ďťż

Banjankri być może zrobi "coś" mojej głowie

Baza znalezionych fraz

polsk riksdag

Banjankri, czy twoim zdaniem to coś, co bywa nazywane "anamnezą", "zbawieniem", "oświeceniem", "uświadomieniem sobie, kim się jest", "końcem poszukiwań" jest czymś, co prędzej czy później trafi każdego, a co samo przytrafia się człowiekowi po pewnym upływie czasu, a nie dlatego, że będzie mocno i konsekwentnie "poszukiwał"? Czy to jest ten czas, o którym mówi Biblia, że człowiekowi wydaje się wiecznością, a Bogu zaledwie chwilą (ponieważ dla Boga czas nie istnieje)? Tak jak w zdaniu Heraklita, "Time is a game played beautifully by children."?

Pisze w sumie dlatego, że po prostu chciałbym z tobą pomówić, albo być może w swoim narkotycznym śnie po prostu poszukuję pewnych bodźców albo tylko sobie wyobrażam, że je tu otrzymam.



Banjankri, czy twoim zdaniem to coś, co bywa nazywane "anamnezą", "zbawieniem", "oświeceniem", "uświadomieniem sobie, kim się jest", "końcem poszukiwań" jest czymś, co prędzej czy później trafi każdego, a co samo przytrafia się człowiekowi po pewnym upływie czasu, a nie dlatego, że będzie mocno i konsekwentnie "poszukiwał"?
Czy to jest ten czas, o którym mówi Biblia, że człowiekowi wydaje się wiecznością, a Bogu zaledwie chwilą
Pisze w sumie dlatego, że po prostu chciałbym z tobą pomówić, albo być może w swoim narkotycznym śnie po prostu poszukuję pewnych bodźców albo tylko sobie wyobrażam, że je tu otrzymam
Chęci wystarczą. Jeżeli będziesz otwarty na to co piszę, zobaczysz że nie próbuję cię oszukać, a i efekty pojawią się bardzo szybko. Efekty w formie doświadczenia i wglądu, które sam będziesz weryfikował. Pojawi się zupełnie nowy wymiar doświadczeń, ale wszystko zależy od ciebie. Jestem anonimowy, nie podaję numeru konta, ani nie podsuwam cyrografu do podpisania. Nie masz się więc czego obawiać. Co więcej, ja na tym też bardzo dużo zyskuję. Jeżeli uda się otworzyć w tobie "wrota niebios", zacznie wypływać z nich wiele ciekawych i pomocnych wskazówek dla mnie. Jeżeli obawiasz się ataków społecznych ze strony lokalnych trolli, pisz na PM.

Pytaj.
Dlaczego?

Chyba nie mam teraz o co pytać.
Nie jestem chyba ukierunkowany na nic, może nie mam "silnego palenia wewnątrz", by być otwartym.
Tak więc, czego oczekujesz?


Oczekuję prawdy, kogoś, kto powie mi coś o mnie, co będzie dotkliwe. Dotkliwe, jak w słowie: dotknąć.

Spodobało mi się też coś w dyskusjach, które prowadzisz akurat w sąsiednich tematach. Myślę, że chciałem stać się ich częścią, mieć swoje zdanie; być pewnym, ale tego pewien nie jestem.

Czasem myślę o "tym" w ten sposób, że człowiek śni, każdy dzień trochę coś innego. Raz takie myśli, zaraz inne. I na tej zasadzie żadna myśl nie mówi prawdy, to jest, nie mówi większej prawdy niż te inne, skoro w ostateczności punkty widzenia- myśli, powracają. I znów uwodzą, dają posmak swój, na przemian taki, potem inny. Sęk chyba w tym, że to również jest taki punkt widzenia- nawet, jeśli myślę o nim jako "poszukiwanie prawdy" albo "uczciwe opisywanie swoich myśli" albo coś podobnego.

(Wydaje mi się, że istnieją rzeczy, które coś we mnie zostawiają, odcisk. Określone utwory muzyczne. Fragmenty z gier komputerowych. Albo czyjeś słowa "wysłane w sieć" na forum "światopoglądowym". Tak jakby coś w nich było takiego, co jest wartościowe, albo warte mojej uwagi, chociaż mogę nie być w stanie na razie tego dostrzec albo docenić albo się do tego odnieść i z pewnością powiedzieć sobie, co to jest i o czym traktuje.)

Co do ludzi, których "uznałem" za "oświeconych" ("uznałem" w cudzysłowie, ponieważ nie jestem przekonany teraz, by to było coś stałego, jeśli chodzi o treść moich myśli, które czasem mają treść, która traktuje o "podważaniu" czy "wątpliwościach" co do tych "uznanych" za "oświeconych"), z jednym takim człowiekiem widywałem się przez parę dni. Ale on nie dał mi nic. Byłem sam z tym wszystkim, co było wcześniej, i co, moim zdaniem, jest i teraz.

Wydaje mi się, że być może jakoś sam "nie chcę" być wolny, czy siebie poznać, i stąd to dzianie się jest takie, a nie inne. Z kolei cierpienie niby pojawia się w moim życiu, ale "za chwilę" znika jakby było zupełną mrzonką. A z drugiej strony to "napinanie" się, którego treść bywa, że oscyluje wokół tematów typu prawda, brak "ja". Ale właśnie do tych tematów wychodzę z napięciem czy frustracją.

Być może nie potrafię być uczciwy. Ale wydaje mi się, że nie muszę tego wspominać, bo ty nie będziesz mi wypominał, że marnuję twój czas albo coś podobnego.

Pod co to podpada: niespójność logiczna, tautologia czy coś ponad językiem? A może jakaś mieszanka.
Ciekawe to też było, co napisałeś o stopniach wglądu odnośnie społeczeństwa.

Czy jest coś, co mógłbym pisać o sobie uczciwie? Jak spędzam czas. Pisać o tym, co robię, doświadczam, a nie o wyobrażonych sprawach? Ale większość moich doświadczeń, to jakieś aktywności w głowie.

W momencie zamiaru odpowiedzi na twoje pytanie dot. tego, czego oczekuję, było we mnie jakby opór czy poczucie winy, że zamierzam to zrobić. Sęk w tym, że nie ma aktywności, w których nie czułbym dyskomfortu ostatecznie.

Pod co to podpada: niespójność logiczna, tautologia czy coś ponad językiem?
Czy jest coś, co mógłbym pisać o sobie uczciwie?
Jak spędzam czas. Pisać o tym, co robię, doświadczam, a nie o wyobrażonych sprawach?
Ale większość moich doświadczeń, to jakieś aktywności w głowie.
W momencie zamiaru odpowiedzi na twoje pytanie dot. tego, czego oczekuję, było we mnie jakby opór czy poczucie winy, że zamierzam to zrobić.
Sęk w tym, że nie ma aktywności, w których nie czułbym dyskomfortu ostatecznie.
I tego bym się spodziewał. Jak znajdziesz to, co daje prawdzimy komfort będzie to jak spotkanie własnej matki na drodze. Nie będziesz potrzebował nikogo, żeby ci powiedział co widzisz i co czujesz.

Co do samych pytań, wygląda to tak. Ty pytasz ja odpowiadam. Kontemplujesz odpowiedz, aż pojawi się kolejne pytanie. Dzięki temu ty prowadzisz tok rozmowy, w kierunku który ciebie nurtuje. Dzięki temu unikamy dyskusji o filozofiach i religiach, a skupiamy się na sednie sprawy.

Co do moich odpowiedzi. Będą one dostosowane do pytania, więc nie doszukuj się w nich ostatecznej prawdy. Żadne słowa jej nie uchwycą. Słowa z natury są ograniczone i są tylko narzędziem, które odrzuca się po zrobionej robocie. Odpowiedzi muszą być satysfakcjonujące. Jeżeli takie nie są, poproś o klaryfikację, albo zupełnie porzuć to pytanie i zadaj nowe.

Pamiętaj, że ja nie dam ci żadnej ostatecznej odpowiedzi, jedynie wskażę ci źródło odpowiedzi, które masz w sobie. To źródło jest poza intelektualizacją i jedynym celem jest jego odkrycie. To jest to samo źródło, które ludzie nazywają objawieniem, nie trzeba tego jednak personifikować, czyniąc je słowem pana, czy czymkolwiek podobnym. Zanim jednak do tego dojdzie, twój umysł przejdzie wiele transformacji. Będą one głównie pozytywne i przyjemne, chodziaż trochę sfermentowanej karmy może ujrzeć światło dzienne. Cały proces jest mocno oczyszczający, chociaż zmiany są zazwyczaj bardzo subtelne. Z czasem wykształcisz w sobie wrażliwość na kwestie intymne. Prawda jest bardzo intymna, tak bardzo, że chowamy ją przed samymi sobą. To coś w tobie, co wytworzyło opór, broni właśnie prawdy o tobie, jak najcenniejszego skarbu. Nie ma się co dziwić, ty też go bronisz.

Co, w tobie, nurtuje cię najbardziej?

ps. Z powodu przerwy świątecznej, mogę nie mieć dostępu do komputera przez tydzień, nie przejmuj się moim milczeniem.
Dlaczego nie jestem szczęśliwy tu i teraz?

A może powinienem zapytać, dlaczego nie chcę być szczęśliwy? Po co mi szczęście?

Dlaczego nie jestem szczęśliwy tu i teraz?
A może powinienem zapytać, dlaczego nie chcę być szczęśliwy?
Po co mi szczęście?
Szczęścia się nie wykorzystuje, ono jest. Co więcej, jest cały czas, tylko przegapione. Szczęścia nie należy kojarzyć z radością, podekscytowaniem, euforią, a raczej ze spokojem wewnętrznym. To prawdziwe szczęście pozostaje nawet wtedy, gdy na zewnątrz jest fatalnie. Co więcej, nie objawa się jako "przyjemne kręcenie w dołku", a zaspokojenie, kompletność.

Kiedy czegoś nam brakuje, nie doznajemy spokoju. Kiedy wszytko jest na swoim miejscu, nie potrzebujemy niczego, jesteśmy szczęśliwi. W społeczeństwie konsumpcyjnym można to zobrazować jako wylegiwanie się na leżaku, gdzieś na Bermudach, z lampką martini w ręku.(pomijając już fakt, że to nie zadziała).

Bo gonisz za szczęściem i uciekasz od cierpienia. Szczęśliwy będziesz kiedy staniesz w miejscu.


Chciałbym się skupić na tym fragmencie.

Czy możesz przybliżyć, jak się zatrzymać czy jak dochodzi do zatrzymania.
Jak to jest możliwe, że za czymś gonię?

Czy możesz przybliżyć, jak się zatrzymać czy jak dochodzi do zatrzymania.
Jak to jest możliwe, że za czymś gonię?
Nadal próbuję to rozwikłać. Wygląda na to, że społeczeństwo (w tym najbliższe otoczenie) zaszczepia nam

pomysł ślepego pędu, w 1-2 roku życia. Zaszczepia się koncept "Ja", do którego wszystko zaczyna się

przylepiać. Paradoksem jest to, że gonimy za wolnością od tego wirusa i całej jego otoczki. Innymi

słowy, normalnie mamy cztery stany 0.wolność 1.pragnienie 2.dążenie 3.spełnienie. Przekaz społeczeństwa

zupełnie pomija stan 0. i nie dziwne, bo 1 i 2 dają mu napęd. Rzecz w tym, że 0.wolność, to ten sam

stan co 3. spełnienie. Aby być spełnionym wystarczy nie pragnąć i nie dążyć. Społeczeństwo cały czas

zaszczepia w ludziach pragnienia i dążenia, za plazmami i Srajfonami. Efektem tego jest mnóstwo

inicjatyw, w życiu jednostki, zawieszonych na 1. i 2. Nie dziwne, że życie staje się ciężkie. Osioł z

marchewką na kiju chodzący w koło.
Najbardziej zdradliwym mechanizmem jest sumienie, bo sami go bronimy. Jest to niesamowicie skuteczny

instrument sterowania jednostką. Gonisz, bo jak nie będziesz gonił za tym, czego społeczeństwo

oczekuje, będzie cie gryzło sumienie. Sumienie będzie cię gryzło, żeby uchronić cię przed karą ze

strony społeczeństwa. Wszystko zdaje się być na swoim miejscu idealnie pasując do siebie. Ten mechanizm

jest tak doskonały, że cieżko zmaleźć jego słaby punk, który możnaby wykorzystać do wyrwania się z

błędnego koła. Jest tak skuteczny, że główny jego komponent "Ja" jest niemożliwy do zlokalizowania. Nie

można zanegować czegoś, czego nie można znaleźć. System nietykalny. I tu jest jego słaby punkt, który religie wschodu wykorzystują od tysięcy lat. Nie tykanie. Jako, że "Ja" nie istnieje, nie ma czego eliminować. Wszystko jest na swoim miejscu już od początku. No... ale nie jesteśmy wolni od początku. Dlaczego? Bo identyfikujemy się z nieistniejącym "Ja". I tu wyraźnie widać błędne koło, z którego nie ma prostej ucieczki.
Metod na wyrwanie się jest wiele. Różne działają na różnych ludzi. Niektóre szybko, niektóre wcale. Niektóre budują jedynie dodatkową iluzję przez co ludzie wpadają w pułapkę na długie lata. Znam kilku mnichów buddyjskich, którzy wpadli po uszy w szambo i święcie przekonani są, że wszystko jest na dobrej drodze. Problemem w metodach wytworzonych przez religie jest nieprzewidywalność efektu, ani czasu. Masz praktykować i może ci się jakiś wgląd trafi, a może nie. Nawet jak trafi ci się wgląd, to nie wiesz skąd i jak się wziął, a i pojawia się zupełnie niespodziewanie (np. podczas myślenia o pierdołach podczas jazdy samochodem). Co więcej, nie da się wglądu przekłuć w proces, więc jak wgląd minie, to znowu zostajesz z niczym i znowu czekasz, a i doła zaliczyć możesz. Z mojego doświadczenia wynika, że najlepszą metodę każdy podpowiada sobie sam, tylko trzeba się nauczyć siebie słuchać. Mimo, że twoje "ja" jest twoim największym przekleństwem, jedyne czego chce, to twojego szczęście.

Trochę dużo myśli wylałem, mam nadzieję, że będzie to do przetrawienia. Wdaje mi się, że bez stworzenia podstawy ciężko byłoby ruszyć z miejsca. Postaraj się to zrozumieć, daj sobie chwilę czasu i zobaczymy jakie pytanie będzie pchało ci się na usta.
Żadne pytanie nie ciśnie mi się na usta.

Przyszło mi do głowy pytanie, które już wcześniej się zapodziało gdzieś w mojej świadomości na jawie.

Dlaczego ty to robisz?

Obiecałeś mi różne efekty, jeśli otworzę się na to, co piszesz. A ja się obawiam, że źródełko, z którego brały się materiały do prowadzenia tego dialogu, wyczerpały się lub wyczerpią się niebawem. I nie mam tutaj na myśli ciebie.

Dlaczego ty to robisz?
Obiecałeś mi różne efekty, jeśli otworzę się na to, co piszesz. A ja się obawiam, że źródełko, z którego brały się materiały do prowadzenia tego dialogu, wyczerpały się lub wyczerpią się niebawem. I nie mam tutaj na myśli ciebie.
Wyczerpują się pytania, ze sfery zewnętrznej, bo ona niewiele wie, o sferze wewnętrznej. Innymi słowy, źródełko jeszcze się nawet nie otworzyło. Jeśli się otworzy, to zobaczysz, że do zgłębienia tego co zewnętrzne przy pomocy tego co wewnętrznej, brałkoby życia. Wynika to ze stopnia otwarcia, można powiedzieć, że jest ono mnożnikiem poznania. Mały mnożnik dużo czasu na zgłębienie, pełne otwarcie, wszysto zgłbębione w momencie. Większość świętych tekstów mówiących o tym jest albo bardzo trudna do rozszyfrowania, albo przez setki lat były one tajne. Poprzez inwazję Chin na Tybet, wiele z tych tekstów ujrzało światło dzienne po wiekach skrywania, tylko przez to, że Tybetańczycy wystraszyli się, że mogą zostać zniszczone na zawsze.

Jeśli uda ci się otworzyć "oko", zrozumiesz swoje wcześniejsze ograniczenia. Ograniczenia, ktore dzisiaj mogą czynić twoje życie koszmarnym. Ta wiedza, którą tu przekazuję nie jest pospolicie dostępna na życzenie. Trzeba wieloletniej praktyki, żeby w ogóle zaszłużyć sobie na przekaz. Czasem 10-20 lat rygorystycznej praktyki. Ma to swoje wyjaśnienie, ale to już inna historia.

Musisz wiedzieć, że przez całe życie, nie byłeś świadomy tego kim jesteś. Nie wiesz o sobie nic. Znasz jedynie obraz swoich doznań interpretowany językiem społeczeństwa. Żeby nie było, ja o sobie też nic nie wiem. Wiem jednak, czym nie jestem, co czyni mój byt totalnym misterium. I to wystarcza. Jest wiele metod prowadzących do takiej wolności. Buddyści mówią o 84 000 bram, bo tyle było wersetów w sutrach i każdy ma potencjał wyzwolenia. Wyzwolenia od bycia tym, czy tamtym... od stawania się tym, czy tamtym. Dzisiaj możesz spróbować tego, patrząc na siebie, jako na odbicie otoczenia, w którym żyjesz. 100% twoich zachowań i myśli, jest odbiciem otoczenia w zwierciadle, które pokrzywione jest przez wcześniejsze odbicia, przez co obraz jest zdeformowany. Odbijasz świat jak powyginana metalowa powierzchnia, którą powyginało to, co wcześniej się w niej odbijało. Ani to co odbijasz, ani to co odbija, nie jest tobą. Nie powienieneś się więc winić za to co się odbija, ani jak się odbija. Nie możesz też mieć oczekiwań, bo odbije się to, co odbić się powinno. Jeżeli widzisz swoją twarz w lustrze, to chąc się rozweselić, nie próbujesz palcami wymusić uśmiechu na powierzchni lustra. Jeżeli próbujesz (co ludzie normalnie robią) skazany jesteś na niepowodzenie. Czasem, takowy akt zgra się z doznaniem i uśmiech się pojawi tak jakbyś to ty palcami go stworzył. Iluzja, która przekonuje o swojej prawdziwości. Dzisiaj jest, jutro jej nie ma. Ale jako że ją zapamiętałeś, dążysz do niej w przyszłości usilnie macając lustro.
Cały proces odbijania tego, co do nas dochodzi jest zupełnie mechaniczny. Możesz, za pomocą różnych środków, praktyk i terapii, próbować wyprostować to lustro, które odbija, ale nie tędy droga. W odbijanym, odbijającym i odbitym nie ma odpowiedzi, ani wolności. Wolność jest od odbijanego, odbijającego i odbitego.
Czym jest to co jest poza odbitym, odbijającym i odbitym? Nie można powiedzieć, i nie dlatego, że jest to niewyobrażalne, ale dlatego właśnie, że jest poza. Jeżeli to widzisz, to wiesz, że nigdy nie istniało nic bliższego tobie niż to. Punk 0, dom, Bóg, Buddha, Atman... Jeżeli ktoś spyta ciebie co znaczy być w domu, nic mu nie przyjdzie z twojego opisu firanek, mebli i koloru ścian. Jeśli jesteś w tym punkcie 0, wydawałoby się, że nic nie powinno się dziać, nic nie powinno być tworzone. Jest wręcz odwrotnie. To źródło pulsuje kreatywnością nieskażoną niczym, doskonałą jak diament bez skazy. Nie ma cienia wątpliwości, który tak notorycznie przepełnia zaślepione życie.

Teraz już powinieneś rozumieć, że ty, w tej formie w jakieś się widzisz teraz, nie jesteś w stanie powiedzieć nic o wyczerpaniu źródła, o którym mówię. Powinno ci to jednak dać nadzieję, na to, że jest ono obecne cały czas, w zasięgu ręki. Gdyby nie było, nie byłoby ciebie, ani doznań świata, który cię otacza. Tylko dlatego, że ono jest, widzisz, słyszysz, czujesz... Ludzie mówią o świadomości, ale czy wiedzą czym ona jest?

Chodzimy bez

chodzenia, mówimy bez mówienia, myślimy bez myślenia. Wszystko dzieje się samo, co jest dość niebywałe.

Dzięki brakowi "Ja" wszystko co na nim wisiało (a jest tego cholernie dużo) odpada, dając spokój i

spełnienie.Wszelkie depresje, poczucie winy, przygnębienia, zatroskania, zmartwienia, cały emocjonalny

bagaż odkładamy jak ciężki plecak po długiej wspinaczce.


Czy ten spokój wewnętrzny, jest czymś, co się dostaje "na zawsze" i jest ciągle? Czy ten moment zatrzymania jest właśnie- momentem, i po nim znów wchodzi się w ruch, "gonienie za szczęściem i uciekaniem od cierpienia", czy też ten moment zatrzymania jest jakimś symbolicznym zaznaczeniem początku bycia w stanie zatrzymania?

Czy ten stan, po tej chwili czy objawieniu, już mnie nie opuści?

Czy ten spokój wewnętrzny, jest czymś, co się dostaje "na zawsze" i jest ciągle?
Czy ten moment zatrzymania jest właśnie- momentem, i po nim znów wchodzi się w ruch, "gonienie za szczęściem i uciekaniem od cierpienia"
czy też ten moment zatrzymania jest jakimś symbolicznym zaznaczeniem początku bycia w stanie zatrzymania?
Czy ten stan, po tej chwili czy objawieniu, już mnie nie opuści?
Opuści, albo nie.

Mamy do czynienia z paradoksem. Musimy przestać gonić, za czymś co musimy znaleźć. Dostajesz coś, po czym znika. Znika dlatego, że próbujemy go uchwycić, oprawić w ramkę i powiesić na ścianie. Chwytanie jest naturalne dla umysłu i odbywa się poza naszym chciejstwem. Cała sztuka polega na zatrzymaniu chwytania. Zaprzestanie jest jednak celem, więc chwytaniem. Z tego żelaznego uścisku nie jest łatwo się wydostać. Trzeba oszukać umysł, albo wpaść na wgląd, jak na taboret nocą. Wydaje nam się, że musimy tworzyć świat swoim myśleniem. Prawda jest taka, że tworzy się sam poza naszą wolą. Dla niektórych wystarczy taka świadomość i intuicyjnie puszczają wszystko. Świat nie znika, wszystko toczy się dalej, nawet głos, który słyszymy w głowie jest dalej obecny. Tak jakby ktoś opowiadał ci jakąś historię, a ty nagle przestajesz go słuchać. On się nie orientuje i gada dalej, ale ty już wiesz, że to nie ty gadasz. Ta historia, którą słyszysz na codzień, jest dość ponura. Pełna trosk, marzeń, wspomnień i planów. Poczucia winy i oczekiwań. Ale to nie jest twoja historia. Ta historia nakręca się sama, jest odbiciem społeczeństwa, w którym się obracasz/obracałeś. Nagle siadasz sobie wygodnie w fotelu i zaczynasz obserwować tą historię, jak dobry film. To są trywialne porównania, ale efekt nie jest taki trywialny, zwłaszcza dla kogoś kto cierpi.
gdzie jest słońce?
W niebie.