ďťż

Rozwój duchowy, a pojęcie entropii

Baza znalezionych fraz

polsk riksdag

Dość ciekawym podejściem wydaje mi się podejście, w którym ontologię osobowości zestawimy z fizycznym pojęciem – entropii. W fizyce entropia jest miarą (nie)uporządkowania układu. Np. gaz zamknięty w ciasnym zbiorniku ma inną entropię, niż ten sam gaz wypuszczony ze zbiornika w próżnię. W pierwszym przypadku gaz jest bardziej uporządkowany (zajmuje mniej miejsca, wiadomo w jakichś granicach gdzie są jego cząsteczki), czyli ma mniejsza entropię. Po wypuszczeniu entropia gazu rośnie, bo cząsteczki już mogą sobie latać po naprawdę dużym obszarze. Największą wartość entropia przyjmie dla maksymalnego braku uporządkowania – dla pełnego chaosu. Prawo wzrostu entropii dla układów termodynamicznych (II zasada termodynamiki) głosi, że układ izolowany będzie miał entropię stałą, bądź rosnącą. Interpretuje się to tak, że układ termodynamiczny sam z siebie może się co najwyżej „chaotyzować”, ale nie jest w stanie sam się porządkować.
Ten fizyczny model dość dobrze pasuje do mojego pojmowania osobowości – wyższej inteligencji (w pewnym zakresie, bo kiedyś oczywiście przydatność modelu się kończy). Osobowość to coś wyłonionego z chaosu, coś co ma relatywnie niską entropię. W normalnym układzie osobowość dążyłaby do rozkładu, bo tak wymaga od niej prawo wzrostu entropii. Ja twierdzę, że osobowość inteligentna łamie owo prawo fizyczne, tzn. jest ona sama z siebie przełamać proces chaotyzowania się. Nie mam dowodu na potwierdzenie mojej opinii. Można ją traktować jako hipotezę (może kiedyś ktoś ją potwierdzi). Ale gdyby tak było, to mielibyśmy fajny fizyczny opis świata duchowego. Wyglądałby on z grubsza tak:
- osobniki na niskim poziomie rozwoju nie są w stanie pokonać prawa entropii, więc muszą entropię (ujemną, sprzeciwiającą się chaotyzowaniu) czerpać z zewnątrz. Dopiero istota na odpowiednio wysokim poziomie rozwoju staje się na tyle samowystarczalna, że umie obniżyć entropię swojego istnienia – umysłu. Ta umiejętność polega na odpowiednio głębokim synchronizowaniu emanacji własnej natury, czy po prostu synchronizowaniu własnych myśli, działań, tak aby były niesprzeczne. Istoty na najwyższym stopniu rozwoju są w stanie wręcz użyczać entropii innym istotom – pomagają im opanowywać wewnętrzny chaos. Cały problem z rozwojem osobowości można więc porównać do walki o uporządkowanie, o pokonywanie (w sobie) chaosu.
Pomysł do tej analogii nasunął mi (m.in. bo mam tu też inne tropy) pewien tekst o szamanizmie. Była tam mowa o jakichś szamanach, którzy nawiedzają świat duchów – raz piekielnych, upadłych, drugi raz istot wyższych, wyzwolonych. Według autora owego tekstu, pobyt w obszarze istot upadłych jest dla szamana bardzo wyczerpujący, niszczący. Dlatego nie może on przebywać tam zbyt długo. Z kolei odwrotnie – przebywanie z istotami niebiańskimi ładuje niejako szamana, przywraca mu równowagę psychiczną.
Oczywiście w szamanizm niekoniecznie trzeba wierzyć i można powiedzieć, że cała ta opowieść z wędrówka po zaświatach, to bujda. Nie będę bronił szamanizmu, ani całej tej historii o błądzeniu szamana po zaświatach (nie jest zresztą moja). Ale wydaje mi się, że w tym ujęciu coś jest. Bo nawet w życiu pewnie większość ludzi potwierdzi, że są sytuacje, osoby, zdarzenia, które nas jakoś psychicznie ładują, porządkują, podczas gdy inne wyczerpują. Trochę jest tak, jak byśmy mieli pewien zasób siły życiowej i intelektualnej, który może się wyczerpywać. Potwierdzają to badania psychologów. Kiedyś np. w zakresie opisu siły woli, odporności na negatywną perswazję panowała teoria, że silną wolę daje się trenować i im więcej razy przeciwstawimy się czemuś, tym lepsi będziemy w tym zakresie na przyszłość. Dzisiaj bardziej przyjętą jest koncepcja „wysychającego basenu”, czyli taka w której ludzie mają jakby zasób wewnętrznych sił pomagającym opierać się różnym pokusom odejścia od przyjętych założeń życiowych. Konieczność częstego przeciwstawiania się naciskom zewnętrznym wyczerpuje ten zasób, a wtedy stajemy się bardziej podatni na uleganie samym sobie – czyli np. odstępstwom od zaakceptowanej diety, niecierpliwości itp. Jak wykazują badania, pewne sytuacje mogą nam „podładować” siłę woli. Uczeni mówią tu przede wszystkim o sytuacjach społecznych – tam gdzie czujemy się dobrze, gdzie jesteśmy akceptowani, gdzie realizujemy naszą osobowość, nasza wola się naprawia.
Ja to wszystko łączę z pojęciem entropii, bo w takim podejściu widzę dodatkowy plus – wskazanie na powiązanie tej idei z koncepcją przejścia od uporządkowania do chaosu, bądź odwrotnie. Oczywiście entropia w ujęciu psychologiczno – duchowym byłaby pewnie czymś nieco innym, niż ta znana z fizyki. Ale będą też inspirujące podobieństwa.

Tu można by się pokusić o pewne wnioski z takiego ujęcia. Być może (ja jestem przekonany, że tak jest) w pewnym zakresie uporządkowanie osobowości da się przekazywać, można komuś pomóc uzyskać równowagę. Jednak i tak największą pracę musi wykonać dana osoba. Bo nie można jej po prostu poprzestawiać w głowie wadliwie umieszczonych elementów. Można to zasugerować, stworzyć dobrą do tego atmosferę, ale osobowość, zrozumienie każdy ma swoje. Uważam też, że przy przekazywaniu owej „dobrej energii” obowiązuje pewna dodatkowa reguła – nie sposób jest jakoś drastycznie przekroczyć poziomu na jakim się aktualnie funkcjonuje. Naprawiać się można (być może są rzadkie wyjątki) ewolucyjnie, a nie rewolucyjnie. Czyli ktoś o mentalności kibola przeniesiony do świata uduchowionych mnichów raczej nie naprawi swojej natury dzięki przebywaniu w atmosferze duchowości. Będzie się czuł w tym środowisku obco, sztucznie, nie zaakceptuje nowych reguł życia (chyba, że jest jakimś wyjątkiem, albo coś go w życiu wcześniej przygotowało do przemiany). Dlatego pomoc w rozwoju duchowym, wewnętrznym ma swoje ograniczenia. Pewnie jakieś nagłe olśnienia, jakieś wyjątkowe zdarzenia pozwalają na skokowe przekroczenie dwóch – trzech etapów rozwoju. Ale to są naprawdę rzadkie sytuacje. Najczęściej jest tak, że po prostu dzień za dniem, analizując samego siebie, powoli zaczynamy się orientować czego tak naprawdę w życiu chcemy, a co jest ułudą, albo przelotną błahostką.


Stan maksymalnej entropii jest w Kosmosie stanem podstawowym, najbardziej "pożądanym". To "zerowy" stan Natury, takie "wszystko w niczym", idealna próżnia, gdzie wirtualnie wszystko się wydarza, lecz nic realnie, bo zdarzenia te są tak krótkie i słabe, że "istnieją" poza czasem- w takim stanie nie ma czasu w żadnym aspekcie. Tak jak, dla przykładu, nie istnieje czas w czarnej dziurze, a wszystko przechodzi tam w nic. "Rozkład" jest więc najbardziej naturalny i powszechny w Naturze. Natomiast procesy, w których następuje zmniejszenie entropii są wyjątkowe w skali Kosmosu i dzieją się jedynie "na siłę"- tzn. przez pobieranie energii. Absolutnie nie dzieją się samorzutnie. Dlatego do ich inicjacji potrzebna jest "nadnaturalna" siła, którą ja nazwałem Wolą, Iskrą Bożą, albo po prostu Bogiem. Taki Bóg nie ma nic wspólnego z jakimś wyobrażeniem istoty. To po prostu siła, "nie z tego świata", która wzbudza i miesza wieczny "sen" Natury- Niebyt.
A co do odniesień do ludzkiego życia, postepowania, psychiki: Wydaje mi się, że ze wszechmiar widać, iż jest to wszystko WBREW Naturze, wbrew wzrostowi entropii właśnie. I w skali Kosmosu jest to jakby lokalny i chwilowy "wybryk" [np. ogólnie życie na Ziemi]. W odniesieniu znów do człowieka wyraźnie widać, iż przeciwstawianie się chaosowi jest skazane na porażkę, choćby dlatego, że ostatecznie biologicznie wszyscy umieramy.



Jak zatem zdaniem Piotra nazwać takie coś jak"nic we wszystkim"? Czy to bliżej stanu zerowego czy nieskończonego?



Jak zatem zdaniem Piotra nazwać takie coś jak"nic we wszystkim"? Czy to bliżej stanu zerowego czy nieskończonego? Zero to nieskończoność. Absolutna pustka to nieskończoność. Nicość jest nieskończona, niezgłębiona i wielość wielości jest nieskończona. Nieokreśloność tych pozornie dwu stanów jest na tym samym poziomie. Zarówno w nieskończoności zawsze "zmieści się" jeszcze trochę "czegoś", jak i w pustce, reprezentowanej przez "nic", zawsze "zmieści się" jeszcze trochę "niczego". Tym bardziej, że fizycznie próżnia absolutna nie istnieje- zawsze, nawet w Nicości będzie coś, choćby tylko wirtualnie. A takie "zdarzenia wirtualne" nie mają ograniczeń przestrzeni fazowej, więc w Nicości, w Niebycie wirtualnie zdarza się wszystko- nieskończoność.





Jak zatem zdaniem Piotra nazwać takie coś jak"nic we wszystkim"? Czy to bliżej stanu zerowego czy nieskończonego? Zero to nieskończoność. Absolutna pustka to nieskończoność. Nicość jest nieskończona, niezgłębiona i wielość wielości jest nieskończona. Nieokreśloność tych pozornie dwu stanów jest na tym samym poziomie. Zarówno w nieskończoności zawsze "zmieści się" jeszcze trochę "czegoś", jak i w pustce, reprezentowanej przez "nic", zawsze "zmieści się" jeszcze trochę "niczego". Tym bardziej, że fizycznie próżnia absolutna nie istnieje- zawsze, nawet w Nicości będzie coś, choćby tylko wirtualnie. A takie "zdarzenia wirtualne" nie mają ograniczeń przestrzeni fazowej, więc w Nicości, w Niebycie wirtualnie zdarza się wszystko- nieskończoność.

Obiektywnie patrząc, to wielość i nicość są nieskończone,ale nie zgodziłabym się co do tego zera.
Wydaje mi się, no bo jakże mogę to wiedzieć...że zero jest skończone - jako punkt, w którym kompletnie skończone wszystko
jest równoważne kompletnie skończonemu niczemu - w przypadku takiej np.Całości, o której kiedyś była mowa, ale może się mylę...
chyba, że jako nic uznamy wartość zero, wtedy może i być zero nieskończone, ale jak dla mnie zero to zero (0), a nieskończoność , to nieskończoność (~)
@ Janelle L.: I znów wszystko niemal "rozbija się" o interpretację i definiowanie pojęć...
Ale może spróbuj sobie wyobrazić, jak odróżniła byś absolutne wszystko od absolutnej pustki. Pośród pustki nie oddziałujesz z niczym; pośród nieskończoności- ze wszystkim, ale to też jest stan permanentny, nierozróżnialny. Oba te stany są niepoliczalne, a przede wszystkim nie różnicujące.



Wyobrażam sobie już od kilku dni...ale ta wyobraźnia straszne figle mi płata.


Ja z kolei widzę dość wyraźne połączenie aspektu "różnicowania" (bardzo podoba mi się to sformułowanie, pozwolę sobie go nie jeden raz użyć) z tym co napisałem w innym wątku mojego bloga: http://www.sfinia.fora.pl/blog-michal-dyszynski,73/rozpoznanie-i-slowo,7854.html.
Chodzi o ROZPOZNANIE. Aby było różnicowanie, musi być rozpoznanie. Albo odwrotnie - rozpoznanie jest ustaleniem zasad różnicowania. W stanie maksymalnej entropii, czyli maksymalnego chaosu nie da się niczego zróżnicować, a przez to nie da się niczego rozpoznać. Dlatego tam właśnie nie ma istnienia.
Czy jednak stan maksymalnej entropii nie jest czasem wymysłem czysto filozoficznym? Ja osobiście jestem przekonany, że prędzej czy później zostaną odkryte procesy (naturalne!) przeciwne wzrostowi entropii, czyli że śmierć cieplna wszechświata nigdy nie nastąpi. Ale to tylko przeczucie...

Wyobrażam sobie już od kilku dni...ale ta wyobraźnia straszne figle mi płata. To może..wyjdź z siebie i stań obok?

@ Michał Dyszyński: Dobrze napisałeś. A co do twego przeczucia... Nie będę się odnosić do przeczuć.

Wyobrażam sobie już od kilku dni...ale ta wyobraźnia straszne figle mi płata. To może..wyjdź z siebie i stań obok?

To byłoby niebezpieczne, mogłabym zmienić orientację seksualną

To byłoby niebezpieczne, mogłabym zmienić orientację seksualną A komu by to groziło i czym?? Czyżbyś miała zacząć wówczas gwałcić króliki [typu trans, czyli wielonienasycone kwasy rybonukleinowe]? Cy-cuś...

.... Cy-cuś...[/color]

No bardzo śmieszne, bardzo... Uwaga króliki, już wychodzę z siebie
Oj, bo poskarżę wujowi, że niegrzeczna jesteś; a ten poskarży zbójowi, aż w końcu będziesz mieć do czynienia ze śfinią naczelną!

Oj, bo poskarżę wujowi, że niegrzeczna jesteś; a ten poskarży zbójowi, aż w końcu będziesz mieć do czynienia ze śfinią naczelną!

Czyli zabawa w głuchy telefon...jak to było(?)...wpadanie>>wkładanie>>wsadzanie pomysłów do głowy ma się rozumieć.
Już się boję co z tego może wyniknąć
Nie bój się. Spocznij, pierdnij, odpocznij, i idź spać.
i koniec zabawy w tym poważnym temacie na dziś