ďťż

Wolność umów

Baza znalezionych fraz

polsk riksdag

Jednym z filarów wolności gospodarczej jest zasada wolności umów.
Z grubsza polega ona na tym, że organy zewnętrzne nie powinny się wtrącać do tego jakie umowy zawierają między sobą podmioty gospodarcze. Zasada z grubsza wydaje się sensowna, bo w końcu co komu do tego, jak ja się umawiam z Kowalskim czy Nowakiem. Jednak życie bywa bardziej skomplikowane i nie wszystko co z wierzchu wygląda ładnie, będzie takim w środku...
Posłużę się przykładem, który przyszedł mi do głowy w związku ze znaną w ekonomii umową opcji (np. walutowych). Chciałbym odejść od zagadnień czysto ekonomicznych i przedstawić pomysł, który wydał mi się ciekawy (a nawet chyba wart zrealizowania jako pomysł literacki).
Wyobraźmy sobie, że podpadłeś jakiemuś Bogaczowi (piszę go z wielkiej litery, bo dalej będę używał tego terminu jako określenia - nazwy własnej konkretnej osoby). Bogacz ma ochotę ci dokuczyć i ogłasza następującą ofertę:
Oferuję zakład na życie podpadniętego gościa (czyli Ciebie - czytającego te słowa). Zakład polega na tym, że jeśli NIE PRZEŻYJESZ przez następne pół roku, to za każdą wpłaconą Bogaczowi złotówkę, Bogacz wypłaci okrągłe 100 zł. Ot taki zakład, jak wiele innych - np. kto wygra na wyścigach, czy owe opcje, że kurs waluty nie przekroczy jakichś tam widełek.
Problem w tym, że przedmiotem zakładu jest Twoje (Czytelniku - Twoje) życie! I oto już wyobraźmy sobie, że spora grupa ludzi wpłaciła pewne sumy (Bogacz się tym chwali) i bardzo im zależy, żebyś pożegnał się z tym światem w oznaczonym terminie...
Oto ktoś - niby w żartach - rzuca: wiesz stary, postawiłem na twoją śmierć. Może byś tak był miły i strzelił sobie jutro w łeb?...
Do tego być może jednym z wpłacających jest np. zawodowy zabójca?... Może właśnie wykalkulował sobie, że wpłaci 10 tys., a znajdzie już sposób, aby zamienić je w okrągły milion?...
Może tak być, bo Bogacz nie kryje się z tym, że swój zakład reklamował w bardzo różnych środowiskach, także przestępczych.
Bogacz przecież nie robi nic zabronionego. Ot zakłada się o coś tam. Zawiera umowę w sposób wolny. Zamierza swojej umowy dotrzymać, nawet wskazuje na środki zdeponowane w banku w tym celu.
Podobnymi zakładami są w sumie nawet polisy na życie - tutaj za śmierć osoby wypłaca się pieniądze rodzinie. A różnica jest tylko taka, czy ów zakład dotyczy kogoś bliskiego czy może wrogiego i jest zawarty poza Twoimi plecami.
Oczywiście możemy powiedzieć, że w końcu w każdym kraju jest prawo, więc "teoretycznie" nic Ci nie grozi. Prawo musi być przestrzegane, więc nie martwmy się. Ale czy aby na pewno?...
Ja bym się faktycznie bał takiego zakładu na moje życie. Bałbym się tej pokusy, jak spotka ludzi, którzy gotowi są dużo w życiu ryzykować, zaś prawo i moralność nie są dla nich wystarczając autorytetem. Wiem, że tacy ludzie są.
Czy więc zasada swobody zawierania umów jest pewnym i uniwersalnym mechanizmem, który bez zastrzeżeń powinien być stosowany i broniony w każdej sytuacji?...
Bo ja mam wątpliwości...

Myślę też, że umowy typu zakład o coś (takimi sa różne opcje na rynku kapitałowym) są nie tylko "niewinną" formą wzajemnego układania się, ale mają dodatkową szczególną moc sprawczą. Mogą istotnie zaburzać przepływ kapitałów, zniekształcać rynek.
Bo przecież jeśli ktoś wie, że spadek określonej waluty mu się opłaci w postaci wpływów od innych uczestników rynku, to - jeśli dysponuje odpowiednimi środkami - będzie miał pokusę wpływania na obrót stosownymi dobrami. Może np. dokonywać dużych zakupów, nieumotywowanych realnymi potrzebami. W efekcie rynek zaczyna działać nie wg potrzeb producentów, ale wielkich graczy finansowych.



Może np. dokonywać dużych zakupów, nieumotywowanych realnymi potrzebami.
W efekcie rynek zaczyna działać nie wg potrzeb producentów ale wielkich graczy finansowych.

Rynek nie działa ani wg potrzeb producentów, ani wg potrzeb wielkich graczy finansowych. Rynek działa wg potrzeb konsumentów.

Podstawowa zasada zawierania umów jest taka, że o tym, jaki charakter ma umowa, decyduje jej treść, sens, a przede wszystkim to, jak rozumieją ją obie strony - a nie to, jak została zatytułowana. Jeżeli więc przed sądem udowodnisz, że obie strony (oferent i wpłacający) rozumieją tę umowę jako np. przetarg na zabicie ciebie (nie powinno to być trudne, bo to dość oczywiste), to sąd rozstrzygnie tę sprawę stosując po prostu kodeks karny (nawoływanie do zabójstwa, usiłowanie zabójstwa itp.).

Może np. dokonywać dużych zakupów, nieumotywowanych realnymi potrzebami.

Nie może - bo zbankrutuje. W podanym przykładzie "realną potrzebą" jest zarobienie na zakładzie.
Gdyby ktoś wydał wszystkie środki na takie zakupy, to by zbankrutował. Jednak bogate podmioty gospodarcze mają zasoby na tyle przekraczające potrzeby, że pozwalają sobie na wiele ekstrawagancji. Nie można zapominać, że decyduje konkretny człowiek, a zarobienie nie jest jedynym celem jego życia. Zwykle dążenie do zdobycia pieniędzy koreluje z innymi potrzebami - chęcią dominacji, pragnieniem zaistnienia w społeczeństwie itp. Jakoś tak "dziwnie" jest, że bogaczom dość często odbija, wydają pieniądze bardzo lekką ręką i jakoś to działa. Tylko biedak, jak się pomyli i kupi nieco za drogie pieczywo, czy nabiał, to pod koniec miesiąca będzie miał problem z dopięciem budżetu.