ďťż

Atrybuty OSOBY

Baza znalezionych fraz

polsk riksdag

Co to znaczy być OSOBĄ?

Osoba, osobowość, personalizm... - to pojęcie, których używamy tu na sfinii dość często. Ale czy właściwie uzgodniliśmy, co one znaczą? A może nie znaczą nic sensownego, może są tylko iluzją?...

Ja stosuję taką zasadę, że staram się pojęcia, nawet te, które w języku potocznym nie są używane szczególnie spójnie, jakoś "ulepszyć" tzn. nadać im postać z jednej strony maksymalnie bliską językowym kontekstom, ale z drugiej też tak spójną, jak tylko to się da. W przypadku pojęci osoby sprawa jest chyba szczególnie trudna...

Atrybuty osoby, to według mnie
- wolność wyboru (w tym brak absolutnej przewidywalności przynajmniej części wyborów)
- odpowiedzialność za wybory, samoodniesienie
- indywidualność, niekopiowalność
- pewna stałość/ciągłość różnych aspektów (posiadanie wspomnień, stałych cech)
- rozpoznawalność w jakimś sensie
- otwartość na NIESKOŃCZONY ROZWÓJ (nieskończoność w jakimś sensie wpisana w istotę pojęcia)
- ŚWIADOMOŚĆ (byłbym zapomniał o najważniejszym)

Tyle ze wstępnego oglądu.

Choć może jeszcze tak od innej strony.
Bycie osobą, to takie bycie jakby osobnym wszechświatem. Na początek może malutkim wszechświatem i takim niewidocznym, nieodczuwanym w pełni, czy nawet w znaczącej części. Ale bycie osobą jest "mocy nieskończonej" (w sensie matematycznym, w sensie mocy zbioru), może nawet continuum, jest przepustką do nieskończonej ilości opcji, zaszytych w jednym indywiduum. Tego nie widać z zewnątrz, ani nawet nie da się zobaczyć w sobie, dopóki nie osiągnie się pewnego poziomu zaawansowania. Ale z grubsza tym jest według mnie osobowość-świadomość-duchowość razem - nieskończonością wrzuconą w świat oddziaływań. I wierzę w to, że tego fenomenu nigdy nie da się zamknąć w postaci pełnego modelu, wyjaśnić w 100 procentach.



- wolność wyboru (w tym brak absolutnej przewidywalności przynajmniej części wyborów)
- indywidualność, niekopiowalność
- pewna stałość/ciągłość różnych aspektów (posiadanie wspomnień, stałych cech)
- rozpoznawalność w jakimś sensie

- odpowiedzialność za wybory, samoodniesienie
- otwartość na NIESKOŃCZONY ROZWÓJ (nieskończoność w jakimś sensie wpisana w istotę pojęcia)
- ŚWIADOMOŚĆ (byłbym zapomniał o najważniejszym)

Czyli tryb obserwatora, który doznaje złudzenia bycia "sobą", np Michałem Dyszyńskim. Dla mnie Ty to świadomość i pod tym względem wszyscy jesteśmy równi. Reszta to film.
Dzięki za ten temat. Jednak chodzi o to co to znaczy , że Bóg jest osobą?
Ma ciało, duszę? Jak wygląda, co robi?
Moje pytania nie są kpiną. Po prostu jakoś mi się w głowie nie mieści iż Boga można sobie przedstawiać jako osobę.

Czy Jezus jest taką osoba jak na tym obrazku- czy to jest jakaś próba obrazowania np. pojęcia miłosierdzia?

http://www.fronda.pl/site_media/media/uploads/article/.thumbnails/cudowny-obraz-jezusa-milosiernego-oblicze-400x0.jpg

Dążysz do spójności, czyli niby mówisz o czymś pozornie logicznym, ale ten tekst to czyste emocje i ciężko z tym polemizować.
Spójność, o której mówisz jest pozorem. Tu nie ma ani grama spójności na meta-poziomie.

- wolność wyboru (w tym brak absolutnej przewidywalności przynajmniej części wyborów)

- indywidualność, niekopiowalność
- pewna stałość/ciągłość różnych aspektów (posiadanie wspomnień, stałych cech)
- rozpoznawalność w jakimś sensie


Brak przewidywalności to losowość, często właśnie niespójność, ale taka pozytywna niespójność wynika z braku przywiązań do danych aspektów i kreatywność.
Czyli tryb obserwatora, który doznaje złudzenia bycia "sobą", np Michałem Dyszyńskim. Dla mnie Ty to świadomość i pod tym względem wszyscy jesteśmy równi. Reszta to film.
Znowu podkładasz jakieś swoje koncepcje, których raczej nie specjalnie rozumiem. Tzn. oczywiście, że jesteśmy równi (w jakimś sensie, bo w innym dokładnie różni). To, że jest "film", pewnie też bym przyjął. Tyle, że to nie jest istotą świadomości. Istotą tą jest MODELOWANIE. Świadomość pojawia się wtedy, gdy byt przetwarzający informacje ZACZYNA TWORZYĆ PROJEKCJE, WIZJE PRZYSZŁOŚCI (nie wnikając zupełnie tutaj w ich poprawność). Czy te projekcje dotyczą samej osoby projektujacego, czy rzeczy zewnętrznych, to odrębna sprawa. Ale można by powiedzieć, że pierwszy "atom świadomości" powstaje we "wszechświecie osoby" wtedy, gdy powstałe zdarzenie po raz pierwszy jest konfrontowane ze spontaniczną (!) wizją (wcześniejszą) na temat jak to się miało zdarzyć. I nie koniecznie muszą być w tym emocje, niekoniecznie, utożsamienia (co pewnie chciałbyś mi - już tradycyjnie - przy rozmowie o świadomości w wcisnąć). Ja jestem dużo wcześniej w rozumowaniu, na poziomie znacznie bardziej podstawowym.
Wyobraź sobie to w takim modelu:
Jest maszyna, która zbiera dane.
Ta maszyna również zapamiętuje owe dane w jakiejś formie
Do tego maszyna, tak sama z siebie, spontanicznie, przegląda owe dane - tak bieżące, jak i te które zapamiętała
W pewnym momencie w tej maszynie pojawia się pierwsze kluczowe spostrzeżenie: acha - to dane, które spływają nie są całkiem chaotyczne i wydaje się, że następna w kolejności dana będzie spełniała regułę R.
- To jest właśnie ten pierwotny ATOM ŚWIADOMOŚCI. Jeszcze nie osobowość, jeszcze nie uczucia, jeszcze nie co tam ludzie o świadomości w zaawansowanej postaci myślą. To taka preświadomość - czyli zapętlenie się w pobieraniu danych i analizowaniu - odniesienie tego co wykoncypowane, do tego co pobierane.
Ale pewnie znowu zechcesz wrzucić tu myślenie w starą koleinę - utożsamienia, iluzje... Nie wiem, może nawet i w jakimś sensie iluzje tu będą. Ja przeciw temu z resztą nawet nie wystąpię, bo dla mnie w owym rozważaniu iluzje są tak samo dobrą częścią świadomości, jak i coś co byłoby "nieiluzją" (o ile mamy tu dobrą regułę, aby to rozdzielić...). Myślę więc bardzo ogólnie, bez chęci oceniania, raczej jako obserwator, niż ktoś kto chciałby od razu wskazywać zasady, coś twardo stwierdzać, ogólniej chyba dużo bardziej, niż to za chwilę Ty odbierzesz...



Dzięki za ten temat. Jednak chodzi o to co to znaczy , że Bóg jest osobą?
Ma ciało, duszę? Jak wygląda, co robi?
Moje pytania nie są kpiną. Po prostu jakoś mi się w głowie nie mieści iż Boga można sobie przedstawiać jako osobę.

Czy Jezus jest taką osoba jak na tym obrazku- czy to jest jakaś próba obrazowania np. pojęcia miłosierdzia?

http://www.fronda.pl/site_media/media/uploads/article/.thumbnails/cudowny-obraz-jezusa-milosiernego-oblicze-400x0.jpg

Bóg jest osobą...
Najważniejsze z praktycznego punktu widzenia byłoby tutaj takie znaczenie, że z Bogiem druga osoba jest w stanie się POROZUMIEĆ. Czyli nie jest tak, jak mówienie "do obrazu" - można z Bogiem wejść w dialog.
A miłosierdzie?...
W tym tutaj kontekście miłosierdzie Boga oznacza chyba w największym stopniu GOTOWOŚĆ BOGA DO WEJŚCIA W DIALOG Z CZŁOWIEKIEM NA KAŻDYM MOŻLIWYM POZIOMIE, czyli nie zrażając się żadną przeszkodą, która miałaby na drodze tego dialogu się pojawić. Ten dialog jest też CELOWY, a jego celem jest ostatecznie takie ustanowienie wzajemnej relacji, aby stało się możliwe wyzwolenie w człowieku wszystkich jego mocy twórczych, udoskonalenie do granic możliwości, ale w zgodzie z wolą i pragnieniami człowieka (choć może nie koniecznie pragnieniami dzisiaj, teraz, a PRAGNIENIAMI PO ZROZUMIENIU WSZYSTKIEGO TEGO, CO NIEZBĘDNE, ABY MYŚLI I UCZUCIA UZYSKAŁY ŁAD I KLAROWNOŚĆ).

Bóg jest osobą...
Najważniejsze z praktycznego punktu widzenia byłoby tutaj takie znaczenie, że z Bogiem druga osoba jest w stanie się POROZUMIEĆ. Czyli nie jest tak, jak mówienie "do obrazu" - można z Bogiem wejść w dialog.

W tym tutaj kontekście miłosierdzie Boga oznacza chyba w największym stopniu GOTOWOŚĆ BOGA DO WEJŚCIA W DIALOG Z CZŁOWIEKIEM NA KAŻDYM MOŻLIWYM POZIOMIE, czyli nie zrażając się żadną przeszkodą, która miałaby na drodze tego dialogu się pojawić. Ten dialog jest też CELOWY, a jego celem jest ostatecznie takie ustanowienie wzajemnej relacji, aby stało się możliwe wyzwolenie w człowieku wszystkich jego mocy twórczych, udoskonalenie do granic możliwości, ale w zgodzie z wolą i pragnieniami człowieka (choć może nie koniecznie pragnieniami dzisiaj, teraz, a PRAGNIENIAMI PO ZROZUMIENIU WSZYSTKIEGO TEGO, CO NIEZBĘDNE, ABY MYŚLI I UCZUCIA UZYSKAŁY ŁAD I KLAROWNOŚĆ).
W moim przekonaniu jest AKURAT ODWROTNIE. Tzn. pisząc ten tekst odsuwałem emocje dość daleko od siebie, starając się widzieć te zagadnienia w postaci względnie czysto konceptualnej - jako pewne OPERATORY (uogólnione) działające w przestrzeni informacji, przekształceń myślowych. Właściwie to nawet nie za bardzo bym potrafił pod ten tekst podstawić swoje emocje - jakie: radość, złość, oczekiwanie, przyjemność?... - nic, żadna emocja mi tu nie pasuje.
Choć może jeszcze tak od innej strony.
Bycie osobą, to takie bycie jakby osobnym wszechświatem. Na początek może malutkim wszechświatem i takim niewidocznym, nieodczuwanym w pełni, czy nawet w znaczącej części. Ale bycie osobą jest "mocy nieskończonej" (w sensie matematycznym, w sensie mocy zbioru), może nawet continuum, jest przepustką do nieskończonej ilości opcji, zaszytych w jednym indywiduum. Tego nie widać z zewnątrz, ani nawet nie da się zobaczyć w sobie, dopóki nie osiągnie się pewnego poziomu zaawansowania. Ale z grubsza tym jest według mnie osobowość-świadomość-duchowość razem - nieskończonością wrzuconą w świat oddziaływań. I wierzę w to, że tego fenomenu nigdy nie da się zamknąć w postaci pełnego modelu, wyjaśnić w 100 procentach.

To może spójność, o której TY MYŚLISZ odpowiadając na mój post jest pozorem. Do spójności, o której mówię/myślę, w ogóle nie dotarłeś.
Nie?... No, może się mylę
Zróbmy test: spróbuj tutaj opisać, koncept, który tutaj przyjąłeś jako "spójność, o której myśli Michał Dyszyński". Ja potem odpiszę, na ile trafiłeś w moje myśli.

Brak przewidywalności jako losowość jest tym, co odbiera się ZEWNĘTRZNIE. Dla goryla obserwującego kogoś piszącego na klawiaturze, naciskanie klawiszy jest losowe. Dla kogoś piszącego te przyciśnięcia wynikają z reguły.
To w ogóle jest ciekawe zagadnienie (myślałem nawet kiedyś o osobnym wątku) - jak zmiana punktu widzenia zamienia przypadkowość, losowość w spójność, zgodność z regułą. Ale tutaj tego nie ma sensu motać, bo za dużo wyjdzie dygresji.
Co do reszty zacytowanych - inaczej chyba ujmujesz zarówno kopiowalność (chodzi mi o kopiowalność CAŁOŚCI, a nie wybranych aspektów, bo te, w sposób oczywisty, zawsze będą kopiowalne).
Zaś kreatywność...
To jest mocno ciekawy aspekt związany z osobą. Według mnie KLUCZOWY. Można by powiedzieć, że swego rodzaju definicją osoby byłoby: BYT, KTÓRY ZAWSZE JEST PRZYNAJMNIEJ W MINIMALNYM STOPNIU KREATYWNY. Właśnie kreatywność jest kluczem do większości dalszych rozważań i wniosków na temat osoby, a jeszcze dalej problemu umysłu (grzechu pierworodnego), cierpienia, odkupienia...

Znowu podkładasz jakieś swoje koncepcje, których raczej nie specjalnie rozumiem.
Tzn. oczywiście, że jesteśmy równi (w jakimś sensie, bo w innym dokładnie różni). To, że jest "film", pewnie też bym przyjął. Tyle, że to nie jest istotą świadomości. Istotą tą jest MODELOWANIE. Świadomość pojawia się wtedy, gdy byt przetwarzający informacje ZACZYNA TWORZYĆ PROJEKCJE, WIZJE PRZYSZŁOŚCI (nie wnikając zupełnie tutaj w ich poprawność). Czy te projekcje dotyczą samej osoby projektujacego, czy rzeczy zewnętrznych, to odrębna sprawa. Ale można by powiedzieć, że pierwszy "atom świadomości" powstaje we "wszechświecie osoby" wtedy, gdy powstałe zdarzenie po raz pierwszy jest konfrontowane ze spontaniczną (!) wizją (wcześniejszą) na temat jak to się miało zdarzyć. I nie koniecznie muszą być w tym emocje, niekoniecznie, utożsamienia (co pewnie chciałbyś mi - już tradycyjnie - przy rozmowie o świadomości w wcisnąć). Ja jestem dużo wcześniej w rozumowaniu, na poziomie znacznie bardziej podstawowym.
Wyobraź sobie to w takim modelu:
Jest maszyna, która zbiera dane.
Ta maszyna również zapamiętuje owe dane w jakiejś formie
Do tego maszyna, tak sama z siebie, spontanicznie, przegląda owe dane - tak bieżące, jak i te które zapamiętała
W pewnym momencie w tej maszynie pojawia się pierwsze kluczowe spostrzeżenie: acha - to dane, które spływają nie są całkiem chaotyczne i wydaje się, że następna w kolejności dana będzie spełniała regułę R.
- To jest właśnie ten pierwotny ATOM ŚWIADOMOŚCI


Świadomości? Nie! Świadomość tego doświadcza, a to o czym piszesz to MECHANIZM, to obserwacja robota i wyciąganie wniosków. Robot robiłby to samo będąc martwym, ale tu dodatkowo robotowi towarzyszy wrażliwa jaźń.

Bóg jest osobą...
Najważniejsze z praktycznego punktu widzenia byłoby tutaj takie znaczenie, że z Bogiem druga osoba jest w stanie się POROZUMIEĆ. Czyli nie jest tak, jak mówienie "do obrazu" - można z Bogiem wejść w dialog.


A skąd wiesz, że rozmawiasz z Bogiem, a nie ze swoją projekcją mentalną?

Wyobraź sobie to w takim modelu:
Jest maszyna, która zbiera dane.
Ta maszyna również zapamiętuje owe dane w jakiejś formie
Do tego maszyna, tak sama z siebie, spontanicznie, przegląda owe dane - tak bieżące, jak i te które zapamiętała
W pewnym momencie w tej maszynie pojawia się pierwsze kluczowe spostrzeżenie: acha - to dane, które spływają nie są całkiem chaotyczne i wydaje się, że następna w kolejności dana będzie spełniała regułę R.
- To jest właśnie ten pierwotny ATOM ŚWIADOMOŚCI


Świadomości? Nie! Świadomość tego doświadcza, a to o czym piszesz to MECHANIZM, to obserwacja robota i wyciąganie wniosków. Robot robiłby to samo będąc martwym, ale tu dodatkowo robotowi towarzyszy wrażliwa jaźń.
Tzn. oczywiście, że jesteśmy równi (w jakimś sensie, bo w innym dokładnie różni). To, że jest "film", pewnie też bym przyjął. Tyle, że to nie jest istotą świadomości. Istotą tą jest MODELOWANIE. Świadomość pojawia się wtedy, gdy byt przetwarzający informacje ZACZYNA TWORZYĆ PROJEKCJE, WIZJE PRZYSZŁOŚCI (nie wnikając zupełnie tutaj w ich poprawność). Czy te projekcje dotyczą samej osoby projektujacego, czy rzeczy zewnętrznych, to odrębna sprawa. Ale można by powiedzieć, że pierwszy "atom świadomości" powstaje we "wszechświecie osoby" wtedy, gdy powstałe zdarzenie po raz pierwszy jest konfrontowane ze spontaniczną (!) wizją (wcześniejszą) na temat jak to się miało zdarzyć. I nie koniecznie muszą być w tym emocje, niekoniecznie, utożsamienia (co pewnie chciałbyś mi - już tradycyjnie - przy rozmowie o świadomości w wcisnąć). Ja jestem dużo wcześniej w rozumowaniu, na poziomie znacznie bardziej podstawowym.

No to mówisz o mechanizmie, a nie o świadomości. Modelowanie dotyczy Michała, na którego patrzy świadomość. Nie jest to właściwość samej świadomości jako takiej. A jeśli jest, to świadomość jest sprawcza w sposób nieświadomy dla siebie samej, bo Michał zastaje te projekcje i syntezy wynikające z modelowania przez jego podświadomość.
Modelowanie jest cechą Michała, który jest świadomy. Może dotyczyć wielu rzeczy - czy to zjawisk zewnętrznych, czy to analizy samego siebie. Michał te projekcje w jakiejś części zastaje, a w innej na bieżąco tworzy, konstruując coraz to wyższe piętra modelowania. Część z tych projekcji jest nieuświadomiona, ale część jest już rozpoznana i jakoś tam chwytana modelami (choćby nawet i ułomnie). I tak właśnie funkcjonuje świadomość.

A Twojego pojęcia "emocji" nie zrozumiałem. Ja to słowo chyba używam w znacząco innym kontekście.

Tak na dobrą sprawę to nie wiem. Niczego nie wiem na pewno. Nie wiem, czy ten świat istnieje niezależnie w pełni, czy też jest moją solipsystyczną projekcją. Ale w ramach tego co się nauczyłem w życiu, rozpoznaję pewne porozumienia jako z osobą zewnętrzną, a inne jako z "projekcją mentalną". I zakładam, że mamy do czynienia z ta pierwszą opcją. Oczywiście pewności tak w pełni 100% nigdy nie będzie ani dla tego rozpoznania, ani dla dowolnego innego.
Piszę o podstawowym mechanizmie świadomościowym, aby jakoś zacząć modelować to, o czym mówimy. Oczywiście nie zamykam w ten sposób tematu świadomość, tylko stawiam swój pierwszy krok - tzn. WSKAZUJĘ WARUNEK NIEZBĘDNY (konieczny), którym jest właśnie modelowanie i samoodniesienie. Od czegoś trzeba zacząć.
Modelowanie jest cechą Michała, który jest świadomy. Może dotyczyć wielu rzeczy - czy to zjawisk zewnętrznych, czy to analizy samego siebie. Michał te projekcje w jakiejś części zastaje, a w innej na bieżąco tworzy, konstruując coraz to wyższe piętra modelowania. Część z tych projekcji jest nieuświadomiona, ale część jest już rozpoznana i jakoś tam chwytana modelami (choćby nawet i ułomnie). I tak właśnie funkcjonuje świadomość.
A Twojego pojęcia "emocji" nie zrozumiałem. Ja to słowo chyba używam w znacząco innym kontekście.

Emocja - reakcja na bodziec
Uczucie- np radość, złość itd, choć to słowo ma też inne znaczenia, podobnie jak ze słowem "świadomość".

Tak na dobrą sprawę to nie wiem. Niczego nie wiem na pewno. Nie wiem, czy ten świat istnieje niezależnie w pełni, czy też jest moją solipsystyczną projekcją. Ale w ramach tego co się nauczyłem w życiu, rozpoznaję pewne porozumienia jako z osobą zewnętrzną, a inne jako z "projekcją mentalną". I zakładam, że mamy do czynienia z ta pierwszą opcją. Oczywiście pewności tak w pełni 100% nigdy nie będzie ani dla tego rozpoznania, ani dla dowolnego innego.

No ale rozmowa z Bogiem w umyśle tak właśnie działa, że umysł ją tworzy na Twoje polecenie.
Piszę o podstawowym mechanizmie świadomościowym, aby jakoś zacząć modelować to, o czym mówimy. Oczywiście nie zamykam w ten sposób tematu świadomość, tylko stawiam swój pierwszy krok - tzn. WSKAZUJĘ WARUNEK NIEZBĘDNY (konieczny), którym jest właśnie modelowanie i samoodniesienie. Od czegoś trzeba zacząć.

To są właściwości człowieka, mózgu. Ale czy na pewno osoby?
Emocja - reakcja na bodziec
Uczucie- np radość, złość itd, choć to słowo ma też inne znaczenia, podobnie jak ze słowem "świadomość".

Ja pod pojęciem emocji rozumiem nie tyle w ogóle jakąś reakcję na bodziec - np. kurczenie się źrenicy pod wpływem nagłego światła, co dość wyraźne pobudzenie uczuć, związanych z wartościowaniem, z odczuciem potencjalnej przyjemności/nieprzyjemności, chyba z poruszeniem jakichś głębszych pokładów uczuć, myśli.
Dla mnie linia definicyjnego podziału pomiędzy emocją a uczuciem jest inna - uczucie jest pojeciem ogólnym, zawierającym w sobie tez emocję. Emocja jest zaś uczuciem relatywnie SILNYM, często nagłym, a dodatkowo w jakimś stopniu uświadamianym (raczej nie podświadomym, choć aspekt podświadomości może w emocji wystąpić, jako coś dodatkowego).

Z góry zakładasz coś, co jest hipotetycznie tutaj rozważanym zdarzeniem. Jest rozważaniem teoretycznym, na razie bez JAKIEJKOLWIEK informacji o konkretnym przypadku. Gdyby skonfrontować Twoją postawę z podejściem agnostycznym, czyli dopuszczającym JAKO ZASADĘ każdą opcję na starcie, to jasno by wyszło, że osądziłeś przed jakimikolwiek informacjami o tej sprawie w konkretnym przypadku.
Rozumiem, że wyrażasz w ten sposób swoją WIARĘ we własny światopogląd. Ale niewątpliwie w ten sposób grzebiesz inną zasadę: NIGDY NIE STAWIAJ WCZEŚNIEJ TEZY O SYTUACJI, NIE WYROKUJ O TYM CO SIĘ MA WYDARZYĆ, ZANIM SIĘ NIE WYDARZY. Ta ostatnia zasada (zasada otwartości intelektualnej) legła u podstaw największych odkryć naukowych, była motorem wszelkiego postępu w historii ludzkości. Bo ZAWSZE wiedza dotychczasowa jest pewnym stanem zastanym, zawsze nowe występuje "przeciw temu co się uważa". Wyrzeczenie się jej, choćby nawet dla tak "szczytnego celu", jakim jest propagowanie światopoglądu ateistycznego, jest jednak według mnie znaczącą skazą na rozumowaniu.

To są właściwości nie tylko człowieka. Modelują też gołębie, psy, delfiny, czy większość zwierząt o jako tako rozwiniętym myśleniu. Faktycznie, do pojęcia osoby w pełnym tego słowa znaczeniu mamy jeszcze parę kroków do zrobienia. Ale ten pierwszy krok jest w ten sposób zrobiony.
Ja pod pojęciem emocji rozumiem nie tyle w ogóle jakąś reakcję na bodziec - np. kurczenie się źrenicy pod wpływem nagłego światła, co dość wyraźne pobudzenie uczuć, związanych z wartościowaniem, z odczuciem potencjalnej przyjemności/nieprzyjemności, chyba z poruszeniem jakichś głębszych pokładów uczuć, myśli.
Dla mnie linia definicyjnego podziału pomiędzy emocją a uczuciem jest inna - uczucie jest pojeciem ogólnym, zawierającym w sobie tez emocję. Emocja jest zaś uczuciem relatywnie SILNYM, często nagłym, a dodatkowo w jakimś stopniu uświadamianym (raczej nie podświadomym, choć aspekt podświadomości może w emocji wystąpić, jako coś dodatkowego).


Nie bardzo rozumiem. Emocje to nie zwężenie źrenic pod wpływem światła, ale np niechęć, ochota na coś, reakcja organizmu na widok pięknej kobiety, empatia kiedy ktoś cierpi. Natomiast uczucie to doznanie wynikające z emocji i neuroprzekaźników i ten termin dotyczy qualiów.

Z góry zakładasz coś, co jest hipotetycznie tutaj rozważanym zdarzeniem. Jest rozważaniem teoretycznym, na razie bez JAKIEJKOLWIEK informacji o konkretnym przypadku. Gdyby skonfrontować Twoją postawę z podejściem agnostycznym, czyli dopuszczającym JAKO ZASADĘ każdą opcję na starcie, to jasno by wyszło, że osądziłeś przed jakimikolwiek informacjami o tej sprawie w konkretnym przypadku.
Rozumiem, że wyrażasz w ten sposób swoją WIARĘ we własny światopogląd. Ale niewątpliwie w ten sposób grzebiesz inną zasadę: NIGDY NIE STAWIAJ WCZEŚNIEJ TEZY O SYTUACJI, NIE WYROKUJ O TYM CO SIĘ MA WYDARZYĆ, ZANIM SIĘ NIE WYDARZY. Ta ostatnia zasada (zasada otwartości intelektualnej) legła u podstaw największych odkryć naukowych, była motorem wszelkiego postępu w historii ludzkości. Bo ZAWSZE wiedza dotychczasowa jest pewnym stanem zastanym, zawsze nowe występuje "przeciw temu co się uważa". Wyrzeczenie się jej, choćby nawet dla tak "szczytnego celu", jakim jest propagowanie światopoglądu ateistycznego, jest jednak według mnie znaczącą skazą na rozumowaniu.


Tu nieświadomie manipulujesz, bo fakt niewiedzy nie oznacza, że nie można czynić założeń, które są dużo bardziej prawdopodobne niż jakieś inne założenia i dlatego odrzuca się tamte.

No ale rozmowa z Bogiem w umyśle tak właśnie działa, że umysł ją tworzy na Twoje polecenie.


fakt niewiedzy nie oznacza, że nie można czynić założeń, które są dużo bardziej prawdopodobne niż jakieś inne założenia i dlatego odrzuca się tamte.

wiemy, że mózg działa tak, że jeśli zapytam się o to skąd bierze się oogeneza niebieskiego potwora Diablo X-332 zawieszonego w białym trybie próżniowym, to może podsunąć równie absurdalną odpowiedź, np taką, że bierze się to z chmur Goola, które działają jak dysze piszczelowe robaków bagiennych i tam zachodzi mechanizm polibaryzacji cząstek nukleonowych alfa Na tej zasadzie ludzie przypominają sobie także "poprzednie wcielenia".
Ja pod pojęciem emocji rozumiem nie tyle w ogóle jakąś reakcję na bodziec - np. kurczenie się źrenicy pod wpływem nagłego światła, co dość wyraźne pobudzenie uczuć, związanych z wartościowaniem, z odczuciem potencjalnej przyjemności/nieprzyjemności, chyba z poruszeniem jakichś głębszych pokładów uczuć, myśli.
Dla mnie linia definicyjnego podziału pomiędzy emocją a uczuciem jest inna - uczucie jest pojeciem ogólnym, zawierającym w sobie tez emocję. Emocja jest zaś uczuciem relatywnie SILNYM, często nagłym, a dodatkowo w jakimś stopniu uświadamianym (raczej nie podświadomym, choć aspekt podświadomości może w emocji wystąpić, jako coś dodatkowego).


Nie bardzo rozumiem. Emocje to nie zwężenie źrenic pod wpływem światła, ale np niechęć, ochota na coś, reakcja organizmu na widok pięknej kobiety, empatia kiedy ktoś cierpi. Natomiast uczucie to doznanie wynikające z emocji i neuroprzekaźników i ten termin dotyczy qualiów.
Emocja - reakcja na bodziec
To by sugerowało, że każdą reakcję na bodziec uważasz za "emocję". Wydawało mi się to dość dziwne od strony językowej, bo emocje jednak zwykle traktuje się jako coś bardziej złożonego, a nie po prostu reakcję na dowolny bodziec.
Z resztą można też chyba mówić o pewnych emocjach, które w ogóle nie są związane z bodźcami (tymi fizycznymi) np. ktoś odczuwa emocje wyobrażając sobie jakieś straszne zdarzenie, albo cieszy się z powodu jakichś swoich imaginacji.

Zwracam Ci uwagę na to, jak formulujesz swoje tezy - po prostu ARBITRALNIE STWIERDZASZ np.:
[...]
- zwróć uwagę na tryb zdania: nie zawierający wzmianki o zakładaniu czegokolwiek, stwierdzający, nie dający pola do wątpienia.

Jednak nie jest to manipulacja w tym chyba najczęściej rozumianym sensie słowa - czyli wpływ na poglądy połączony z próbami ukrycia, zagmatwania czegokolwiek w owym przekazie, czy formy podmiany statusu stwierdzeń, w celu nadania im wyższej wiarygodności.
Przedstawiasz pewien MECHANIZM. Skądinąd słuszny, tak MOŻE być. Ten mechanizm nie działa zawsze, bo w przeciwnym wypadku musielibyśmy zaprzeczać co chwila każdemu uzasadnieniu, jakie się tylko pojawi.
Emocja - reakcja na bodziec
To by sugerowało, że każdą reakcję na bodziec uważasz za "emocję". Wydawało mi się to dość dziwne od strony językowej, bo emocje jednak zwykle traktuje się jako coś bardziej złożonego, a nie po prostu reakcję na dowolny bodziec.
Z resztą można też chyba mówić o pewnych emocjach, które w ogóle nie są związane z bodźcami (tymi fizycznymi) np. ktoś odczuwa emocje wyobrażając sobie jakieś straszne zdarzenie, albo cieszy się z powodu jakichś swoich imaginacji.


I tu jest to co nazwałem zafiksowaniem mentalnym. Bardziej już zwracasz uwagę na stwierdzenia jako takie niż na ich treść, którą chce przekazać rozmówca.
A emocje przeżywane z wyobrażeń powodują realne wydzielanie neuroprzekaźników. To taki umysłowy narkotyk ;)

Emocja - reakcja na bodziec
To by sugerowało, że każdą reakcję na bodziec uważasz za "emocję". Wydawało mi się to dość dziwne od strony językowej, bo emocje jednak zwykle traktuje się jako coś bardziej złożonego, a nie po prostu reakcję na dowolny bodziec.
Z resztą można też chyba mówić o pewnych emocjach, które w ogóle nie są związane z bodźcami (tymi fizycznymi) np. ktoś odczuwa emocje wyobrażając sobie jakieś straszne zdarzenie, albo cieszy się z powodu jakichś swoich imaginacji.


I tu jest to co nazwałem zafiksowaniem mentalnym. Bardziej już zwracasz uwagę na stwierdzenia jako takie niż na ich treść, którą chce przekazać rozmówca.
Tak to wygląda z Twojej strony. Bo Ty posiadasz bezpośredni dostęp do swoich "wewnętrznych definicji" w tym układzie, masz też jakąś swoją własną intuicję, która wypełnia luki spornych, wątpliwych interpretacji. Ta intuicja powoduje, że Twój pogląd - model wydaje Ci się oczywisty.
Jednak z mojej strony sytuacja wygląda inaczej. Dostrzegam tutaj na przykład dość wyraźny językowy rozdźwięk pomiędzy tym, co ja sam nazwałbym emocją, a tym, jak użyłeś owego terminu Ty w sformułowaniu. Więc próbuję się dogadać z Tobą: co właściwie dla Ciebie jest ową "emocją"?
Ty masz za czym podążać w odpowiedzi - za swoją intuicją. Ja nie mam za czym podążyć, więc widzę tylko rozdźwięk i nic więcej. "Nie zwracam uwagi na treść", bo nie wiem jaką treść przekazujesz - widzę rozdźwięk, niespójność, nie wiem co właściwie chciałeś zakomunikować. Nie jest to więc żadne "mentalne zafiksowanie", tylko spojrzenie od strony innego modelu (językowego), innej struktury problemu, bez dostępu do intuicji, która by pomogła w rozumieniu.

A tak w ogóle owa intuicja...
Choć niewątpliwie jest niezbędna w rozumowaniu, to jednak zawsze warto jest jakoś z niej wychodzić, pewne rzeczy uzgadniać już tak, aby ona nie była potrzebna. Choć oczywiście za chwilę będzie potrzebna krok, czy dwa dalej...
Chodzi mi o to, że kiedy gdzieś się nie zgadzamy, to rozciągasz moje wypowiedzi na stwierdzenia, których nie napisałem. Z drugiej strony mi się też to może zdarzać i chyba to naturalny mechanizm, wynika chyba właśnie z emocji.

No bo to tak jakbym powiedział, że samochód to coś co jedzie - byłoby to niedomówienie, ale wiadomo o co chodzi. A kiedy nie wiesz o co mi chodzi, to widzę że interpretujesz to w skrajnej formie. Sam teraz kojarzę, że popełniałem ten błąd odpowiadając na Twoje wypowiedzi.

Emocje to reakcje na bodziec w sensie takim, że chyba wiemy o czym mówimy. Można powiedzieć, że emocje to mechanizmy podkorowe itd, ale dla mnie te definicje nie oddają tego co odczuwamy. Emocje postrzegam na równi z myślami, a towarzyszy temu (lub nie) jakieś uczucie typu radość, złość - czyli neuroprzekaźniki. Czyli jakby emocja to mechanizm behawioralny, a uczucie towarzyszy emocjom.

Np emocja to "chcę zjeść ciasto", a uczucie to głód i ochota. No, ale uczucie to też niestety w słowniku długoterminowe emocje. I weź tu gadaj jak mamy taki porypany język, że niektóre słowa oznaczają podobne, a inne rzeczy.
Być osobą tzn. mieć złudzenie ego. Zauważcie, że piszę o złudzeniu ego, ale nie podważam istnienia woli, czyli duszy, ani bytu mentalnego takiego, jak jaźń.

Dzięki za ten temat. Jednak chodzi o to co to znaczy , że Bóg jest osobą?
Ma ciało, duszę? Jak wygląda, co robi?
Moje pytania nie są kpiną. Po prostu jakoś mi się w głowie nie mieści iż Boga można sobie przedstawiać jako osobę.

Czy Jezus jest taką osoba jak na tym obrazku- czy to jest jakaś próba obrazowania np. pojęcia miłosierdzia?

http://www.fronda.pl/site_media/media/uploads/article/.thumbnails/cudowny-obraz-jezusa-milosiernego-oblicze-400x0.jpg

Bóg jest osobą...
Najważniejsze z praktycznego punktu widzenia byłoby tutaj takie znaczenie, że z Bogiem druga osoba jest w stanie się POROZUMIEĆ. Czyli nie jest tak, jak mówienie "do obrazu" - można z Bogiem wejść w dialog.
A miłosierdzie?...
W tym tutaj kontekście miłosierdzie Boga oznacza chyba w największym stopniu GOTOWOŚĆ BOGA DO WEJŚCIA W DIALOG Z CZŁOWIEKIEM NA KAŻDYM MOŻLIWYM POZIOMIE, czyli nie zrażając się żadną przeszkodą, która miałaby na drodze tego dialogu się pojawić. Ten dialog jest też CELOWY, a jego celem jest ostatecznie takie ustanowienie wzajemnej relacji, aby stało się możliwe wyzwolenie w człowieku wszystkich jego mocy twórczych, udoskonalenie do granic możliwości, ale w zgodzie z wolą i pragnieniami człowieka (choć może nie koniecznie pragnieniami dzisiaj, teraz, a PRAGNIENIAMI PO ZROZUMIENIU WSZYSTKIEGO TEGO, CO NIEZBĘDNE, ABY MYŚLI I UCZUCIA UZYSKAŁY ŁAD I KLAROWNOŚĆ).

Nie dostałam odpowiedzi- czy jest taką osobą jak na tym obrazku?

Dzięki za ten temat. Jednak chodzi o to co to znaczy , że Bóg jest osobą?
Ma ciało, duszę? Jak wygląda, co robi?
Moje pytania nie są kpiną. Po prostu jakoś mi się w głowie nie mieści iż Boga można sobie przedstawiać jako osobę.

Czy Jezus jest taką osoba jak na tym obrazku- czy to jest jakaś próba obrazowania np. pojęcia miłosierdzia?

http://www.fronda.pl/site_media/media/uploads/article/.thumbnails/cudowny-obraz-jezusa-milosiernego-oblicze-400x0.jpg

Bóg jest osobą...
Najważniejsze z praktycznego punktu widzenia byłoby tutaj takie znaczenie, że z Bogiem druga osoba jest w stanie się POROZUMIEĆ. Czyli nie jest tak, jak mówienie "do obrazu" - można z Bogiem wejść w dialog.
A miłosierdzie?...
W tym tutaj kontekście miłosierdzie Boga oznacza chyba w największym stopniu GOTOWOŚĆ BOGA DO WEJŚCIA W DIALOG Z CZŁOWIEKIEM NA KAŻDYM MOŻLIWYM POZIOMIE, czyli nie zrażając się żadną przeszkodą, która miałaby na drodze tego dialogu się pojawić. Ten dialog jest też CELOWY, a jego celem jest ostatecznie takie ustanowienie wzajemnej relacji, aby stało się możliwe wyzwolenie w człowieku wszystkich jego mocy twórczych, udoskonalenie do granic możliwości, ale w zgodzie z wolą i pragnieniami człowieka (choć może nie koniecznie pragnieniami dzisiaj, teraz, a PRAGNIENIAMI PO ZROZUMIENIU WSZYSTKIEGO TEGO, CO NIEZBĘDNE, ABY MYŚLI I UCZUCIA UZYSKAŁY ŁAD I KLAROWNOŚĆ).

Nie dostałam odpowiedzi- czy jest taką osobą jak na tym obrazku?
Przykro mi, ale nie miałem tego honoru, aby oglądać bezpośrednio twarz Jezusa, więc nie wiem.
Z resztą, nawet gdybym widział tę, czy inną twarz, to mam pewien osobisty problem z pamięcią do twarzy - jest bardzo słaba. Jakoś mi się wszystkie twarze mieszają, nie poznaję ludzi, robię gafy, bo mój umysł jakoś ma problem z tym specyficznym rodzajem pamięci. Może nie jest tragicznie, bo przecież rodzinę i znajomych z grubsza poznaję, ale twarzy nowych osób muszę się dość długo uczyć.