ďťż

Fragmenty

Baza znalezionych fraz

polsk riksdag

The Horse

Once upon a time in a village in ancient China there was an old man who lived alone with his son. They were very poor. They had just a small plot of land outside the village to grow rice and vegetables and a rude hut to live in. But they also had a good mare. It was the son's pride and joy, and their only possession of value.
One day the mare ran away.
The old man's friends came to him and commiserated. "What a wonderful mare that was!" they said. "What bad fortune that she ran off!"
"Who can tell?" the old man said.
Two weeks later the mare returned accompanied by a fine barbarian stallion. Friends and neighbors all came around and congratulated the old man. "Now you have your mare back, and that stallion is as fine as any in the land. What a stroke of good fortune!"
"Who can tell?" the old man said.
Two weeks later the son fell off the stallion while riding and broke his leg. Friends of the old man came to him to express their sympathy. "It's too bad your son broke his leg, and right before the planting season, too. What bad luck!"
"Who can tell?" the old man said.
Two weeks later, war came to the land, and all able-bodied young men were drafted. The troop that contained the men from the village was at the front in a bloody engagement, and the entire troop was lost. All the men from the village died in battle.
The young man with the broken leg stayed home. His leg healed. He and his father bred many fine horses, and tended their fields.

(Huai Nan Tzu)

http://www.caroldeppe.com/TaoistStories.html


Bajka o zasmuconym smutku

Po piaszczystej drodze szła niziutka staruszka.
Chociaż była już bardzo stara, to jednak szła tanecznym krokiem,
a uśmiech na jej twarzy był tak promienny, jak uśmiech młodej,
szczęśliwej dziewczyny. Nagle dostrzegła przed sobą jakąś postać.
Na drodze ktoś siedział, ale był tak skulony, że prawie zlewał się z piaskiem.

Staruszka zatrzymała się, nachyliła nad niemal bezcielesną istotą i zapytała:

- Kim jesteś?

Ciężkie powieki z trudem odsłoniły zmęczone oczy, a blade wargi wyszeptały:

- Ja? ... Nazywają mnie smutkiem.
- Ach! Smutek! - zawołała staruszka z taką radością, jakby spotkała dobrego znajomego.
- Znasz mnie? - zapytał smutek niedowierzająco.
- Oczywiście, przecież nie jeden raz towarzyszyłeś mi w mojej wędrówce.
- Tak sądzisz ... - zdziwił się smutek - to dlaczego nie uciekasz przede mną? Nie boisz się?
- A dlaczego miałabym przed Tobą uciekać, mój miły? Przecież dobrze wiesz, że potrafisz dogonić każdego, kto przed Tobą ucieka. Ale powiedz mi, proszę, dlaczego jesteś taki markotny?
- Ja ... jestem smutny - odpowiedział smutek łamiącym się głosem.

Staruszka usiadła obok niego.

- Smutny jesteś ... - powiedziała i ze zrozumieniem pokiwała głową - A co Cię tak bardzo zasmuciło?

Smutek westchnął głęboko.
Czy rzeczywiście spotkał kogoś, kto będzie chciał go wysłuchać?
Ileż razy już o tym marzył.

- Ach... wiesz ... - zaczął powoli i z namysłem - najgorsze jest to, że nikt mnie nie lubi. Jestem stworzony po to, by spotykać się z ludźmi i towarzyszyć im przez pewien czas. Ale gdy tylko do nich przyjdę, oni wzdrygają się z obrzydzeniem. Boją się mnie jak morowej zarazy.

I znowu westchnął.

- Wiesz ... ludzie wynaleźli tyle sposobów, żeby mnie odpędzić. Mówią: tralalala, życie jest wesołe, trzeba się śmiać. A ich fałszywy śmiech jest przyczyną wrzodów żołądka i duszności. Mówią: co nie zabije, to wzmocni. I dostają zawału. Mówią: trzeba tylko umieć się rozerwać. I rozrywają to, co nigdy nie powinno być rozerwane. Mówią: tylko słabi płaczą. I zalewają się potokami łez. Albo odurzają się alkoholem i narkotykami, byle by tylko nie czuć mojej obecności.

- Masz rację - potwierdziła staruszka - ja też często widuję takich ludzi.

Smutek jeszcze bardziej się skurczył.

- Przecież ja tylko chcę pomóc każdemu człowiekowi. Wtedy gdy jestem przy nim, może spotkać się sam ze sobą. Ja jedynie pomagam zbudować gniazdko, w którym może leczyć swoje rany. Smutny człowiek jest tak bardzo wrażliwy. Niejedno jego cierpienie podobne jest do źle zagojonej rany, która co pewien czas się otwiera. A jak to boli! Przecież wiesz, że dopiero wtedy, gdy człowiek pogodzi się ze smutkiem
i wypłacze wszystkie wstrzymywane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany. Ale ludzie nie chcą, żebym im pomagał. Wolą zasłaniać swoje blizny fałszywym uśmiechem. Albo zakładać gruby pancerz zgorzknienia.

Smutek zamilkł. Po jego smutnej twarzy popłynęły łzy: najpierw pojedyncze,
potem zaczęło ich przybywać, aż wreszcie zaniósł się nieutulonym płaczem.

Staruszka serdecznie go objęła i przytuliła do siebie.

- Płacz, płacz smutku - wyszeptała czule. - Musisz teraz odpocząć, żeby potem znowu nabrać sił. Ale nie powinieneś już dalej wędrować sam. Będę Ci zawsze towarzyszyć, a w moim towarzystwie zniechęcenie już nigdy Cię nie pokona.

Smutek nagle przestał płakać. Wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał na swoją nową towarzyszkę.

- Ale ... ale kim Ty właściwie jesteś?
- Ja? - zapytała figlarnie staruszka uśmiechając się przy tym tak beztrosko, jak małe dziecko.

- JA JESTEM NADZIEJA!

[autor nieznany


http://mojo1000.com/
Lao Tzu poszedł z uczniami w góry.
Dotarli do lasu,w którym wycinano wszystkie drzewa.
Robiło to tysiące ludzi,niszczyli cały las.
Ale rosło tam jedno duże drzewo,
tak duże,że w jego cieniu mogło usiąść tysiąc osób.
Miało gęste listowie,było ogromne.
Uczniowie Lao Tzu nigdy jeszcze nie widzieli takiego drzewa.
Nikt nie zabierał się na jego wycięcie.
-Idźcie i zapytajcie-rzekł im Lao Tzu.
-Ci ludzie zniszczyli cały las.Dlaczego nie ścinają tego drzewa?
Uczniowie poszli i zapytali o to miejscowych ludzi.
-To drzewo jest bezużyteczne-odpowiedzieli.
-Po pierwsze,nic nie można zrobić z jego drewna,nie przyda się na meble.
Po drugie,to drewno nie nadaje się nawet na opał,
dymi i to takim zapachem,że powoduje łzawienie oczu,łzy płyną po policzkach.
Jego liście są tak gorzkie,że nie chce ich jeść żadne zwierzę.
Jest bezużyteczne!Właśnie dlatego nie zostało ścięte.
Kiedy uczniowie wrócili do Lao Tzu,ten zaśmiał się.
-Widzicie!Zawsze nauczałem was przydatności bezużyteczności!
Dostrzeżcie piękno tego drzewa.Ocalało,bo jest nieprzydatne
-powiedział Lao Tzu do swoich uczniów.
-Jeśli chcecie ocaleć,bądźcie bezużyteczni,
w przeciwnym razie wcześniej czy później zostaniecie ścięci.
Nigdy nie stawajcie się przydatni,bo znajdziecie się w kłopotach.
Bądźcie bezużyteczni jak to drzewo.
Będziecie żyć długo a wasze listowie będzie gęste.

http://zenbudda.blogspot.com/2012/04/bezuzytecznosc.html


Panie Kori, dlaczego ten wielki mistrz nie stosuje swoich wielkich nauk wobec siebie? Uczniom swoim każe być bezużytecznymi, a sam z wielkim uporem uprawia użyteczność nauczając użytecznie o nieużyteczności. A może on wie, że jest nieużyteczny i naucza nieużytecznie o nieużyteczności?

Skoro tak bardzo lubisz, matołku, być poddanym nieuniknionemu losowi, to huj ci w dupę niewolniku. Zdychaj kurwo w kazamatach kapitalizmu.

Adam Barycki
Oj, Bary się poirytował. Wyczuwam ziarenko zwątpienia, które nieustannie w tyłek cie gniecie. Jak to możliwe Bary? Jak to możliwe!!! Przecież ty już wszystko zrozumiałeś, telepatię, chlustanie wodą, nirvanę i samsarę, a dupa dalej boli. KURWA MAĆ! - chciałoby się krzyknąć. Może warto, toć Paradysowi pomogło!
fragment z:
P. D. OUSPENSKY
IN SEARCH OF THE MIRACULOUS
FRAGMENTS OF AN UNKNOWN TEACHING

(...) As I have said before, man's chief delusion is his conviction that he can do. All people think that they can do, all people want to do, and the first question all people ask is what they are to do. But actually nobody does anything and nobody can do anything. This is the first thing that must be understood. Everything happens. All that befalls a man, all that is done by him, all that comes from him—all this happens. And it happens in exactly the same way as rain falls as a result of a change in the temperature in the higher regions of the atmosphere or the surrounding clouds, as snow melts under the rays of the sun, as dust rises with the wind.
"Man is a machine. All his deeds, actions, words, thoughts, feelings, convictions, opinions, and habits are the results of external influences, external impressions. Out of himself a man cannot produce a single thought, a single action. Everything he says, does, thinks, feels—all this happens. Man cannot discover anything, invent anything. It all happens.
"To establish this fact for oneself, to understand it, to be convinced of its truth, means getting rid of a thousand illusions about man, about his being creative and consciously organizing his own life, and so on. There is nothing of this kind. Everything happens—popular movements, wars, revolutions, changes of government, all this happens. And it happens in exactly the same way as everything happens in the life of individual man. Man is born, lives, dies, builds houses, writes books, not as he wants to, but as it happens. Everything happens. Man does not love, hate, desire—all this happens.
"But no one will ever believe you if you tell him he can do nothing. This is the most offensive and the most unpleasant thing you can tell people. It is particularly unpleasant and offensive because it is the truth, and nobody wants to know the truth.
"When you understand this it will be easier for us to talk. But it is one thing to understand with the mind and another thing to feel it with one's "whole mass,' to be really convinced that it is so and never forget it.
"With this question of doing" (G. emphasized the word), "yet another thing is connected. It always seems to people that others invariably do things wrongly, not in the way they should be done. Everybody always thinks he could do it better. They do not understand, and do not want to understand, that what is being done, and particularly what has already been done in one way, cannot be, and could not have been, done in another way. Have you noticed how everyone now is talking about the war? Everyone has his own plan, his own theory. Everyone finds that nothing is being done in the way it ought to be done. Actually everything is being done in the only way it can be done. (...)
Gdybyś kapitalistyczny kutasie dobrze odrobił lekcję, to byś doczytał, że i lewitacja nie była mi obcą. Na figle ze mną jesteś za mały fiutek, taką erystyką możesz brylować na postoju taksówek, tam jest właściwe miejsce na Twoje nauki, mistrzu.

Adam Barycki
Oto prawda kapitalistycznych kurew : - nic nie możesz uczynić innego, jak tylko tyrać od świtu do nocy za miskę strawy na kapitalistyczny zysk, bo tak jest zdeterminowany porządek świata, na który nie mamy absolutnie żadnego wpływu.

Adam Barycki

PS. Pani Luzik, w związku z tym kontekstem, co Pani sądzi o gułagach Wielkiego Stalina?

Gdybyś kapitalistyczny kutasie dobrze odrobił lekcję, to byś doczytał, że i lewitacja nie była mi obcą. Na figle ze mną jesteś za mały fiutek, taką erystyką możesz brylować na postoju taksówek, tam jest właściwe miejsce na Twoje nauki, mistrzu.

Adam Barycki

Oto prawda kapitalistycznych kurew : - nic nie możesz uczynić innego
Z czasem, jak dojrzejesz, to i "nie może" zamienisz na "nie musi", a w końcu i to zniknie. Z twoim talentem, daję ci 2, no góra 3 inkarnacje.
Trzeba Ci wiedzieć Banjankri, że z niczego pan Barycki nie jest tak dumny jak ze swej dupy. Zrozum zatem powagę sytuacji!
Pan już zniknął razem z tym drugim głupkiem, Was już nie ma, pozostały przedmioty.

Adam Barycki

Trzeba Ci wiedzieć Banjankri, że z niczego pan Barycki nie jest tak dumny jak ze swej dupy. Zrozum zatem powagę sytuacji!
Czyrak ten jest więc skazą nie do zaakceptowania. Bary zostaw, samo zejdzie!
Skoro to nie ja myślę, tylko myśli się, że coś robię, a w dodatku, że mogłabym to robić lepiej, to jest to myśl zdeterminowana, a więc jest dokładnie taka jaka ma być. Po co z nią walczyć?

Tymczasem, za radą nieznanego nauczyciela, uległam swojemu deterministycznemu lenistwu, w końcu z naturą nie wygram przecież.
Owszem, ty myślisz. Kto inny miałby myśleć za ciebie? Nie jesteś też niczym więcej niż to myślenie, ani niczym mniej. Kto miałby walczyć z czym i po co?
Problem w ty, że "ty" to słowo, z przyczepionym znaczeniem, nic więcej. Jeżeli usuniesz słowo i znaczenie, to zgodnie z prawem Baryego, znikniesz w pizdu. Cebulka straci ostatnią warstwę, a pestki nie ma!
Ja myślę i jestem myśleniem, które wymyślam?
Ale to by przeczyło deterministycznej koncepcji. A przecież przytoczony przez Koriego artykuł światłego miszcza głosi, że nic nie robię, nawet myśl moja dzieje się sama, jako i ten deszcz, co leci z nieba.

Ale to by przeczyło deterministycznej koncepcji.
Ale to by przeczyło deterministycznej koncepcji. A przecież przytoczony przez Koriego artykuł światłego miszcza głosi, że nic nie robię, nawet myśl moja dzieje się sama, jako i ten deszcz, co leci z nieba.
To jest i było bardzo dużą przeszkodą w zrozumieniu tego, który jest. Wyłonił się z tego podział na większe i mniejsze "ja", który więcej namieszał niż wyjaśnił.
Jeżeli nie wiesz czym jest "Ja" i porzucisz wszelkie znaczenia, wtedy nie jesteś "ja", ale jesteś. Coś co nie przychodzi i nie odchodzi jak koncepcja "ja". Znaczenie nakladane jest później, jak "słodkie" na doświadczenie słodyczy.
Kim jesteś, jeżeli nie wiesz kim jesteś?
Banjankri, ale to Ty każesz mi się cały czas zastanawiać nad filozoficzną koncepcją własnego JA, a ja dawno już Ci odpowiedziałam, że nie wiem kim jestem w tym ujęciu. Teraz dodajesz do tego mojego "jestem" słowo "myślą", co jest już ubieraniem w znaczenie, po czym znów każesz mi porzucić to znaczenie, które sam zaszczepiłeś. Wściec się można.

O wiele częściej zastanawiam się nad tym kim, albo raczej jaka jestem w ujęciu społecznym, niż filozoficznym. To jednak użyteczniejsze mi się wydaje i mniej zagmatwane.
Nic niezwykłego tu nie ma. Nie ma żadnej nadzwyczajnej wiedzy o "ja", którą trzeba zdobyć. Wszelkie filozoficzne koncepcje o nim, są tylko rozbudową konceptu. Niech sobie są, niech ten koncep myśli, no przecież myślisz. Teraz popatrz się na ten koncept, nie odbierając mu niczego. Myśli, śmieje się, płacze, kocha, nienawidzi, głosuje na PiS, cokolwiek i wszystko zarazem. Jest sobie to "ja", w pełni zdeterminowane i całe stworzone ze znaczenia. Każdy jego aspekt, z nim samym włącznie ma jakieś znaczenie. A ja się pytam, co jest jak nie ma znaczenia? Jak wszystko kompletnie straci znaczenie. Czy to w ujęciu społecznym, czy filozoficznym, zawsze jesteś widziana przez znaczenie. A co jak go nie ma? Jak nie ma społecznego i filozoficznego ujęcia? Czym jesteś?
Banjankri, znaczenia to może nie być w ujęciu filozoficznym (?). W praktyce nawet osoba, która pozostaje poza społeczeństwem, a zatem wydawałoby się, poza wszelkim znaczeniem dla społeczeństwa, dostaje miano eremity. A jako taka też ma przypisane znaczenie.

Poza tym, powtarzam, pytając czym jestem wymagasz ode mnie nadania swojemu JA znaczenia, którego miałam się pozbyć. Masło maślane.
Dopóki nie widzisz czym jest, nie wiesz co puścić, w wyniku czego, chwytasz to czym ono jest, mimo że nie jesteś tego świadoma.
Ja tylko logicznie tłumaczę jak to wygląda, nie namawiam cię do rzucania, ani chwytania niczego.

Jak wszystko kompletnie straci znaczenie. Czy to w ujęciu społecznym, czy filozoficznym, zawsze jesteś widziana przez znaczenie. A co jak go nie ma? Jak nie ma społecznego i filozoficznego ujęcia? Czym jesteś?
Owszem, ty myślisz. Kto inny miałby myśleć za ciebie? Nie jesteś też niczym więcej niż to myślenie, ani niczym mniej. Kto miałby walczyć z czym i po co?
Z czasem, jak dojrzejesz, to i "nie może" zamienisz na "nie musi", a w końcu i to zniknie. Z twoim talentem, daję ci 2, no góra 3 inkarnacje.

Wyliczasz inkarnacje potrzebne na "przebudzenie"?

Ale ty chyba nie chcesz odpowiedzi na to, nie w formie pisemnej na forum, raczej jako doznanie w samym sobie. Bo ta odpowiedź przecież będzie poza słowami, będzie doświadczeniem tego, co jest.
Wyliczasz inkarnacje potrzebne na "przebudzenie"?
Czasem perfinie zmyślam
Nie widzę czym ono [JA] jest? A jak mogę widzieć, skoro, o ile dobrze Cię zrozumiałam, jest nieokreślone żadnym znaczeniem. Jak coś nie ma żadnego znaczenia, to nie można tego opisać, ponieważ opisując trzeba byłoby użyć słów mających jakieś znaczenie, a to już się wyklucza.
Proszę, pokaż mi w tym logikę!
Ja jest znaczeniem, myślą. Chyba. to jakby myśląca siebie myśl.

czy to da się wytłumaczyć bez popadania w absurd czy wewnętrzną sprzeczność? hehehehe

https://www.youtube.com/watch?v=DfvgvDkdG2M

czy to da się wytłumaczyć bez popadania w absurd czy wewnętrzną sprzeczność? hehehehe
Da się na to wskazać. Wskazuje na to brak znaczenia.
Tak w kontekście naszej rozmowy mi się przypomniała historyjka A. de Mello, w przesympatycznej interpretacji muzycznej: http://www.youtube.com/watch?v=SmrFYM7wFZw
I to właśnie przypomina mi nasza rozmowa. Wychodzimy od "nie wiem", żeby skończyć na... "nie wiem"?
One nie są takie same, chociaż dzielą naturę. Pierwsze jest niekompletne, obejmujące tylko fragment i pozostawiąjąc wiele "wiadomych". To drugie czyni z "wiadomych" puste słowa. Różnica zdaje się subtelna, ale jest diametralna.
Och wielce "drodzy" moi, czy możecie pokazać i objaśnić, dlaczego JA ma tu cuś do roboty?

Ja, na nieszczere pytania nie odpowiadam! Masz coś do powiedzenia, to nie zaczynaj od pytania, chyba że pojebów łowisz.
Czy masz jakiekolwiek uzasadnienie mojej nieszczerości?
Nie mam nic do powiedzenia, ale mnóstwo pytań – domniemywam, że to Ci nie konweniuje.
Spoko, rozumiem, że są pytania, których zadawać nie należy.

Nie będzie gułagów i cywilizacja pójdzie w pizdu przez takie kurwy.

Adam Barycki

Czy masz jakiekolwiek uzasadnienie mojej nieszczerości?
Nie mam nic do powiedzenia, ale mnóstwo pytań – domniemywam, że to Ci nie konweniuje. Spoko, rozumiem, że są pytania, których zadawać nie należy.
Nie będzie gułagów i cywilizacja pójdzie w pizdu przez takie kurwy.
A taka fajna była...
Niestety, dla socjopatów fajną nie była. Ale teraz, kiedy cebule do cna zostały obrane, już jest.

Adam Barycki
Jest niefajna dopóki nie jest fajna. Później to już nie jest ani fajna, ani niefajna.
Tak jak z cebulą, jest, a po obraniu, nie ma. Ale od każdej reguły są wyjątki – Pan i Pan Kotasiński. Wy, pomimo całkowitego obrania z intelektu, jesteście. Zapewne dobry bóg mnie na złość zrobił tego figla.

Adam Barycki

Tak jak z cebulą, jest, a po obraniu, nie ma.
Powiedz mi tylko, co to jest "nie ma"? Byłeś, widziałeś, znasz?
Jak tylko Pan powie, co to jest „jest”, to ja powiem, co to jest „nie ma”. A potem się tak rozgadamy, że sam Pan Kubuś popadnie w podziw.

Adam Barycki
Pani Luzik, a gdybym tak złapał Panią za łydkę i zapytał, „mój wzrok niezwykły Cię zadręczał i w dyszy Twojej głos mój dźwięczał”, to zapiszczy Pani i odpowie, „pewnie, że zadręczał, pewnie, że zadźwięczał”?

Adam Barycki

Jak tylko Pan powie, co to jest „jest”, to ja powiem, co to jest „nie ma”. A potem się tak rozgadamy, że sam Pan Kubuś popadnie w podziw.

Adam Barycki

Stwierdziłeś, że "nie ma", nie wiedząc co znaczy "jest"?
Mokry kapiszon, którym straszysz jak armagedonem.

Pani Luzik, a gdybym...
"A gdybym chciał cię zjeść..."
http://www.youtube.com/watch?v=-YwR5pFiS5I
Panie Benjankri, a w Ameryce biją murzynów.

Adam Barycki

Panie Benjankri, a w Ameryce biją murzynów.

Adam Barycki

Murzyn !

Ludzie zapomnieli od czego dom się zaczął i czym był przez tysiące lat. W nim leży lekarstwo na wyżej opisane problemy, tak materialne jak i psychiczne. Człowiek sukcesywnie oddala się od ognia. Czegoś co zawsze łączyło się z ciepłem, jedzeniem, bezpieczeństwie, bliskimi, społeczeństwem i pewnie fizycznymi relacjami. Ognisko, i to co w koło niego się znajduje, jest domem. Dzisiaj domy, to budynki z oddzielnymi celami dla mieszkańców. To co społeczne, jest rozdzierane, a to boli.
Nawet kiełbaski teraz piecze sie na grillu.
Wystarczy usiąść blisko ognia i wpatrywać się w jego żar, aby rozjaśnić cienie umysłu. Przecież to jest proste jak budowadzicy, i oczywiste. Ze świeczką szukać takiej terapii w "cywilizowanym" świecie.

No teraz to już nie pozostaje Panu nic innego, jak tylko pokochać tego faceta miłością obywatelską.
Pani Niepoprawna, byłby Pan Benjankri komunistą, gdyby istotę tego, co napisał, widział w stosunkach społecznych, a nie w ogniu.

Adam Barycki

PS. A miłośnicy komun nie są komunistami. A kim są, o tym obszernie pisze Pan Krowa.
Człowiek, to jest kto? To prawie krokodyl. Człowiek jest nienażartym krokodylem, odczuwającym w nieskończoność głód. Jesteśmy tym co nas ssie w żołądku i w macicy. Trzeba ciągle coś jeść, żreć materię, zaspakajać wieczny głód i też dawać z siebie pożywienie Zjadanie materii to podstawa bytu. Jemy chleb, mięso a nawet miększe kości i wysysamy z nich szpik. Mózg zjadamy, wątrobę, płuca, serce, nerki, żołądek i flaki. Pożeramy wszystko co się daje zjeść.
Trudno zrozumieć po co to żarcie jest nam potrzebne. Czy w zjadaniu materii znajduje się odpowiedź na pytanie o sens istnienia? Jeśli wszyscy wszystkimi się pożywiają to jaka wartość w żarciu tkwi? Wartość przemieniana w taką samą wartość czy w deczko inną?
Zjadamy nie tylko realnie pojmowaną materię nas. Zjadamy też nawzajem swoje wrażenia, swoje wyobrażenia, pragnienia, naszą świadomość istnienia. Pan panią zjada i pani zjada pana. Patrząc na drugiego człowieka zjadamy jego obraz, jego przedstawione ruchy, mimikę, głos i zapach. Człowiek pożera myśli innego człowieka i sam swoje myśli daje mu do zjedzenia.
Panie Krowa, a Pan krokodylem nie jest, nie żre Pan wszystkiego, jest Pan wybredny. Gdyby Pan żarł wszystko, to zżarłby Pan choć kawałek mnie, a zżerając choćby tylko mój mały palec, nie byłby Pan aż tak durny.

Adam Barycki
Człowiekiem mnie nazwano wśród ludzi a czuję się uwięziony w ich ogrodach cywilizacji. Sztuczne i wyidealizowane jest powietrze, którym mam kulturalnie oddychać. I mam wierzyć w zadymione narkotycznie tło, gdzie jestem postawiony za cel kontroli i jako okaz niepokorny mam być zjedzony. Ale jestem głodny jak zwierzę i jak ono walczę o swoje. Nic innego nie mam jak zmysłowe ciało.
Patrzę i węszę, słucham i smakuję, obejmuję rękami i dotykam palcami, choćby po omacku. Moja skóra cierpnie i ekstatycznie drży, gdy kogoś innego spotka. Głodny jestem jak zwierz a pragnę erotycznie być Bogiem-Właścicielem swojego czasu, panować nad chwilami swojego istnienia. Pojąć i jeść. A jeśli nie? To jeszcze sen mi został.
Panie Krowa, przecie nic prostszego, jak być boskim właścicielem swojego czasu i bezpiecznie odizolowanym od ogrodów cywilizacji. Wystarczy wleźć do jakiej skrzyni, zamknąć wieko i tam pozostać wolnym ode złego.

Adam Barycki

PS. Ja już nie nazywam Pana i Panu podobnych, człowiekiem. Jesteście biomasą .
Gdy inteligent przepuszcza prądy myśli przez swój labirynt, to w tym czasie biedak już dawno ukradł chleb, wieśniak zasiał pole a robotnik pociął drewno w tartaku.
Najgłupsi są inteligentni naukowcy; oni brnąc w nowoczesne specjalistyczne technologie zmuszają ludzi do ponoszenia coraz większych kosztów tych technologii. A przecież z Matki Ziemi, jeśli się w jednym miejscu więcej wydobędzie to w innym miejscu musi się stracić.
Energia Ziemi (czy Świata) musi się bilansować na zero. Bogactwo jednych musi powodować biedę drugich.
Mądrość inteligencji (lub głupota) równoważy głupotę chamów (lub ich mądrość). Umysł, mózg człowieka też jest dualny jak bogactwo/bieda, jak kobieta/mężczyzna, jak lewy i prawy brzeg rzeki. Prąd myśli płynie raz dając emocję „strach” a potem odbija w emocję „złość”, podobnie może odegrać emocję „odraza” a potem przejść w emocję „akceptacja”. Wszystkie emocje i uczucia człowieka mogą wypłycać się czy pogłębiać jak również przeradzać się w emocje i uczucia przeciwstawne.
Jednocześnie wszystkie prądy myśli drażnią mózg (też od zmysłów) wywołując wrażenia przyjemności albo przeciwstawnego cierpienia (lub zmysłowego bólu).
Wobec tego wszystkiego nie można zanegować żadnego z brzegów rzeki życia, nie można zlikwidować biedy ani bogactwa, nie można wytępić złości ani strachu, nie wolno tłumić bólu ani przyjemności, nie można zdyskredytować nienawiści bo przestanie istnieć miłość. Co gorsza, nie można zakwestionować sensu wojny bo jakże dążyć do pokoju?
Pozwoliłem sobie Pańską teorię poddać ciężkiej próbie empirycznej i empiria potwierdziła jej słuszność. Wlałem wrzątku do szklanki i wsadziłem do wrzątku palec, natychmiast prądy myśli wywołały wrażenie cierpienia, a kiedy dla odmiany oblałem palec zimną wodą, to w trymiga, prądy myśli wywołały wrażenie przyjemności, dokładnie tak, jak Pan to przewidział w swoim wielkim traktacie filozoficznym. Dlatego całkowicie się z Panem zgadzam, Panie Krowa, w żadnym wypadku nie należy likwidować biedy, bo wtedy nie byłoby bogactwa, a nic nie skrzywdziłoby tak bardzo biedaków jak brak bogactwa, boć przecie niczego tak bardzo nie pragnie biedak, jak bogactwa, a pozbawianie biedaków bogactwa byłoby najstraszliwszą zbrodnią. Ludzkość mogłaby tego nie przeżyć.

Adam Barycki
Na żywo.

Obudziłem się, a sen miałem dobry. Nie pamiętam całego, niestety.
No więc siedziałem przy kamiennym kominku, miałem komputer i szukałem piosenki jakiejś fajnej kobietki śpiewającej.
Nie znalazłem albo przerwałem to zajęcie.
Bo na co mi taka kultura, gdy mi ktoś śpiewa do ucha wyspecjalizowaną muzykę i oczekuje na moje zadowolenie?
Ja lubię tylko pierwsze wejścia i pierwsze refreny. Przeciąganie piosenek na dłużej mnie już nuży.
I niedługo potem dowiodłem innego bezsensu. Rozłożyłem się ze swoim komputerem i głośnikami na jakiejś imprezie bawialnej i sobie słuchałem po swojemu.
Ale moja muzyka się mieszała z imprezową i doszedłem do wniosku, iż jestem w społeczeństwie bawialnym czarną owcą.
Zwinąłem się i już już zamierzałem odjechać, a wtem spotkałem Pana, Panie Barycki. I Pan do mnie rzekł:
- Nie podwiózłbyś mnie kolego do Krakowa?
- Nie... Albo dobrze, podwiozę Pana za 10 złotych.
I Pan się zgodził, tylko zobaczywszy bar w pobliżu, zniknął Pan w nim. Zatem i ja poszedłem do baru, gdzie była bardzo długa kolejka oczekujących na dania barowe. Zobaczyłem Pana, jako siódmego w tej kolejce, a narodu było ze trzydzieści luda. Tedy rzekłem do sprzątaczki co wyszła na salę:
- Niech mi pani zamówi schabowego z kapustą, a zapłaci taki gościu co niedługo dojdzie swego.
- Który gościu? - spytała sprzątaczka z głową obwiniętą w chuścinę.
- A ten niski w kapeluszu. - Pokazałem na czubek głowy Pana, Panie Barycki jak Pan stał tyłem do mnie wgapując się w posiłki przygotowywane za ladą.
I tak się stało, że sprzątaczka zamówiła mi tego schabowego i wklepały go sprzedawczynie w kasę.
- Należy się tyle a tyle. - powiedziała kasjerka do Pana, Panie Barycki. Ale Pan nie miał tych pieniędzy, więc ja zacząłem gmerać po kieszeniach, ale znalazłem tylko siedem złotych w monetach i kapsel od butelki.
Nasza sprawa z moim schabowym z kapustą zrodziła w barze duże reperkusje. Przestano wydawać posiłki, kolejka się nie posuwała i wszyscy skupiali uwagę na tym co się działo przy kasie.
Ale dobra. Sięgnąłem do kieszeni na piersi i wyciagnąłem dwadzieścia złotych papierowe do tamtych siedmiu w monetach. To załatwiło sprawę.
Czyśmy zjedli czy nie zjedli - nieważne.
Ja tutaj miałem własny interes. Gdzieś mianowicie w tym mieście miałem szafę poskładaną w częściach a schowaną nie wiadomo gdzie, choć być może ulokowaną na przyczepie. Szafa z przyczepą była z innego snu i dlatego miałem własne zadanie ją odszukać. Tymczasem Pan, Panie Barycki mnie zagadnął:
- A nie podwiózł byś mnie bratku do Krakowa?
- Nie.
- Nie?
- No dobra. - powiedziałem po chwili. - Podwiozę Pana za dziesięć złotych.
„Krowa – kompleks Jokasty u kobiet, strach przed penisem u mężczyzn.”
„Zygmunt Freud w swoich badaniach udowodnił ową teorię, wykazując, że w snach budzą się wszelkie ludzkie żądze oraz fobie. Jednocześnie odrzucił ich ezoteryczno-metafizyczne tłumaczenie.”
Ha, ha, ha, ha...
Zadzwoniłem to tego baru. Schabowy z kapustą po 13,50zł.
To wielce zajmujące Krowo – czy dzwoniłeś do śnionego baru na jawie?!
Ps.
Cena jakby ze snu!

„Krowa – kompleks Jokasty u kobiet, strach przed penisem u mężczyzn.”
„Zygmunt Freud w swoich badaniach udowodnił ową teorię, wykazując, że w snach budzą się wszelkie ludzkie żądze oraz fobie. Jednocześnie odrzucił ich ezoteryczno-metafizyczne tłumaczenie.”


Freud wielkim człowiekiem był. To jasne jak słońce.
Ale ja jestem jeszcze większy. Moje żądze rozkwitają za dnia. W nocy to tylko schabowe i kapusta.

Co mamy?

Mamy fatalną cywilizację. Od czasów jak zmałpowano od przyrody koło. I koło nas zabija. Gdyby koło było nam potrzebne w życiu, rodzilibyśmy się na wrotkach z ABS-sem.

Co źle?

Fryzjerzy są niepotrzeni. Na 100% wystarczy mieć własne nożyczki.
Farmaceuci są nie tyle niepotrzebni co szkodzą.
Lekarze są niepotrzebni, bo człowiek w istocie choruje od narodzenia do śmierci. Jeśli chcą cię leczyć, to tylko dlatego że wyprodukowali lekarstwa i przyrządy do badań.
Dietetycy są niepotrzebni.
Kosmetyczki są niepotrzebne.
Niepotrzebni są bankierzy i maklerzy. Ekonomiści też są niepotrzebni. Oni wszyscy psują finanse, odrywają wartość pieniądza od pracy i towaru.
Ministrowie i posłowie są niepotrzebni. Po co? Po co liczyć ziemniaki skoro dowolną ilość ziemniaków mozna przerobić na cokolwiek. Nawet na paliwo.
Politycy są niepotrzebni i przepowiadacze pogody.
Niepotrzebni są mediatorzy i mediarki. Nosiciele informacyjnych virusów mających stymulować zachowania obywateli.
Niepotrzebni są reklamiarze, ulotkarze, szyldowcy i szpaltowcy. Gazeciarze i sportowcy.
Kultura gwiazdorska jest niepotrzebna, skoczkowie narciarscy i spadochroniarze.
Filmowcy są niepotrzebni, bo ludzie potem żyją filmowo a nie po swojemu.
Czy potrzebni są literaci? Lema czytałem to pisze o terrorystach ścigających bezbronnych Amerykanów po pustyni. Nie spodobało mi się.
Piasku nie lubię.

Czy jest ktoś w ogóle potrzebny?

Myślę, że człowiekowi wystarczyłaby piędź ziemi, na której zbierałby grzyby i nasiona wiechliny. Mógłby patykiem wygrzebać dół pułapkowy na wiewiórki ziemne. Rybów mógłby se nałapać mnostwo, o ile byłyby czyste rzeki. Czyli gdyby nie było nowoczesnych metod spłukiwania chemikaliów do rzek.

Będzie wojna, ale inna. Będzie wojna ludzi masowo przerażonych z jednostkami niedostosowanymi do zanieczyszczonych rzek i dróg życiowych wybetonowanych i obarierowanych.


Moje żądze rozkwitają za dnia. W nocy to tylko schabowe i Czy możesz pokazać i objaśnić, dlaczego pominąłeś fobie?

Ps.
Ty Kori się nie chichraj, to poważne sprawy!

Panie Krowa, przeraziła mnie Pańska lekkomyślność, ja nigdy nie pozwoliłbym sobie na ryzyko trzymania grubej gotówki w bocznej kieszeni marynarki. Kiedy zdarza mi się wejść w posiadanie dwudziestu złotych w jednej kupie, to banknot taki owijam grubo papierem toaletowym, zawijam szczelnie w folię, aby chronić przed wilgocią i solidnym plastrem przyklejam do nogi, na to nakładam grubą skarpetę i dodatkowo ściskam skurzanym paskiem z dwoma szlufkami. W ten sposób uzyskuję spokój ducha i choć nie zupełny, to jednak troszeczkę czuję się zabezpieczony przed czyhającymi zewsząd złodziejami. A i lokata to dobra, bo nawet silnym pokusom rozpasanej rozrzutności opiera się skutecznie, psychika zdecydowanie lepiej znosi rezygnację z rozpasania, aniżeli trudy wydobywania zabezpieczonego kapitału. Co innego, kiedy na horyzoncie pojawi się baba, wtedy psychika wariuje i decyduje się ściągnąć skarpetę. Ale i to ma swoje dobre strony, bo owinięta szczeknie folią przez kilka miesięcy noga, może sobie wtedy pooddychać swobodnie do czasu następnej koniunktury finansowej. Powiem Panu, że gdyby nie baby, to człowiekowi mogłaby zgnić noga, proszę mi wierzyć, tylko dzięki babom nie widzimy na ulicach tłumów kuśtykających o kulach. Dlatego właśnie, Panie Krowa, powinien Pan zdecydowanie zerwać ze swoimi skrytymi ciągotami homoseksualnymi, inaczej będzie na Pana czyhało ciągłe niebezpieczeństwo amputacji nogi.

Adam Barycki
http://www.youtube.com/watch?v=KphWsnhZ4Ag

co myślicie o The Venus Project i ich planie społecznej zmiany?
Niech spierdalają na drzewo.
Pewien mężczyzna poszedł, jak co miesiąc, do fryzjera. Zaczęli rozmawiać o różnych sprawach. Ni z tego, ni z owego, wywiązała się rozmowa o Bogu.
Fryzjer powiedział:

- Wie pan, ja nie wierzę, że Bóg istnieje.

- Dlaczego pan tak uważa? - zapytał klient.

- Cóż, to bardzo proste. Wystarczy tylko wyjść na ulicę, żeby się przekonać, że Bóg nie istnieje. Gdyby Bóg istniał, myśli pan, że istniałoby tyle osób chorych? Istniałyby opuszczone dzieci? Gdyby istniał Bóg, nie byłoby bólu, nie byłoby cierpienia... Po prostu nie mogę sobie wyobrazić Boga, który na to wszystko pozwala.

Klient pomyślał chwilę, chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Nie chciał wywoływać niepotrzebnej dyskusji. Gdy fryzjer skończył, klient zapłacił i wyszedł. I w tym momencie zobaczył na ulicy człowieka z długą zaniedbaną brodą i włosami. Wyglądało na to, że już od dłuższego czasu jego włosy i broda nie widziały fryzjera. Był zaniedbany i brudny.

Wtedy klient wrócił i powiedział:

- Wie pan co? Fryzjerzy nie istnieją!

- Bardzo śmieszne! Jak to nie istnieją? - zapytał fryzjer - Ja jestem jednym z nich!

- Nie - odparł klient - Fryzjerzy nie istnieją, bo gdyby istnieli, nie byłoby ludzi z długimi włosami i brodą, jak ten człowiek na ulicy...

autor nieznany