ďťż

Problemy, problemy, problemy

Baza znalezionych fraz

polsk riksdag

Witam, jestem nowy na forum
Zarejestrowałem się, bo mam strasznie uciążliwy problem, który ciągnie się za mną już od ponad roku. Gram na saksofonie od 5 lat (zadęcie klasyczne), obecnie jestem w drugiej klasie II stopnia szkoły muzycznej. Przez 4 lata I stopnia nie miałem żadnych problemów, grałem w różnych miejscach itp. Komplikacje pojawiły się po wakacjach między I a II stopniem. Miałem nieco dłuższą przerwę - ok. 2, 5 miesiąca, ponieważ kupowałem nowy saksofon (na którym ciągle gram - Yamaha YAS-280). Gdy wziąłem w końcu nowy, wymarzony instrument do ręki okazało się, że już nie jest tak kolorowo. Zadęcie już po krótkiej grze mi się rozwala, do tego dochodzą cholerne piski(głównie w górze, ale zdarza się we wszystkich rejestrach). Myślałem, że to tylko kwestia powrotu do formy, ale od tego czasu minął już ponad rok. Przez ten czas mój nauczyciel (który prowadzi mnie od początku) nie był i wciąż nie jest w stanie mi pomóc.
To na pewno nie problem sprzętu - saksofonu, ustnika itp., bo na innych zestawach dzieje się dokładnie to samo - mam ładną barwę, ale po chwili już odczuwam dyskomfort w grze i zaczyna się piszczenie (wszystko siada na wardze, kąciki praktycznie nie pracują).
Mam nadzieję, że podrzucicie mi jakieś różne podejścia do zadęcia klasycznego, bo myślę, że problem tkwi właśnie w podejściu, wyobrażeniu, a nie w słabych mięśniach (gram praktycznie bez przerwy codziennie od sierpnia i dalej jest problem)


Trudno w to uwierzyć by po tylu latach nauki nie móc sobie poradzić z piskami, a do tego nauczyciel nie zna powodów ani przyczyny, bardzo dziwna sprawa. Zakładasz że saksofon jest 100% szczelny - czy to faktycznie zostało sprawdzone?
Zakładasz że ustnik nie ma żadnych błędów fabrycznych - czy to również zostało sprawdzone i potwierdzone ?
Ja bym tu zaczął od sprawdzenia i dokładnego pomierzenia ustnika !
Hmmm, nie wiem co się stało, ale sprawdzałem na saksofonie i ustniku brata i nic się nie działo. Potem wróciłem do swojego sprzętu i też kompletnie nic nie piszczy, nawet głupie fis3 z językiem!

Trudno w to uwierzyć by po tylu latach nauki nie móc sobie poradzić z piskami, a do tego nauczyciel nie zna powodów ani przyczyny, bardzo dziwna sprawa. Zakładasz że saksofon jest 100% szczelny - czy to faktycznie zostało sprawdzone?
Zakładasz że ustnik nie ma żadnych błędów fabrycznych - czy to również zostało sprawdzone i potwierdzone ?
Ja bym tu zaczął od sprawdzenia i dokładnego pomierzenia ustnika !


Chcesz rozwiązać problem, czy chcesz tylko popisać na forum?
Zadałem konkretne pytania, czy była sprawdzana szczelność saksofonu i czy ustnik został sprawdzony i pomierzony, skoro nie odpowiedziałeś tzn. że nie zostało to sprawdzone, więc bez tego nie ma co dyskutować o problemie bo uważam że przyczyna leży w ustniku lub nie szczelności saksofonu.
Wystarczy błąd fabryczny niezgodności, lub nie równości ustnika w zakresie 0,01 mm. by efekty były takie jak opisujesz, 0,01 mm. nie jesteś w stanie zobaczyć gołym okiem.
Swoją drogą co to za nauczyciel który nie potrafi fachowo podejść do sprawy ??? Rok czasu ciągnie się problem, a nauczyciel nawet nie zna sposobów na zdiagnozowanie i rozwiązanie kłopotu ?



Trudno w to uwierzyć by po tylu latach nauki nie móc sobie poradzić z piskami

a wg mnie to prawdopodobne - bo po tych szkołach często wychodzą niby "zawodowi muzycy" którzy jednak nie mają zbyt wielkich umiejętności.
Dobrze, po 2 dniach na zestawie brata jestem w stanie stwierdzić, że tak gra mi się dużo lepiej, przede wszystkim nic mi nie piszczy.

Dodatkowo jeszcze grałem na kilku ustawieniach(mamy teoretycznie te same ustniki, ebonitowe selmery c z gwiazdką):
a)mój saksofon i ustnik - piszczy
b)mój saksofon i ustnik brata - piszczy
c)saksofon brata i mój ustnik - piszczy
d)saksofon brata i ustnik brata - nie piszczy
Możliwe, że coś jest nie tak i z ustnikiem i saksofonem? Chyba muszę po prostu oddać to do jakiegoś przeglądu, żeby tam posprawdzali saksofon i ustnik

Dobrze, po 2 dniach na zestawie brata jestem w stanie stwierdzić, że tak gra mi się dużo lepiej, przede wszystkim nic mi nie piszczy.

Dodatkowo jeszcze grałem na kilku ustawieniach(mamy teoretycznie te same ustniki, ebonitowe selmery c z gwiazdką):
a)mój saksofon i ustnik - piszczy
b)mój saksofon i ustnik brata - piszczy
c)saksofon brata i mój ustnik - piszczy
d)saksofon brata i ustnik brata - nie piszczy
Możliwe, że coś jest nie tak i z ustnikiem i saksofonem? Chyba muszę po prostu oddać to do jakiegoś przeglądu, żeby tam posprawdzali saksofon i ustnik


Sax trzeba jedynie sprawdzić szczelność i ewentualnie wyregulować, natomiast ustnik jak większość Selmerów nie jest precyzyjna, czyli nie zgodności może być sporo.
Pogratuluj swemu nauczycielowi, bo chłop nie dał sobie rady z prostym problemem, ale na szczęście jest forum

... obecnie jestem w drugiej klasie II stopnia szkoły muzycznej...
Nauczyciel w szkole nie potrafi rozwiązać Twojego problemu?
Mnie to wygląda na jeden wielki blef.
Bo jedyne rozsądne wytłumaczenie jest takie, to że w wakacje miałeś przeszczep krtani.

Dobrze, po 2 dniach na zestawie brata jestem w stanie stwierdzić, że tak gra mi się dużo lepiej, przede wszystkim nic mi nie piszczy.

Dodatkowo jeszcze grałem na kilku ustawieniach(mamy teoretycznie te same ustniki, ebonitowe selmery c z gwiazdką):
a)mój saksofon i ustnik - piszczy
b)mój saksofon i ustnik brata - piszczy
c)saksofon brata i mój ustnik - piszczy
d)saksofon brata i ustnik brata - nie piszczy
Możliwe, że coś jest nie tak i z ustnikiem i saksofonem? Chyba muszę po prostu oddać to do jakiegoś przeglądu, żeby tam posprawdzali saksofon i ustnik

A Twój brak jak gra to też piszczy chyba najszybsze sprawdzenie :)bo zakładam że umie grac
Sytuacja kadry pedagogicznej w naszym kraju jest katastrofalna kolega thekoniq potwierdza tylko ten fakt podając kolejny przykład poziomu wiedzy swego nauczyciela, przyznam szczerze że dla mnie jest to zupełnie nie zrozumiałe. W czasach kiedy praktycznie każdą informację można zdobyć natychmiast, nauczyciele saksofonu, trąbki i wielu innych instrumentów zatrzymali się w rozwoju, choć sami nawet nie zdobyli odpowiedniej wiedzy by przekazywać ją innym, nie dążą też by iść z duchem czasu ich wiedza ogranicza się wyłącznie do kwestii poprawnego wygrania i wyliczenia nutek i na tym koniec. Większość z nich nie interesuje się markami i modelami instrumentów, zna przeważnie jeden lub dwa ustniki i to wszystko, a mimo to jakimś cudem mają pracę i uczą innych. Czy taka nauka ma sens ?
W tym przypadku widać że głupi nauczyciel uczy przez rok czasu ucznia choć saksofon piszczy i kiksuje, ale jemu to po prostu nie przeszkadza, facet robi swoje i bierze za to kasę
Kolego thekoniq dobrze byłoby byś zaprosił swego nauczyciela do udziału w naszym forum !!!
niestety to prawda. parę lat temu (jakieś 12) kiedy zaczynalem naukę na saksofnie altowym moim nauczycielem był klarnecista. Teraz, mądrzejszy o wiedzę zdobytą w Internecie, mogę śmiało stwierdzić że nie miał żadnego pojęcia o grze na tym instrumencie.
Teoretycznie koleś jest dobry, robi doktorat na akademii muzycznej i wygrywał różne konkursy. No ale umiejętność gry niekoniecznie przekłada się bezpośrednio na dydaktykę. Kiedy mu ostatnio mówiłem mu, że to może być wina mojego sprzętu powiedział coś w stylu:"Kup sobie od razu najlepszego selmera". Nauczyciel daje mi różne rady jeśli chodzi o zadęcie, ale żadne do mnie nie trafiają (ćwiczę i chcę grać, ale nie jest tak jak być powinno ).

Teoretycznie koleś jest dobry, robi doktorat na akademii muzycznej i wygrywał różne konkursy. No ale umiejętność gry niekoniecznie przekłada się bezpośrednio na dydaktykę. Kiedy mu ostatnio mówiłem mu, że to może być wina mojego sprzętu powiedział coś w stylu:"Kup sobie od razu najlepszego selmera". Nauczyciel daje mi różne rady jeśli chodzi o zadęcie, ale żadne do mnie nie trafiają (ćwiczę i chcę grać, ale nie jest tak jak być powinno ).

To że on potrafi wyćwiczyć i wygrać zapisane nutki i wygrał dzięki temu jakieś konkursy nie robi z niego fachowca, a już na pewno nie pedagoga. Nie rozumiem jak to się dzieje że nikt takich pseudo nauczycieli nie rozlicza i nie kontroluje ich wiedzy praktycznej, no ale w tym chorym kraju absurd staje się normą
Zacznij od sprawdzenia i regulacji saksofonu w serwisie, co do ustnika to albo sprawdzenie i korekta, albo zainwestuj w profesjonalny ustnik jak rozumiem do klasyki czyli polecałbym: RPC, Aizen, Drake.
Skąd jesteś?


Bo jedyne rozsądne wytłumaczenie jest takie, to że w wakacje miałeś przeszczep krtani.


wg mnie to to problem rozwiązany
Z Krakowa.
Pff, żebym miał tylko jeden przeszczep
Uczęszczasz do POSM Chopina, czy tylko na lekcje u doktoranta Rzymkowskiego?
Drugi st. w Krakowie

EDIT: Dzisiaj grałem, zadęcie mi się rozwala, kompletna załamka Dobrze, że mogę się przynajmniej wyżyć artystycznie na pianinie . Myślę, czy nie pójść do Rzymkowskiego, żeby zbadał moją grę
Pewnie miałeś dłuższą przerwę. Wyluzuj.
Wróć do regularnych ćwiczeń, po tygodniu, dwóch wróci do normy.
Skup się na długich dźwiękach, a w nich na stabilnym, może być silnym podparciem przepony i "ciągnięciem" gardłem w dół (czy jak tam sobie tłumaczysz otwarcie krtani).
Może czasowo lżejszy stroik, nie zapominaj go namoczyć (suche lubią piszczeć).
I cierpliwości. Dźwięk wróci.
jedyna rada to dużo ćwiczyć - potem jest tak, że nie grasz 3 tygodnie, wracasz i brzmisz jeszcze lepiej niż przed przerwą : ] ale godziny przepracowane muszą być.

jedyna rada to dużo ćwiczyć - potem jest tak, że nie grasz 3 tygodnie, wracasz i brzmisz jeszcze lepiej niż przed przerwą : ] ale godziny przepracowane muszą być.

Nie słyszałem o takim przypadku by nie ćwicząc 3 tygodnie brzmieć jeszcze lepiej niż w trakcie systematycznego,codziennego ćwiczenia, to po prostu absurd.
ja tak mam, kiedy mam przerwy. Zawsze wracam z progresem i to żaden absurd. To co przegrałem to przegrałem i teraz przerwa nie stanowi dla mnie ŻADNEGO problemu. Mało tego gra mi się o wiele lepiej, mam lepszy przegląd, lepiej słinguje, lepiej kontroluje dźwięk, wszystko wchodzi - nawet tez chwyty altisimo z którym wcześniej miałem problem.

I teraz najważniejsza rzecz - pamiętaj, że nie wiesz wszystkiego : ) to że o czymś nie słyszałeś, to nie znaczy że to niemożliwe.

ja tak mam, kiedy mam przerwy. Zawsze wracam z progresem i to żaden absurd. To co przegrałem to przegrałem i teraz przerwa nie stanowi dla mnie ŻADNEGO problemu. Mało tego gra mi się o wiele lepiej, mam lepszy przegląd, lepiej słinguje, lepiej kontroluje dźwięk, wszystko wchodzi - nawet tez chwyty altisimo z którym wcześniej miałem problem.

I teraz najważniejsza rzecz - pamiętaj, że nie wiesz wszystkiego : ) to że o czymś nie słyszałeś, to nie znaczy że to niemożliwe.


Nigdy nie pisałem, że wiem wszystko, bo na pewno tak nie jest, jednak w tym przypadku brak po prostu logiki, poprawa owszem następuje po dłuższym okresie ćwiczenia i przerwie 1-2 dniowej, a nie 3 tygodniowej, może Ty tak masz, ale ja tak jak napisałem o takich przypadkach nie słyszałem i żaden szanujący się muzyk nie wychodzi na scenę po 3 tygodniowej przerwie w ćwiczeniu.
ja tłumacze sobie to tak, że intensywnie ćwiczę, nie gram jakiś tam biesiad, czy kawałków na wesele, tylko kilka godzin jazzu i bluesa. Ćwiczeń słingu, ghost note itd improwizacje, wkuwanie na pamięć wszystkiego - sama improwizacja jazzowa to intensywnie myślenie i intensywne dmuchanie. Po jakimś czasie czuje już zmęczenie materiału, ciało, mózg już nie ogarnia nadmiaru informacji - tydzień, półtora przerwy i jak nowo narodzony, wszystko się ładnie przegryzło i można lecieć dalej. Ostatnio chorowałem i około 3 tyg przerwy - powrót i progres - może gdy bym grał był by większy.. nie wiem ale po urlopie też około 3-4 tyg przerwy i nie było jakiś większych spadków, a nawet i lepiej się grało. Czasem potrzebowałem takich przerw, że nawet muzyki nie słuchałem, a potem jak włączyłem to od razu wiedziałem, że jak wezmę sax w rękę to będzie już inne granie i tak było. Trzeba poznać swój organizm, eksperymentować nad tym czego się potrzebuje
Mam jeszcze jedno pytanie. Gdy bardzo zbliżam swoje mięśnie po bokach ustnika (teoretycznie mają być jak najbliżej ustnika), to mój lewy policzek lekko napełnia się powietrzem podczas dmuchania. Gdy trochę rozszerzę kąciki problemu nie ma. Co mam w takiej sytuacji zrobić?
Jest to szkoła Larry-ego Teal'a, która mówi że usta powinny być jak guma i okrywać bardzo szczelnie ustnik, jak guma na słoiku. Stoi to w przeciwieństwie do szkoły Joe Allarda i z tego co zdąrzyłem się zorientować, na zagranicznych forach (Sax on the Web), to ten drugi jest większym autorytetem. Sugerowałbym trochę poczytać. Głównie rozchodzi się o to aby usta (wargi) były bardzo luźne

Jest to szkoła Larry-ego Teal'a, która mówi że usta powinny być jak guma i okrywać bardzo szczelnie ustnik, jak guma na słoiku. Stoi to w przeciwieństwie do szkoły Joe Allarda i z tego co zdąrzyłem się zorientować, na zagranicznych forach (Sax on the Web), to ten drugi jest większym autorytetem. Sugerowałbym trochę poczytać. Głównie rozchodzi się o to aby usta (wargi) były bardzo luźne

Ja dołączam się do goral09, to że masz kiepskiego nauczyciela nie znaczy że sam nie umiesz rozwiązywać najprostszych problemów, tym bardziej że jesteś na IIst. Szk.Muz., a to niestety do czegoś zobowiązuje.
Chodzi mi głównie o mega klasyczne granie, bo gram też w bigbandzie i wszystko jest spoko, ale gdy muszę grać jakieś sonaty na parę stron, to jednak jest problem z kondycją

Chodzi mi głównie o mega klasyczne granie, bo gram też w bigbandzie i wszystko jest spoko, ale gdy muszę grać jakieś sonaty na parę stron, to jednak jest problem z kondycją

Poćwicz pływanie na basenie i zmień stroik na nieco lżejszy, a kondycji wystarczy na kilka sonat
Haha, jeśli chodzi o basen, to akurat nie trafiłeś, bo chodzę co tydzień od paru lat i akurat z oddechem problemu nie ma Chodzi o zadęcie!
No to długie dźwięki. "Stare ale jare". 15 minut dziennie, codziennie.

No to długie dźwięki. "Stare ale jare". 15 minut dziennie, codziennie.

Długie dźwięki jak najbardziej, ale crescendo na bardzo twardym stroiku, to metoda super skuteczna.
Moja warga już umiera. Ale czy długie dźwięki na zmęczonym zadęciu mają sens?
Ja w wolnej chwili, kiedy nie gram, robię sobie ćwiczenia:

- oddechowe (głebokie wdechy przez przeponę i powolne wypuszczanie powietrza. Staram się przy tym układać odpowiednio język )
- siły ust (czyli odpowiednio od szerokiego uśmiechu do pozycji "gwizdania" )

Moja warga już umiera. Ale czy długie dźwięki na zmęczonym zadęciu mają sens?

Sporo tych problemów masz, lub sam sobie je wyszukujesz.
Oczywiście można wargę przesilić, no ale chyba wiesz co z tym fantem zrobić? W końcu kolego nie grasz pierwszy miesiąc na saxie, a saksofonista to też nie jest bezmyślny dmuchacz w rynnę
Życie bez problemów byłoby nudne, a ich rozwiązywanie sprawie nam satysfakcję i daje powody do zadowolenia, tu na forum mamy już setki tematów które nie jednemu pomogły, więc myślę że kolega thekoniq zamiast po każdej odpowiedzi wyszukiwać kolejny problem weźmie się za ich rozwiązywanie i w końcu przeczytamy coś pozytywnego

No to długie dźwięki. "Stare ale jare". 15 minut dziennie, codziennie.

Długie dźwięki jak najbardziej, ale crescendo na bardzo twardym stroiku, to metoda super skuteczna.

a mnie uczono, ze jak najglosniej, rowno. Z tego co wiem wielu jazzmanów tak uczy, wiec cos w tym musi byc najlepiej chyba laczyc jedno i drugie
Żubr, źle Cię uczono.
Odsyłam: Piotr Baron "Techniczna Szkoła na Saksofon"
no to jazzmani w błędzie są : ) dziwne, że Baron pisał inaczej.. ale z tego co wiem, to nawet uwielbiany tutaj Kralka też tak uczył grać długie dźwięki. Więc.. ale wg mnie trzeba grać i równo forte i crescendo. Mi jedno i drugie się przydało
A mi z kolei mówiono, że jak umiesz grać super cicho to i głośno zagrasz. Ale jest tak jak mówi bmvip, trzeba grać pp > ff > pp. Ja bym dodał jeszcze, że warto grać w kilku oktawach długie dźwięki, dzięki temu dbamy o równość w całym rejestrze.
hehe a mi mówiono na odwrót - jak zagrasz super głośno, to i cicho do tego mocny, równy dźwięk to podstawa, żeby stroić i żeby dźwięk nie latał, do tego mi mówiono, że głośne granie = mocne otwarcie gardła. Nie wiem czy to książkowo, ale ja narzekać nie mogę bo wiele razy jak ktoś słyszy na żywo mówi mi, że jest potężne brzmienie, że idealnie stroje. Wydaje mi się, że to dzięki temu. Dopiero po czasie dodałem pp > ff > pp jak już miałem opanowane, żeby dźwięk był stabilny i żeby stroił, bo co z tego że będę grał pp > ff > pp skoro nie będzie stroił, nie będzie dobrze osadzony, zamulony ? Zdaje się, że powinno się wszystko robić po kolei. Takie moje zdanie : ) i żadna książka tego nie zmieni.
No nie mogę...
Jeżeli tego nie słychać - spróbujcie z tunerem.
Fizyka jest taka, że ciche dźwięki uciekają w górę, a głośne w dół.
Zresztą praktyka wykonawcza to uwzględnia w aplikaturze, przykładowo, gdy trzeba walnąć d1 w 3f, w palcowaniu dodaje się klapkę cis1, by łatwiej utrzymać strój.
Taki jest sens ćwiczenia długich dźwięków - by grać w punkt w całym zakresie dynamiki. Długie dźwięki to nie kulturystyka przepony, czy wywracanie płuc na drugą stronę. To ćwiczenie na intonację i ładny dźwięk.
mi nauczyciel zabronił używać tunera powiedział mi, że mam to sam słyszeć, uczyć się dźwięków na pamięć, a nie grać i patrzeć na wskaźnik. Mówię, każdy niech ćwiczy jak mu się podoba - ja nie żałuje tego, że go słuchałem mimo, że przez długi okres miałem wątpliwości. Wtedy było bardzo trudno, ale teraz wychodzą owoce tego.

ps. kiedyś tu pisała jakaś dziewczyna i napisała, że uczył ją stary jazzman i też kazał jej grać długie dźwięki bez zmiany dynamiki, głośnym, mocnym soundem. Każdy niech sam decyduje jak woli, ja nie mam zamiaru się wykłócać co jest lepsze
Ćwiczyć można rozmaicie, ale dobrze jest rozumieć cel konkretnego ćwiczenia. Długie dźwięki można wykorzystać również do wzmocnienia przepony i wówczas kulturystyka w cztery f jest uzasadniona. Natomiast kierowanie się sugestią, że to co sławny jazzman polecił koleżance będzie również dobre dla mnie nie jest chyba godne polecenia.
Ten pogląd "świadomego ćwiczenia" odnoszę również do kształtowania słuchu. Akurat jestem przeciwnikiem grania na tuner, ale jak ktoś upiera się, że intonacyjnie nie ma różnicy pomiędzy grą w 3p a w 3f - jedynym autorytetem pozostanie fizyczny pomiar.
Długie dźwięki grane wyłącznie forte przesilają mięśnie szczękowe i wargowe oraz przeponę, rozwalają intonację i stabilne utrzymanie dźwięku, a więc robią więcej złego niż dobrego i myślę że ten jazzmen który taką metodę wymyślił chyba sam niczego nie osiągnął jako saksofonista i dlatego mści się na młodzieży w ten bezsensowny sposób.
Zgadzam się z Teddym że nie ma to żadnego sensu, ani celu.

Długie dźwięki grane wyłącznie forte przesilają mięśnie szczękowe i wargowe oraz przeponę, rozwalają intonację i stabilne utrzymanie dźwięku, a więc robią więcej złego niż dobrego i myślę że ten jazzmen który taką metodę wymyślił chyba sam niczego nie osiągnął jako saksofonista i dlatego mści się na młodzieży w ten bezsensowny sposób.


dobra dobra, jak się gra biesiady nie trzeba wyrabiać mocy i rasowego soundu, więc o czym ja próbuje dyskutować. Inne szkoły po prostu, ale już takie teksty jak Twoje to raczej Twoja małość pokazują, a nie "tych jazzmanów"
czyli grajmy po cichu bo inaczej może nam żyłka w d***e pęknąć
I spodnie na czerwono
Saksofon w zamyśle konstruktora miał być głośnym instrumentem i takim jest. Jak ktoś głuchy jest i ta głośność mu nie wystarcza - zalecam elektronikę a nie dmuchanie na siłę.
Gramy zachowując kontrolę nad tym co się dzieje. Poszukujemy tym dmuchaniem wpływu na zmiany dźwięku dążąc do doskonałości.
A jak ktoś nie słyszy wpływu siły dmuchania na barwę czy intonację, niech sobie da spokój z saksofonem.
Chcę się jeszcze odnieść do tego co powiedizał Teddy nt. wpływu głośności na dźwięk. W książce "The Art of Saxophone Playing" jest powiedziane, że gdy gramy zbyt głośno gasną na składowe dźwięku.

I spodnie na czerwono
Saksofon w zamyśle konstruktora miał być głośnym instrumentem i takim jest. Jak ktoś głuchy jest i ta głośność mu nie wystarcza - zalecam elektronikę a nie dmuchanie na siłę.
Gramy zachowując kontrolę nad tym co się dzieje. Poszukujemy tym dmuchaniem wpływu na zmiany dźwięku dążąc do doskonałości.
A jak ktoś nie słyszy wpływu siły dmuchania na barwę czy intonację, niech sobie da spokój z saksofonem.


ale w jazzie trzeba mieć mocny sound. nawet jak się gra subtonami to ten dźwięk jest pełny i mocny - szczególnie jak się słucha na żywo to słychać, że jednak nie brzmi to jak u jakiegoś Pana na weselu. Można grać głośno i nie rozwalając intonacji, z fajną barwą.

Im dłużej czytam to forum, tym bardziej widzę straszną różnice między jazzem, podejściem jazzowym, a takim zwykłym orkestrowo-biesiadno-weselnym. Może dla tego tych muzyków najczęściej dzieli przepaść jeżeli idzie o brzmienie, umiejętności i pojęcie. Dla Was jak coś nie jest zgodnie z książką, to już jest be i niemożliwe boicie się zmęczyć i tak jak Tedi mówi, najlepiej uzbroić sax w elektronikę(nie wiem nawet o co w tym chodzi) zamiast wyrobić sobie moc, która brzmi fajne. Byście pograli z jazzmanami, zobaczyli byście jak płasko, cicho i blado wypadacie, to może byście zrozumieli i wzięli za robotę.

aha i jeszcze jedno: mówiąc forte nie miałem na myśli grania bez ładu i składu, w sposób, że sax się prawie rozlatuje z brzmieniem psującej się kosiarki. Mocno, głośno - ale do pewnego punktu, w którym ten dźwięk jest osadzony, stroi, jest pełny i szeroki.

Długie dźwięki grane wyłącznie forte przesilają mięśnie szczękowe i wargowe oraz przeponę, rozwalają intonację i stabilne utrzymanie dźwięku, a więc robią więcej złego niż dobrego i myślę że ten jazzmen który taką metodę wymyślił chyba sam niczego nie osiągnął jako saksofonista i dlatego mści się na młodzieży w ten bezsensowny sposób.


dobra dobra, jak się gra biesiady nie trzeba wyrabiać mocy i rasowego soundu, więc o czym ja próbuje dyskutować. Inne szkoły po prostu, ale już takie teksty jak Twoje to raczej Twoja małość pokazują, a nie "tych jazzmanów"

Kolego ja Tobie nie ubliżam, ani nie naśmiewam się z Ciebie, jeśli nie zauważyłeś to prowadzimy tu normalną dyskusję "na argumenty", moje argumenty wynikają z doświadczenia, a dokładnie 38-letniego doświadczenia, a nie z książek. Znam też wielu jazzmenów i nie słyszałem o takiej metodzie ćwiczenia oraz o tym by musieli oni grać na scenie forte.Jeśli w/g Ciebie całe forum to zbieranina chałturników/weselników którzy nie maja pojęcia o niczym innym to może poszukaj odpowiedniego forum dla Twojej wielkości ?
Też nie naśmiewam się z Ciebie, tylko denerwują mnie takie teksty i wyśmiewanie metod innych muzyków. Nie chodzi o granie na scenie forte, tylko o wyrobienie mocnego, głośnego soundu - gdzie ponosi się ogólna głośność - analogicznie: jeżeli wiesz na czym polega działanie kompresorów używanych przez realizatorów dźwięku, to wiesz, że poza spłaszczaniem dynamiki, kompresja podnosi głośność cichszych momentów, a redukuje te głośniejsze - wyrównuje brzmienie, przy jednoczesnym podniesieniu głośności całego materiału poddawanemu kompresji - i o to mniej więcej mi chodzi. Tak działa granie długich dźwięków o których mówiłem i jak grałem przy gościach z UZ to było to słychać jak oni zaczynali grać, czy to były subtony, czy inne rzeczy, że jest to jakby wyrównane, mocne, gęste. To ćwiczenie miało mi pomóc to osiągnąć i teraz pomału są efekty tego. Gdy by tak nie było nie pisał bym o tym. Kilka osób łącznie z moim nauczycielem, w tym jakiś stary jazzman, z drugiego krańca Polski mówi o tym, to znaczy, że to nie jest tylko regionalny wymysł. Ja po sobie widzę efekty, fakt bolało mnie wszystko na początku, ale teraz nie boli nic i gra mi się bardzo dobrze. Może zamiast krytykować bez zastanowienia, warto się zastanowić. I nie mówię, że "wasz" sposób jest zły, bo sam tez to gram i też działa, ale są inne efekty. Dla tego wg mnie warto to łączyć, ale zacząć od stałej dynamiki i mocnego dmuchania. Amen

ps. WASZ ukochany Kralka, też w ten sposób uczył grania długich dźwięków - przed Twoją prawilną interwencją, po której materiały znikły z sieci można to było zobaczyć, bo były filmiki jak dziewczynka gra długie dźwięki bez zmiany dynamiki i wcale nie grała cicho.

Też nie naśmiewam się z Ciebie, tylko denerwują mnie takie teksty i wyśmiewanie metod innych muzyków. Nie chodzi o granie na scenie forte, tylko o wyrobienie mocnego, głośnego soundu - gdzie ponosi się ogólna głośność - analogicznie: jeżeli wiesz na czym polega działanie kompresorów używanych przez realizatorów dźwięku, to wiesz, że poza spłaszczaniem dynamiki, kompresja podnosi głośność cichszych momentów, a redukuje te głośniejsze - wyrównuje brzmienie, przy jednoczesnym podniesieniu głośności całego materiału poddawanemu kompresji - i o to mniej więcej mi chodzi. Tak działa granie długich dźwięków o których mówiłem i jak grałem przy gościach z UZ to było to słychać jak oni zaczynali grać, czy to były subtony, czy inne rzeczy, że jest to jakby wyrównane, mocne, gęste. To ćwiczenie miało mi pomóc to osiągnąć i teraz pomału są efekty tego. Gdy by tak nie było nie pisał bym o tym. Kilka osób łącznie z moim nauczycielem, w tym jakiś stary jazzman, z drugiego krańca Polski mówi o tym, to znaczy, że to nie jest tylko regionalny wymysł. Ja po sobie widzę efekty, fakt bolało mnie wszystko na początku, ale teraz nie boli nic i gra mi się bardzo dobrze. Może zamiast krytykować bez zastanowienia, warto się zastanowić. I nie mówię, że "wasz" sposób jest zły, bo sam tez to gram i też działa, ale są inne efekty. Dla tego wg mnie warto to łączyć, ale zacząć od stałej dynamiki i mocnego dmuchania. Amen

ps. WASZ ukochany Kralka, też w ten sposób uczył grania długich dźwięków - przed Twoją prawilną interwencją, po której materiały znikły z sieci można to było zobaczyć, bo były filmiki jak dziewczynka gra długie dźwięki bez zmiany dynamiki i wcale nie grała cicho.


Rzecz w tym że ja nie wyśmiewałem tylko podałem konkretne argumenty i nie rozumiem czym tu się tak denerwować ?
Owszem metoda czasowego grania długich dźwięków FF dla muzyków z doświadczeniem jest stosowana i oczywiście ma swoje plusy, ale na pewno nie powinno stosować się tej metody w stosunku do początkujących.
Swego czasu jak uczęszczałem na lekcje do absolwenta AM w Poznaniu długie dźwięki kazał mi grac forte , jak to On mówił " pełnym donośnym otwartym dźwiękiem " zastrzegał że by nie cwiczyc tego po cichu. I tak sobie gram Z racji małego doświadczenia nie będę rozwijał tematu wolę po czytac
Heh, wreszcie dyskusja na poziomie
Mocny dźwięk nie oznacza głośny. Nie wiem, czy umiem to wytłumaczyć, więc nie będę próbował.
Głośność można osiągnąć wzmacniaczem bądź ilością saksofonów w sekcji.
Kompresor może spłaszczać, dla saksofonu skutecznie eliminuje piki na początku dźwięków, które nie są miłe dla ucha. Reszty nie musi spłaszczać.
Cytowany Larry Teal nim został akademickim profesorem w młodości sporo grał jazzu.
Nie cytujemy książek, tylko opinie autorytetów. To prosta zasada: jeżeli stawiasz tezę, to albo ją udowodnij, albo wskaż kogoś, kto jej słuszność wykazał. Inaczej będzie to tylko twoja opinia, Teddiego, Żubra i pozostanie subiektywną opinią, a nie faktem czy prawdą wartą zastosowania.
Krzysztof Kralka gra jazz i uczy jak go grać. Dla mnie jest autorytetem. Oprócz "Ładny dźwięk..." dla początkujących, wydał dwie inne publikacje o improwizacji, jedyne tego typu wydawnictwo polskiego autora. Wydawanie opinii o tych książkach wyłącznie na podstawie fragmentów spiraconych z sieci, jest delikatnie mówiąc nietaktem.
Sporo też cytujemy Aebersolda, trudno mu zarzucić braku związków z jazzem. Jak ktoś przeczytał kilka zeszytów, wie o co chodzi - chyba że znowu odnosimy się do tych, którzy bazują na spiraconych fragmentach z sieci i maja kłopot z transpozycja nut z klucza koncertowego....

Czytam właśnie Steva Lacy, który opisuje swoje warsztaty z Sonnym Rollinsem i ćwiczenia dźwięku na moście Williamsburg. Wśród samochodów, pociągów, samolotów, helikopterów, motorowych łodzi... Sonnego było słychać, a Steve nie. To chyba dobry opis czegoś, co jazzmani nazywają mocnym dźwiękiem. Bo przecież saksofon nigdy nie będzie głośniejszy od pociągu. Hmm, jednak spróbowałem... i nie obyło się bez książki...

http://www.saxlessons.com/embouchure-2/long-tones/
http://tamingthesaxophone.com/saxophone-tone-exercises
http://www-cs.canisius.edu/~bucheger/SaxPages1.html
http://www.dlpmusiceducation.com/2013/07/10/saxophone-long-tones/
http://forum.saxontheweb.net/showthread.php?186667-Practicing-LONG-TONES
Google: "how to practice long tones on saxophone"
Można wyczytać jak, po co, o wykorzystaniu tunera, o unikaniu "over blow"... to lepsze niż wyskakiwanie na płot z kukuryku.
Drugim słowem-kluczem jest: "pokora".
Jak on potrafi grać to ja jestem John Coltrane
http://www.youtube.com/watch?v=Bj9INygBZUo
Teddy może dla Ciebie jest autorytetem ale jego publikacja to jest podstawa z podstaw - czyli przedszkole.
Przynajmniej gość próbował coś zrobić a nie wygniatał d**ą fotela w loży szyderców.
[i dodam po chwili]
Hehe jajcarskie to nagranie, może nie Coltrane, ale dobrze się bawią. Czy nie o to chodzi?
Oczywiście, że podstawy, ale i tak śledząc Forum - dla niektórych to trudny materiał, choć podany bardzo łopatologicznie.
Dla mnie CHESTER jest autorytetem. Nie zmieniaj tego, pls.
Wracając do starych dyskusji i świeżej lektury Aebersolda: "Nie ma złych dźwięków, są tylko te źle wybrane" - to w temacie niediatonicznego przeskoku półtonem.

Przynajmniej gość próbował coś zrobić a nie wygniatał d**ą fotela w loży szyderców.

Tylko sobie żartuję Bardzo obszerna publikacja i daje wiele podstaw do rozwijania się dalej. Gdyby każdy z nas miałby sobie zrobić podkłady perkusji itd. czyli coś do czego można grać to mógłby być problem. Szkoda tylko że AM nie skończył z wyróżnieniem i nie miał liczącej się nagrody w świecie jazzu.
No bo te nagrody czekają na nas
Dobra, panowie i panie, miałem przyjść z dobrymi wieściami, więc przychodzę.
Wydaję mi się, że jest już dużo lepiej. Co zmieniłem?
Przede wszystkim zadęcie: nieco zmieniłem jego kształt z idealnie okrągłego (jak przy gwizdaniu) na nieco szerszy (kąciki ust bardziej na bok, dosyć mała zmiana, ale jednak). Teraz już czuję, że w końcu zaczęły pracować mięśnie twarzy, a nie tylko warga. Poza tym ćwiczenia na samym ustniku i dłuuuuugie dźwięki aż do bólu. Na chwilę obecną już jest lepiej i mam nadzieję, że już za niedługo wrócę do formy
Brawo !
Heh, już nie brawo. Byłem ostatnio na bigbandzie, tam coś zaczęło mi piszczeć, potem na następny dzień jeszcze nauczyciel kazał mi ćwiczyć na ustniku, co dało jeszcze gorszy efekt, kiedy wziąłem saksofon. Wiem już, że strasznie spinam całe zadęcie i za mocno dociskam stroik, bo jestem w stanie zacisnąć nawet bardzo twarde stroiki. Muszę więc znaleźć sposób na rozluźnienie układu i tego cholerne nacisku. No nic, dam jeszcze znać za niedługo jak mi idzie