ďťż

"Wszystko już się skończyło"

Baza znalezionych fraz

polsk riksdag

Przyczyną depresji i poczucia pustki wewnętrznej jest pewien zabieg mentalny, który sami wykonujemy. Robimy to niechcący, z przyzwyczajenia i nie widzimy w tym błędu.

Przeszłość - przyszłość - teraźniejszość

Tak mniej więcej wygląda typowy ciąg myśli osoby próbującej myśleć racjonalnie. Mowa o osobach, które kierują się w życiu rozsądkiem, albo przynajmniej chcą się nim kierować, lub może myślą, że chcą, tzn czują, że trzeba.

Myśli odruchowo doprowadzamy do końca. Początek i znajomość schematów mówi o tym jak ma wyglądać koniec. Może być kilka scenariuszy.

Często najbardziej przekonujący scenariusz jest negatywny. A jakże często on się sprawdza! Za informowanie o zagrożeniach odpowiada ciało migdałowate. Kora przedczołowa powinna to kontrolować. Jednak nieraz jedno lub drugie źle działa. Najgorszy jest tutaj mechanizm odpalający się podczas strachu. Strach jest fizjologiczną reakcją na poczucie zagrożenia. Blokuje on w danym momencie różne funkcje odpowiedzialne za kontrolę emocji i logiczne myślenie. Naszym przodkom pozwalało to szybko działać instynktownie w obliczu zagrożenia. Ciało migdałowate jednak przeszkadza jeśli odpala się w codziennych sytuacjach, szczególnie tych myślowych. A tu zalewa nas natłok informacji i opinii. Cały czas prowadzimy dialogi wewnętrzne, rozważamy różne podejścia, komentujemy sobie otoczenie i wrażenia. Ludzie często nawet sobie nie uświadamiają, że to nie oni sobie komentują, tylko mózg tworzy komentarz, którego oni doświadczają dokładnie tak samo jak rzeczywistości, do której tworzony jest komentarz. Samo uświadomienie sobie tego faktu przerywa często ten myślotok. Warto też pomyśleć o sobie jak o zwierzęciu, które powstało z połączenia się genów, które dostosowują się do tego otoczenia. Możemy być tylko taką pleśnią na cieście "Boga", albo symulacją w "jego" kompie.

Kora przedczołowa powinna kontrolować impulsy z ciała migdałowatego, ale nie wszystkie nadają się do kontroli. Jak to jednak klasyfikować? Rzeczywistość pokazuje, że to jest za trudne, szczególnie w obliczu planowania. Kiedy planuję cokolwiek, to od razu zadaję sobie pytanie co w tym planie nie siądzie i zwykle jest tego cała litania. Dlatego selekcjonuję coraz bardziej optymalne plany, ale one pomijają uczucia. Uczuć nie da się pogodzić z brakiem strachu. Każdy plan to strach o to co się nie uda oraz poczucie odpowiedzialności. Jest też poczucie nagrody za wykonanie planu. Ludzie są warunkowani jak psy Pawłowa poprzez religię i społeczne systemy moralne, często rygorystyczne i oparte na zimnym chowie. Oznacza to narzuconą moralność, która upośledza istnienie własnego sumienia. Dobro jest kojarzone z jakimś kodeksem i poczuciem nagrody za dostosowanie się, a zło jest kojarzone z poczuciem wstydu i karą za niedostosowanie się. Karane i nagradzane przez moralność jest ego, a przez sumienie uczucia.

Z ciałem migdałowatym wiąże się jeszcze jedna ważna rzecz - popęd seksualny, na który akurat religia nakłada tabu i poczucie wstydu, seks nazywa grzesznym.

Jeśli narzucona zewnętrzna moralność jest autonomiczna, to wchodzi w konflikt z sumieniem, a to sprawia, że kora przedczołowa nie kontroluje prawidłowo impulsów z ciała migdałowatego. Religia wywołuje strach, a receptą na pokonanie strachu ma być wiara prowadząca do coraz większego obcowania ze źródłem strachu.

Lekarstwem jest pozbycie się narzuconej moralności i kierowanie się własnym sumieniem.

Moralność oparta na strachu przed konsekwencjami jest złem niekoniecznie przypisanym do religii. Taką moralnością kieruje się wielu racjonalistów, często tych z tzw wyższych sfer. Jest to moralność przestrzegania porad fachowców i kierowania się strachem przed konsekwencjami.

Konsekwencje są tym co zniewala człowieka, dlatego plany też mogą być zniewalające. Dzieje się tak kiedy plany wykluczają nasze pragnienia lub zawierają wiele negatywnych scenariuszy. Kiedy jednak szczęście jest uzależnione od planu i celowości, to wtedy żaden cel i plan nie tworzą sensu.

Wyjściem z tego impasu jest oduczenie się przykładania wagi do planów i konsekwencji. W rzeczywistości istnieje tylko chwila obecna. Przeszłość służy do wyciągania wniosków i pamięci emocji, a przyszłość służy do układania planów, które nadają kierunek działaniom.

Poprawnym ciągiem myśli jest:

Teraźniejszość - plany przyszłości - teraźniejszość

Doprowadzanie w myślach wszystkiego do końca powoduje pustkę i jałowość celów. Droga jest sensem, a nie cel.



Za informowanie o zagrożeniach odpowiada ciało migdałowate. Kora przedczołowa powinna to kontrolować. Jednak nieraz jedno lub drugie źle działa. Najgorszy jest tutaj mechanizm odpalający się podczas strachu. Strach jest fizjologiczną reakcją na poczucie zagrożenia. Blokuje on w danym momencie różne funkcje odpowiedzialne za kontrolę emocji i logiczne myślenie. Naszym przodkom pozwalało to szybko działać instynktownie w obliczu zagrożenia. Ciało migdałowate jednak przeszkadza jeśli odpala się w codziennych sytuacjach, szczególnie tych myślowych. A tu zalewa nas natłok informacji i opinii. Cały czas prowadzimy dialogi wewnętrzne, rozważamy różne podejścia, komentujemy sobie otoczenie i wrażenia. Ludzie często nawet sobie nie uświadamiają, że to nie oni sobie komentują, tylko mózg tworzy komentarz, którego oni doświadczają dokładnie tak samo jak rzeczywistości, do której tworzony jest komentarz.

Prosiaku zdecyduj się jednak, czy zajmujesz się "softwarem", czy "hardwarem" bo mieszanie tych płaszczyzn jest przejawem faszystowskiego debilizmu, którego prekursorami byli m.inn. Freud, Jung .... a i dziś nie trudno znaleźć kreatury człowieka, kontynuujące tę chorą ideologię.

Prosiaku, zajumując się "hardwarem", nie ma najmniejszego sensu zajmowanie się "softwarem", poza stwierdzeniem jego nieprawidłowego działania. Zajmowanie się "softwarem" drugiego człowieka, na innych zasadach niż założenie równości praw pomiędzy "zajmującym się" a "zajmowanym", a tym bardziej ingerencja w "hardware" jest przedmiotowym traktowaniem innych i przypisywaniem sobie nadludzkich praw .... charakterystyczną postawą faszystowskich świń, których nie brakuje ... a w społecznościach pełnych bałwochwalczych debili pełnią rolę autorytetów ....

Zawróć Prosiaku z tej drogi ! Większość ludzi to bezmyślne debile, kierowanych bezmyślnie przyjmowanymi więc już swoimi "prawdami". Można i należy im ten ich bałwochwalczy debilizm uświadamiać, nie przekraczając jednak granicy, którą sami sobie, swoim debilizmem wyznaczyli. Tą granicą jest oczywiście równość praw ...


Wybacz, ale nie rozumiem Twoich wątpliwości.

Nie da się mówić o człowieku abstrahując od hardwaru i softwaru, który się na niego składa.
przede wszystkim możesz mówić, jeśli o sobie i w swoim imieniu ... tu niestety już masz problem, bo depersonalizujesz człowieka, w tym niby i siebie, jednak nadal ty i tylko ty wygłaszasz poglądy, którym jednak, pewnie nieświadomie, nadajesz już status prawdy absolutnej, bo przecież nie tylko własnej - siebie zdepersonalizowałeś ... teoretycznie oczywiście, bo trudno w twoich przekonaniach doszukać się faktycznej spójności ;)

poza tym ... to ja nie o tobie, a ogólnie ... możesz mówić o człowieku nie abstrahując od hardwaru i softwaru, pod warunkiem, że mówisz o człowieku w sensie ogólnym, a nie o konkretnym, poza sobą samym ... możesz na podstawie "softwaru" podejrzewać uszkodzenie "hardwaru", wówczas musisz je wskazać, wskazać uszkodzony "hardwar", ale to wskazanie nie może wynikać z działania (tylko twoim prywatnym zdaniem, lub grupy wyznającej tą samą ideologię) wadliwego "softwaru" ... bo wtedy, stawiasz się ponad drugim człowiekiem ... co jest typowym agresywnym działaniem charakterystycznym dla ideologii faszystowskich ...

tak po krótce Prosiaku .... jest to przypisywanie sobie, swojej ideologii, większych praw niż innym ... to przede wszystkim jest oczywiście skrajny bezmyślny debilizm, bo żaden myślący, samoświadomy człowiek na to nie pozwoli .... taka jest natura człowiek i sens pojęcia "wolnej woli"



poza tym ... to ja nie o tobie, a ogólnie ... możesz mówić o człowieku nie abstrahując od hardwaru i softwaru, pod warunkiem, że mówisz o człowieku w sensie ogólnym, a nie o konkretnym, poza sobą samym .

No to ten tekst jest napisany w charakterze ogólnym. Jednak ludzie podlegają tym samym regułom, więc odnosi się też do każdego z osobna.

Wg mnie czepiasz się na siłę, bo coś opacznie zrozumiałeś
mimo wszystko, jak każda osoba masz prawo do swoich subiektywnych, solipsystycznych poglądów jak każdy inny .... w sekrecie zdradzę, że nie wierzę, że jesteś tak głupi na jakiego się kreujesz tak między nami solipsystami
Wydaje mi się, że brak Ci w tym momencie argumentu

Ja nie mam solipsystycznych poglądów. Może powiesz na jakiej podstawie wprowadzasz personalizm i jak godzisz to z przyczynowością?
Jestem nie dość obyty z terminami filozoficznymi, Czy można by wytłumaczyć prosto, co znaczy "personalizm" oraz "przyczynowość" aby się odnieść?

Wydaje mi się, że brak Ci w tym momencie argumentu
Masz rację Prosiaku, brak mi argumentów, o których sądzę, że mogłyby do Ciebie dotrzeć.
Dziękuję więc Lucku za przyznanie mi racji

Andy72 -

W przyczynowości chodzi o to, że jest przyczyna i jest skutek. Więc jesteś kimś kogo ukształtowały różne przyczyny i to jaki jesteś to skutek. I ten skutek daje skutki, więc nie ma Twojego wyboru, tylko jest przyczyna skutków - ocena mózgu, a Ty masz poczucie, że jesteś mózgiem. Tylko, że myśli i emocje to tylko odczucia, które ma świadomość, czyli świadomość nimi nie jest. Osoba to też uczucie, które ma świadomość, więc świadomość nim nie jest. Osoba to reprezentacja mentalna człowieka, którą wytwarza ludzki mózg powstały w procesie ewolucji. Nie wiem czy zaprojektował to Bóg, ale jeśli tak, to jest dla mnie nikim i nie ma wytłumaczenia dla stworzenia takiego świata. Chyba, że Bóg jest nieudolny, albo nie jest dobry. Dobro może być tylko kategorią przypisaną do danego umysłu. Jeśli istnieje dobro przypisane do umysłu Boga (dobro absolutne) to nie możemy mieć wolnej woli, bo musimy podlegać dobru. Dlatego żeby istniało dobro, to musi ono być indywidualną kategorią. Nie może więc istnieć Bóg. Ale patrząc z punktu widzenia wierzącego w Boga, dobro jest kategorią boską czyli absolutną i niepojętą. Taka myśl w konsekwencji odbiera możliwość istnienia indywidualnego dobra, bo w zasadzie nie jest już ono dobrem, tzn nie mówimy o tym samym pojęciu w obu tych przypadkach. Czyli moje dobro jest inne niż dobro ustalone przez Boga. Ale to paradoks, bo to Bóg ustalił, że tak jest, czyli w takim rozumowaniu zło jest dobrem, a dobro jest złem, ale skoro tak, to te pojęcia tracą sens, więc takie myślenie jest przeze mnie weryfikowane negatywnie. Tu jest właśnie jeden z głównych błędów metafizycznych chrześcijaństwa i w ogóle każdego personalizmu w obliczu problemu dobra i zła. Ale tu zawsze jest furtka, bo można powiedzieć, że Bóg jest idealnym bytem, a idealne pojęcia zarezerwowane dla Boga nie są pojęte przez człowieka.

Dla mnie to jest zamach na wolność, dobro subiektywne i paradoksalnie na osobowość. Nazwałbym to paradoksem osobowości. Żeby pojęcie osobowości nie miało paradoksu wytłumaczenie jest banalne. Osobowość to twór mentalny, a mózg pewne rzeczy ocenia, a inne uzupełnia przypuszczeniami. Podobnie zresztą umysł robi z pojęciem Boga. Domniemany Bóg to tylko twór mentalnych spekulacji. Dla mnie to pojęcie jest w zasadzie całkowicie zbędne. Kiedy widzę, że zgadzam się z teistą w jakichś aspektach, to nigdy nie dotyczą one OSOBY BOGA i personalistycznej wizji człowieka. Nigdy nie dotyczą takich pojęć jak wolna wola, dobro absolutne, odpowiedzialność. Dla mnie takie pojmowanie Boga jest projekcją wychowania w tzw "zimnym chowie". Sztywna moralność, świat podzielony na pół, uogólnianie, hiperbole. Pojęcia "Bóg", "wolna wola", "dobro i zło" są aprioryczne. Skoro coś się dzieje, to znaczy, że Bóg tak chciał. Jednocześnie Bóg jest dobry? To jest robienie prostytutki z logiki. Wiara jest wbrew logice, bo zakłada istnienie pojęć (wymyślonych idei, które nie są do końca sprecyzowane), które przeczą naszym wrodzonym intuicjom i obserwacjom, które tu zastajemy. I te pojęcia są wprowadzone w postaci stwierdzeń absolutnych. To skoro człowiek nie jest w stanie tego zrozumieć, albo musiałby się przewartościować wbrew temu co zastał (czyli co Bóg stworzył). To są kompletne brednie.

Wersja 1: Bóg tworzy dusze i przepuszcza je przez sito losowości i determinizmu ustalonego przez prawa rządzące materią, czasem i przyczynowością. Daje też czynnik wolnej woli, który nie wiadomo jak działa. No i pyk! Człowiek jest podmiotem prawnie (w prawie boskim czyli absolutnym) odpowiedzialnym i nieznajomość prawa nie zwalnia z jego przestrzegania. No, ale może Bóg okaże się miłosierny i niezbadane są wyroki boskie, choć Bóg jest sędzią sprawiedliwym, a na dodatek abstrahując od tego to za dobre wynagradza, a za złe każe. Daje ludziom różne definicje dobra i zła, różne pragnienia, wady, patologie i ułomności, które są dobre lub złe, człowiek może się ocenić dobrze lub źle itd... Nie widzicie tu mega bredni i mega absurdu? Nie da się logicznie wytłumaczyć wiary. Nie da się i tyle, ale ludzie próbują i wychodzą im wtedy totalitarne systemy mentalne.

To wszystko jest bullshit. Człowiek jeśli jest faktycznie wolny (a to on sam decyduje) to nie wierzy w takie rzeczy. No, ale może jest jakaś rozsądna wersja wiary, inna niż ta, której mnie uczyli w katolickiej podstawówce i potem na katechezach i przygotowaniach do bierzmowania?

No, a może zastanówmy się najpierw jakie kryteria powinien spełniać Bóg aby być dobrym?

Poprawnym ciągiem myśli jest:

Teraźniejszość - plany przyszłości - teraźniejszość

Doprowadzanie w myślach wszystkiego do końca powoduje pustkę i jałowość celów. Droga jest sensem, a nie cel.

W przyczynowości chodzi o to, że jest przyczyna i jest skutek. Więc jesteś kimś kogo ukształtowały różne przyczyny i to jaki jesteś to skutek. I ten skutek daje skutki, więc nie ma Twojego wyboru, tylko jest przyczyna skutków - ocena mózgu, a Ty masz poczucie, że jesteś mózgiem. Tylko, że myśli i emocje to tylko odczucia, które ma świadomość, czyli świadomość nimi nie jest. Osoba to też uczucie, które ma świadomość, więc świadomość nim nie jest. Osoba to reprezentacja mentalna człowieka, którą wytwarza ludzki mózg powstały w procesie ewolucji.
To nie jest poprawne rozumowanie.

Po pierwsze: z tego, że jest przyczyna i skutek nie wynika, że nie jestem jedną z przyczyn i że mój udział w przyczynowości nie jest twórczy (czyli mój własny, a nie w całości wywołany przez zewnętrzne przyczyny).

Po drugie, nikt nie ma poczucia, że jest mózgiem. Chociażby z tego powodu, że własny mózg jest nieobserwowalny. Człowiek ma poczucie, że jest sobą, i nierzadko wierzy, że jego świadomość jest wytworem ciała - ale to tylko wiara, bo świadomość ("ja istnieję") nie jest wykrywalna w intersubiektywnym doświadczeniu i dlatego taka teza nie podlega empirycznej weryfikacji ani empirycznej falsyfikacji i nie należy ani do naukowych ani w ogóle do empirycznych.

To powoduje, że reszta wnioskowania jest także nieprawidłowa, gdyż opiera się na nieprawidłowych przesłankach.

Tak. I dlatego potrzebna jest człowiekowi perspektywa. Żeby droga mogła być senesem, nie może ona kończyć się ścianą.
Po pierwsze: z tego, że jest przyczyna i skutek nie wynika, że nie jestem jedną z przyczyn i że mój udział w przyczynowości nie jest twórczy (czyli mój własny, a nie w całości wywołany przez zewnętrzne przyczyny).
Po drugie, nikt nie ma poczucia, że jest mózgiem. Chociażby z tego powodu, że własny mózg jest nieobserwowalny. Człowiek ma poczucie, że jest sobą, i nierzadko wierzy, że jego świadomość jest wytworem ciała - ale to tylko wiara, bo świadomość ("ja istnieję") nie jest wykrywalna w intersubiektywnym doświadczeniu i dlatego taka teza nie podlega empirycznej weryfikacji ani empirycznej falsyfikacji i nie należy ani do naukowych ani w ogóle do empirycznych.

"Sobą" czyli mentalną reprezentacją "ja" w mózgu.

Tak. I dlatego potrzebna jest człowiekowi perspektywa. Żeby droga mogła być senesem, nie może ona kończyć się ścianą.
A dlaczego nie, skoro droga jest sensem, a nie końcowa ściana?
z tego, że jest przyczyna i skutek nie wynika, że nie jestem jedną z przyczyn i że mój udział w przyczynowości nie jest twórczy (czyli mój własny, a nie w całości wywołany przez zewnętrzne przyczyny).
Wynika, bo w przeciwnym przypadku musiałbyś istnieć zanim istniałeś, a to absurd.
To, że coś poczułeś lub pomyślałeś to efekt działania Twojego mózgu.
Albo odwrotnie: to, jak zadziałał mój mózg, jest przejawem tego, jak zadziałałem ja. Zresztą, nie da się racjonalnie zredukować ontologii do materialistycznej, wobec tego tak czy owak na początku są jakieś "ja" (jeśli chcemy podchodzić do sprawy racjonalnie). Nie wiadomo natomiast, czy te "ja" są twórcze (mają wolną wolę), czy może stworzą zamknięty, sztywny, statyczny układ, w którym wybór i upływ czasu są tylko złudzeniem. Skoro zaś nie wiadomo, to dlaczego przyjmować, że postrzegamy złudzenie (czyli, że świat nas oszukuje)? Nieweryfikowalna teza mówiąca, że świat nas oszukuje, jest autodestrukcyjna, bo skoro świat nas oszukuje, to czemu nie miałby nas oszukiwać także na drodze myślowej, która nas doprowadziła do tej tezy?