ďťż

Po co ludziom dzieci?

Baza znalezionych fraz

polsk riksdag

Od jakiegoś czasu szukam odpowiedzi na to pozornie proste pytanie. Zapraszam więc do dyskusji, przy czym od razu zaznaczę, że:
a) To nie jest żart/trolling/cokolwiek;
b) Motywacją poglądów (?) podważających tę znaną prawdę, że wszystkim matkom należy się bezwarunkowy szacunek, a ludzie powinni się rodzić w nieskończoność, w jak największej ilości NIE jest mizantropia, nihilizm, ekologizm, sekciarstwo, a ich konsekwencją z pewnością nie jest ludobójstwo, samobójstwo, przymusowe sterylizacje czy autokastracja;
c) Istnieje grupa najczęstszych odpowiedzi, których z rozmaitych względów nie akceptuję. Z głowy mogę wymienić wszelkie odwołania do naturyΩ, błędne koło◯, powody mające na uwadze tylko interes rodzica (kto ci poda szklankę wody na starość)☆, potencjalne szczęście dziecka♡ i sugerowanie mi leczenia psychiatrycznego↑.

Ω - If sex is an urge to procreate, then hunger's an urge to defecate.
◯ - Zamiast odpowiedzieć "ludziom dzieci po to by podtrzymać gatunek/naród/geny/nazwisko" lepiej wyjaśnić dlaczego te rzeczy są warte podtrzymania. Pamiętajmy także, że są fundamentalnie temporalne.
☆ - To raczej dyskurs etyczny. Dochodzących do celu po trupach, relatywistów moralnych, psychopatów i innych solipsystów żegnamy.
♡ - Założenie błędne na trzech poziomach. Pierwszy - nieskończenie wiele dzieci niepoczętych nigdy nie zazna szczęścia, i na swoje położenie jakoś nie narzeka. Drugi - karkołomne twierdzenie, że szczęście okupione cierpieniem ma jakąkolwiek wartość, nawet nie da się żadną miarą przewidzieć ich proporcji. Trzeci - twierdzenie, że szczęście ma jakąkolwiek wartość po śmierci podmiotu go doznającego. Jeśli akurat wierzysz w oksymoron życia po śmierci i dychotomię wieczne potępienie/zbawienie to znów igrasz z nieskończonością, ale ja nie o tym.
↑ - To się chyba rozumie samo przez się.

To by było na tyle. Jeśli ktoś czuje się na siłach by obronić jakąś w/w grupę to oczywiście wszystkie chwyty dozwolone. Zresztą, tak to się najpewniej rozwinie.

Further reading:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Antynatalizm
https://pl.wikiquote.org/wiki/Antynatalizm
http://vhemt.org/


Myślę, że odpowiedź jest prosta.
Dla zdecydowanej większości ludzi życie na Ziemi jest po prostu piękne, chcą aby ich dzieci przeżyły to samo.

Wyobraźmy sobie hipotetyczną sytuację. Nie da się żyć na Ziemi np. katastrofa kosmiczna w wyniku której nasze słoneczko padło i nie grzeje. Normalni ludzie wiedzą iż życie bez słoneczka to piekło, myślę że świadomie podjęli by decyzję - stop dla naszych dzieci, nie rozmnażamy się, wynosimy się z tej zakichanej planety - Ziemi.
Z czysto ludzkiej perspektywy: Bo się ludziom wydaje. No, i jeszcze popęd...
Z zaspokojeniem popędu w świecie człowieka nie ma problemów - środki antykoncepcyjne i po bólu ... nie tędy droga.


Przez większość czasu istnienia ludzkości nie było środków antykoncepcyjnych albo były bardzo prymitywne i znikomo skuteczne. Nadal nie ma 100% niezawodnie działającego takiego środka.



...Bo "przypadki" chodzą po ludziach, dowodząc tym, że nic nie dzieje się przez przypadek,
bo całym światem rządzą siły wzajemnego przyciągania,
a uczucia lub też namiętności nie lubią umierać bezowocnie
...no i z tego wszystkiego wychodzi jakaś stała koncepcja na prawdziwe życie w czasach ogarniętych "dobrodziejstwem" wszelkich anty-koncepcji
doprawiona na końcu lub na początku jakimś "chcę" lub "nie chcę".

Myślę, że odpowiedź jest prosta.
Dla zdecydowanej większości ludzi życie na Ziemi jest po prostu piękne, chcą aby ich dzieci przeżyły to samo.


Tacy ludzie błędnie przyjmują, że życie jest piękne samo w sobie, a nie ich psychikach.
No i kaleczą logikę, twierdząc, że obdarzając tym pięknem nową istotę robią jej jakąkolwiek przysługę.

Jesli ludźmi rozmnażającymi się powodują chwalebne intencje, to wynikają one jednak z braku refleksji.

Myślę, że odpowiedź jest prosta.
Dla zdecydowanej większości ludzi życie na Ziemi jest po prostu piękne, chcą aby ich dzieci przeżyły to samo.

Wyobraźmy sobie hipotetyczną sytuację. Nie da się żyć na Ziemi np. katastrofa kosmiczna w wyniku której nasze słoneczko padło i nie grzeje. Normalni ludzie wiedzą iż życie bez słoneczka to piekło, myślę że świadomie podjęli by decyzję - stop dla naszych dzieci, nie rozmnażamy się, wynosimy się z tej zakichanej planety - Ziemi.


Zawoalowana grupa z serduszkiem. Jeśli są tacy wielce altruistyczni, to czemu nie zaadoptują jakiejś istniejącej już duszyczki, nie skazując nowej na powolny rozkład i śmierć? Odpowiedzi są, w moim mniemaniu, tylko dwie:
1) Samolubność. Mechanizmem psychologicznej projekcji często przenoszą ją na osoby bezdzietne, niestety dla nich fakty są takie, że to oni narażają osoby trzecie w imię swoich niskich pragnień. Rozmnożyć się - to potrafi każdy insekt, a tutaj jeszcze trzeba rozłożyć nogi. To zmienia postać rzeczy, heh.
2) Bo tak wypada. Propaganda jest bardzo silna nawet dziś, mężczyzna bez kredytu na 30 lat, sadzawki i syna jest pozorantem, a kobieta bez zdrowego potomka nadaje się tylko na śmietnik, bo tylko po to ona istnieje. To nie mizoginia, same tak o sobie mniemają, patrz is.gd/pstd1337

Słoneczko padnie prędzej czy później. Reszta wszechświata w wyniku śmierci cieplnej również. Komu się krzywda stanie, gdyby od dziś wszyscy okazali się bezpłodni?
//do usunięcia, wysłało dubla



Wyobraźmy sobie hipotetyczną sytuację. Nie da się żyć na Ziemi np. katastrofa kosmiczna w wyniku której nasze słoneczko padło i nie grzeje. Normalni ludzie wiedzą iż życie bez słoneczka to piekło, myślę że świadomie podjęli by decyzję - stop dla naszych dzieci, nie rozmnażamy się, wynosimy się z tej zakichanej planety - Ziemi.


Myślę, że wskaźnik "normalności" byłby taki jak w obozach koncentracyjnych, krajach dotkniętych przez suszę, głód i wojnę lub choćby ograniczenia dostaw prądu.
Mówię o krajach wysoko rozwiniętych, które mają problem z odtworzeniem populacji a co dopiero z jej powiększaniem - tu jest świadomość iż ciągłe zwiększanie populacji to katastrofa w przyszłości - patrz biedne kraje Afryki etc.
Na pewno nie będzie tak że kraje afryki będą cięgle w ogonie cywilizacyjnym, bez dostępów do dobrego szkolnictwa, lekarzy, leków ... przecież oni już rozumieją że rodzenie dzieci co rok, bo nie ma lekarzy którzy by podpowiedzieli co robić by tak się nie działo jest bez sensu. Czy matka której dziecko umiera z głodu na jej rękach tego właśnie chce? Czy nie jest świadoma swej tragedii?
... oczywiście że jest!
... i wcale tego nie chce.
Ciekawe... Ogólnie trochę bzdury piszcie; poniekąd zgadzam się z wypowiedzią forumowicza istota, ale też tylko pozornie właściwie. Ale z konkretnym komentarzem jeszcze się wstrzymam. Jestem ciekawy, co napiszą jeszcze inni, np. Dyszyński Michał albo wujzboj.
Ja nie jestem ciekaw. Na 99,9% nie wyjdzieta nawet z etapu celowości, bo nie wyszli z niego moi interlokutorzy od własnych rodziców do profesorów bioetyki włącznie. Ale zostawiam małą furtkę na taką ewentualność i trwam w boju; powód jest prosty - myśl, że pytaniem zawartym w tytule tematu (a wpadło mi ono do głowy w roku pańskim 2009 jak paliłem szałwię) tak de facto podważyłem sens istnienia wszelkiej cywilizacji, jednocześnie znajdując remedium na wszystkie problemy wszechświata, a zwłaszcza paradoks Fermiego... Jest dla mnie zbyt absurdalna by coś o niej sądzić z całą pewnością.
100% mam tylko co do tego, że z antynatalizmem pozostanę, bo choćby kto kopał, płakał, tupał nóżką, ubliżał Panu Bogu i jego stworzeniu, pisał elaboraty i używał Algebry Kubusia (z całym szacunkiem doń), ten nie uzyska zgody kogokolwiek na przyjście tutaj. A jako libertarianin od przedszkola (tylko wtedy nie wiedziałem jak to nazwać) się tym brzydzę.
Antynatalizmu nie da się podważyć z perspektywy ateistycznej.
Można tylko się (dość nieudolnie jak myślę) bronić religijnymi założeniami: człowiek się rodzi, bo tego chce jego "dusza", "duch", Bóg. Co nie zmienia faktu, że człowiek jest w stanie tę "duszę", Boga, "ducha" zabić, nie dopuszczając do rozmnażania - np. każdy jak jeden mąż przechodzi na antynatalizm.

Tutaj można wysunąć argument - Bóg/dusza/duch do tego nie dopuści, zawsze będą osoby chcące się z woli tego Boga/ducha czy duszy się rozmnażać, a antynatalizm będzie filozofią dla nielicznych, "mutantów", "grzeszników".
do usunięcia

Mówię o krajach wysoko rozwiniętych, które mają problem z odtworzeniem populacji a co dopiero z jej powiększaniem - tu jest świadomość iż ciągłe zwiększanie populacji to katastrofa w przyszłości - patrz biedne kraje Afryki etc.
Na pewno nie będzie tak że kraje afryki będą cięgle w ogonie cywilizacyjnym, bez dostępów do dobrego szkolnictwa, lekarzy, leków ... przecież oni już rozumieją że rodzenie dzieci co rok, bo nie ma lekarzy którzy by podpowiedzieli co robić by tak się nie działo jest bez sensu.

Czy matka której dziecko umiera z głodu na jej rękach tego właśnie chce? Czy nie jest świadoma swej tragedii?
... oczywiście że jest!
... i wcale tego nie chce.


Tego nie śmiem nawet podważać.... ale czy matka, która decyduje się na aborcję, jest świadoma swojej tragedii - tego że pozwala zabić dziecko, które nie musiałoby umierać z głodu i chorób?
.... nie jest oczywistym że jest!
.... skoro to robi znaczy że tego chce.

Antynatalizmu nie da się podważyć z perspektywy ateistycznej.
Można tylko się (dość nieudolnie jak myślę) bronić religijnymi założeniami: człowiek się rodzi, bo tego chce jego "dusza", "duch", Bóg. Co nie zmienia faktu, że człowiek jest w stanie tę "duszę", Boga, "ducha" zabić, nie dopuszczając do rozmnażania - np. każdy jak jeden mąż przechodzi na antynatalizm.

Tutaj można wysunąć argument - Bóg/dusza/duch do tego nie dopuści, zawsze będą osoby chcące się z woli tego Boga/ducha czy duszy się rozmnażać, a antynatalizm będzie filozofią dla nielicznych, "mutantów", "grzeszników".


Jeśli miałaby być dyskusja o aniołkach na główce szpilki, to nawet ją można kontrować przekonaniami gnostyków. W "kanonie" to bądźcie płodni i rozmnażajcie się jest przykazaniem zerowym, a za jego łamanie nie jest przewidziana chyba żadna reprymenda. Celibat jest wręcz szlachetny.
Ale marudzicie... Ludzie są NA PEWNO zwierzętami, choć może nie tylko. A wszystkie zwierzęta się rozmnażają. Jest to NAJISTOTNIEJSZA funkcja życiowa.
Co do ewentualnego wyższego celu: Może w wyniku istnienia ogromnej liczby pokoleń i niezliczonych mutacji oraz "mixu" z technologią osiągnie gatunek ludzki inną formę istnienia- ale może potrzeba ku temu akurat tyle, a tyle czasu, tyle, a tyle pokoleń...


.... ale czy matka, która decyduje się na aborcję, jest świadoma swojej tragedii - tego że pozwala zabić dziecko, które nie musiałoby umierać z głodu i chorób?
.... nie jest oczywistym że jest!
.... skoro to robi znaczy że tego chce.

Tu jest odwieczny problem od kiedy zaczyna się życie?
Czy zapłodnione jajko kurze to już życie?
Czy zabijasz życie robiąc sobie jajecznicę?
Pigułki dzień po są już legalne - moim zdaniem to jeszcze nie jest życie.
Można dyskutować czy czy 3-miesiące po to już życie?
... moim zdaniem tak.

Ale marudzicie... Ludzie są NA PEWNO zwierzętami, choć może nie tylko. A wszystkie zwierzęta się rozmnażają. Jest to NAJISTOTNIEJSZA funkcja życiowa.

Bzdura, w temacie rozmnażania różnimy się od zwierząt, bo wiemy co jest grane i możemy decydować kiedy chcemy mieć dziecko, niezależnie od popędu który bez problemu możemy zaspokajać.
Zwierzę nie ma tej świadomości, nie wie że zaspokajając popęd tworzy nowe życie. dnia Śro 9:32, 28 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz


Tu jest odwieczny problem od kiedy zaczyna się życie?
Czy zapłodnione jajko kurze to już życie?
Czy zabijasz życie robiąc sobie jajecznicę?
Pigułki dzień po są już legalne - moim zdaniem to jeszcze nie jest życie.
Można dyskutować czy czy 3-miesiące po to już życie?
... moim zdaniem tak.


Przykład jest o tyle dobry, że jajo bez warunków do wylęgu zamieni się w jajecznicę lub w warunkach naturalnych w zbuka,
tak jak zarodek, któremu nie udało się zagnieździć w macicy zostanie wydalony z organizmu kobiety bez jej wiedzy nawet i jakiejkolwiek świadomości, że do zapłodnienia doszło.
Zagnieżdżony zarodek to już na 100% życie, które znalazło dogodne warunki do rozwoju, a problem ze stwierdzeniem tego mają i owszem - ci, którzy reprezentują różne interesy.
Kobieta czy akceptuje to, czy nie, funkcjonuje od tej chwili inaczej i nie da się tego podważyć żadnym wywodem naukowym czy filozoficznym,
ani żadną kampanią na rzecz zalegalizowania różnych środków i zabiegów.
I tak jak każdy człowiek czy zwierzę (a przynajmniej ssak) tak i ja czy Kubuś również rozpoczął swoje życie w chwili zapłodnienia a nie 3 miesiące później, czy się to komuś podoba czy nie.
Tłumaczenie, że są to tylko bezkształtne komórki w niczym nie przypominające człowieka, jest najbardziej infantylnym przedstawieniem sprawy ze wszystkich możliwych.
Pigułki po, na pewno mocno zaszkodzą młodym, rozwijającym się jeszcze organizmom nastolatek i doprowadzą w przyszłości do fali bezpłodności, jak również spotęgują nieodpowiedzialność młodego pokolenia, które już nie może się tym poszczycić...pominąwszy już wszelkie kwestie moralne, które są osobistą sprawą każdego człowieka
- no bo przecież nawet kwoka może porzucić jaja lub wcale nie chcieć ich wysiadywać i to zdarza się również naturalnie w przyrodzie, i jeśli już mamy dawać przykłady w stylu "jajko i kura".


Zagnieżdżony zarodek to już na 100% życie, które znalazło dogodne warunki do rozwoju, a problem ze stwierdzeniem tego mają i owszem - ci, którzy reprezentują różne interesy.


Tłumaczenie, że są to tylko bezkształtne komórki w niczym nie przypominające człowieka, jest najbardziej infantylnym przedstawieniem sprawy ze wszystkich możliwych.


Pigułki po, na pewno mocno zaszkodzą młodym, rozwijającym się jeszcze organizmom nastolatek


Na czym Pani tę pewność opiera?

Ale marudzicie... Ludzie są NA PEWNO zwierzętami, choć może nie tylko. A wszystkie zwierzęta się rozmnażają. Jest to NAJISTOTNIEJSZA funkcja życiowa.

Bzdura, w temacie rozmnażania różnimy się od zwierząt, bo wiemy co jest grane i możemy decydować kiedy chcemy mieć dziecko, niezależnie od popędu który bez problemu możemy zaspokajać.
Zwierzę nie ma tej świadomości, nie wie że zaspokajając popęd tworzy nowe życie.
A ty masz świadomość, co ty piszesz- Kubusiu o bardzo małym rozumku?! Banały piszesz i pozory, bez głębszego zastanowienia. Nie chce mi się komentować nawet- wybacz!

Oczywiście, tu zgadzam się z JanelleL., że ma rację- przynajmniej w ujęciu biologicznym.
A istota piszesz o ustalaniu kryteriów człowieczeństwa... Do strony wyłącznie biologicznej, to dość proste, jak już wspomniałem powyżej. Natomiast z samym definiowaniem pojęcia "człowieczeństwo" mogą być wielkie kłopoty- i zazwyczaj są...


Zagnieżdżony zarodek to już na 100% życie, które znalazło dogodne warunki do rozwoju, a problem ze stwierdzeniem tego mają i owszem - ci, którzy reprezentują różne interesy.
Kobieta czy akceptuje to, czy nie, funkcjonuje od tej chwili inaczej i nie da się tego podważyć żadnym wywodem naukowym czy filozoficznym,
ani żadną kampanią na rzecz zalegalizowania różnych środków i zabiegów.

Myślę ze definicja kompromisu jest tu taka:
Człowiek zaczyna się wtedy gdy zaczyna odczuwać ból.
Czy jak robisz jajecznicę to zadajesz bój zapłodnionemu jaju?
... czy ono ten ból odczuwa?
Czym różni się zarodek odrzucony w sposób naturalny przez organizm kobiety, od zarodka odrzuconego przez pigułkę po?
Moim zdaniem niczym, w obu przypadkach jest to zrobienie jajecznicy z jajka, czyli rezygnacja z tego akurat zapłodnionego jajeczka.
To jest to samo co założenie prezerwatywy, tez jajo umrze.
Jeśli chcesz zrobić z krajów cywilizowanych kolejną Arfykę, czyli zdelegalizować wszelkie środki antykoncepcyjne to zacznij od siebie - stosujesz środki antykoncepcyjne czy nie?


Myślę ze definicja kompromisu jest tu taka:
Człowiek zaczyna się wtedy gdy zaczyna odczuwać ból.
Czy jak robisz jajecznicę to zadajesz bój zapłodnionemu jaju?
... czy ono ten ból odczuwa?
Czym różni się zarodek odrzucony w sposób naturalny przez organizm kobiety, od zarodka odrzuconego przez pigułkę po?
Moim zdaniem niczym, w obu przypadkach jest to zrobienie jajecznicy z jajka, czyli rezygnacja z tego akurat zapłodnionego jajeczka.
To jest to samo co założenie prezerwatywy, tez jajo umrze.
Jeśli chcesz zrobić z krajów cywilizowanych kolejną Arfykę, czyli zdelegalizować wszelkie środki antykoncepcyjne to zacznij od siebie - stosujesz środki antykoncepcyjne czy nie?


Panie Rafale, nie chodzi mi o żaden kompromis, nie zamierzam też delegalizować wszelkich środków antykoncepcyjnych, nie zgodzę się jednak z tym, że użycie pigułki po, to jest to samo, co naturalne odrzucenie zarodka lub tym bardziej użycie prezerwatywy
W sumie swoją wypowiedzią przyznał mi Pan rację w kwestii Afryki, że różni nas w kwestii świadomej rozrodczości jedynie dostępność do wszelkich środków. Ja powiem nawet więcej..... gdyby cała zakichana cywilizacja, którą się tak szczycimy trafiła z powodu jakiejś globalnej katastrofy na przysłowiowe drzewa, nie minęłoby wiele czasu by w tych sprawach i w innych ludzie upodobnili się bardziej do zwierząt.

Co do ostatniego zdania .... odpowiem tak: za krótko się znamy, by było na miejscu zadawanie takiego pytania, jak również odpowiadanie na nie.
To, że rozmawiam na ten właśnie temat, nie oznacza od razu, że ma mnie ciekawić to, czy lubi Pan używać prezerwatywy
lub czy jest w stanie powstrzymać swój popęd nie stosując żadnej antykoncepcji.


Myślę ze definicja kompromisu jest tu taka:
Człowiek zaczyna się wtedy gdy zaczyna odczuwać ból.


I jeszcze taka mała myśl mi przyszła do głowy:
W czym odczuwanie bólu przewyższa odczuwanie takiego np. ciepła czy przyjemności, by było wyznacznikiem człowieczeństwa i jego początkiem?
Czemu w takim razie nie zadajemy sobie bólu, by bardziej się czuć człowiekiem a zażywamy niezliczone ilości tabletek, by go uśmierzać?
I czy pogląd taki nie jest bardziej usprawiedliwieniem?



Pigułki po, na pewno mocno zaszkodzą młodym, rozwijającym się jeszcze organizmom nastolatek


Na czym Pani tę pewność opiera?

Niech będzie, że na intuicji, bowiem naukowcem nie jestem i nie zamierzam być..... no i pisali o tym na pomponiku


Myślę ze definicja kompromisu jest tu taka:
Człowiek zaczyna się wtedy gdy zaczyna odczuwać ból.


I jeszcze taka mała myśl mi przyszła do głowy:
W czym odczuwanie bólu przewyższa odczuwanie takiego np. ciepła czy przyjemności, by było wyznacznikiem człowieczeństwa i jego początkiem?
Czemu w takim razie nie zadajemy sobie bólu, by bardziej się czuć człowiekiem a zażywamy niezliczone ilości tabletek, by go uśmierzać?
I czy pogląd taki nie jest bardziej usprawiedliwieniem?
To może zmodyfikuję, gdy zaczynają się pierwsze ruchy - myślę że nie trudno stwierdzić ile dni po zarodek przeradza się w człowieka, czyli zaczyna się samodzielnie ruszać.

Myślę, że pigułka dzień po jest nieporównywalnie lepszym rozwiązaniem niż przerywanie ciąży - obojętne kiedy, tydzień po czy 3-miesiące po.
Poza tym realnie można obecnie przerwać ciążę na życzenie wyłacznie na czarno - tu pigułka po wygrywa w zawodach bezdyskusyjnie, jest po prostu najlepszym rozwiązaniem. dnia Śro 21:01, 28 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz


Myślę ze definicja kompromisu jest tu taka:
Człowiek zaczyna się wtedy gdy zaczyna odczuwać ból.


I jeszcze taka mała myśl mi przyszła do głowy:
W czym odczuwanie bólu przewyższa odczuwanie takiego np. ciepła czy przyjemności, by było wyznacznikiem człowieczeństwa i jego początkiem?
Czemu w takim razie nie zadajemy sobie bólu, by bardziej się czuć człowiekiem a zażywamy niezliczone ilości tabletek, by go uśmierzać?
I czy pogląd taki nie jest bardziej usprawiedliwieniem?
To może zmodyfikuję, gdy zaczynają się pierwsze ruchy - myślę że nie trudno stwierdzić ile dni po zarodek przeradza się w człowieka, czyli zaczyna się samodzielnie ruszać.
Myślę, że pigułka dzień po jest nieporównywalnie lepszym rozwiązaniem niż przerywanie ciąży - obojętne kiedy, tydzień po czy 3-miesiące po.
Poza tym realnie można obecnie przerwać ciążę na życzenie wyłacznie na czarno - tu pigułka po wygrywa w zawodach bezdyskusyjnie, jest po prostu najlepszym rozwiązaniem.


Na pewno jest ale....... skoro potrzebujemy takich metod, znaczy to, że w kwestii świadomego rozmnażania już jesteśmy na drzewach lub inaczej....nigdy z nich nie zeszliśmy.


Panie Kubusiu....wymyśliłby Pan coś bardziej przełomowego a nie tak strzelał "ślepakami" i narażał się na uwagi o Puchatkowym rozumku ;)

Wymyśliłem - algebrę Kubusia
Panie i panowie, trochę szkoda żeby ten temat się przerodził w kolejną dyskusję o normatywnym pojęciu człowieka, przy okazji aborcji takich setki i tysiące. Tu pytamy czy celowe zapładnianie jest sensowne ;)

Tu pytamy czy celowe zapładnianie jest sensowne ;)
Tak, koniec dyskusji

Dowód:
Nie żałuję że żyję, cieszę się że żyję! dnia Śro 23:44, 28 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
Nie masz pewności, że ktoś nie będzie żałował. I po dowodzie

Tu pytamy czy celowe zapładnianie jest sensowne ;)


No...i każdy pięciolatek zapytany o to czy wolałby żyć czy nie, odpowie, że wolałby żyć.

Tu pytamy czy celowe zapładnianie jest sensowne ;)

sensowne a nawet przyjemne ;)

Proszę zatem wykazać sens w tym. Przyjemność nieadekwatna do następnych ~ 20 lat, ale mniejsza.
Kubuś, do miodku, a nie cuchniesz na forum blondynizmem! To się popisał znów bardzo małym rozumkiem.

Kwiczoł, pytasz o sens, celowość?! "Nadrzędny" sens nie istnieje albo go nie znamy [i może nigdy nie poznamy]- jakikolwiek sens, nie tylko rozmnażania. Sens i cel to są wytwory umysłów- tak więc każdy we własnym zakresie nadaje [sobie] sens i wyznacza cele.
Niechże i będzie ten wyimaginowany. Myślę, że skoro da się podważyć zasadność niektórych z nich, tak samo dałoby się stworzyć solidny.

Niechże i będzie ten wyimaginowany. Myślę, że skoro da się podważyć zasadność niektórych z nich, tak samo dałoby się stworzyć solidny. Chyba nie całkiem rozumiem. Pytasz o solidny cel rodzenia dzieci?? O tym już pisałem. Popęd oraz ludzkie "widzimisię", czyli wiara, wyobrażenia. A może to plan kosmitów... Któż z nas wie, ludków maluczkich?
Biorąc pod uwagę pewnik śmierci i ryzyko, że to nowo powołane życie może być mizerią to jest raczej żałosne. Mówi się, że nadzwyczajne twierdzenia wymagają nadzwyczajnego dowodu, a ja się nie mogę doszukać jakiegokolwiek powodu nadzwyczajnym działaniu.
Zacznijmy od tego, że nie tylko ludzie mają potomstwo, i nie jako pierwsi je mieli.
Wynika z tego jasno, że to nie jest czysto ludzka potrzeba. Ludzie są tylko narzędziem, reproduktowami, których trzeba jakoś zmusić do prokreakcji. Pociąg seksualny, zaspokojenie emocjonalne, czy kultura są właśnie takimi narzędziami.

Reasumująć, ludziom dzieci są potrzebne po to, aby zaspokoić potrzeby. Skąd te potrzeby się wzięły i w jakim celu, jest trochę inną kwestią, o wiele trudniejszą, bo ponadludzką.

Biorąc pod uwagę pewnik śmierci i ryzyko, że to nowo powołane życie może być mizerią to jest raczej żałosne.

Czyżbyś chciał być nieśmiertelnym, tu, na ziemi?

Ludzie chcą świadomie mieć dzieci bo ...

Życie jest piękne!

https://www.youtube.com/watch?v=A9q5cemT0XA

... dla zdecydowanej większości ludzi. dnia Czw 12:13, 29 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz


Reasumująć, ludziom dzieci są potrzebne po to, aby zaspokoić potrzeby.

Większych bredni to wszechświat nie widział


Reasumująć, ludziom dzieci są potrzebne po to, aby zaspokoić potrzeby.

Większych bredni to wszechświat nie widział
Twoje odpowiedzi nie odbiega dalego od twojej matematyki. Bezpodstawne i pozbawione sensu.

Wróć... trochę się zagalopowałem, bo grzechem jest nazywać twoje brednie matematyką.
... nie wtrącaj się do tego czego nie rozumiesz.

... nie wtrącaj się do tego czego nie rozumiesz.
Ty też...
... ależ jak się robi dzieci to ja doskonale wiem i rozumiem

... ależ jak się robi dzieci to ja doskonale wiem i rozumiem
Jak robić potomstwo wie nawet knur. W tym temacie dyskutujemy "po co".
Jak widać, twoja logika operuje na płaszczyźnie knura i nie jest tutaj przydatna.
Po co?
Bo chcę aby zobaczyły piękno Ziemi, aby cieszyły się życiem, chcę przeżywać radości i smutki razem z nimi - życie jest po prostu piękne.
W cywilizowanych krajach planuje się ilość dzieci, nie ma to nic wspólnego z popędem knura - twoim popędem? dnia Czw 15:58, 29 Sty 2015, w całości zmieniany 2 razy

Bo chcę aby[..]
"Reasumująć, ludziom dzieci są potrzebne po to, aby zaspokoić potrzeby."

Panu już podziękujemy, bo pan sam siebie nie rozumie.

Bo chcę aby[..]
czyli dlatego, że odczuwasz potrzebę zaspokojenia swoich chęci.

No i co w tym dziwnego ze chcę aby moje dzieci doznały piękna Ziemi, którego ja doświadczam na każdym kroku?
Jestem świadomy że umrę i cieszę się z tego faktu, cieszę się że mogę obejrzeć piękne i różnorodne życie na ziemi i mogę umrzeć!
... dokładnie, cieszę się że mogę umrzeć, cieszę się że tu na ziemi, nie jestem nieśmiertelny.

Knurom, które wszystko sprowadzają do popędu płciowego, jakiegoś prymitywnego chciejstwa - dziękujemy.
Twoje chciejstwo jest wyniosłe..... co z tego, skoto to dalej tylko chciejstwo i o tym właśnie pisałem.
Nie udało ci się obronić twierdzenia, że "Większych bredni to wszechświat nie widział", wręcz przeciwnie, sam je obaliłeś.

Od tego zajmowania się logiką 5 latków, zapomniałeś czym jest logika dorosłych.
Won do piaskownicy Sokratesa udawać!
Knurom, które wszystko sprowadzają do popędu płciowego, jakiegoś prymitywnego chciejstwa - dziękujemy.


Kwiczoł, pytasz o sens, celowość?! "Nadrzędny" sens nie istnieje albo go nie znamy [i może nigdy nie poznamy]- jakikolwiek sens, nie tylko rozmnażania.

Za dużo byś chciał wiedzieć, gdybać możesz sobie na nieskończenie wiele sposobów.
W naszym punkcie odniesienia, w świecie ludzi świadomych i przyzwoitych, sens rozmnażania istnieje:
Życie na ziemi jest po prostu piękne i fascynujące

.....w świecie ludzi świadomych i przyzwoitych, sens rozmnażania istnieje:
Życie na ziemi jest po prostu piękne i fascynujące


........ależ w czym przeszkadza ludziom świadomym, przyzwoitym i wrażliwym na piękno tego świata
przyprawić sobie to odpowiedzialne i cywilizowane rozmnażanie jakimś zwierzęcym chciejstwem?
Czy od razu trzeba być prymitywnym knurem upaćkanym w błocie?
Można sobie być niczego sobie samcem z brunatną grzywą, rozsiewającym feromony gdzieś na gorącej afrykańskiej sawannie,
chociaż błotko też ma jakiś swój urok


Czyżbyś chciał być nieśmiertelnym, tu, na ziemi?


Ludzie chcą świadomie mieć dzieci bo ...

Życie jest piękne!

... dla zdecydowanej większości ludzi.

Po co?
Bo chcę aby zobaczyły piękno Ziemi, aby cieszyły się życiem, chcę przeżywać radości i smutki razem z nimi


Straszne rzeczy pan tu opowiada.


W naszym punkcie odniesienia, w świecie ludzi świadomych i przyzwoitych, sens rozmnażania istnieje:
Życie na ziemi jest po prostu piękne i fascynujące


Dla osoby żyjącej może takie istotnie być.
Ale po co stwarzać kogoś, kto będzie to piękno dostrzegał, doceniał? Pięknu świata chce Pan zrobić dobrze?


Dla osoby żyjącej może takie istotnie być.
Ale po co stwarzać kogoś, kto będzie to piękno dostrzegał, doceniał? Pięknu świata chce Pan zrobić dobrze?

Kto cie zmusza abyś to piękno oglądał?
Nie podoba ci się - skocz sobie z 10 pietra na główkę i piękno ci zniknie

.....w świecie ludzi świadomych i przyzwoitych, sens rozmnażania istnieje:
Życie na ziemi jest po prostu piękne i fascynujące


........ależ w czym przeszkadza ludziom świadomym, przyzwoitym i wrażliwym na piękno tego świata
przyprawić sobie to odpowiedzialne i cywilizowane rozmnażanie jakimś zwierzęcym chciejstwem?
Czy od razu trzeba być prymitywnym knurem upaćkanym w błocie?
Można sobie być niczego sobie samcem z brunatną grzywą, rozsiewającym feromony gdzieś na gorącej afrykańskiej sawannie,
chociaż błotko też ma jakiś swój urok
Jeśli chodzi o miłość to zarówno po stronie ludzi, jak i po stronie zwierząt można znaleźć przykłady, jedynej miłości, od jej narodzin do śmierci - wierność absolutną.
Różnica jest taka że zwierzątka nie wiedzą skąd się biorą, nie planują ile ich ma przyjść na świat - chociaż, cholera ich wie
Karaluchy mnożą się na potęgę, a ile bociątek spłodzi w swoim życiu bocian? dnia Czw 22:41, 29 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
Skacząc, ryzykuję tym, że przeżyję i w gorszym kształcie niż jestem teraz. Poza tym to wbrew wrodzonemu mi instynktowi samozachowawczemu, a ponadto generuje ból, który jest przecież właśnie tym, czego chcę uniknąć (nie istniejąc).

Pewien filozof (Emil Cioran, o ile się nie mylę) kiedyś sformułował tak myśl - na samobójstwo jest zawsze za późno. Jak już się urodziłes/aś - jedyne co ci pozostaje, iść przez to piekło (bo tym jest życie dla osób wyzbytych resztek pollyanizmu) i nie robić innym co Tobie niemiłe.

Pan jest żywym dowodem na to, że człowiek, który nie odczuwa ciężaru istnienia, nie jest w stanie racjonalnie podejść do kwestii (poczynania) istnienia. Nie ma po temu motywacji.


Kto cie zmusza abyś to piękno oglądał?


Rodzice? Nie da się ukryć, że zaszło pewne wymuszenie. To trochę jakby zaciągnąć osobę w śpiączce na podkład boeinga lecącego na WTC-1, wybudzić i dawać jadło różnej jakości wylosowane na podstawie kwantowego generatora liczb losowych. I oczywiście finał, jak będzie dostawał tylko ości śledzia z solą albo w ogóle głodówkę to zjawi się osoba na tyle bezczelna żeby powiedzieć: możesz w każdej chwili wyskoczyć. A może ja się wcale nie prosiłem na ten lot? Zresztą, po co mi to jak i tak się rozbijemy o wieżowiec?

Przy okazji innej zbiorowej dyskusji usłyszałem bardzo pamiętne porównanie: żyć dla szczęścia to jak sikać pod siebie na Antarktydzie. Może jest to przyjemne ciepełko, ale na końcu zawsze czai się zgroza. A miejmy na uwadze, że to nie wyczerpuje tematu, bo można było wcale nie wychodzić z pomieszczenia o temperaturze pokojowej.
Sokrates, Jezus, Budda, Kopernik, Leonardo, Michał Anioł, Newton, van Gogh …, dzieci nie mieli, Temudżyn ma ponoć 16 mln potomków!
Trzeba więc tego mudżyna stawiać obok Leopolda II

Biorąc pod uwagę pewnik śmierci i ryzyko, że to nowo powołane życie może być mizerią to jest raczej żałosne.
Reasumująć, ludziom dzieci są potrzebne po to, aby zaspokoić potrzeby. Skąd te potrzeby się wzięły i w jakim celu, jest trochę inną kwestią, o wiele trudniejszą, bo ponadludzką.
Ludzie chcą świadomie mieć dzieci bo ...

Życie jest piękne!

rafal3006 napisał:
Bo chcę aby[..]

czyli dlatego, że odczuwasz potrzebę zaspokojenia swoich chęci.

Banjankri napisał:
"Reasumująć, ludziom dzieci są potrzebne po to, aby zaspokoić potrzeby."

Panu już podziękujemy, bo pan sam siebie nie rozumie.

W naszym punkcie odniesienia, w świecie ludzi świadomych i przyzwoitych, sens rozmnażania istnieje:
Życie na ziemi jest po prostu piękne i fascynujące

A ja chcę poświęcić zdecydowaną większość ludzi zdecydowanej mniejszości, ponieważ w mojej intuicji moralnej, jedna osoba cierpiąca na depresję endogenną w tłumie miliardów spełnionych to o jedną za dużo.
no chyba że w końcu ktoś mi powie jakie zło wynika z wyginięcia ludzkości.
Ale po co stwarzać kogoś, kto będzie to piękno dostrzegał, doceniał?
Różnica jest taka że zwierzątka nie wiedzą skąd się biorą, nie planują ile ich ma przyjść na świat - chociaż, cholera ich wie
Skacząc, ryzykuję tym, że przeżyję i w gorszym kształcie niż jestem teraz. Poza tym to wbrew wrodzonemu mi instynktowi samozachowawczemu, a ponadto generuje ból, który jest przecież właśnie tym, czego chcę uniknąć (nie istniejąc).

Pewien filozof (Emil Cioran, o ile się nie mylę) kiedyś sformułował tak myśl - na samobójstwo jest zawsze za późno. Jak już się urodziłes/aś - jedyne co ci pozostaje, iść przez to piekło (bo tym jest życie dla osób wyzbytych resztek pollyanizmu) i nie robić innym co Tobie niemiłe.

Pan jest żywym dowodem na to, że człowiek, który nie odczuwa ciężaru istnienia, nie jest w stanie racjonalnie podejść do kwestii (poczynania) istnienia. Nie ma po temu motywacji.

Rodzice? Nie da się ukryć, że zaszło pewne wymuszenie. To trochę jakby zaciągnąć osobę w śpiączce na podkład boeinga lecącego na WTC-1, wybudzić i dawać jadło różnej jakości wylosowane na podstawie kwantowego generatora liczb losowych. I oczywiście finał, jak będzie dostawał tylko ości śledzia z solą albo w ogóle głodówkę to zjawi się osoba na tyle bezczelna żeby powiedzieć: możesz w każdej chwili wyskoczyć. A może ja się wcale nie prosiłem na ten lot? Zresztą, po co mi to jak i tak się rozbijemy o wieżowiec?

Przy okazji innej zbiorowej dyskusji usłyszałem bardzo pamiętne porównanie: żyć dla szczęścia to jak sikać pod siebie na Antarktydzie. Może jest to przyjemne ciepełko, ale na końcu zawsze czai się zgroza. A miejmy na uwadze, że to nie wyczerpuje tematu, bo można było wcale nie wychodzić z pomieszczenia o temperaturze pokojowej.

Sokrates, Jezus, Budda, Kopernik, Leonardo, Michał Anioł, Newton, van Gogh …, dzieci nie mieli, Temudżyn ma ponoć 16 mln potomków! Ja też nie mam- z wyboru. A może dlatego, że jestem zbyt wygodnicki?. Może więc źle zdam test?..

Reasumująć, ludziom dzieci są potrzebne po to, aby zaspokoić potrzeby. Skąd te potrzeby się wzięły i w jakim celu, jest trochę inną kwestią, o wiele trudniejszą, bo ponadludzką.
Z większością treści tego postu się zgadzam. Jednak nie uważam, aby pochodzenie i celowość ludzkich potrzeb tłumaczyć czymś "ponadludzkim". Właściwie, czy mógłbyś przybliżyć co tu miałeś na myśli? Bo raczej trudno się domyślić szczegółów.
Ponadludzkim, znaczy nie wytworzonym przez wolę człowieka.
"Man can do what he wants but he cannot want what he wants" - Schopenhauer

A po co nie stwarzać? Wtedy niwelujesz jakiekolwiek możliwości.

Przemyśl to wszystko w szerszym ujęciu, bardziej globalnym. Nie ograniczaj się do jednostronnej perspektywy, zależnej jeszcze od emocjonalnego nastawienia.


Panie drogi, od kilku lat mam wszystko przemyślane. Globalnie nikt, absolutnie nikt nie zyskuje na tym, że istnieje. Nawet pan Kubuś. Pan Kubus bowiem życie pokochał dopiero po urodzeniu. A obok pana Kubusia, który choć nic nie zyskał, ale tez i nic nie stracił, mamy mnóstwo ludzi, którzy stracili i jak na złość nie są w stanie bezkolizyjnie wrócić tam, skąd przyszli, no bo instynkt i inne przeszkody.

Czysto emocjonalne jest Kubusiowe "życie jest piękne",z tym co tutaj piszę każdy powinien się zgodzić, niezależnie od tego, czy kocha czy nie kocha życia.


.....Tu taki żart do JanelleL.: jesteś może Lwicą? A co, jeśli ja jestem Wężownikiem?

A po co nie stwarzać? Wtedy niwelujesz jakiekolwiek możliwości.

A czy widzi Pan coś negatywnego w niwelowaniu możliwości? Coś czego nie ma przecież tej niemożności nie odczuwa. A stwarzając nowa istotę zawsze Pan ryzykuje stworzeniem istoty nieszczęśliwej.

Brak skłonności do ryzyka można wybaczyć co najwyżej kobiecie....... ale "istota" w sumie rodzaju żeńskiego jest.

.....w świecie ludzi świadomych i przyzwoitych, sens rozmnażania istnieje:
Życie na ziemi jest po prostu piękne i fascynujące


........ależ w czym przeszkadza ludziom świadomym, przyzwoitym i wrażliwym na piękno tego świata
przyprawić sobie to odpowiedzialne i cywilizowane rozmnażanie jakimś zwierzęcym chciejstwem?
Czy od razu trzeba być prymitywnym knurem upaćkanym w błocie?
Można sobie być niczego sobie samcem z brunatną grzywą, rozsiewającym feromony gdzieś na gorącej afrykańskiej sawannie,
chociaż błotko też ma jakiś swój urok
Jeśli chodzi o miłość to zarówno po stronie ludzi, jak i po stronie zwierząt można znaleźć przykłady, jedynej miłości, od jej narodzin do śmierci - wierność absolutną.
Różnica jest taka że zwierzątka nie wiedzą skąd się biorą, nie planują ile ich ma przyjść na świat - chociaż, cholera ich wie
Karaluchy mnożą się na potęgę, a ile bociątek spłodzi w swoim życiu bocian?

Od wczoraj "zachodzę w głowę" jaki tok rozumowania doprowadził Pana Kubusia do takiej odpowiedzi a nawet do poruszenia "wierności absolutnej"....


Brak skłonności do ryzyka można wybaczyć co najwyżej kobiecie....... ale "istota" w sumie rodzaju żeńskiego jest.


Warto mieć na uwadze, że mówimy tutaj o ryzykowaniu cudzym życiem. A standard jest taki (jak już wchodzimy w dyskurs rodzajowy), że to najczęściej kobiety oczekują, że mężczyzna będzie gotów oddać za nie życie.
https://www.youtube.com/watch?v=1AIYoaguAAQ

Jeśli zaś idzie o ryzykowanie życiem dzieci związane z ich płodzeniem, to chyba nie ma różnic między płciami.

Reasumująć, ludziom dzieci są potrzebne po to, aby zaspokoić potrzeby. Skąd te potrzeby się wzięły i w jakim celu, jest trochę inną kwestią, o wiele trudniejszą, bo ponadludzką.
Z większością treści tego postu się zgadzam. Jednak nie uważam, aby pochodzenie i celowość ludzkich potrzeb tłumaczyć czymś "ponadludzkim". Właściwie, czy mógłbyś przybliżyć co tu miałeś na myśli? Bo raczej trudno się domyślić szczegółów.
Ponadludzkim, znaczy nie wytworzonym przez wolę człowieka.
"Man can do what he wants but he cannot want what he wants" - Schopenhauer
A czy widzi Pan coś negatywnego w niwelowaniu możliwości? Coś czego nie ma przecież tej niemożności nie odczuwa. A stwarzając nowa istotę zawsze Pan ryzykuje stworzeniem istoty nieszczęśliwej.
Panie drogi, od kilku lat mam wszystko przemyślane. Globalnie nikt, absolutnie nikt nie zyskuje na tym, że istnieje. Nawet pan Kubuś. Pan Kubus bowiem życie pokochał dopiero po urodzeniu. A obok pana Kubusia, który choć nic nie zyskał, ale tez i nic nie stracił, mamy mnóstwo ludzi, którzy stracili i jak na złość nie są w stanie bezkolizyjnie wrócić tam, skąd przyszli, no bo instynkt i inne przeszkody.

Czysto emocjonalne jest Kubusiowe "życie jest piękne",z tym co tutaj piszę każdy powinien się zgodzić, niezależnie od tego, czy kocha czy nie kocha życia.
Pozostawmy już "Kubusia" w spokoju; zresztą pisałem o jego subiektywnym, emocjonalnym nastawieniu.
Dalej: wytłumacz czego np. nikt nie zyskuje oraz co np. ktoś stracił.

Następnie poruszacie też kwestię ryzyka. Ryzyko- w rozumieniu ludzkim- powstaje stąd, iż we Wszechświecie występuje spora losowość zdarzeń, a choćby elementarne oddziaływania prawdopodobnie podlegają swoistemu "doborowi naturalnemu", co szczególnie miało miejsce w bardzo wczesnych etapach istnienia Wszechświata- przed erą inflacji kosmologicznej i na jej początku. Drugi- raczej ważniejszy i bardziej podstawowy- powód "istnienia ryzyka" to sama swoista dualność oddziaływań. Inaczej rzecz ujmując: każde oddziaływanie jest przejawem siły, a siła może powstać jedynie pomiędzy przeciwnymi potencjałami. Ryzyko polega na tym, ze człowiek często preferuje jeden z tych potencjałów, "biegunów" jako "lepszy". Jednak w odniesieniu do Natury są to kolejne ludzkie "wymysły", "urojenia", co szczególnie widać w odniesieniu do głębokiej analizy np. trzeciej zasady dynamiki Newtona oraz praw zachowania [energii głównie].

A przez co, jeśli nie przez wolę człowieka??
Nie wiem. Wiem jedynie, że nie przez ludzką wolę. Dlaczego? Bo pragnienia, zwłaszcza te "prymitywne", nie są inicjowane przez wolę. Nie podnieca cię blondynka na przystanku, bo chcesz żeby cię podniecała. Możesz nawet tago nie chcieć, ale czasem i tak podniecenie wystąpi.
Ponieważ wola nie zawsze występuje, ostatecznie nie może być przyczyną.

A przez co, jeśli nie przez wolę człowieka??
Nie wiem. Wiem jedynie, że nie przez ludzką wolę. Dlaczego? Bo pragnienia, zwłaszcza te "prymitywne", nie są inicjowane przez wolę. Nie podnieca cię blondynka na przystanku, bo chcesz żeby cię podniecała. Możesz nawet tago nie chcieć, ale czasem i tak podniecenie wystąpi.
Ponieważ wola nie zawsze występuje, ostatecznie nie może być przyczyną. To chyba trochę inaczej rozumiemy pojęcie "woli". Ja przyjąłem własną definicję, różniącą się poniekąd od powszechnie przyjętej. Dla mnie wola jest wszelkim motorem działania, a nawet oddziaływań. Tak więc w przypadku ludzi wolą są wszelkie również popędy i pragnienia- wszystko, co powoduje, że przejawiamy jakiekolwiek działania. Natomiast to, co ty [oraz zazwyczaj inni] nazywasz wolą jest wg mnie działaniem ego i superego. Wobec tego to, co wy nazywacie wolą jest dla mnie mechanizmem psychicznym procesu wtórnego [włączając w to psychiczne mechanizmy obronne], podczas gdy ja wolą nazywam mechanizm powstawania zarówno procesów wtórnych jak i pierwotnych.
Nie wiem dlaczego nazwałeś to "wolą", no ale nawet jeśli przyjmiemy twoją definicję i spojrzymy na przyczyny działania, zobaczymy, że wiele z nich pochodzi z zewnątrz człowieka. Jest reakcją na bodziec. Najpierw ktoś krzyczy "PIOTREK!", a później się odwracasz. Przyczyna znajduje się poza tobą. Innymi słowy, w taki przypadku, dokładnie wszystko jest motorem działania. Więc nie jest to wola ludzka, a ponadludzka, uniwersalna, absolutna. Teraz szukając w tej jednorodnej woli siebie, będziesz musiał znaleźć granicę między sobą a resztą. Kształt i mechanizm działąnia tej granicy, ja właśnie nazywam wolą.
Wszystko jest "napędzane" wolą. Szczególnie w moim ujęciu [ale nie tylko] to wola właśnie jest praprzyczyną wszystkiego. I nie jest szczególnie istotne, czy jest to wola człowieka, czy wola innego obiektu- bo te wole aż tak bardzo nie różnią się od siebie. W podanym przez ciebie przykładzie początkową przyczyną jest wola innej osoby do wykrzyknięcia mego imienia- jest to więc wola ludzka. Wolę taką utożsamiałbym częściowo z jaźnią, która jako archetyp nie potrzebuje różnicowania, brak jej wyraźnych granic; chociażby: przenika zarówno przez nieświadomość zbiorową, indywidualną, jak również przez świadomość, a raczej ego jednostki. Nie potrzebuję więc tu znajdować [sztucznych] granic, bo granice istnieją jedynie w obszarze ego, i są wykształcane w procesie indywiduacji dopiero po wyparciu pierwotnym.


Brak skłonności do ryzyka można wybaczyć co najwyżej kobiecie....... ale "istota" w sumie rodzaju żeńskiego jest.


Warto mieć na uwadze, że mówimy tutaj o ryzykowaniu cudzym życiem. A standard jest taki (jak już wchodzimy w dyskurs rodzajowy), że to najczęściej kobiety oczekują, że mężczyzna będzie gotów oddać za nie życie.
https://www.youtube.com/watch?v=1AIYoaguAAQ

Jeśli zaś idzie o ryzykowanie życiem dzieci związane z ich płodzeniem, to chyba nie ma różnic między płciami.

Co do różnic, wydaje mi się, że jednak są.
Jeśli potraktujemy "ryzyko" nie tylko jako sam biologiczny dwuskładnikowy proces stworzenia istoty potencjalnie szczęśliwej lub nie
ale również jakiś miszmasz chęci, niechęci, popędów, potrzeb, etc.
Wystarczy spojrzeć (już może do urzygania) na tę Afrykę, gdzie sytuacja i pozycja społeczna kobiety jest jaka jest,
gdzie dzieci przychodzą na świat głównie z woli mężów, a przyrost naturalny mimo braku warunków do życia jest najwyższy na świecie.
U nas kobiety zabezpieczają się na setki sposobów przed męskim ryzykiem, na co im pozwala status i możliwości,
Pozbawiają mężczyzn impetu, w wyniku czego stają się oni mniej skłonni do swoich naturalnych zachowań,
do przesady odpowiedzialni, dostosowani, ugładzeni, przewidywalni, przypominają raczej atrapę mężczyzny.
O poczęciu dziecka decydują częściej one niż oni, z kilku powodów poszechnie znanych
i to jest "ryzyko" w wydaniu cywilizowanych kobiet z efektem dzietności takim, jakie mamy (a i owszem bardzo odpowiedzialnym).

Paradoks jest taki, że te same cywilizowane kobiety kwilą, chcąc mężczyzny, który jest gotów dla nich umrzeć jak w powyższym linku,
bohatera, dla którego traci się rozum, https://www.youtube.com/watch?v=OBwS66EBUcY
wcale nie tak odpowiedzialnego(nie mylić z gówniażerią) https://www.youtube.com/watch?v=8BxqLLqv49A
wcale nie na krótkiej smyczy, wcale nie sprzedającego swojej wolności dla jej wygód https://www.youtube.com/watch?v=hCUgkUUufBo....

......bo kobiety prawdziwie ryzykują tylko, kiedy są naprawdę zakochane, wtedy są skłonne bezrozumnie zdać się na męskie ryzyko jak na bożą łaskę lub niełaskę
a nawet ponieść tego pełną odpowiedzialność.
A jak tu się kochać w atrapie???..........

Biorąc pod uwagę pewnik śmierci i ryzyko, że to nowo powołane życie może być mizerią to jest raczej żałosne. Czy dlatego, że samochód kiedyś z pewnością się popsuje i rozleci na kawałki, nie należy samochodów konstruować, ani ich używać? A cóż oznacza dla ciebie "mizeria"? To, że może się okazać, iż któreś dziecko urodzi się "niedorobione"? To się rzadko wydarza. Czy może to, że człowiek jest słabym organizmem fizycznie, biologicznie? No, cóż- podobno Adam Kadmon takim nie był; a nawet Adam i Ewa, czy też Lilith [jeśli ktoś woli], a nawet Noe... Jako Osiemnasty Anioł mamy akurat postać rozproszoną- nie jak większość Aniołów postać jednego silnego organizmu; chociaż są też Anioły o postaci jak np. Ireul. Zresztą ludzkości "ostało się" jedynie Drzewo Poznania, a nie- jak w przypadku innych Aniołów- Drzewo Życia.

A ja chcę poświęcić zdecydowaną większość ludzi zdecydowanej mniejszości, ponieważ w mojej intuicji moralnej, jedna osoba cierpiąca na depresję endogenną w tłumie miliardów spełnionych to o jedną za dużo.
Nieprzemyślane, natrętnie emocjonalne; więc nie skomentuję. Zrelaksuj się i przemyśl to raz jeszcze.
no chyba że w końcu ktoś mi powie jakie zło wynika z wyginięcia ludzkości. A co oznacza "zło" wg ciebie? Jak je definiujesz? Dla ludzkości KONSEKWENCJĄ byłaby utrata szans...
Rodzice? Nie da się ukryć, że zaszło pewne wymuszenie. To trochę jakby zaciągnąć osobę w śpiączce na podkład boeinga lecącego na WTC-1, wybudzić i dawać jadło różnej jakości wylosowane na podstawie kwantowego generatora liczb losowych. I oczywiście finał, jak będzie dostawał tylko ości śledzia z solą albo w ogóle głodówkę to zjawi się osoba na tyle bezczelna żeby powiedzieć: możesz w każdej chwili wyskoczyć. A może ja się wcale nie prosiłem na ten lot? Zresztą, po co mi to jak i tak się rozbijemy o wieżowiec?

Przy okazji innej zbiorowej dyskusji usłyszałem bardzo pamiętne porównanie: żyć dla szczęścia to jak sikać pod siebie na Antarktydzie. Może jest to przyjemne ciepełko, ale na końcu zawsze czai się zgroza. A miejmy na uwadze, że to nie wyczerpuje tematu, bo można było wcale nie wychodzić z pomieszczenia o temperaturze pokojowej.
Życie ziemskie niesie ze sobą zagrożenia, ale również szanse. W ogóle ma wiele cech testu. Czyżby był to "test z przypadku wzięty"? Bardziej prawdopodobne, że jednak ma jakiś cel, a przynajmniej konsekwencje.

Gratka dla Kubusia - DOWÓD MATEMATYCZNY na nieskończoną wyższość nieżycia nad życiem.

Kwiczoł się urodził (x)
Doznaje, czasem, jakiegoś szczęścia, przyjemności, spełnienia i motylków w brzuchu (+)
Doznaje, czasem, jakiegoś nieszczęścia, nieprzyjemności, niespełnienia i bólu brzucha (-)
Kwiczoł się nie urodził (y)
Nie doznaje, nigdy, żadnego nieszczęścia, nieprzyjemności, niespełnienia i bólu brzucha (+)
Nie doznaje, nigdy, żadnego szczęścia, przyjemności, spełnienia i motylków w brzuchu, jednak na mocy poprzedniej przesłanki nie jest to dla niego żadną niedogodnością (+-).

Po dokonaniu skróceń w zasięgu każdego pięciolatka otrzymujemy sumę, odpowiednio dla
x=0
y=1



Jednak psychika człowieka, jego "siła życiowa", wola preferuje raczej "coś, niż "nic"- można taką tendencję uznać w najbardziej podstawowym znaczeniu za instynkt samozachowawczy...
Ponadto, stwarzając nową istotę zawsze też "ryzykuję" stworzeniem istoty szczęśliwej.


Dalej: wytłumacz czego np. nikt nie zyskuje oraz co np. ktoś stracił.


Niebyt nie potrzebuje bycia, nie jest dla niego stanem pożądanym. Nie jest dla niego zatem żadnym zyskiem, to iż w byt się przemienił.

Byt, który czuje się nieszczęśliwy, przechodząc w ten stan, w którym się znalazł, stracił "święty spokój" niebycia. Co prawda tego spokoju nigdy nie odczuwał, ale jest w stanie sobie go wyobrazi jako brak cierpień, które teraz przeżywa.


Co do różnic, wydaje mi się, że jednak są.
Jeśli potraktujemy "ryzyko" nie tylko jako sam biologiczny dwuskładnikowy proces stworzenia istoty potencjalnie szczęśliwej lub nie
ale również jakiś miszmasz chęci, niechęci, popędów, potrzeb, etc.


Paradoks jest taki, że te same cywilizowane kobiety kwilą, chcąc mężczyzny, który jest gotów dla nich umrzeć jak w powyższym linku,
bohatera, dla którego traci się rozum, https://www.youtube.com/watch?v=OBwS66EBUcY
wcale nie tak odpowiedzialnego(nie mylić z gówniażerią) https://www.youtube.com/watch?v=8BxqLLqv49A
wcale nie na krótkiej smyczy, wcale nie sprzedającego swojej wolności dla jej wygód https://www.youtube.com/watch?v=hCUgkUUufBo....


......bo kobiety prawdziwie ryzykują tylko, kiedy są naprawdę zakochane, wtedy są skłonne bezrozumnie zdać się na męskie ryzyko jak na bożą łaskę lub niełaskę
a nawet ponieść tego pełną odpowiedzialność.


A jak tu się kochać w atrapie???..........


Jak się jest atrapą kobiety. ;)

PS Zdołała mnie Pani swoim postem utwierdzić w przekonaniu, że miłość (jako oddanie mężczyźnie) robi kobiecie wodę z mózgu.


Owszem, ryzykuje Pan w tym wypadku stworzeniem istoty szczęśliwej, ale jak już wiadomo - kto jak kto, ale ta istota na tym nie zyskuje. Więc pytanie - po co stwarzać istoty potencjalnie szczęśliwe?


Gdyby ktoś przeoczył - na końcu poprzedniej strony o tym rozprawiałem.

Wszystko jest "napędzane" wolą.
Szczególnie w moim ujęciu [ale nie tylko] to wola właśnie jest praprzyczyną wszystkiego.
I nie jest szczególnie istotne, czy jest to wola człowieka, czy wola innego obiektu- bo te wole aż tak bardzo nie różnią się od siebie.
Wolę taką utożsamiałbym częściowo z jaźnią
przenika zarówno przez nieświadomość zbiorową, indywidualną, jak również przez świadomość, a raczej ego jednostki.
Nie potrzebuję więc tu znajdować [sztucznych] granic, bo granice istnieją jedynie w obszarze ego, i są wykształcane w procesie indywiduacji dopiero po wyparciu pierwotnym.
Granice istnieją w obszarze świadomości. Nie wiem, co to jest wyparcie pierwotne.

Ta twoja teoria się kupy nie trzyma. Czym, w końcu, jest ta wola? Wszystkim? Każdą zmianą, czy może jedynie obserwacją zmiany?



Paradoks jest taki, że te same cywilizowane kobiety kwilą, chcąc mężczyzny, który jest gotów dla nich umrzeć jak w powyższym linku,
bohatera, dla którego traci się rozum, https://www.youtube.com/watch?v=OBwS66EBUcY
wcale nie tak odpowiedzialnego(nie mylić z gówniażerią) https://www.youtube.com/watch?v=8BxqLLqv49A
wcale nie na krótkiej smyczy, wcale nie sprzedającego swojej wolności dla jej wygód https://www.youtube.com/watch?v=hCUgkUUufBo....


Jednym z powodów na pewno jest to, że kobieta kobiecie nie równa, nawet cywilizowana. A drugim - etap transformacji, w jakim te cywilizowane kobiety żyją. Jedną nogą tkwią w patriarchacie i potrzebach, które te im zaszczepił, a drugą w feministycznym indywidualizmie. Są rozdarte. Niektórzy dość pochopnie temu pierwszemu przydają 100% naturalności.

......bo kobiety prawdziwie ryzykują tylko, kiedy są naprawdę zakochane, wtedy są skłonne bezrozumnie zdać się na męskie ryzyko jak na bożą łaskę lub niełaskę
a nawet ponieść tego pełną odpowiedzialność.


Czyli wyklucza Pani możliwość ponoszenia prze kobietę ryzyka, które nie jest wyrazem poddaństwa wobec mężczyzny? A co jeśli ryzykiem jest właśnie feministyczny indywidualizm? Kobieta ryzykuje brakiem naturalnego spełnienia (jeśli ci propatriarchalni maja rację) albo wykluczeniem z tradycyjnego wymiary życia społecznego, samotnością.

A jak tu się kochać w atrapie???..........


Jak się jest atrapą kobiety. ;)

PS Zdołała mnie Pani swoim postem utwierdzić w przekonaniu, że miłość (jako oddanie mężczyźnie) robi kobiecie wodę z mózgu.


Miłość rzeczywiście wyłącza kobietom rozsądek w mniejszym lub większym stopniu, przynajmniej na jakiś czas ale to raczej dla nich plus, a tym bardziej dla mężczyzn.... i nie jest oddaniem a tylko przyczyną oddania najskuteczniejszą ze wszystkich, acz nie jedyną przecież.


Proszę o to zapytać zagorzałe feministki, choć nie wiem czy będzie Pan miał na tyle odwagi lub cierpliwości by o tym z nimi dyskutować


Normalnie kobiety czują się atrapą bez mężczyzny, bez uczucia...


Miłość rzeczywiście wyłącza kobietom rozsądek w mniejszym lub większym stopniu, przynajmniej na jakiś czas ale to raczej dla nich plus, a tym bardziej dla mężczyzn.... i nie jest oddaniem a tylko przyczyną oddania najskuteczniejszą ze wszystkich, acz nie jedyną przecież.


A jaki to plus? taki jak ma osoba upojona alkoholem? a potem jak już minie miłość i przyjdzie kac, to taka kobieta będzie robić rachunek sumienia bzdur, które zrobiła w stanie upojenia...jak np. urodziła dziecko?
choć instynkt macierzyński chyba w większym stopniu niż miłość ogłupia...więc tego akurat kobieta nie pożałuje

no tak, inną przyczyną są np. pieniądze, może nawet bardziej skuteczną



Miłość rzeczywiście wyłącza kobietom rozsądek w mniejszym lub większym stopniu, przynajmniej na jakiś czas ale to raczej dla nich plus, a tym bardziej dla mężczyzn.... i nie jest oddaniem a tylko przyczyną oddania najskuteczniejszą ze wszystkich, acz nie jedyną przecież.


A jaki to plus? taki jak ma osoba upojona alkoholem? a potem jak już minie miłość i przyjdzie kac, to taka kobieta będzie robić rachunek sumienia bzdur, które zrobiła w stanie upojenia...jak np. urodziła dziecko?
choć instynkt macierzyński chyba w większym stopniu niż miłość ogłupia...więc tego akurat kobieta nie pożałuje

no tak, inną przyczyną są np. pieniądze, może nawet bardziej skuteczną

Niewiele Istota wie o kobietach, albo tylko udaje.... więc niech może zostanie przy feministkach ze swoją awersją do rozmnażania i do innych normalnych rzeczy.
Co do tych pieniędzy.....to, że niektórzy nie umieją z tego korzystać jest istotnie objawem wody zamiast mózgu, ale cóż.....
"...Ktoś się rodzi księdzem, ktoś kurwą, a ktoś inny złodziejem... czasami ma to dobre strony, bo się można poznać. ”


Niewiele Istota wie o kobietach, albo tylko udaje....


Dziękuję za diagnozę, ale jednak liczę na uświadomienie z pierwszej ręki, jako że bez wątpienia rozmawiam teraz z normalną kobietą.

Bardzo chcę wiedzieć, w którym miejscu się mylę.


Gratka dla Kubusia - DOWÓD MATEMATYCZNY na nieskończoną wyższość nieżycia nad życiem.

Kwiczoł się urodził (x)
Doznaje, czasem, jakiegoś szczęścia, przyjemności, spełnienia i motylków w brzuchu (+)
Doznaje, czasem, jakiegoś nieszczęścia, nieprzyjemności, niespełnienia i bólu brzucha (-)
Kwiczoł się nie urodził (y)
Nie doznaje, nigdy, żadnego nieszczęścia, nieprzyjemności, niespełnienia i bólu brzucha (+)
Nie doznaje, nigdy, żadnego szczęścia, przyjemności, spełnienia i motylków w brzuchu, jednak na mocy poprzedniej przesłanki nie jest to dla niego żadną niedogodnością (+-).

Po dokonaniu skróceń w zasięgu każdego pięciolatka otrzymujemy sumę, odpowiednio dla
x=0
y=1

Jakiś ty głupi baranie.
Chciałbyś by na ziemi było wyłącznie dobro, prawda, piękno etc.?
Algebra Kubusia:
Dobro nie może istnieć bez zła
Prawda bez fałszu
Piękno bez brzydoty
... bo zabraknie punktu odniesienia, baranie nad baranami.

To są aksjomaty znane ludzkości od zawsze, niedostępne dla baraniny.

P.S.
Jak widzę kobieta znów bije tych baranów - zadufanych w sobie i w swojej wszechwiedzy.
Brawo


Niewiele Istota wie o kobietach, albo tylko udaje....


Dziękuję za diagnozę, ale jednak liczę na uświadomienie z pierwszej ręki, jako że bez wątpienia rozmawiam teraz z normalną kobietą.

Bardzo chcę wiedzieć, w którym miejscu się mylę.

Może innym razem.....jako normalna kobieta powinnam w tej chwili spać u boku męża a nie siedzieć na forum ŚFiNIA.

Dzisiaj mogę co najwyżej życzyć po ludzku dobrej nocy.


P.S.
Jak widzę kobieta znów bije tych baranów - zadufanych w sobie i w swojej wszechwiedzy.
Brawo


Niebywałe prawda? Jeśli mężczyzna w czyichś oczach zasługuje na brawa, to się mówi: "Kubuś jak zwykle zgasił tych bufonów", a jak kobieta, to się mówi o niej kobieta, bezosobowo.

Niektórzy też próbują taką wyssaną w ich oczach z jednostkowości kobietę komplementować, bijąc za coś, za co nie biliby, gdyby kobieta okazała się być mężczyzną (bo wtedy to inny pułap). Jak kobieta coś sensownego powie/napisze, to łohoho, trzeba docenić, że wytężyła tę swoją maleńką główeczkę.

To dla tych, którzy są ślepi na seksizm.


Gratka dla Kubusia - DOWÓD MATEMATYCZNY na nieskończoną wyższość nieżycia nad życiem.

Kwiczoł się urodził (x)
Doznaje, czasem, jakiegoś szczęścia, przyjemności, spełnienia i motylków w brzuchu (+)
Doznaje, czasem, jakiegoś nieszczęścia, nieprzyjemności, niespełnienia i bólu brzucha (-)
Kwiczoł się nie urodził (y)
Nie doznaje, nigdy, żadnego nieszczęścia, nieprzyjemności, niespełnienia i bólu brzucha (+)
Nie doznaje, nigdy, żadnego szczęścia, przyjemności, spełnienia i motylków w brzuchu, jednak na mocy poprzedniej przesłanki nie jest to dla niego żadną niedogodnością (+-).

Po dokonaniu skróceń w zasięgu każdego pięciolatka otrzymujemy sumę, odpowiednio dla
x=0
y=1

Jakiś ty głupi baranie.
Chciałbyś by na ziemi było wyłącznie dobro, prawda, piękno etc.?
Algebra Kubusia:
Dobro nie może istnieć bez zła
Prawda bez fałszu
Piękno bez brzydoty
... bo zabraknie punktu odniesienia, baranie nad baranami.

To są aksjomaty znane ludzkości od zawsze, niedostępne dla baraniny.

P.S.
Jak widzę kobieta znów bije tych baranów - zadufanych w sobie i w swojej wszechwiedzy.
Brawo

W naszej ziemskiej logice funkcjonuje też coś takiego jak sofizmat rozszerzenia. Ja niczego nie chcę od tej ziemi, oceniam to co zastałem.

bo kobiety prawdziwie ryzykują tylko, kiedy są naprawdę zakochane, wtedy są skłonne bezrozumnie zdać się na męskie ryzyko jak na bożą łaskę lub niełaskę
a nawet ponieść tego pełną odpowiedzialność.

Proszę zauważyć, że monsignore Piotr przyrównał stworzenie samoświadomej istoty do wyprodukowania samochodu. Porównanie chybione dla każdego zdrowego człowieka, jednak może się za nim coś kryć - podejście typowo użytkowe, utylitarystyczne. Jeśli ominęła mnie jakaś rewolucja w AI i samochody czują przebyty dystans to przepraszam i odpowiadam: dlatego, że samochód kiedyś z pewnością się popsuje i rozleci na kawałki, nie należy samochodów konstruować, ani ich używać.
A cóż to dla mnie oznacza mizeria - każde poczucie mizerii w umyśle doświadczającym jej. Proszę zauważyć, że monsignore Piotr, mimo że nigdzie tego nie sugerowałem, zwrócił uwagę na ryzyko genetycznych wad i z własnej nieprzymuszonej woli stwierdził: TO SIĘ rzadko WYDARZA.
Człowiek jest słabym organizmem fizycznie, biologicznie, a przede wszystkim psychicznie. Mamy tego pokaz w gadce o aniołkach (na główce szpilki).
Rozkaz wykonany, wniosek pozostał.
Kwiczoł się urodził (x)
Doznaje, czasem, jakiegoś szczęścia, przyjemności, spełnienia i motylków w brzuchu (+)
Doznaje, czasem, jakiegoś nieszczęścia, nieprzyjemności, niespełnienia i bólu brzucha (-)
Kwiczoł się nie urodził (y)
Nie doznaje, nigdy, żadnego nieszczęścia, nieprzyjemności, niespełnienia i bólu brzucha (+)
Nie doznaje, nigdy, żadnego szczęścia, przyjemności, spełnienia i motylków w brzuchu, jednak na mocy poprzedniej przesłanki nie jest to dla niego żadną niedogodnością (+-).

Po dokonaniu skróceń w zasięgu każdego pięciolatka otrzymujemy sumę, odpowiednio dla
x=0
y=1

Choć to byt jest źródłem ryzyka, ryzyko w ramach bytu oznacza właśnie decyzję na niebyt, też rozumiany jako bliżej nieznane coś, coś, które jeszcze nic nie znaczy.
Owszem, ryzykuje Pan w tym wypadku stworzeniem istoty szczęśliwej, ale jak już wiadomo - kto jak kto, ale ta istota na tym nie zyskuje. Więc pytanie - po co stwarzać istoty potencjalnie szczęśliwe?
Niebyt nie potrzebuje bycia, nie jest dla niego stanem pożądanym. Nie jest dla niego zatem żadnym zyskiem, to iż w byt się przemienił.
Byt, który czuje się nieszczęśliwy, przechodząc w ten stan, w którym się znalazł, stracił "święty spokój" niebycia. Co prawda tego spokoju nigdy nie odczuwał, ale jest w stanie sobie go wyobrazi jako brak cierpień, które teraz przeżywa.
A gdzie owa wola rezyduje? We wszytkim, nad, pod, poza wszystkim? Skąd się ta wola wzięła i czym jest bez obiektów, które napędza?
Rozwiń, opisz to pra-poruszenie.
Uważasz, że obrywający się kawałek skały nie różni się od aktu łaski, dla przykładu?
Czyli jednak się różnią...
Jeżeli wszystko jest napędzane wolą, to co znaczy, że przenika to, tamto, czy owamto? Jak odróżniasz to, co jest przenikane przez wolę, od tego, co przenikane nie jest?
Granice istnieją w obszarze świadomości.
Nie wiem, co to jest wyparcie pierwotne.
Czym, w końcu, jest ta wola? Wszystkim? Każdą zmianą, czy może jedynie obserwacją zmiany?
Feministki bardziej szanuję niż te nie feministki choćby z tego powodu, że wyglądają na mniej skłonne do rozmnażania. Ja w ogóle mam słabość do ludzkich atrap - są dla mnie bardziej interesujący na różnych poziomach i łączą mnie z nimi wspólne interesy.

Współczuję wobec tego normalnym kobietom.

Ja niczego nie chcę od tej ziemi, oceniam to co zastałem. Oj, bardzo chcesz..to zmienić, co zastałeś!

We wszystkim i/lub poza wszystkim. Wolę tą utożsamiam z "iskrą bożą", z Wolą Natury- jest pierwotną siłą, zaburzeniem idealnego Niebytu, która sprawia, że z tego niebytu wyłaniają się oddziaływania, energia przestaje być wyłącznie potencjalna, tworzy się materia i wszelkie jej formy: powstaje rozróżnialność obiektów, której doświadczać może jaźń.
Uważasz, że obrywający się kawałek skały nie różni się od aktu łaski, dla przykładu?
Możliwe... A czym niby się różni?
Czyli jednak się różnią..
W pewnym stopniu, co do szczegółów- tak.
Nie odróżniam, bo Wola wszystko "przenika"; można ją utożsamiać z Substancją, Bogiem.
W różnych obiektach tylko w odmienny sposób się przejawia.
Dokładnie o tym napisałem! Że granice istnieją JEDYNIE w obszarze ego.
Nie wiem, co to jest wyparcie pierwotne.
Poczytaj o psychoanalizie, psychoterapii.
Raczej Freuda...
Jeżeli świadomość wyłania się z nieświadomości, to nie może to być wyparcie. Świadomość jest nową jakością, wyraźnie różni się od nieświadomości. Zawartość gra tu poboczną rolę.
Czym różni się sztuczna granica od prawdziwej?

Twoja własna interpretacja, w dodatku z oczywistym błędem logicznym. Skoro dla przypadku X definiujesz "+", czyli korzyści, przyjemności, konsekwentnie musisz uznać ich brak lub zaprzeczenie w przypadku Y za "-"; a nie- jak to uczyniłeś- za "+-", czyli właściwie nie wiadomo co. Wobec czego: X=0 oraz Y=0.

Zyskuje wprost! Co? Szczęście. Po co stwarzać? Dla szczęścia [tej istoty, a może nie tylko jej].


Zysk ani strata nie istnieją- to wyłącznie wytwory ludzkiej wyobraźni, psychiki. Jeśli by jednak już rozpatrywać sytuację w tych kategoriach, to byt w stosunku do niebytu zyskuje wszystko- mianowicie wszelkie dostępne mu od teraz możliwość, podczas, gdy niebyt "posiada" absolutnie wszystkie możliwości, lecz wyłącznie potencjalnie- nie ma sił ich realizować.


Co prawda tego spokoju nigdy nie odczuwał..."- więc nie było dla niego spokoju, bo jako niebyt nie "miał" niczego, nawet spokoju; był wszystkiego pozbawiony. "ale jest w stanie sobie go wyobrazić..."- ale dopiero istniejąc jak konkretny byt, w tym przypadku jako człowiek.


[color=darkred]Wobec czego współczujesz też sobie.


Dawno nikt mnie tak nie znieważył.

Fajnie, fajnie... ale co w obecnym świecie wskazuje na jej istnienie? Tak z czapy to piszesz, fantazjujesz, czy są może jakieś przesłanki, o tym świadczące.
Wszystkim, oprócz tego, że oba są zmianą.
Co więc je łączy?
A Substancję i Boga z czym można utożsamiać...?
Jak się przejawia? Na czym polegają te różnica?
Świadomość i ego, nie bez powodu inaczej się nazywają.
Jeżeli świadomość wyłania się z nieświadomości, to nie może to być wyparcie. Świadomość jest nową jakością, wyraźnie różni się od nieświadomości. Zawartość gra tu poboczną rolę.
Czym różni się sztuczna granica od prawdziwej?
że inna jest sytuacja wyjściowa w obu wypadkach, stąd nie da się tak samo ocenić korzyści w pierwszym i drugim wypadku.
ONA NIE POTRZEBUJE SZCZĘŚCIA, bo nie żyje.
A my rozpatrujemy tu problem z ludzkiego punktu widzenia, a nie z punktu widzenia bezosobowego bytu.
Tragedia człowieka polega na tym, ze prawdziwy spokój może sobie tylko wyobrazić, jako ofiara niepokojów życia.
Dawno nikt mnie tak nie znieważył. Kiedyś zazwyczaj są "pierwsze razy".
Dla bytu przyjemności nie muszą równoważyć nieprzyjemności. Co znaczy, że może być więcej możliwości, łącznie z -1.

Pan nie ma patrzeć na punkt widzenia rzeczywistości, tylko na punkt widzenia człowieka do k. nędzy [bo już tracę cierpliwość].

Czego nie wiem na pewno? Że coś czego nie ma nie może potrzebować szczęścia?

Ludzki punkt widzenia jest słuszny, bo ludzki. Nie wiem, po co miałbym patrzeć na życie z perspektywy paprotki?

[to moja ostania szansa dla Pana w tym temacie

Wszystko to, co przytoczyłem istnieje [oddziaływania, energia, materia, możliwość rozróżniania];
jak wobec tego wyjaśnisz przyczynę tego wszystkiego? Czy nie dość sensowne wydaje ci się takie wyjaśnienie, że to wszystko posiada wolę zaistnienia- dlatego się wyłoniło, wytworzyło?
Lub ewentualnie wola ta pochodzi od Boga, który jest poza tym wszystkim [choć może być nadal jednocześnie tym wszystkim], hm? Jeśli uważasz inaczej, to podaj te przypuszczalne inne przyczyny.
Jeśli masz na myśli odrywanie się kawałka skały oraz akt łaski- to niezbyt się one różnią. Obydwa te zjawiska są właśnie procesami, aktami- a skutkiem każdego procesu jest zmiana. Wszystko to jest więc DZIANIEM SIĘ w świecie "zbudowanym" z jednej Substancji, z Boga.
Właśnie ze wszystkim. Substancja jest wszystkim, Bóg jest wszystkim: Rzeczywistością, Naturą, Kosmosem- nawet tym, co nie istnieje, czyli również Niebytem.
Dlatego cię poniekąd poprawiłem: że granice istnieją nie tylko w obszarze świadomości, ale w nieco szerszym, którym jest ego.
Chyba źle rozumiesz termin "wyparcie" w psychologii.
Sztuczna to np. taka, którą ty tworzysz, "wymyślasz" kierując się bardziej swoim "widzimisię", albo po prostu spowodowana złudzeniami twej percepcji oraz procesów, schematów myślowych.
Różnice polegają ograniczaniu woli poprzez takie dobieranie wybranych możliwości aktów, również oddziaływań, które pozwalają na wytwarzanie stabilnych obiektów wzajemnie się nie wykluczających w swym funkcjonowaniu. Inaczej mówiąc: z masy potencjalnych wirtualnych rodzajów cząstek elementarnych oraz oddziaływań ostały się te, które mogły wspólnie ukształtować w miarę stabilnie istniejący, będący w swoistej homeostazie wszechświat. Ale jest ich także sporo rodzajów, i wiele rodzajów obiektów, które tworzą. A w każdym rodzaju tych obiektów Wola przejawia się w ograniczony, swoisty sposób, który jest ograniczony przestrzenią fazową zdarzeń, procesów możliwych do zajścia i najbardziej prawdopodobnych- a ich prawdopodobieństwo wynika z doboru naturalnego, "dopasowania" do siebie względem wytworzenia stabilnych struktur i niesprzecznego funkcjonowania, o zerowym bilansie energetycznym. No, ok- bo może zbyt szeroko się już o tym rozpisałem.
Jakieś dowody na powyższe?

uff... jakoś dobrnąłem do końca, chociaż moja cierpliwość się kończy... Wymyśliłeś sobie teorię, jakich wiele, która nie jest ani przydatna, ani nie empirycznych podstaw. Ot teoria o wszystkim, którą sobie różnie nazywasz. Też miałem taki okres, w który tworzyłem podobne dziwadła, którymi próbowałem później tłumaczyć świat. Przejdzie ci, jak zauważysz że to tylko teoria i brak jej jakiegokolwiek zastosowania.

Trzeba więc tego mudżyna stawiać obok Leopolda II Niestety nie jarzysz Kwiczole!
Z przytoczonych przykładów wynika, że ludzie uczciwi i przyzwoici unikają rozmnażania, a genotyp gwałcicieli święci tryumfy!


Proszę zauważyć, że monsignore Piotr przyrównał stworzenie samoświadomej istoty do wyprodukowania samochodu. Porównanie chybione dla każdego zdrowego człowieka, jednak może się za nim coś kryć - podejście typowo użytkowe, utylitarystyczne. Jeśli ominęła mnie jakaś rewolucja w AI i samochody czują przebyty dystans to przepraszam i odpowiadam: dlatego, że samochód kiedyś z pewnością się popsuje i rozleci na kawałki, nie należy samochodów konstruować, ani ich używać. Dlaczego jest to, wg ciebie, porównanie chybione dla każdego zdrowego człowieka? Samochody "czują" przebyte dystanse- wystarczy, że mają miernik odległości i sprzężony z nim aparat wyrażania tej miary w zrozumiały dla ludzi sposób. Zresztą skąd możesz wiedzieć, czy samochody, kamienie, atomy nie "czują"? Aby to wiedzieć na pewno musiałbyś być tym samym obiektem. To, że ludzie uważają za "czucie" pewne sprzężenia zwrotne w ich własnym systemie nerwowym, nie oznacza, że innych sprzężeń zwrotnych, a może i oddziaływań innego rodzaju nie można określić mianem czucia [może odmiennego, specyficznego, ale czucia]- które jednak nie daje się zaobserwować przez człowieka ze względu na jego własną konstrukcję i funkcjonalność ograniczoną.
A cóż to dla mnie oznacza mizeria - każde poczucie mizerii w umyśle doświadczającym jej. Proszę zauważyć, że monsignore Piotr, mimo że nigdzie tego nie sugerowałem, zwrócił uwagę na ryzyko genetycznych wad i z własnej nieprzymuszonej woli stwierdził: TO SIĘ rzadko WYDARZA. Każde poczucie w umyśle, jest TYLKO poczuciem, odczuciem, WYOBRAŻENIEM tak naprawdę- może mieć nawet nic wspólnego z Prawdziwą Rzeczywistością. Co do wad wrodzonych: takie są fakty, a ja faktów staram się nie naginać, ani nie zaprzeczać im.
Człowiek jest słabym organizmem fizycznie, biologicznie, a przede wszystkim psychicznie. Mamy tego pokaz w gadce o aniołkach (na główce szpilki). Więc, co z tego?.. Stwierdzasz tak, tylko po to aby tak stwierdzić?
Rozkaz wykonany, wniosek pozostał. Wniosek? Płynący z czego i czym podparty? Twoją "intuicją moralną"- jak sam to określiłeś? To pogratulować osadzenia podstaw i mechanizmu wnioskowania w Rzeczywistości! To nic innego, jak twoje "widzimisię to tak, a tak".
Kwiczoł się urodził (x)
Doznaje, czasem, jakiegoś szczęścia, przyjemności, spełnienia i motylków w brzuchu (+)
Doznaje, czasem, jakiegoś nieszczęścia, nieprzyjemności, niespełnienia i bólu brzucha (-)
Kwiczoł się nie urodził (y)
Nie doznaje, nigdy, żadnego nieszczęścia, nieprzyjemności, niespełnienia i bólu brzucha (+)
Nie doznaje, nigdy, żadnego szczęścia, przyjemności, spełnienia i motylków w brzuchu, jednak na mocy poprzedniej przesłanki nie jest to dla niego żadną niedogodnością (+-).

Po dokonaniu skróceń w zasięgu każdego pięciolatka otrzymujemy sumę, odpowiednio dla
x=0
y=1
Twoja własna interpretacja, w dodatku z oczywistym błędem logicznym. Skoro dla przypadku X definiujesz "+", czyli korzyści, przyjemności, konsekwentnie musisz uznać ich brak lub zaprzeczenie w przypadku Y za "-"; a nie- jak to uczyniłeś- za "+-", czyli właściwie nie wiadomo co. Wobec czego: X=0 oraz Y=0. Jak to podkreślałem nieraz: w aspekcie logicznym, matematycznym sensu nie ma ani w życiu, ani w śmierci, ani w nieżyciu. Dla Natury nie ma to znaczenia.
Ja niczego nie chcę od tej ziemi, oceniam to co zastałem. Oj, bardzo chcesz..to zmienić, co zastałeś!

Zmienić się nie da. Jedyne czego chcę to nie obarczać problemami nowych istot (chyba że ktoś odpowie na tytułowe pytanie).

SUPLEMENT DO DOWODU - Bezpośrednie konsekwencje logiczne uznania, że celowe zadawanie cierpienia jest w porządku, jeśli tylko odpowiada mu proporcjonalne szczęście (bez zgody).
Weźmy taką scenkę jak w filmie "Nieodwracalne" (+21). Prawda nie uznaje demokracji, ale myślę, że mimo wszystko większość publiki zgodziłaby się, że to co Tapeworm zrobił z Bellucci było niewłaściwe (jakkolwiek to definiować, Piotruś). Co jednak powinien na temat sądzić pronatalista? Ano to, że to było co najmniej obojętne, jeśli tylko w rękę nieprzytomnej już ofiary wcisnąć kupon z trafioną szóstką w lotto, a w drugą plastry z fentanylem (na ból dupy). Pieniądze szczęścia nie dają? Dopiero zakupy. Może ta chwila była warta luksusów i dochodu pasywnego do końca życia, kim jesteś żeby to oceniać, wszechświata to nie obchodzi. Sporo kobiet fantazjuje o gwałcie, a że to kwestia czysto mechaniczna, to mogła nawet szczytować. Dewastacja psychiczna? To przecież jest TYLKO poczuciem, odczuciem, WYOBRAŻENIEM, tak naprawdę - może mieć nawet nic wspólnego z Prawdziwą Rzeczywistością™. A w ogóle to może iść na terapie albo zmierzyć lotem wieżowiec jak się jej nie podoba...
Jak można mieć aż tak zdegenerowany kręgosłup moralny?! Zamknąć do obozów albo wyciąć w pień.

bo kobiety prawdziwie ryzykują tylko, kiedy są naprawdę zakochane, wtedy są skłonne bezrozumnie zdać się na męskie ryzyko jak na bożą łaskę lub niełaskę
a nawet ponieść tego pełną odpowiedzialność.


Czym jest zakochanie? Czy nie kolejnym z wielu dowodem na brak sensowności, logiki w życiu, a właściwie w całej Naturze?

Tak. Tragedia człowieka polega na tym, ze prawdziwy spokój może sobie tylko wyobrazić, jako ofiara niepokojów życia.


I to samo z prawdziwą celowością posiadania dzieci - ale zawsze można snuć hipotetyczne wizje, gdybać i rozbierać temat na czynniki pierwsze, po czym zupełnie nielogiczne "zbaranieć" w konfrontacji z rzeczywistością.
JanelleL - racja. Nie znam osoby, które ma dzieci i zastanawia się nad tym, po co je w ogóle ma. Ma i uważa, że to naturalne, oczywiste i nie ma co nad tym medytować.

Kobiety, które nie chcą mieć dzieci, często zmieniają zdanie po tym, jak się w kimś zakochają. Co by się zgadzało z Pani wizją twórczej roli miłości.

W tym temacie próbujemy jednak na to spojrzeć trzeźwym okiem. I jak się tak patrzy i patrzy, to wychodzi na to, że nie ma sensu płodzić dzieci, tak jak i nie ma sensu żyć.

Pytanie - której części - tej racjonalnej czy tej instynktowno-emocjonalnej człowiek powinien zaufać. I co ma przyjąć za kryterium tej powinności:
a) własne szczęście (co z jednej strony zdaje się wymuszać postawę uległą wobec naturalnych ciągot, a z drugiej - czy można być szczęśliwym jeśli uważa się, że uleganie tej naturze jest złe - patrz punkt b)
b) czystość moralna (z etycznego punktu widzenia niemoralne jest świadome rozmnażanie - tworzenie cierpienia)
c) kompromis (bo sprawianie sobie cierpienia, ignorując własne naturalne potrzeby też można uznać za moralnie złe)

I zdaje się, że większość ludzi na taki kompromis się decyduje, z tym że poniekąd nieświadomie. Mianowicie nie zauważa moralnego zła tkwiącego w płodzeniu dzieci, na co pozwala im szereg przekonań wzmacnianych przez kulturę, religię etc., jak i uwarunkowania psychiczne. A to wszystko wychodzi przy okazji tematów, jak ten tutaj. Kwiczoł do usranej śmierci będzie czekał na to, aż ktoś mu poda dobry powód, bo takiego nie ma [biorąc pod uwagę tylko i wyłącznie dobro tego dziecka, które miałoby się spłodzić].

Obawiam się też, że ten kompromis jest nie do osiągnięcia na poziomie świadomym. To znaczy, że jeśli ktoś zdaje sobie sprawę, że płodzenie jest złe na skutek refleksji na ten temat snutych, którym zresztą sprzyja wspomniana wcześniej "atrapowatość" mentalna, to już tego nie da rady naprawić. Myślę, że nawet miłość nie pomoże.

I szczerze wątpię, że można kogoś przekonać do antynatalizmu, jesli temu komuś dolega antynatalistyczna tabula rasa. Ta filozofia przemawia (na głębszym poziomie) tylko do ludzi nieszczęśliwych. Śledzę losy tego typu sporów od kilku lat, antynatalistyczny "nawracacz" nie wraca choć z jedną "owieczką".
Skoro trzeźwym okiem tak patrząc i patrząc, nie widzi się sensu niczego, warto może spojrzeć z innej perspektywy nawet ryzykując kacem.
Chyba, że się nie chce tak naprawdę tego sensu znaleźć, albo boi się wniosków, czy cierpienia swojego lub czyjegoś w sumie niepotrzebnie,
bo przecież nawet "Geniusz rodzi się w bólach", a ono samo czy fizyczne, czy psychiczne jest czasem potrzebne bez względu na to jak bardzo byśmy chcieli je uśmierzyć.

Co do racji i emocji czy instynktów, są one jak dwa bieguny wewnątrz nas, podlegające siłom według praw fizyki.
Zaufać całkowicie jednemu albo drugiemu to tak, jak zdać się wyłącznie na pijaka lub na zupełnego abstynenta. Przy czym pijak kiedyś trzeźwieje a abstynent nigdy nie zmienia swego stanu trzeźwości.

Ja będę bronić emocji bo ona, tak jak chaos niesie ze sobą ogromny potencjał i zawsze znajdzie jakiś sens, racjonalnie wytłumaczona i ułożona w chwili "zejścia na ziemię", bo przecież nie może wiecznie trwać w swoim stanie.
Nałogowemu i nieuleczalnemu racjonalizmowi pozostaje tylko siła odpychania i to czasem jest przyczyną uczucia owego nieszczęścia, które zastępuje w ten sposób wszelkie inne, którym się nie dało szansy zaiskrzyć, bo brak emocji w ogóle, musi coś wygenerować.
Tak mi się przynajmniej Istoto wydaje.
Posty JanelleL czytam z przyjemnością, natomiast wypocin Panów nawet nie czytam - przepychanki małych rozumków w piaskownicy.
Ciekawe który z Panów, święcie przekonanych że życie na Ziemi to zło i nie należy go podtrzymywać pierwszy rzuci kamieniem, znaczy nie będzie miał dzieci.

Czekam na odpowiedź,
Kubuś

P.S.
Przepraszam, Istota pisze sensownie. dnia Nie 19:06, 01 Lut 2015, w całości zmieniany 4 razy

Dla bytu przyjemności nie muszą równoważyć nieprzyjemności. Co znaczy, że może być więcej możliwości, łącznie z -1.

Pan nie ma patrzeć na punkt widzenia rzeczywistości, tylko na punkt widzenia człowieka do k. nędzy [bo już tracę cierpliwość].

Czego nie wiem na pewno? Że coś czego nie ma nie może potrzebować szczęścia?

Ludzki punkt widzenia jest słuszny, bo ludzki. Nie wiem, po co miałbym patrzeć na życie z perspektywy paprotki?

[to moja ostania szansa dla Pana w tym temacie]

Ale równoważą.
Punk widzenia człowieka jest ograniczony i przeinterpretowany.
Tak, tego nie możesz wiedzieć.
A mój punkt widzenia jest słuszny, bo mój. Tłumaczenie debila! Po to, żeby zrozumieć świat w całości, a nie tylko "ludzki świat".
Równoważą dla którego bytu? Piotra, istoty, kapusty czy Kubusia?
Punkt widzenia człowieka to jedyny punkt, który człowiek winien uwzględniać. W innym wypadku mamy do czynienia z dewiacją.

"Tak tego nie możesz wiedzieć"
czyli wg Pana można nie istniejąc cokolwiek odczuwać? To absurd, i Pan takiego się dopuszcza? wielki obrońca logiki? Nie wiem, czy śmiać się czy płakać...

Pan świat nawet w całości może poznawać tylko i wyłącznie jako człowiek. Ten nieludzki punkt widzenia, który Pan z uporem maniaka lansuje, to co prawda punkt widzenia człowieka-dewianta, ale wciąż człowieka.

Dlaczego nazywasz to więc wolą, a nie po prostu "wszystkim"?
Brak akceptacji powyższego jest objawem nidouczenia, czy błędu logicznego?
Jeszcze za mało poznałeś, żeby zrozumieć, że takich teorii jest od groma.
Pas. Z wierzeniami się nie dyskutuje.
Co wynika z nadania "wszystkiemu" dodatkowych nazw, jak Bóg, czy wola? Twoja teoria sprowadza się do: wszystko!
To słowo istnieje od tysięcy lat i furory jakoś nie zrobiło.

Nie istnieje dla człowieka nic szerszego niż świadomość....
No ale cóż, nie bez powodu w obecnej psychologi z Freuda sobie powoli jaja robią.
A prawdziwa?
Jakieś dowody na powyższe?
Przejdzie ci, jak zauważysz że to tylko teoria i brak jej jakiegokolwiek zastosowania. Wszelka myśl człowieka, to tylko wyobrażenie- wszelkie usystematyzowane zbiory myśli- to tylko teorie. Ty też w umyśle kogoś, a nawet w swoim jesteś tylko wyobrażeniem, teorią. A jakie zastosowanie może mieć Teoria Wszystkiego? Skoro mówi o wszystkim, to o niczym szczególnym- czyli brak konkretnych zastosowań. Wszelka teoria wszystkiego będzie się tym charakteryzować; jednak ludzie pragną takiej teorii- chcą poznać Wszystko.

Znowu jakiś new-age'owy bełkot?
Indukowanie negatywnych wrażeń, nawet mając dobre chęci (jak Mao), jest niezależnie od czasu i przestrzeni NIEMORALNE.
Stwierdzam to tak żeby zwrócić uwagę na kompletne oderwanie trzeciego elementu od dwóch pierwszych. Znaczy, o ile złe warunki zewnętrzne mogą powodować przeniesienie tego wpływu na trzeci, tak nie muszą. To samo się odnosi do dobrych, i właśnie dlatego osoby żyjące w przeświadczeniu, że skoro nie są na południe od równika i mają co do gara włożyć to mogą sobie zakręcić ruletką... Która może ostatecznie doprowadzić do konglomeratu chorób psychicznych, neurodegeneracyjnych i ostatecznie mogiły - narażają się na śmieszność (i obiektywną zawsze i wszędzie łatkę sadystycznych morderców, jak się "dzieło" rozwinie to nawet ludobójców. Choć w tym społeczeństwie to bohaterzy, bardziej niż elementarna etyka się liczy PRZEDŁUŻENIE GATUNKU i PKB, więc raczej nie mierzi).
Ludzkość pozostaje, ilość ofiar - niezerowa.
Ludzkość dokonuje eutanazji na samej sobie, ilość ofiar - 0.

Ale czytamy ze zrozumieniem. Na mocy poprzedniej przesłanki, kompletnie niezależnej od zbioru x, gołego minusa być nie może. +- to zero. I przestań antropomorfizować naturę, może nie ma to dla niej znaczenia, za to dla wywodu to co innego.
Jedyne czego chcę to nie obarczać problemami nowych istot
(chyba że ktoś odpowie na tytułowe pytanie).
SUPLEMENT DO DOWODU - Bezpośrednie konsekwencje logiczne uznania, że celowe zadawanie cierpienia jest w porządku, jeśli tylko odpowiada mu proporcjonalne szczęście (bez zgody).
Weźmy taką scenkę jak w filmie "Nieodwracalne" (+21). Prawda nie uznaje demokracji, ale myślę, że mimo wszystko większość publiki zgodziłaby się, że to co Tapeworm zrobił z Bellucci było niewłaściwe (jakkolwiek to definiować, Piotruś). Co jednak powinien na temat sądzić pronatalista? Ano to, że to było co najmniej obojętne, jeśli tylko w rękę nieprzytomnej już ofiary wcisnąć kupon z trafioną szóstką w lotto, a w drugą plastry z fentanylem (na ból dupy). Pieniądze szczęścia nie dają? Dopiero zakupy. Może ta chwila była warta luksusów i dochodu pasywnego do końca życia, kim jesteś żeby to oceniać, wszechświata to nie obchodzi. Sporo kobiet fantazjuje o gwałcie, a że to kwestia czysto mechaniczna, to mogła nawet szczytować. Dewastacja psychiczna? To przecież jest TYLKO poczuciem, odczuciem, WYOBRAŻENIEM, tak naprawdę - może mieć nawet nic wspólnego z Prawdziwą Rzeczywistością™. A w ogóle to może iść na terapie albo zmierzyć lotem wieżowiec jak się jej nie podoba...
Jak można mieć aż tak zdegenerowany kręgosłup moralny?! Zamknąć do obozów albo wyciąć w pień.
O czym znów pierdolisz? Nie dość, że terapia dla ciebie konieczna, bo wynika, że prosisz boga, którego dla ciebie nie ma, żeby dał ci spokój, bo wolisz nie żyć, a jednak w forum uczestniczyć, to jeszcze piszesz w sposób bardziej zrozumiały dla ciot umysłowych, które nie potrafią zapłodnić własnej ideologii, bo żyjąc, trupy udają na ołtarzu bullshitu. Zresztą..łotewa!.
Otwórz bloga, obok Kubusiowego. Poziom identyczny, z tą różnicą, że Kubuś nie wyzywa.
Reasumując, twoja teoria jest słaba jak woda po kisielu, a ty zaczynasz toczyć pianę z paszczy.
Nuda!

Logika wcale nie jest potrzebna Naturze, ona sobie doskonale radzi z chaosem, umie układać z niego ład, który logicy mogą opisywać w nieskończoność jak im się nudzi i nie mają co robić. Przecież właśnie o tym pisałem, że w Naturze nie ma logiki- a przynajmniej nie ma tej ludzkiej.
Natomiast tu popełniłaś podobny błąd, jaki niektórzy już popełniali w tym wątku: zaprzeczyłaś sobie w jednym zdaniu! Wpierw napisałaś, że logika nie jest potrzebna Naturze, po czym, że Natura układa z chaosu ład. Tam, gdzie jest ład, są też jakieś zależności- a więc można zastosować [nie koniecznie ludzką] logikę. Sprzeczność. Więc też pisz trochę uważniej.


Ciekawe który z Panów, święcie przekonanych że życie na Ziemi to zło i nie należy go podtrzymywać pierwszy rzuci kamieniem, znaczy nie będzie miał dzieci.

Czekam na odpowiedź,
Kubuś


Czuję się wywołany do tablicy. Jestem co prawda młody, a przyszłość niepewna, ale jest wiele trudności do pokonania, m.in.:
- Partnerka. Wiązanie się z kimś, kto nie podziela mojego światopoglądu mija się z celem, jest skazane na zagładę i raczej na pewno nie sprzyja zdrowemu rodzicielstwu. Nie mówię tu o swojej kopii 1:1, ale chociaż kimś podatnym na "nawrócenie" co do tej kwestii, choćby stawiającym autonomię jednostki nad swoje osobiste interesy.
- Wygodnictwo. Moje, znaczy się. 9 miesięcy burzy hormonalnej, przygody na porodówce, zrujnowana figura luby (), kilka lat bezsenności, pieluch, studnia bez dna łasa na moje pieniądze, wolny czas liczony w minutach, nieporównywalna z niczym odpowiedzialność, szkoła... n+1
I z założeniem pokonania poprzednich
- Strzelanie ślepakami. Gdybym czuł, że się z kimś wiążę na całe życie, z radością poddałbym się wazektomii.
- Aborcja. Absolutna ostateczność, ale lepiej pozbawić funkcji życiowych niż dopuścić do rozwinięcia świadomości.

Mianowicie nie zauważa moralnego zła tkwiącego w płodzeniu dzieci, na co pozwala im szereg przekonań wzmacnianych przez kulturę, religię etc., jak i uwarunkowania psychiczne. Moralność jest ludzkim wymysłem. Wobec tak zdefiniowanej moralności wszystko jest złem: całe życie biologiczne na Ziemi, jak również istnienie Wszechświata [bo ten wyraźnie zdąża do śmierci termicznej, do "rozpłynięcia się" w maksymalnej entropii]. Jednak, jak pisałem wcześniej, zaistnienie obiektu, bytu "rodzi" też szanse- szanse na zmiany; bo czym jest życie, a nawet w ogóle istnienie, jak nie ciągłą zmianą, procesem?.

Skoro trzeźwym okiem tak patrząc i patrząc, nie widzi się sensu niczego, warto może spojrzeć z innej perspektywy nawet ryzykując kacem.
Chyba, że się nie chce tak naprawdę tego sensu znaleźć, albo boi się wniosków, czy cierpienia swojego lub czyjegoś w sumie niepotrzebnie,
bo przecież nawet "Geniusz rodzi się w bólach", a ono samo czy fizyczne, czy psychiczne jest czasem potrzebne bez względu na to jak bardzo byśmy chcieli je uśmierzyć.

Co do racji i emocji czy instynktów, są one jak dwa bieguny wewnątrz nas, podlegające siłom według praw fizyki.
Zaufać całkowicie jednemu albo drugiemu to tak, jak zdać się wyłącznie na pijaka lub na zupełnego abstynenta. Przy czym pijak kiedyś trzeźwieje a abstynent nigdy nie zmienia swego stanu trzeźwości.

Ja będę bronić emocji bo ona, tak jak chaos niesie ze sobą ogromny potencjał i zawsze znajdzie jakiś sens, racjonalnie wytłumaczona i ułożona w chwili "zejścia na ziemię", bo przecież nie może wiecznie trwać w swoim stanie.
Nałogowemu i nieuleczalnemu racjonalizmowi pozostaje tylko siła odpychania i to czasem jest przyczyną uczucia owego nieszczęścia, które zastępuje w ten sposób wszelkie inne, którym się nie dało szansy zaiskrzyć, bo brak emocji w ogóle, musi coś wygenerować.
Tak mi się przynajmniej Istoto wydaje.
A co, jeśli naprawdę żaden sens nie istnieje? Wtedy okazuje się, że "wytwarzamy sobie", wymyślamy różne sztuczne sensy. Zresztą sens jest potrzebny człowiekowi- wcale nie koniecznie Naturze, Rzeczywistości, Bogu; one spokojnie mogą być bez sensu. Tylko czy człowiek nie potrafi na prawdę dojrzeć na tyle, żeby żyć i radzić sobie BEZ sensu? Ja ostatnio odkryłem, że sens, którego bardzo poszukiwałem, nie jest mi niezbędny, aby odnaleźć znaczenie życia [swego i innych].
Co do cierpienia- wszystko istnieje dzięki oddziaływaniom, siłom, które są sprzeczne, lecz równoważą się. W psychice jest podobnie: nie ma zmiany bez straty, cierpienia; a zmiana jest konieczna, bo jest podstawową cechą istnienia.
Emocje natomiast to najbardziej pierwotne myśli i reakcje, poniekąd "pobudzone instynkty", które są uświadomione do pewnego stopnia. To one od pradawna nami sterowały i powodowały, że działaliśmy. I jeszcze nie spotkałem się z człowiekiem, który potrafiłby wszystkie emocje całkowicie wyłączyć czy nawet stłumić. A czy wtedy byłby w ogóle człowiekiem? Czy w ogóle mógłby żyć??

Moralność jest ludzkim wymysłem. Wobec tak zdefiniowanej moralności wszystko jest złem: całe życie biologiczne na Ziemi, jak również istnienie Wszechświata [bo ten wyraźnie zdąża do śmierci termicznej, do "rozpłynięcia się" w maksymalnej entropii]. Jednak, jak pisałem wcześniej, zaistnienie obiektu, bytu "rodzi" też szanse- szanse na zmiany; bo czym jest życie, a nawet w ogóle istnienie, jak nie ciągłą zmianą, procesem?.[/color]

Tak jest ludzkim wymysłem, dziwne by było, gdyby człowiek ze swojej wymyślności nie korzystał...

Pytanie do Pana: Po co dawać tę niekończącą się szansę?

Posty JanelleL czytam z przyjemnością, natomiast wypocin Panów nawet nie czytam - przepychanki małych rozumków w piaskownicy.
Ciekawe który z Panów, święcie przekonanych że życie na Ziemi to zło i nie należy go podtrzymywać pierwszy rzuci kamieniem, znaczy nie będzie miał dzieci.

Czekam na odpowiedź,
Kubuś

P.S.
Przepraszam, Istota pisze sensownie.
Smaczny miodek, rafal3006? Mlaskaj, mlaskaj!
A tak właściwie to ja nie mam dzieci i nie zamierzam. A wcale nie uważam, że życie na Ziemi to zło.

Równoważą dla którego bytu? Piotra, istoty, kapusty czy Kubusia?
Punkt widzenia człowieka to jedyny punkt, który człowiek winien uwzględniać.
"Tak tego nie możesz wiedzieć"
czyli wg Pana można nie istniejąc cokolwiek odczuwać? To absurd, i Pan takiego się dopuszcza? wielki obrońca logiki? Nie wiem, czy śmiać się czy płakać...

Pan świat nawet w całości może poznawać tylko i wyłącznie jako człowiek. Ten nieludzki punkt widzenia, który Pan z uporem maniaka lansuje, to co prawda punkt widzenia człowieka-dewianta, ale wciąż człowieka. Oczywiście. Ale to, co ludzkość stopniowo odkrywa w swoim otoczeniu i kosmosie, bardziej pasuje do fantazji ludzi, niż do perspektywy "tylko" człowieka, który był w stanie obserwować trochę roślin i zwierząt z drzewa. Człowiek, dzięki swemu rozwojowi, może czerpać z danych Nieświadomości i wiedzieć to, czego jeszcze świadomie nie wie. Człowiek coraz bardziej rozwija swoje możliwości doświadczania i rozumienia Rzeczywistości, coraz szybciej przekracza własne granice. To, co współcześni nazywają dewiacją, przyszłe pokolenia nazywają geniuszem.

Otwórz bloga, obok Kubusiowego. Poziom identyczny, z tą różnicą, że Kubuś nie wyzywa.
Reasumując, twoja teoria jest słaba jak woda po kisielu, a ty zaczynasz toczyć pianę z paszczy.
Nuda!
No, nuda zapewne powalająca, bo jeszcze byś chciał trysnąć "geniuszem", a fiut już spoczywa tylko.

Pytanie do Pana: Po co dawać tę niekończącą się szansę? Bo tylko z szansy może cokolwiek wyniknąć. Brak szansy= brak opcji, możliwości= brak zmian= śmierć, nieistnienie. Rodzimy się, aby zmieniać [również siebie]. Zmiana wymaga życia, a istnienie potrzebuje zmiany, bo w istocie nią jest.
Jeszcze: Pytasz po co dawać szansę. A po co nie dawać? To są równoważne pytania, na które odpowiedzi są dwie- w zależności od systemu odniesienia. Ale to, o czym teraz myślę, czyli sprzeczność ewolucji życia na Ziemi z ewolucją Wszechświata- opiszę kiedy indziej. W każdym razie odpowiedzią może być ewolucja [przynajmniej w ziemskich warunkach].
A ponad to: Wolisz mieć szansę, czy wolisz mieć z góry wytyczoną ścieżkę upadku?


A tak właściwie to ja nie mam dzieci i nie zamierzam.

Samolubek,
Dlatego takie brednie wypisujesz, jak dorośniesz, to zrozumiesz. dnia Pon 2:09, 02 Lut 2015, w całości zmieniany 1 raz
Samolubek? Możliwe...
A dlaczego ty same prawie brednie wypisujesz? Bo nie dorosłeś, nic nie zrozumiałeś? Czy za dużo miodu pijesz? Czy po prostu o bardzo małym rozumku?


A tak właściwie to ja nie mam dzieci i nie zamierzam.

Samolubek,
Dlatego takie brednie wypisujesz, jak dorośniesz, to zrozumiesz.

I tego się Kwiczoł obawia najbardziej. Aktualnie jestem w najjaśniejszym intelektualnie punkcie swojego życia, ludzi przerastających mnie o dekady, czy to metrykalnie, czy w oczytaniu - doprowadzam do gubienia się w zeznaniach, ludzi których nie znam - do rzucania mięsem (pozdro Piotruś, nagramy coś wierzę). Jak mi się kiedyś odwidzi, bogowie tego nie wybaczą.

Logika wcale nie jest potrzebna Naturze, ona sobie doskonale radzi z chaosem, umie układać z niego ład, który logicy mogą opisywać w nieskończoność jak im się nudzi i nie mają co robić. Przecież właśnie o tym pisałem, że w Naturze nie ma logiki- a przynajmniej nie ma tej ludzkiej.
Natomiast tu popełniłaś podobny błąd, jaki niektórzy już popełniali w tym wątku: zaprzeczyłaś sobie w jednym zdaniu! Wpierw napisałaś, że logika nie jest potrzebna Naturze, po czym, że Natura układa z chaosu ład. Tam, gdzie jest ład, są też jakieś zależności- a więc można zastosować [nie koniecznie ludzką] logikę. Sprzeczność. Więc też pisz trochę uważniej.

Słuszna uwaga, chodziło mi oczywiście o naszą ludzką logikę, a raczej ujętą w reguły i zdefiniowaną po ludzku. Poprawiając : nasza logika nie jest potrzebna Naturze, bo ona działa według swojej.
Pamiętajmy jednak, że jesteśmy również jej częścią składową i podlegamy jej prawom, nie ona nam i naszym wymysłom.
To my idziemy po nitce do kłębka w celu poznania tych zależności, a nie ona i oczywiście możemy iść w dobrym kierunku ale też możemy się mylić.
Możemy twierdzić, że miłość jest dowodem na brak logiki w Naturze, ale skoro występuje powszechnie jako uczucie jedno z wielu lub patrząc od innej strony,
jako reakcja chemiczno- fizyczna, może oznaczać, że nie jest jej wybrykiem a czymś zupełnie naturalnym............więc może właśnie JEST DOWODEM ale NA logiki w Naturze ISTNIENIE.
To, do czego miłość jest w stanie doprowadzić człowieka, jest inną kwestią, czy będą to zachowania logiczne (w naszym mniemaniu) czy wręcz odwrotnie -
- finał tego "interesujący" Naturę, to właśnie przedłużenie gatunku, a co się wydarzy po drodze dostajemy gratis
A propos tego "interesujący" ..... oczywiście, nawet jeśli wszyscy zostaną antynatalistami i od dziś nie urodzi się żadne ludzkie dziecko,
a nasz gatunek wyginie (jak jeden z wielu innych na ziemi) Natura z tego powodu zapewne płakać nie będzie,
ani świat świecić pustkami, to my wykorzystujemy możliwości jakie nam dała, nie odwrotnie. I czy ma to jakiś sens?
Ja myślę, że skoro coś JEST, to sens ma - pytanie jaki? A choćby i taki, że tworzymy jeden wielki "teatr" na żywo, bo Ktoś tam na górze się nudzi
jutro mogę myśleć, że inny, a za rok w ogóle nie myśleć jaki.

.....a co do miodku, bardzo lubię taki gryczany w niezbyt dużej ilości.....np. świeżą, pszenną bułkę ( nie z marketu) z masłem i miodem, do tego kubek mleka - pycha
kubusiowe "la vie est belle" też lubię, a samolubów mniej lubię


Ciekawe który z Panów, święcie przekonanych że życie na Ziemi to zło i nie należy go podtrzymywać pierwszy rzuci kamieniem, znaczy nie będzie miał dzieci.

Czekam na odpowiedź,
Kubuś


Czuję się wywołany do tablicy. Jestem co prawda młody, a przyszłość niepewna, ale jest wiele trudności do pokonania, m.in.:
- Partnerka. Wiązanie się z kimś, kto nie podziela mojego światopoglądu mija się z celem, jest skazane na zagładę i raczej na pewno nie sprzyja zdrowemu rodzicielstwu. Nie mówię tu o swojej kopii 1:1, ale chociaż kimś podatnym na "nawrócenie" co do tej kwestii, choćby stawiającym autonomię jednostki nad swoje osobiste interesy.
- Wygodnictwo. Moje, znaczy się. 9 miesięcy burzy hormonalnej, przygody na porodówce, zrujnowana figura luby (), kilka lat bezsenności, pieluch, studnia bez dna łasa na moje pieniądze, wolny czas liczony w minutach, nieporównywalna z niczym odpowiedzialność, szkoła... n+1
I z założeniem pokonania poprzednich
- Strzelanie ślepakami. Gdybym czuł, że się z kimś wiążę na całe życie, z radością poddałbym się wazektomii.
- Aborcja. Absolutna ostateczność, ale lepiej pozbawić funkcji życiowych niż dopuścić do rozwinięcia świadomości.

Wreszcie jakieś konkrety
Co do poprzedniego postu JanelleL.: Prawie w całości się zgadzam z jego treścią. Co do jednak tzw. miłość- czy może być dowodem, choćby pośrednim, na istnienie JAKIEJKOLWIEK logiki w Naturze? Myślę, że nie. Ewentualnie może być dowodem na to, że Natura, a dokładniej ewolucja dokądś zmierza, że istnieje jakiś CEL Rzeczywistości. Lecz droga wiodąca do celu tego jest raczej metodą prób i błędów.

Ale pod pytaniem "po co ludziom dzieci?" [swoją drogą dość naiwnym i sugestywnym] kryje się bardziej pytanie "po co żyć?"- właśnie o sens lub cel życia, w tym przypadku ludzkiego; zarówno całego gatunku, jak i jednostki.
Spróbuję więc się podzielić wnioskiem, do którego doszedłem dość niedawno, przez długi czas borykając się z brakiem odpowiedzi o sens życia. Otóż nadal uważam, że sensu- szczególnie jakiegoś nadrzędnego- nie ma. Ale nie możemy być o tym jednak przekonani. W każdym razie żyjąc w ludzkiej postaci na pewno DOSTAJEMY SZANSE aby móc działać, coś robić. Wobec czego "sensem" jest sama możliwość [a właściwie nawet presja] wykorzystania tej szansy! Nie wiemy na pewno co czeka nas po śmierci. Nawet jeśli zupełnie nic [dziwnym wydaje się "nic", skoro aż tak bardzo jesteśmy przyzwyczajeni do "czegoś" zawsze], to dlaczego nie skorzystać z takiej szansy?! Choćby w celu poprawy warunków życia swego, bliskich i również innych z otoczenia. Żyjąc zgodnie z naszą własną naturą, jak podpowiada nam rozum, sumienie, ale również uczucia i emocje, mamy właśnie szansę tak zmienić okoliczności, warunki środowiska, a może i przede wszystkim siebie, aby korzyści własne oraz grup i całego gatunku przeważały lub co najmniej równoważyły negatywne odczucia towarzyszące naszemu życiu, relacjom z otoczeniem, środowiskiem. Wtedy już za tego życia "otrzymamy" zasłużoną za to gratyfikację [choćby poczucie szczęścia i spełnienia- co, choć subiektywne, ale chyba najważniejsze]. A może i dalszą nagrodę w innym życiu...
P.s.: Jak powiedział swego czasu B. Pascal: "Jeśli nie wiadomo, czy bóg istnieje- to i tak bardziej opłaca się w niego wierzyć." Żeby nie było nieporozumień, niedomówień: w swych przekonaniach nie uważam się za chrześcijanina- raczej za panteistę, monistę.