendner. Wuj chyba nie. Ale rozum zabrania pewne rzeczy czytać i brać na poważnie.
    Istotowy rozum zaś się buntuje przed braniem na poważnie ludzi z uprzedzeniami, którzy łykną wszystko, co się pojawi w (strzelam) Rzeczpospolitej i odrzucą wszystko, co się pojawi w takiej Wyborczej.

    Takie zachowanie zdradza pewną słabość intelektualną. Ludzie pokroju Pana Piotrusia R. potrzebują pewnych autorytarnych zabezpieczeń, gdyż sami o własnych siłach nie są w stanie ocenić wartości prezentowanego materiału.

    Istotowy rozum zaś się buntuje przed braniem na poważnie ludzi z uprzedzeniami, którzy łykną wszystko, co się pojawi w (strzelam) Rzeczpospolitej i odrzucą wszystko, co się pojawi w takiej Wyborczej.

    Takie zachowanie zdradza pewną słabość intelektualną. Ludzie pokroju Pana Piotrusia R. potrzebują pewnych autorytarnych zabezpieczeń, gdyż sami o własnych siłach nie są w stanie ocenić wartości prezentowanego materiału.
    Nooo! Za to ty oceniasz nie mając czym; nie masz mózgu ani męskiego, ani żeńskiego- ergo nie masz mózgu w ogóle.
    A jeszcze coś żenującego pomarudzisz, to ci palnę w ten kaczy łeb, aż ci kapcie spadną! Sayonara dude!
    http://m.wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,106542,17926480,Lekarz_na_uczelni___Kazda_normalna_kobieta_chce_miec.html#ixzz3aHuw6Kgi

    o normalnych i nienormalnych kobietach, które co miesiąc tak mocno wściekają się, że nie zostały zapłodnione, że im rozum Bozia odbiera

    Gender jest przereklamowane. I nie wiadomo o co w tym wszystkim naprawdę chodzi.
    Ja też się tu gubię. Weźmy to przebieranie chłopców w dziewczęce ciuszki. Czy chodzi tu o to, aby różnicować, czy - odwrotnie - aby odróżnicowywać (hehe) płcie?
    To też było już przecież wielokrotnie poruszane. Chodzi o to, żeby przypadki transseksualizmu "wyautować" jak najwcześniej.

    Ja też się tu gubię. Weźmy to przebieranie chłopców w dziewczęce ciuszki. Czy chodzi tu o to, aby różnicować, czy - odwrotnie - aby odróżnicowywać (hehe) płcie?
    To też było już przecież wielokrotnie poruszane. Chodzi o to, żeby przypadki transseksualizmu "wyautować" jak najwcześniej.
    Z tym transseksualizem wcześniej diagnozowanym może być większy problem, niż bez owego diagnozowania. Na wczesnym etapie życia dziecko nie wie o swojej seksualności prawie nic, ale i inni też tego nie wiedzą. Prawdziwy test to okres dojrzewania - dopiero wtedy seksualność "wpada" na swoje tory. Dlatego, kierując się jakimiś upodobaniami do ubioru, czy innych zachowań w wielu przedszkolnym, bardzo łatwo jest postawić diagnozę odwrotną do tego, co za kilka lat się ujawni, a co będzie najbardziej zgodne z biologią owego dziecka. Tym bardziej diagnozowanie po jakichś (jakże umownych) upodobaniach do koloru może dać mylne wskazania. To, czy chłopców ubiera się na różowo, czy niebiesko nie wynika z żadnej twardej zależności psychologicznej, czy biologicznej, ale jest przypadkowym wymysłem modystów. Potem ktoś będzie z tego przypadku wnioskował, że on już wie, iż dane dziecko jest transseksualne. I zrobi mu krzywdę.
    Obawiam się tego szczególnie wtedy, gdy za decyzje o "przyznanie dziecku określonego rodzaju seksualności" miałyby pochodzić od entuzjastów transgenderyzmu, to groziłby nam wielki wysyp osób "poczuwających się" do płci innej niż biologiczna.
    Ależ nie chodzi o to, jak się dziecko ubiera, ale o to, żeby się nie wstydziło, że jest inne. I żeby INNE dzieci też nauczyły się, że nie ma się z czego śmiać.

    Ależ nie chodzi o to, jak się dziecko ubiera, ale o to, żeby się nie wstydziło, że jest inne. I żeby INNE dzieci też nauczyły się, że nie ma się z czego śmiać.
    W pozytywnym scenariuszu byłoby tak jak piszesz. W negatywnym scenariuszu będzie chodziło o to, że jakiś nawiedzony zwolennik transgenderyzmu wdroży program "rozpoznawania swojej tożsamości płciowej" w oparciu o to, że dziecko polubiło kolor przypisany kulturowo do innej płci. To "rozpoznawanie" zaś będzie sprowadzało się do wmawiania dziecku, że oto "odkryło swoją prawdziwą tożsamość", niezgodną z płcią biologiczną.
    Zawsze można wykombinować negatywny scenariusz. I jest on tym bardziej prawdopodobny, im większą polaryzację się wprowadzi przez histeryczną propagandę anty-gender, taką, jaka teraz jest prowadzona przez rydzykowo zdominowane środowiska kościelne (a nasz Episkopat już od dłuższego czasu do tych środowisk należy). Polaryzacja eksponuje radykalizm i wzmacnia pozycję ekstremalnych stanowisk. Fanatycy są zawsze najgłośniejsi, najcierpliwsi i najgłupsi, a rosną najbujniej na terenach pod ostrzałem. (Dlatego zresztą zradykalizowane środowiska starają się wytworzyć wokół siebie atmosferę oblężonej twierdzy; od tego rosną w liczbę, jedność i siłę.) dnia Wto 14:45, 19 Maj 2015, w całości zmieniany 1 raz

    Zawsze można wykombinować negatywny scenariusz. I jest on tym bardziej prawdopodobny, im większą polaryzację się wprowadzi przez histeryczną propagandę anty-gender, taką, jaka teraz jest prowadzona przez rydzykowo zdominowane środowiska kościelne (a nasz Episkopat już od dłuższego czasu do tych środowisk należy). Polaryzacja eksponuje radykalizm i wzmacnia pozycję ekstremalnych stanowisk. Fanatycy są zawsze najgłośniejsi, najcierpliwsi i najgłupsi, a rosną najbujniej na terenach pod ostrzałem. (Dlatego zresztą zradykalizowane środowiska starają się wytworzyć wokół siebie atmosferę oblężonej twierdzy; od tego rosną w liczbę, jedność i siłę.)
    Wydaje mi się, że ZAWSZE jest niebezpieczeństwo aberracji. Choć nie wiadomo jak duże. Jakiś rok temu czytałem informację o parze lesbijek, która adoptowała chłopca. Po kilkuletnim jego wychowywaniu "dziwnym trafem" chłopiec "uznał", że jednak chce być dziewczynką i wystąpił o operację zmiany płci.
    Oczywiście istnieje prawdopodobieństwo, że tak się jakoś przypadkowo złożyło, iż faktycznie te kobiety adoptowały prawdziwego kandydata na transgenderystę. Ale więcej szansy daję temu, że dzieciak przyjął taka dawkę hejtu na mężczyzn, że został mu tak obrzydzony każdy aspekt męskości, iż w końcu znienawidził płeć, którą zafundowały mu jego geny. A obie mamusie oczywiście ochoczo przyklasnęły "wolnej decyzji" ich wychowanka o przerobieniu się na "lepszą" płeć. Niewykluczone jest również, że wręcz go do tego zachęcały (pytanie jaki nacisk był do tego użyty).
    Oczywiście nie znam dokładnie sprawy, więc sobie gdybam. Jednak znając psychiczne nastawienie sporej części środowisk LGBT, w których z euforią przyjmuje się każde nowe doniesienie o "przebudzeniu się" innej płci w takim, czy innym ciele, to mam duże wątpliwości na ile podobne decyzje, jak tamtego chłopca wynikają z bezstronnej, rzetelnej oceny sytuacji.

    Nie chcę negować każdego przypadku transgenderyzmu. Może faktycznie tak jest, że pewna grupa ludzi ma "psychikę płciową" nieodwracalnie sprzeczną z płcią ciała. Jednak bezkrytyczna akceptacja, wręcz euforia środowisk LGBT wobec każdego przypadku poczucia się obcą płcią w ciele wydaje mi się cokolwiek przesadzona, podejrzana. W szczególności jeszcze temat ten w ogóle nie został do końca rozpracowany naukowo - tzn. wciąż badacze ustalają czym właściwie jest płciowość człowieka. Może za kilka lat okaże się, że podanie jakiejś substancji jest w stanie silnie modyfikować identyfikację z płcią, a np. brak tej (czy innej) substancji na określonym etapie rozwoju (płodowego, albo okresu dziecięcego) skutkuje takimi, a nie innymi zmianami psychologicznymi w zakresie płci. Dlatego przynajmniej tam, gdzie wchodzi do akcji chirurg, gdzie dokonywane są nieodwracalne zmiany na organizmie człowieka, byłbym bardzo ostrożny.
    Pewno pamiętasz, jak to kiedyś Jarkowi ukradli w Moskwie rower. Potem okazało się, że nie Jarkowi, tylko Markowi, nie rower, ale samochód, nie w Moskwie, ale w Berlinie, i nie ukradli, tylko pożyczyli.

    Ależ nie chodzi o to, jak się dziecko ubiera, ale o to, żeby się nie wstydziło, że jest inne. I żeby INNE dzieci też nauczyły się, że nie ma się z czego śmiać.
    W pozytywnym scenariuszu byłoby tak jak piszesz. W negatywnym scenariuszu będzie chodziło o to, że jakiś nawiedzony zwolennik transgenderyzmu wdroży program "rozpoznawania swojej tożsamości płciowej" w oparciu o to, że dziecko polubiło kolor przypisany kulturowo do innej płci. To "rozpoznawanie" zaś będzie sprowadzało się do wmawiania dziecku, że oto "odkryło swoją prawdziwą tożsamość", niezgodną z płcią biologiczną.

    Zgadzam się z Tobą. Ma to raczej zwiększyć spektrum doznań .

    Ludzie są tak różnorodni. dzisiaj na szczęście mamy wiele wzorców męskości i kobiecości. Dzięki temu ludzie czują się lepiej ze sobą- nie mają potrzeby dążenia do jakiegoś modelu. Ja chcę być na przykład kobietą, ale nie typu lalka Barbi - moja koleżanka nie wyjdzie z domy bez pomalowanych paznokci i bez obcasów.