ďťż

Nic nie może być wartością bezwzględną

Baza znalezionych fraz

polsk riksdag

Jeśli uznamy życie za najwyższą wartość niezależnie od tego jaka jest jego treść, to wpadamy w pułapkę utraty ważności czegokolwiek. Jaki jest sens czegoś co ma stałą wartość a priori?

Człowiek aby unikać pustki wewnętrznej robi różne rzeczy, np stawia sobie cele. Osiąganie celu to chwilowa przyjemność, a potem przyzwyczajenie. Ten kto zdobywa więcej i więcej zaczyna się tym w końcu nudzić, ale utrata tego jest negatywna, może spowodować problemy.

Jeśli celem było kupno domu to przez pierwszy miesiąc mieszka się świetnie, a potem dom staje się normalnością. Pojawia się znów ta sama pustka, którą trzeba wypełnić, więc człowiek kupuje nowy samochód. Na początku czuje frajdę, ale potem się przyzwyczaja. Realną wartość ma więc powtarzanie tego co sprawia przyjemność, ale w takich odstępach, które nie odbierają temu wartości. Jeśli picie piwa sprawia mi przyjemność, to ok, o ile nie piję cały czas, bo wtedy piwo straciłoby wartość, a w dodatku stałoby się nałogiem. Zauważmy, że alkoholik jest uzależniony od alkoholu nawet gdy nie pije nic, bo choroba to taki wybór między wszystkim a niczym i ciągłe myślenie o nałogu.

Wyrzeczenie jest nałogiem

Asceci, którzy rezygnują z przyjemności stają się jej niewolnikami. Dzieje się tak dopóki o niej myślą i dopóki czegoś brakuje. Wyrzeczenie się jest aktem przywiązania. Człowiek, który chce żyć i człowiek który chce umrzeć jadą na jednym wózku. Obaj są niewolnikami życia, tylko na inny sposób. Niewolnikiem alkoholu jest pijak i uzależniony abstynent.

Rozszczepienie - myślenie dwubiegunowe i dychotomiczne

Człowiek posługuje się roboczo skrajnościami i analogiami, ale nie mogą one przejąć kontroli nad ludzkim umysłem. Prawidłową postawą nie jest uleganie żadnej ze skrajności. I nagle okazuje się, że w starciu z rzeczywistością "książkowa moralność" nadaje się między bajki i do kosza. Teoretyzowanie na temat moralności to jak rozmowy o seksie, którego się nie uprawia. Myślenie jak powinno, albo jak nie powinno być odbiera sens doświadczeniu. Podobnie sens doświadczeniu odbiera uznanie samego doświadczenia za najważniejszą wartość, bo to powoduje, że nie można się cieszyć z niczego zewnętrznego skoro i tak powinniśmy się cieszyć nie mając tego, a skoro mielibyśmy się cieszyć nie mając niczego, to cieszenie się nie ma sensu.

Z przerażeniem obserwuję cierpiących ludzi, którzy nie mają prawa do eutanazji, albo na matki decydujące się rodzić chore dzieci. Przerażające jest planowanie dzieci i płodzenie ich na tym chorym świecie, podczas gdy biedne dzieci z domu dziecka czekają na adopcję. Urodzenie dziecka to zwiększenie puli cierpienia, a adopcja to zmniejszenie tej puli. Jednak ludzie chcą mieć swoje dzieci, ze swoich genów, bo chcą je mieć jako przedmioty. Matka nie chce żeby jej dziecko umarło aby nie cierpiało, tylko chce aby dziecko żyło mimo wszystko, bo to jej dziecko. Takie sytuacje udowadniają, że instynkt macierzyński to tylko zwierzęcy instynkt, a nie żadna bezwarunkowa miłość.

Bezwarunkowa miłość nie miałaby sensu, bo odbierałaby wartość temu co się kocha. Żeby kochać chcemy mieć za co, chcemy uznać to co kochamy za lepsze od tego czego nie lubimy. Ukochana osoba też musi spełniać te kryteria.

Miłość oparta na kryteriach nie ma sensu, bo mamy do czynienia z rynkiem matrymonialnym i doborem naturalnym. Bardziej wartościowe jednostki (wg statystyki, praw rynku, bo nie ma obiektywnej oceny) mają szansę na bardziej wartościowych partnerów, a każdy stara się być z kimś najlepszym z kim może.

Pieniądz nie ma sensu, ale bez pieniędzy ciężko o sens, bo pieniądz to zamiennik towarów, często też zdrowia i komfortu, a także mocy oddziaływania - bogaty może więcej, więcej od niego zależy.

Myśl lewicowa nie ma sensu, ale myśl prawicowa też nie ma sensu. Centrum to mieszanka bezsensownych myśli prawicowych i lewicowych.

Teizm nie ma sensu, ale ateizm też nie ma sensu. Trwały sens nie istnieje, podobnie jak mentalne modele nie odzwierciedlają nigdy sensownego doświadczenia. Wszystko się zmienia, a my szukamy jakiejś stałości. Jednak kiedy mamy coś stałego, to staramy się uciec z tej szufladki żeby uzyskać wolność. Bycie kimś nie ma sensu, ale bycie nikim jest jeszcze gorsze.

Nic nie może być wartością bezwzględną, bo wtedy z automatu traci wartość i staje się zniewalaczem. Dopiero brak wartości ustala wartość, brak sensu ustala sens, brak wolnej woli ustala wolność, brak bycia osobą ustala to kim jesteśmy. Świat to fatamorgana złożona ze sprzeczności, a ten kto wierzy w cokolwiek lub myśli, że cokolwiek pojął, ten doświadczy zburzenia swojej pewności. Niepewność siebie i pokora odbierają jednak sens doświadczeniu, do którego potrzebna jest pewność siebie, luz, styl i bycie koneserem.

Wszystko co powiedziane w znaczeniu absolutnym, może być odrzucone w znaczeniu absolutnym. Każde zdanie można obalić czepiając się go dosłownie i każde zdanie można potwierdzić znajdując mu znaczenie, do którego pasuje.

Jedyny sens to życie zgodne z własnymi uczuciami.



...
W sumie, właściwie, ZGODA.
Przynajmniej W ODPOWIEDNI SPOSÓB ROZUMIEJĄC to co napisałeś.
Wartościowanie dla warunków ziemskich jest miarą użyteczności. W dostatecznie odmiennych warunkach i okolicznościach może być też miarą czegoś innego...

Człowiek aby unikać pustki wewnętrznej robi różne rzeczy, np stawia sobie cele. Osiąganie celu to chwilowa przyjemność, a potem przyzwyczajenie. Ten kto zdobywa więcej i więcej zaczyna się tym w końcu nudzić, ale utrata tego jest negatywna, może spowodować problemy.
Coś Ci powiem, Prosiaku, co mi od dawna "dźwięczy", jako reakcja na to co piszesz.
Jesteś kłębowiskiem sprzeczności. Czasem diagnozujesz jakieś zagadnienie całkiem rozsądnie, powiedziałbym "obiektywnie". Często jednak też wpadasz w pułapkę, którą na Ciebie nastawił Twój własny umysł. Kręcisz się w kółko, jak pies goniący własny ogon. Problem, o którym piszę wynika z jednej podstawowej nieumiejętności rozumowania: nie potrafisz odseparować myślowo aspektu logiczno-strukturalnego od emocjonalnego. Te dwa aspekty mają różne funkcje, cele, mechanizmy - ty losowo łapiesz raz jeden, raz drugi, a wnioski potem odnosisz też losowo - raz do jednego, raz do drugiego.
Aby nie być gołosłownym, aby zilustrować moją tezę pokażę Ci jak ten błąd objawił się w tekście, który zacytowałem wyżej - z Twojej wypowiedzi.
Oto piszesz np. "Osiąganie celu to chwilowa przyjemność". Zakwalifikowałeś osiąganie celu do przyjemności - do uczuć. Tak od razu z celowości wynikły Ci uczucia i błędy owych uczuć. Tymczasem celowość działania jest dość ogólnym mechanizmem - z uczuciami powiązanym bardzo luźno. Można osiągać cele "na zimno" (bez uczuć), można realizować cele narzucone z zewnątrz, które są nam obojętne, albo nieprzyjemne, można wręcz zaprogramować bezosobową, bezuczuciową maszynę, która będzie realizowała jakąś funkcję celu - np. wyszukiwała optimum jakiejś funkcji w zadanym zbiorze binarnym. U Ciebie wszystko się łączy - cele, uczucia, zmarnowane życie...
Nie wiem jakie frustracje przeżywasz, nie oceniam Cię jako człowieka. Ale myślowo prezentujesz niesłychany mętlik logiczno - uczuciowy, co utrudnia dyskusję z Tobą, bo nie wiadomo właściwie o czym piszesz. Nie dostrzegasz, że to Twoje podpinanie emocji pod różne mechanizmy jest czysto arbitralne - jest Prosiakową impresją, czysto indywidualnym pomysłem, a nie naturą pojęcia, czy cechą rzeczywistości.

Weźmy jeszcze raz bliżej analizę zagadnienia cel, a przyjemność.
Celowość jest mechanizmem ogólnym. Można by zdefiniować ją jako szukanie pewnych ekstremów na mapie wartości, które wynikają jako efekt rozpoznania fenomenów świata. Funkcjonalnie mamy więc:
1. mechanizm rozpoznawania rzeczy
2. mechanizm nadawania wartości (powiedzmy liczbowej w uproszczeniu) rozpoznaniom, bądź funkcjom od tych rozpozna zależnym
3. działanie celowe polega na wyszukiwaniu w zbiorze owych rozpoznań konfiguracji pod jakimś względem wyróżnionych (np. wartość z punkt 2 ma osiągać, minimum, maksimum, średnią...), a potem optymalizowanie dostępnych środków w celu realizacji owych wyróżnionych stanów - Przykład: wybieranie najbardziej czerwonych jabłek do prezentacji przez pracownika sieci handlowej.
Przyjemność może przy okazji wystąpić, a może i nie wystąpić. Ktoś szukający śladów raka w organizmie, po osiągnięciu celu - znalezieniu markerów nowotworowych - wcale nie musi czuć się przyjemnie, a nawet wręcz przeciwnie (szczególnie jeśli dotyczy to kogoś z jego rodziny, albo jego samego). Z kolei przyjemność może być w dużym stopniu odłączna od celowości - np. kontemplując piękny krajobraz, czy utwór muzyczny właśnie wyłączamy wszelki wewnętrzny przymus - celowość postępowania, za to odczuwamy przyjemność kontaktu z harmonią doznań. W zasadzie celowość i przyjemność mają się do siebie - nijak. Ani nie są one sprzeczne, ani nie są jakoś związane na plus. To zależy od sytuacji, kontekstu.

Trudno się z Tobą Prosiaku dyskutuje, bo używasz mocno prywatnego języka, mocno indywidualnej mapy odniesień. Do tego owe odniesienia masz nacechowane emocjonalnie w jakiś mocno zawikłany, trudny do rozszyfrowania sposób. Personalizm, nakazy, celowość - te pojęcia przybierają w Twoich wypowiedziach formę jakiś potworów emocjonalnych, ściśle związanych z jakimiś Twoimi wewnętrznymi odniesieniami, wyobrażeniami, oczekiwaniami. Dla mnie one są właściwie niezrozumiałe. Gdy myślę o celowości, personalizmie, wolnej woli, nakazach, religii itp. moje uczucia są zwykle gdzieś daleko. Tzn. pewnie są obecne w jakimś stopniu, czasem mogą mi "musnąć" obszar myśli, ale generalnie trzymam je na dystans, skupiając się funkcjonalnej, niejako "mechaniczno-logicznej" stronie zagadnienia.
Personalizm - idea, którą definiuję ...
Celowość - mechanizm, który stosuje się jako pewien "interfejs" pomiędzy rozpoznaniami, a działaniami (czegokolwiek miałyby one dotyczyć)
Religia - wieloznaczne pojęcie - raz głównym jest aspekt społeczny, socjologiczny, innym razem emocjonalny, jeszcze innym intelektualno-filozoficzny. Są różne religie, różne ich odniesienia do rzeczywistości, typowy sprzeciw wobec religii... sam spełnia większość atrybutów dla religii.
wolność (woli) - znowu MECHANIZM myślowy, postulat względem funkcji zarządzania informacjami i działaniami. Możliwy do użycia od poziomu komputerów (symulacje) poprzez pytanie o spełnianie tego mechanizmu u zwierząt, a wreszcie budowanie myślowe koncepcji odpowiedzialności, dotyczącej ludzi. Ostateczne można koncept przyjąć, albo odrzuci - ale na początek warto ZDEFINIOWAĆ, aby w ogóle wiedzieć czy/co się przyjęło/odrzuciło. I to wszystko daje się wykonać na chłodno, bez przypisywania jakichkolwiek emocji.

A same emocje?...
One też są (potrzebne). Tylko mają swoje miejsce w myśleniu i działaniu, a chyba raczej też warto kontrolować, gdzie aktualnie je mamy, bo problemem z nimi jest nie tyle, że one są, co brak świadomości W CZYM SĄ i JAK SIĘ OBJAWIAJĄ. Emocje są więc jakoś "dobre", choć często kapryśne, co powoduje sytuacje, w których jakieś szczególne postacie myślenia "wylatują w kosmos". To ostatnie zagrożenie znacząco się minimalizuje, jeśli nauczymy się oddzielać aspekt emocjonalny od warstwy logiczno-informacyjnej.



ty losowo łapiesz raz jeden, raz drugi, a wnioski potem odnosisz też losowo - raz do jednego, raz do drugiego.
Trudno się z Tobą Prosiaku dyskutuje, bo używasz mocno prywatnego języka, mocno indywidualnej mapy odniesień.
Tzn. pewnie są obecne w jakimś stopniu, czasem mogą mi "musnąć" obszar myśli, ale generalnie trzymam je na dystans, skupiając się funkcjonalnej, niejako "mechaniczno-logicznej" stronie zagadnienia.

Zauważyłem i właśnie ten aspekt świadczy wg mnie o tym, że też masz jakieś zaburzenia, ale ciężko powiedzieć jakie. Może np: http://psychiatria.mp.pl/zaburzenia_osobowosci/show.html?id=70387, ale nie traktuj tego personalnie, bo raz to tylko spekulacja, a dwa sam piszę jako osoba zaburzona, więc ciężko żeby było to zarzutem

Tzn. pewnie są obecne w jakimś stopniu, czasem mogą mi "musnąć" obszar myśli, ale generalnie trzymam je na dystans, skupiając się funkcjonalnej, niejako "mechaniczno-logicznej" stronie zagadnienia.

Zauważyłem i właśnie ten aspekt świadczy wg mnie o tym, że też masz jakieś zaburzenia, ale ciężko powiedzieć jakie. Może np: http://psychiatria.mp.pl/zaburzenia_osobowosci/show.html?id=70387, ale nie traktuj tego personalnie, bo raz to tylko spekulacja, a dwa sam piszę jako osoba zaburzona, więc ciężko żeby było to zarzutem
Żadne tam moje zaburzenia, ale WYPRACOWANY SCHEMAT, wynikający w dużej mierze z rodzaju studiów, jakie przyszło mi kończyć - fizyka. Model w fizyce jest bezosobowy, neutralny emocjonalnie. To dla mnie jest oczywistość. Przenoszę ten schemat na modele dotyczące kwestii odbiegających fizyki. Ale matematyka wciąż pozostaje, bo to ona GWARANTUJE, ZE WIEM O CZYM MÓWIĘ.
To co zdajesz się prezentować, to oparcie na intuicji. Ale intuicja, choć ma tę zaletę, że zawsze daje jakieś rozwiązanie, a potem je wspiera emocjonalnie, to ma tę wadę, że nie jest jednoznaczna. Ogólną zasadą byłoby - model jest tym lepszy, im więcej ma miejsc, w którym daje się (potencjalnie) podważyć, sfalsyfikować, gdzie nie można umknąć od twardego opowiedzenia się po jakiejś stronie - jest albo tak, albo siak, a nie wszystko po trochu. I to musi być opowiedzenie się jednoznaczne, powtarzalne, dające się przekazać drugiej osobie pod względem zastosowanego mechanizmu.
Wewnętrznie oczywiście mam więcej emocji. Nawet za dużo. Ale to już inna sprawa. Dla mnie ważne jest poprawne zdiagnozowanie, który wniosek z moich rozumowań należy przypisać emocjom, a który rozumowaniu. W tym drugim przypadku test jest taki, że muszę UMIEĆ POWTÓRZYĆ (względnie) ŚCIŚLE ŚCIEŻKĘ ROZUMOWANIA I UMIEĆ SIE WYTŁUMACZYĆ Z DOKONANYCH NA NIEJ WYBORÓW.
No właśnie mój punkt widzenia nie jest oparty na intuicji, tylko to ścisły logicznie model.

Intuicyjne są tylko niektóre pojęcia, typu dusza. Mógłbym dokładnie napisać Ci co z czego wynika, ale istnieje ryzyko, że byś nie zrozumiał, bo mój tok myślenia jest nietypowy. Przede wszystkim odnosi się do doświadczenia, a nie do słów jako takich. Ty natomiast próbujesz przenieść doświadczenie na płaszczyznę logiczną, ale próbujesz oddzielić emocje od logiki, z czego wychodzi niezrozumiały potworek. W efekcie odbieram to jakbym rozmawiał tylko z jednym trybem Twojego mózgu, który jest wyabstrahowany z doświadczenia. Czyli to opis opisu opisu, jakiś nazbyt skomplikowany twór mentalny. Ja za to wolę zrobić na odwrót - maksymalnie uprościć opis żeby przenieść myślenie na meta poziom i zwiększyć entropię układu, którym jest mój mózg. Z tej entropii rozwija się coś co nazwałbym nadświadomością. Tworzy się model, do którego tworzę nad-modele, które obalają ten model, więc trzeba wysublimować myśli do stanu, którego nie można obalić. Czyli mamy tu indukcję i zadawanie sobie pytań polegających na dopasowaniu przyczyn i skutków do wycinków rzeczywistości i dedukcję służącą do rozbiórki tych myśli. Wprowadzamy nowe dane, dużo myślimy i powstają coraz lepsze modele, rzeczywistość wydaje się dużo lepiej wyjaśniona. I ten moment jest olbrzymią pułapką. To jeden z najtrudniejszych momentów życiowej drogi, bo grozi tu wpadnięcie w pułapkę nadmiernego przekonania co do własnych modeli. Szczególnie groźne są te wyabstrahowane ogólniki przybierające postać reguł, zasad, do których można dopasować inne zjawiska na podstawie analogii.

Jesteś na poziomie przyczyn i skutków i próby dopasowania do nich modeli, które Ci pasują. Dalej pewne rzeczy przyjmujesz jako skutki i wyciągasz z nich wnioski, które opierasz na tych danych. Z tego tworzą się błędne koła oderwane od samego doświadczenia, ale wraz z taką treścią myślową idą sztucznie wygenerowane emocje, które można odczuwać jak rzeczywistość.

Lekarstwo przychodzi kiedy nie można się pogodzić z losem i jest się tego pewnym na 100%, a mijają już największe emocje. Lekarstwo polega na odpuszczeniu nadkontroli samego siebie i większym skupieniu się na uczuciach, kreatywności w sensie pozalogicznym.
Gdy chodzi o świat stworzony to zgadzam się z w wnioskiem w tytule wątku...ALE...Kiedy rozpatrzymy istotę tego kto stoi za wszystkim widzialnym i niewidzialnym, to już nie można powiedzieć że Bóg jest względny, zależny od czegoś.

Jeśli podejdziemy do zagadnienia od takiej strony, to życie nabiera sensu. Osobiście nie mam z tym problemu, bo świadomy jestem tego że On wszystko kontroluje. Chociaż fakty mogą temu zaprzeczać. Dlatego istotną rzeczą jest szósty zmysł, czyli wiara. Wiara w Boga i Jego Syna Jezusa Chrystusa, we wszystko co jest zapisane w Biblii...

Bo kto czemuś albo komuś ulega to staje się jego niewolnikiem. Tutaj też może wielu powie że są wolni i nie są niczym zniewoleni...Ale czy jest to prawdą ?

Tak więc sensem życia jest postępowanie zgodne nie z własnymi uczuciami, lecz uczuciami Stwórcy i Dawcy wszelkiego życia. A On chce żeby żaden człowiek nie zginął, lecz aby wszyscy byli zbawieni. Jednak każdy ma wolną wolę i czyni, postępuje jak sam chce.

we wszystko co jest zapisane w Biblii
Bo kto czemuś albo komuś ulega to staje się jego niewolnikiem
Tak więc sensem życia jest postępowanie zgodne nie z własnymi uczuciami, lecz uczuciami Stwórcy i Dawcy wszelkiego życia.

Tak, najlepiej wyrzec się siebie i własnych uczuć. Trzeba być szmatą żeby mówić ludziom, że mają się wyrzec siebie. Tfu!

we wszystko co jest zapisane w Biblii
Bo kto czemuś albo komuś ulega to staje się jego niewolnikiem
Tak więc sensem życia jest postępowanie zgodne nie z własnymi uczuciami, lecz uczuciami Stwórcy i Dawcy wszelkiego życia.

Tak, najlepiej wyrzec się siebie i własnych uczuć. Trzeba być szmatą żeby mówić ludziom, że mają się wyrzec siebie. Tfu!

Jesteś pyłkiem we wszechświecie, podobnie jak ja. Skoro mamy jakiś intelekt to użyjmy go. W związku z tym powyższym, proponuję wykazać nieco pokory.

W Biblii która jest zapisanym Słowem Boga, jest napisane że Stwórca i Dawca między innymi wspomnianego intelektu. Sprzeciwia się pysznym, a pokornym Łaskę daje. W związku z tym myślę iż rozsądniej jest uznać Go. Co możemy stracić albo zyskać, jeśli okazałoby się że ktoś z nas jest w błędzie ?
Użyj intelektu zamiast czytać Biblię. Co jeśli Biblię napisał szatan żeby przetestować moralność chrześcijan, a Bóg liczył na to, że ludzie pokierują się sercem i rozumem, a nie słuchaniem dogmatów? Wiara w to co wierzysz to właśnie skrajny i rażący brak pokory i używania intelektu.

Użyj intelektu zamiast czytać Biblię. Co jeśli Biblię napisał szatan żeby przetestować moralność chrześcijan, a Bóg liczył na to, że ludzie pokierują się sercem i rozumem, a nie słuchaniem dogmatów? Wiara w to co wierzysz to właśnie skrajny i rażący brak pokory i używania intelektu.

Ufając Bogu i czytając Biblię która jest Jego zapisaną wolą (gdyż sprawdziłem to ) właśnie używam rozumu.

Nie może być tak jak hipotetycznie zakładasz, bo obydwaj są scharakteryzowani w tej księdze. Mają odmienne cele.
Z tym testowaniem to masz rację, z tym że sprawcą tego jest Dawca wszelkiego życia. Bo Bóg chce żeby człowiek sam decydował kogo słucha. To ziemskie życie właśnie temu służy, bo po śmierci już nic nie zrobimy. A życie jest takie kruche, czy wiesz że przywitasz nowy rok ?

Twierdzisz że wiara jest brakiem pokory. Pytam tylko wobec czego ?

Ps. szkoda że nie odpowiedziałeś na pytanie.

Ufając Bogu i czytając Biblię która jest Jego zapisaną wolą (gdyż sprawdziłem to ) właśnie używam rozumu.

xD

I tutaj skończyliśmy rozmowę

Ufając Bogu i czytając Biblię która jest Jego zapisaną wolą (gdyż sprawdziłem to ) właśnie używam rozumu.

xD

I tutaj skończyliśmy rozmowę

Szkoda , boisz się czegoś ?
Szkoda czasu, za niski poziom.
Jaśnie, wielebny ateuszek, najwyższy wytwór chrystofobicznego szmaciarstwa nie będzie się zniżał do Pańskiego poziomu, Panie Balans. On wszystko odrzuci a-priori, a zapomniałem, ewentualnie na dokładkę podleje sosem pierwszorzędnej nienawiści.

Szkoda czasu, za niski poziom.

Dobrałeś Sobie trafny nick