ďťż

bóg i grzech na poziomie reakcji chemicznych

Baza znalezionych fraz

polsk riksdag

bóg wszechmogący - niematerialny, bezkształtny, nie w przestrzeni, nie w czasie, niezmienny, niemyślący (bo myślenie wymaga materii, czasu, przestrzeni, zbiorów materialnych i zmian) - czymkolwiek jest innym niż tylko zjawą, wymysłem pozwalającym zaakceptować niezrozumienie rzeczywistości, niezrozumienie różnicy pomiędzy życiem i śmiercią, niewiedzę czym jest świadomość w rzeczywistości - będący siłą sprawczą pierwotnego wyodrębnienia się "czegoś" z pustki (co nazywamy materią) i siłą sprawczą zmian zachodzących w tym "czymś" z pewnością jako ten wszechmocny ma zdolność dostrzegania grzechów człowieka już na poziomie reakcji chemicznych zachodzących w jego organizmie. .

Jak mógłby wyglądać proces zastanowienia się boga na życiem człowieka? Czy takie zastanowienie się miałby być kolejno występującymi pojęciami w świadomości boga? Czy w języku świadomości boga także jest podział na rzeczy i czynności jak w świadomości człowieka?

Zastanówmy się czy bóg dostrzega w rzeczywistości te same zbiory materialne co my? Bo jeśli tak to widać posługuje się naszą abstrakcją i dla niego również 2 + 2 musi być 4 i nic na to nie może poradzić. A jeśli może poradzić i 2 + 2 dla niego może równie dobrze równać się 3 to wykracza poza naszą abstrakcję i wówczas nie widzi kamienia na drodze, który my widzimy. I nie może dostrzec ani człowieka ani tego, że ktoś został niesprawiedliwie ukamienowany.

Słowem jezus chrystus traci na wiarygodności - na co usłyszę chóralne "BZDURA - właśnie w ten sposób zyskuje" Już 2000 lat temu o tym mówił i tu jakiś pokrętny cytat.

Ten chóralny jazgot - to będzie jazgot urodzonych tchórzy. Tchórzy, którzy nigdy nie spojrzą rzeczywistości i własnej śmierci prosto w oczy. Tchórzy, którzy sami siebie i innych przez całe swoje życie będą oszukiwać, że wszystko jest inne niż jest w rzeczywistości. Tchórzy, którzy umierają ze strachu przed brakiem sensu własnego istnienia. .

Na ile znam tchórzy - to żaden nawet nie opowie. .

A może wuj zbój mi wyjaśni jaka jest różnica w zawinieniu i w popełnionym grzechu pomiędzy działaniem z naturalnym poziomem testosteronu a działaniem z wstrzykniętą dodatkową dawką testosteronu? Czy takie grzechy są jednakowo oceniane przez boga? Co jeśli ktoś się urodzi z gruczołem wytwarzającym wysokie stężenie testosteronu - to od razu do piekielnego kotła? A może jeśli jest postacią tragiczną, czyni zło przez własną nieopanowaną agresję i strach powodowane wysokim poziomem testosteronu, jednak potem żałuje to trafia w objęcia boga. . Taki zły, wściekły i przerażony od tego testosteronu, że aż kipi emocjonalnie, rozglądający się w okół siebie, żeby kogoś zaatakować jednak w rękach boga .

No ale w duszy przecież nie ma testosteronu więc myśli w świadomości tej duszy muszą być inne (myśli bez fizycznych zmian - normalne jaja ). Może ta dusza nie będzie już agresywna? Tylko czy świadomość tej duszy będzie miała jeszcze cokolwiek wspólnego z samym człowiekiem . Raczej nie.

Powiem prowokacyjnie wuju zbuju tak - ktoś z nas dwóch i nie jestem to ja - z panicznego strachu przed brakiem sensu (celu) własnego istnienia - naciąga rzeczywistość jak tylko potrafi, żeby wpasować w nią urojonego boga. Dodam, że urojenia polegają na tym, że wydają się rzeczywiste - czasem do tego stopnia, że można poczuć obecność tego czego nie ma. .

Kochać ludzi to jest coś innego niż kochać boga. Kochać boga umie prawie każdy - zero wysiłku - kochać wszystkich ludzi takimi jacy są niewielu .

boże - taką jesteś nielogiczną bzdurą, że aż znalazłbym 2000 argumentów na to jak bardzo wpasowywanie ciebie w rzeczywistość jest pozbawione sensu.

Mówię do wszystkich wierzących - wasz bóg jest absurdem - to wyjaśnienie jest bez sensu - to wyjaśnienie jest głupie i niemożliwe co można z łatwością dostrzec. Kto w takie wyjaśnienie w ogóle jeszcze może wierzyć.

Mam nadzieję, że naruszyłem wasze uczucia religijne (absurdalniejsze od samego boga) - a teraz spróbujcie mnie oskarżyć i skazać - najlepiej ukamienujcie mnie .


Bóg nie widzi grzechów tylko obiektywnie zaistniałe działania - czyny. Grzech to interpretacja i nazwa na winę jaką sobie człowiek zarzuca. Posiadanie winy, obwinianie siebie, to stan samoponiżenia (bądź poniżenia jednego przez drugiego), który uzyskał nazwę grzech, ale to jest niepotrzebne, bo czasem to, co przez niektórych nazywane jest grzechem w pewnych sytuacjach uczynione świadomie jest/może być czymś słusznym. Grzechem o ile coś w ogóle może nim być to jest to sytuacja czynu wykonywanego impulsywnie bez pełnej świadomości tego co czyni się, bo jeśli ktoś czyni coś z pełną świadomością to znaczy, że wie co czyni i po co. To impulsywność jest przyczyną winy, świadome odważne działania nie.
Z kolei pytanie o to czy Bóg widzi przemiany chemiczne w mózgu powstające kiedy człowiek się wini to trochę jak wsadzanie sześcianu w otwór na kulę. Odpowiedz jest - tak tylko, że On nie potrzebuje widzieć zmian wtórnych w ciele, On zna wszystkie ciągi przemian to, co po czym następuje i wie, co dzieje się kiedy widzi myśl o winie u człowieka i wie co wydarzy się dalej, bo przewiduje na podstawie różnych czynników .
Dlatego najsłuszniejszym jest nie winić siebie ale wszystko robić z pełną świadomością, odwagą. Bóg ma inne spojrzenie na ludzkie sprawy i materię, dla niego to jest plastelina, mniej świętość.


Grzech to interpretacja i nazwa na winę jaką sobie człowiek zarzuca. Posiadanie winy, obwinianie siebie, to stan samoponiżenia


(bądź poniżenia jednego przez drugiego),


który uzyskał nazwę grzech, ale to jest niepotrzebne, bo czasem to, co przez niektórych nazywane jest grzechem w pewnych sytuacjach uczynione świadomie jest/może być czymś słusznym. Grzechem o ile coś w ogóle może nim być to jest to sytuacja czynu wykonywanego impulsywnie bez pełnej świadomości tego co czyni się, bo jeśli ktoś czyni coś z pełną świadomością to znaczy, że wie co czyni i po co. To impulsywność jest przyczyną winy, świadome odważne działania nie.


Z kolei pytanie o to czy Bóg widzi przemiany chemiczne w mózgu powstające kiedy człowiek się wini to trochę jak wsadzanie sześcianu w otwór na kulę.


Odpowiedz jest - tak tylko, że On nie potrzebuje widzieć zmian wtórnych w ciele, On zna wszystkie ciągi przemian to, co po czym następuje i wie, co dzieje się kiedy widzi myśl o winie u człowieka i wie co wydarzy się dalej, bo przewiduje na podstawie różnych czynników .


Dlatego najsłuszniejszym jest nie winić siebie ale wszystko robić z pełną świadomością, odwagą. Bóg ma inne spojrzenie na ludzkie sprawy i materię, dla niego to jest plastelina, mniej świętość.


Mówisz prawie jak on sam. Można by rzecz, że przez Ciebie przemawia . Ciekawe ilu takich ludzi jak Ty przez których bóg przemawia urodziło się i jeszcze się urodzi. Ciekawy jestem czy Ty naprawdę wierzysz w to co mówisz - bo jeśli tak - to jezu chryste.

Słowem banda wciskaczy kitu opanowała świat i próbuje innym swój kit wciskać jako prawdę objawioną.

Pytanie jest takie - czy zamiast kłamstw o istnieniu boga wciskanym do głów - sobie, dzieciom i wszystkim dookoła nie lepiej jest powiedzieć - nie wiem. Nie mogę tego zrozumieć. Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie.

Ja nie wiem czym jestem, czym życie różni się od śmierci i czym jest i jaka jest rzeczywistość i nie kłamię.
Mam jednak wystarczająco wiedzy i odwagi, żeby powiedzieć wszystkim kłamcom opowiadającym mi zmyślone przez siebie i innych historie o bogu - oszukujecie mnie, wciskacie mi kit do głowy i chcecie abym myślał podobnie do was. Przestańcie kłamać. Nie wiecie podobnie jak ja - to nie wiecie - trudno - ale nie zmyślajcie z tego powodu. Przestańcie się oszukiwać bo ja chce żyć w świecie bez kłamstw.


Jak mógłby wyglądać proces zastanowienia się boga na życiem człowieka?

to wykracza poza naszą abstrakcję i wówczas nie widzi kamienia na drodze, który my widzimy.

jazgot urodzonych tchórzy

ktoś z nas dwóch i nie jestem to ja - z panicznego strachu przed brakiem sensu (celu) własnego istnienia - naciąga rzeczywistość jak tylko potrafi


boże - taką jesteś nielogiczną bzdurą, że aż znalazłbym 2000 argumentów na to jak bardzo wpasowywanie ciebie w rzeczywistość jest pozbawione sensu.

Ja poproszę tylko 1780, ale za to niech są to argumenty uczciwe, a nie oparte na założeniu, że bzdurą jest dostrzeganie Boga w rzeczywistości. Po prostu nie zakładaj dowodzonej tezy i śmiało, wystarczy 1780.

Odkąd postanowiłem zniszczyć świat, nie ukamienowałem żadnego idioty. Taki mam sprytny plan, więc pozostaniesz bezkarny. Domyślam się, że inni zachowają się bardzo podobnie i przeżyjesz pisanie bzdur na tym forum.


Słyszałeś Krystkon kiedyś takie powiedzenie – z głupcem dyskutuje tylko głupiec. Nie? Ja tak, dlatego milknę.


dum Deus calculat, mundus fit
A inaczej: życie człowieka nie musi być odróżnialne od myśli Boga o życiu człowieka. Przenosisz ludzką kategorię myślenia o czymś, zamiast myślenia czegoś. ;) Przy tym myślenie może być także myśleniem czasu.


Wnioskujesz, że "wykraczać" to "mieć mniejsze możliwości"? ;)


Bóg weźmie pod uwagę chemię, jaką się przy pisaniu wspomagałeś, a także cel tego wspomagania. ;) Z całą pewnością.


Do tego miejsca wygląda, że ty. Dopiero potem coś o Bogu, czyli już nie ty. Przy tym ciekawe zjawisko: gdyby wujzbój pisał o sobie i swoim stosunku do Boga, byłoby to zwierzenie czy opinia, w momencie kiedy ty, nie wierząc w Boga, piszesz o wuju i jego stosunku do Boga, to jest to homopodryw z elementami SM. Prywatę mógłbyś załatwić prywatnie, a o tym, czego nie uznajesz, możesz z powodzeniem milczeć nawet prywatnie.

Ja poproszę tylko 1780, ale za to niech są to argumenty uczciwe, a nie oparte na założeniu, że bzdurą jest dostrzeganie Boga w rzeczywistości. Po prostu nie zakładaj dowodzonej tezy i śmiało, wystarczy 1780.

Odkąd postanowiłem zniszczyć świat, nie ukamienowałem żadnego idioty. Taki mam sprytny plan, więc pozostaniesz bezkarny. Domyślam się, że inni zachowają się bardzo podobnie i przeżyjesz pisanie bzdur na tym forum.


Typowe. Ośmieszyć, dodać bredni, wymieszać łyżką z odrobiną bezsensu i dalej możne sobie bezkarnie wierzyć z zmyślone zjawy i czuć się z tym dobrze . Uwaga: 3, 4 start - udawajcie głupa.

Czy jak inni całe życie będziesz udawał, ze z bogiem jest wszystko OK? Że czeka, tęskni i kiwa palcem?
Zresztą co człowiek miałby lepszego do roboty, jaszczurki wygrzewają się na kamieniu a ludzie lamentują w kościele - każdy robi to co lubi.

Słyszałeś Krystkon kiedyś takie powiedzenie – z głupcem dyskutuje tylko głupiec. Nie? Ja tak, dlatego milknę.

Głupia to jest wiara w cuda.
Wierzysz w cuda?

Ja Ci tylko pokazuję na twoim własnym przykładzie jaką ludzie mają skłonność do zmyślania - do wyrażania myśli boga - tego czego on chce i takie tam.
Ludzie mają skłonność do zmyślania takich bzdur bo w ten sposób wyrażają własne emocje i jednocześnie znajdują wyjaśnienie dla nierozumianej przez siebie części rzeczywistości. Ludzie, którzy to zmyślają wierzą, że to jest prawda.

Ty chciałbyś żyć w świecie miłości do boga i na każdym kroku starasz się świat dopasować do swoich potrzeb emocjonalnych. Potrafisz przełknąć nieprawdę - otumanić się, tak pokrętnie o tym myśleć, że w efekcie z nieprawdy wychodzi Ci prawda. Jesteś w stanie wierzyć w cuda choć nigdy żadnego na oczy nie widziałeś.

Ja nie umiem myśleć w tak pokrętny sposób. Również chciałbym aby było takie proste wyjaśnienie jak bóg ojciec i za nim już nic albo, że nie muszę już o tym myśleć co jest za bogiem. Ja muszę żyć w świecie prawdziwym, bez zmyślonych zjaw, w świecie, w którym trzeba stawić czoła wszystkiemu i ponieść tego konsekwencje. W którym trzeba powiedzieć sobie nie rozumiem i przypuszczanie już nie zrozumiem. W świecie, w którym sam się muszę martwić o jakiś sens i cel.

Dla was to łatwizna - bóg załatwia wszystkie sprawy na raz - o nic nie trzeba się martwić. Wystarczy pójść do kościoła, żeby się poczuć dobrze jak w barze szybkiej obsługi.

Jednak bóg na wzór i podobieństwo człowieka to straszna lipa - ale to straszna.
A bóg nie na wzór i podobieństwo człowieka - taki, który nie myśli jak człowiek, nie odczuwa emocji jak człowiek - taki zupełnie inny od człowieka - oj nie kochalibyście takiego boga nic a nic.
Przypisujesz bez dowodu kłamstwo, zatem opisujesz własną wiarę. Ja napisałem teorię. Weryfikuj lub odrzucaj, ale może na podstawie czegoś więcej niż własnej wiary? Nie?

Potem przyznajesz, że "wykraczanie" związałeś z "mniejszymi możliwościami" w sposób głupi, choć przyznajesz też w głupi sposób.

Musisz uważać nie tylko na saunę. Jest niemożliwe, by tylko ona tak ci zaszkodziła. Po stopniu głupoty w twoich wypowiedziach oceniam, że szkodzi ci wszystko. Może jesteś na siebie uczulony i w swoim pobliżu nie umiesz pisać nic sensownego?

"Wydaje Ci się jakoś nieodpowiedni?" - po prostu pomyliłeś dział. Dla ciebie specjalnie przygotowano niemoderowane działy, działy na wyzwiska i działy na prywatne kontakty.

Potem przyznałeś, że 2000 dowodów to lipa, bo wszystkie oparłbyś na wierze, że masz rację. Zatem zaproponowałeś 2000 dowodowych błędów - zakładania tezy.

"Typowe. Ośmieszyć, dodać bredni, wymieszać łyżką z odrobiną bezsensu i dalej możne sobie bezkarnie wierzyć" - zabawnie się opisałeś. Musisz mieć w tym wprawę. Egocentryzm, prawda?

Cóż, w temacie Boga i grzechu na poziomie reakcji chemicznych można było coś powiedzieć ciekawego, choć się fajerwerków nie spodziewałem. Ale autor postanowił nie mówić nic ciekawego, więc chyba też cię już pożegnam. ;)

Przypisujesz bez dowodu kłamstwo, zatem opisujesz własną wiarę. Ja napisałem teorię. Weryfikuj lub odrzucaj, ale może na podstawie czegoś więcej niż własnej wiary? Nie?
Potem przyznajesz, że "wykraczanie" związałeś z "mniejszymi możliwościami" w sposób głupi, choć przyznajesz też w głupi sposób.


Musisz uważać nie tylko na saunę. Jest niemożliwe, by tylko ona tak ci zaszkodziła. Po stopniu głupoty w twoich wypowiedziach oceniam, że szkodzi ci wszystko. Może jesteś na siebie uczulony i w swoim pobliżu nie umiesz pisać nic sensownego?


Potem przyznałeś, że 2000 dowodów to lipa, bo wszystkie oparłbyś na wierze, że masz rację. Zatem zaproponowałeś 2000 dowodowych błędów - zakładania tezy.


"Typowe. Ośmieszyć, dodać bredni, wymieszać łyżką z odrobiną bezsensu i dalej możne sobie bezkarnie wierzyć" - zabawnie się opisałeś. Musisz mieć w tym wprawę. Egocentryzm, prawda?
Cóż, w temacie Boga i grzechu na poziomie reakcji chemicznych można było coś powiedzieć ciekawego, choć się fajerwerków nie spodziewałem. Ale autor postanowił nie mówić nic ciekawego, więc chyba też cię już pożegnam. ;)


Ludzie, kiedy nie potrafią zrozumieć - to zaczynają zmyślać.
Ludzie od zawsze zmyślają bogów na swój wzór i podobieństwo.
Wyobrażają sobie boga, który myśli i czuje tak samo jak i oni.
Istnienie boga zapewnia im spokój w świadomości, którego nie mieliby bez boga.

Niepokój powodowany niemożnością zrozumienia rzeczywistości i tego czym, będąc człowiekiem, jest się w rzeczywistości jest tak duży, że większość nie dopuszcza do siebie myśli, że boga może nie być. Po prostu większości, ze strachu przed niemożnością zrozumienia i ze strachu przed wieczną śmiercią (zwłaszcza kiedy mają nieudane życie) wyłącza się logiczne myślenie. Większość - gdyby zyskała pewność, że boga nie ma i nigdy nie było - narobiłaby w gacie ze strachu.

Ta rozmowa od początku nie miała sensu.
Wierzących w boga nie da się przekonać, że słuszniejszy jest brak wiary w cokolwiek i wyjaśnienie dla niezrozumiałej rzeczywistości w postaci "nie wiem i nie wiem jak można się dowiedzieć".

Mogę jednak dzięki tej rozmowie wyrazić zdanie:
"Proszę Was, przestańcie zmyślać i przestańcie zmyślone bzdury wtłaczać innym na siłę do głowy. Świat jest okropny kiedy jedni drugim wtłaczają na siłę swoje wymysły jako prawdę objawioną".

Nic nie wiem o żadnym bogu - nigdy mi się nie objawił - nie jestem ustami żadnego podobnego do mnie boga - nie wyrażam woli bożej.
Nie chce być prawnie zmuszany do respektowania zmyślonych głupot.
Nie szanuję wiary i uczuć religijnych - bo są wg mnie wyrazem ludzkiej głupoty - wyrazem ludzkiego strachu i lenistwa intelektualnego.

Chce móc bezkarnie o każdym wierzącym w boga mówić, że to idiota. Taki jest mój wymarzony świat.

Ten chóralny jazgot - to będzie jazgot urodzonych tchórzy. Tchórzy, którzy nigdy nie spojrzą rzeczywistości i własnej śmierci prosto w oczy. Tchórzy, którzy sami siebie i innych przez całe swoje życie będą oszukiwać, że wszystko jest inne niż jest w rzeczywistości. Tchórzy, którzy umierają ze strachu przed brakiem sensu własnego istnienia. .

Jak zrozumiałem, tchórzostwo przypisujesz ludziom wierzącym. To pewnie fajnie jest czuć się kimś lepszym, odważniejszym, może bardziej niezależnie myślącym.
Bo wszyscy wierzący, to takie półgłówki, które zamiast opisywać świat, to go sobie wymyślają, a potem traktują jak prawdziwy tak?... Oczywiście nie mają na to żadnego sensownego uzasadnienia, więc to pewnie banda kretynów?...

Przypisywanie komuś uczuć, wg swojej teorii jest niezwykle wygodne - zawsze się zgodzi przypisującemu. Ponieważ zaś stanu własnych myśli i uczuć nie da się, póki co, udowodnić, to jeszcze zaatakowany nie będzie miał szans na obronę.
Kiedyś jakiś ateista wpadł na "genialny" uznania wiary, jako formy obrony przed strachem związanym z umieraniem. Brać ateistyczna ochoczo pomysł przyjęła, aż stał się niemal głównym "argumentem".
Dla mnie tego rodzaju "argument" świadczy przede wszystkim o klasie i poziomie tego, który go stosuje. Jeśli ktoś ma argumenty rzeczowe, oparte na faktach, na możliwości dowiedzenia czegoś, a przynajmniej naprawdę dobrego powiązania z innymi faktami, to pewnie jest stosuje.
Jak się jednak nie ma prawdziwych argumentów, to najlepszym "argumentem" staje przypisanie komuś jakichś uczuć, myśli - idealne, bo nie sprawdzalne, nie do obalenia.

KIedyś napisałem, że w podobny sposób można "wykazać", że ateiści to frustraci seksualni. Dowód jest podobny do tego "ze strachu przed śmiercią wierzących" - też taki psychoanalityczny - oto ateista buntując się przeciwko autorytetom, w gruncie rzeczy podlega skrywanemu KOMPLEKSOWI EDYPA. Zazdrość o seks z własną matką, skierowana wobec ojca, który uosabia autorytet, skutkuje chęcią odrzucenia wszelkich autorytetów, wszelkich zakazów. A w społeczeństwie te zakazy daje religia. Więc odrzucenie religii jest po prostu objawem seksualnej frustracji!
Czy ateiści mogą udowodnić, ze jest inaczej?...
Na tej samej zasadzie, jak wierzący, że nie wymyślili Boga ze strachu przed śmiercią - nie da rady. Tak samo mamy powiązanie psychologiczne, sensownie wyglądające.
Hej zakompleksieni frustraci - jak długo będziecie swoje pomysły walki z religią czerpać z genitaliów?...

Ale...
Ja WYCOFUJĘ mój argument o frustracji i ateistach. Nie sądzę (choć mogę go przypisać całkiem sensownie), abym miał prawo decydować kto co sobie myśli, co czuje. Takie argumenty, takie myśli traktuję - sorry - jako PONIŻAJĄCE TEGO, KTO JE STOSUJE.
Nie spodziewam się oczywiście podobnego kroku ze strony większości ateistów, bo duża część nie czuje owej subtelności złego argumentu - "nie czai bazy". Przecież jak się da czymś przywalić głupim wierzącym, to na pewno warto to zrobić. A poziom intelektualny zarzutu, jest drugorzędny. Kto się zorientuje?....

I na koniec jeszcze krótka uwaga na temat wnioskowania o uczuciach, które pasują do jakiejś tezy, i można je przypisać z tego powodu.
Jeśli wierzący rzeczywiście należeli do ludzi, którzy mają skłonności do traktowania rzeczywistosci po linii pragnień, to pewnie skutkowałoby to również innymi efektami:
- może częstszą grą w totolotka wierzących (jak uwierzę, że wygram, to pewnie wygram"
- bardziej ryzykowne zachowania (wystarczy uwierzyć, że nic mi się nie stanie)
i inne sposoby łatania różnych problemów życiowych i lęków uwierzeniem.
Czy obserwacja znanych teistów potwierdza wg Was takie postawy i zachowania?
Bo może jednak ów zarzut o wierze spowodowanej lękiem przed śmiercią jest wyssany z palca?
Nooo, chyba że jednak ateiści to seksualni frustraci?...
Ot, zagwozdka...
Ciekawa wersja kompleksu edypa.
Michale ateiści i każdy człowiek na ziemi jest w procesie wiary, poznania Najwyższego. Ateiści robią to jedynie przez zaprzeczenie.

Jak zrozumiałem, tchórzostwo przypisujesz ludziom wierzącym. To pewnie fajnie jest czuć się kimś lepszym, odważniejszym, może bardziej niezależnie myślącym.
Bo wszyscy wierzący, to takie półgłówki, które zamiast opisywać świat, to go sobie wymyślają, a potem traktują jak prawdziwy tak?... Oczywiście nie mają na to żadnego sensownego uzasadnienia, więc to pewnie banda kretynów?...


Przypisywanie komuś uczuć, wg swojej teorii jest niezwykle wygodne - zawsze się zgodzi przypisującemu. Ponieważ zaś stanu własnych myśli i uczuć nie da się, póki co, udowodnić, to jeszcze zaatakowany nie będzie miał szans na obronę.


Kiedyś jakiś ateista wpadł na "genialny" uznania wiary, jako formy obrony przed strachem związanym z umieraniem. Brać ateistyczna ochoczo pomysł przyjęła, aż stał się niemal głównym "argumentem".


Dla mnie tego rodzaju "argument" świadczy przede wszystkim o klasie i poziomie tego, który go stosuje. Jeśli ktoś ma argumenty rzeczowe, oparte na faktach, na możliwości dowiedzenia czegoś, a przynajmniej naprawdę dobrego powiązania z innymi faktami, to pewnie jest stosuje.
Jak się jednak nie ma prawdziwych argumentów, to najlepszym "argumentem" staje przypisanie komuś jakichś uczuć, myśli - idealne, bo nie sprawdzalne, nie do obalenia.


KIedyś napisałem, że w podobny sposób można "wykazać", że ateiści to frustraci seksualni. Dowód jest podobny do tego "ze strachu przed śmiercią wierzących" - też taki psychoanalityczny - oto ateista buntując się przeciwko autorytetom, w gruncie rzeczy podlega skrywanemu KOMPLEKSOWI EDYPA. Zazdrość o seks z własną matką, skierowana wobec ojca, który uosabia autorytet, skutkuje chęcią odrzucenia wszelkich autorytetów, wszelkich zakazów. A w społeczeństwie te zakazy daje religia. Więc odrzucenie religii jest po prostu objawem seksualnej frustracji!
Czy ateiści mogą udowodnić, ze jest inaczej?...
Na tej samej zasadzie, jak wierzący, że nie wymyślili Boga ze strachu przed śmiercią - nie da rady. Tak samo mamy powiązanie psychologiczne, sensownie wyglądające.
Hej zakompleksieni frustraci - jak długo będziecie swoje pomysły walki z religią czerpać z genitaliów?...

Ale...
Ja WYCOFUJĘ mój argument o frustracji i ateistach. Nie sądzę (choć mogę go przypisać całkiem sensownie), abym miał prawo decydować kto co sobie myśli, co czuje. Takie argumenty, takie myśli traktuję - sorry - jako PONIŻAJĄCE TEGO, KTO JE STOSUJE.
Nie spodziewam się oczywiście podobnego kroku ze strony większości ateistów, bo duża część nie czuje owej subtelności złego argumentu - "nie czai bazy". Przecież jak się da czymś przywalić głupim wierzącym, to na pewno warto to zrobić. A poziom intelektualny zarzutu, jest drugorzędny. Kto się zorientuje?....


I na koniec jeszcze krótka uwaga na temat wnioskowania o uczuciach, które pasują do jakiejś tezy, i można je przypisać z tego powodu.


Jeśli wierzący rzeczywiście należeli do ludzi, którzy mają skłonności do traktowania rzeczywistosci po linii pragnień, to pewnie skutkowałoby to również innymi efektami:
- może częstszą grą w totolotka wierzących (jak uwierzę, że wygram, to pewnie wygram"
- bardziej ryzykowne zachowania (wystarczy uwierzyć, że nic mi się nie stanie)
i inne sposoby łatania różnych problemów życiowych i lęków uwierzeniem.
Czy obserwacja znanych teistów potwierdza wg Was takie postawy i zachowania?


Bo może jednak ów zarzut o wierze spowodowanej lękiem przed śmiercią jest wyssany z palca?
Nooo, chyba że jednak ateiści to seksualni frustraci?...
Ot, zagwozdka...


To nie jest żaden zarzut ani argument. Jak można komuś zarzucać to, że się boi. Można go jednak prowokować do odwagi, można go zmieniać np. nazywając go prowokacyjnie tchórzem.

Możesz frustracjami rozmywać temat rozmowy. Zresztą ateiście to kretyni więksi od wierzących i pewnie masz rację. Chodzi jednak o logiczne myślenie. Skoro w życiu wszystko robisz w taki sposób jakbyś uznawał istnienie boga za fałsz, to uświadom sobie, że to rzeczywiście jest fałsz.
To zostało zmyślone.
Nauka nie mówi nic o bogu - nauka dowodzi, że wszystko co jest o bogu powiedziane i napisane jest zmyślone, jest fałszem, jest społecznym urojeniem. Widać takie urojenia też się wydarzają.

Ciekawa wersja kompleksu edypa.
Michale ateiści i każdy człowiek na ziemi jest w procesie wiary, poznania Najwyższego. Ateiści robią to jedynie przez zaprzeczenie.


Niech mi nikt nie imputuje żadnego durnego ateizmu.

Ja nic o żadnym bogu nie wiem. Nie wiem nawet co mogłoby być tym bogiem. W ogóle nie rozumiem tego pojęcia.
Nie zaprzeczam temu czego nie rozumiem.

Bóg chrześcijański jest zmyśleniem. Jest fałszem. To nieprawda.
Nie da się takiej bzdurze zaprzeczyć jak istnienie boga chrześcijańskiego. To jest po prostu bzdura. Fałsz. Głupoty.
Dzisiejsza nauka dowodzi, że wszystko zostało zmyślone, wszyscy po kolei kłamali. W ich urojeniach zdawało im się, że bóg przez nich przemawia. Nie wiem czemu tak robili - ale zmyślali.

Nikt nie wierzy w boga chrześcijańskiego - zachowania osób wierzących i niewierzących są jednakowe - nikt nie spodziewa się cudów - wszyscy tylko robią szopkę - to są puste ceremonie bez treści. Nikt nie posłuchałby żadnego księdza ani nawet papieża o ile ten na podstawie rzekomych słów boga nakazałby zachować się nielogicznie. No może kilka zupełnie otumanionych osób z nikim ilorazem inteligencji - ale już nikt poza tym. Dlatego, że nikt nie wierzy w te bujdy. Każdy dokładnie wie, ze to są bzdury.

Nie obchodzi mnie zaprzeczanie istnieniu boga - to dobre dla idiotów.

Nie chce żyć w świecie, w którym muszę respektować kretyństwo. W świecie, w którym szacunek dla kretyńskich uczuć jest prawnie chroniony. W świecie, w którym pieniądze z moich podatków wydawane są na kretyńskie ceremonie.

Nie jestem neutralny wobec religii ani też filozofii - bo to są irytujące mnie bzdury. Wszystko zmyślone.

Najgłupsze na świecie pojęcia wg mnie to istnieje i nie istnieje. Każdy kto się posługuje takimi pojęciami ma problemy z logiką.

Wiemy o rzeczywistości i o sobie samych tylko tyle ile mamy w sobie prawdziwej wiedzy wyrażonej w naukach ścisłych.

Wszystko poza rzeczywistą wiedzą (czytaj prawdą) to wyraz naszych stanów emocjonalnych - wyrażenie czego pragniemy.

Abstrakcja dowodzi, że ludzie mają jednakowy obraz świata i jednakową logikę.
Ogólnoświatowa wiara w boga - wspólne urojenie boga na swój wzór i podobieństwo dowodzi, że wszyscy mają też jednakowe emocje.

Chociaż jak widać obraz świata, logika i emocje coraz większej grupy ludzi zmieniają się. Bóg przestaje być wiarygodny. Myślę, że każdy ksiądz to potwierdzi.

I bardzo dobrze. Bo ile można znosić zmyślone zjawy i cały ten cyrk.
Inteligentni ludzie są powściągliwi w wyrażaniu krytycznych opinii wobec kultu boga ojca. Boją się. Wiedzą, ze to bzdura ale boją się to wyrazić.

Ta szopka nabrała takich rozmiarów, że każdy tańczy jak mu zagrają.
A ja mam dość tego balu idiotów.
Mam dość kretynów wyrażających myśli boga.
Mam dość kretynów zaprzeczających istnieniu boga.
Mam dość kretyńskich rozmów o bogu.

Chciałbym aby znalazły się na świecie jeszcze jakieś normalne osoby, które potrafiłby powiedzieć normalne i prawdziwe:
nie wiem, nie pojmuję tego, nie potrafię tego zrozumieć

Ja nie wiem, nie pojmuję tego, nie potrafię tego zrozumieć i nie zmyślam.
Po prostu nie wiem czym jestem, dlaczego myślę i czy to w ogóle ma jakiś sens. Nic na ten temat nie wiem. Bez urojeń, bez wtłaczania głupot innym.

Bierzcie ze mnie przykład. To lepsze niż święcenie jajek i udawanie idioty.

Prawda w rzeczywistości (czyli wiedza) i prawda o bogu (czyli stek bzdur). W życiu kierują się wyłącznie wiedzą ignorując całkowicie istnienie boga. Bóg pojawia się jedynie w ceremoniach...
Jakąż to "wiedzą" kierujesz się, gdy decydujesz o tym jaka piosenka z radia ci się najbardziej podoba? Skąd wziąć "wiedzę" o tym, czy warto poświęcić swój czas, aby dzieciom zapewnić lepszą przyszłość (może lepiej iść na piwo). Gdzie jest zapisane i udowodnione, że w ogóle warto dążyć do prawdy? Albo żeby być sprawiedliwym?...
Widziałeś gdzieś dowód matematyczny na to, że życzliwość dla bliźnich jest wartością?
Jeśli chcesz w życiu kierować się samą wiedzą, to proszę bardzo - porozmawiajmy WYŁĄCZNIE o modelach matematycznych, teoriach budowy konstrukcji stalowych, czy niuansach tworzenia się związków chemicznych.
Ale co ty robisz na forum sfinia w dziale "filozofia"?
- Czyżbyś odkrył, jakiś - np. ewolucyjnie ulokowany - mechanizm, który dzięki lekturze tej grupy zapewni Ci sprawniejszą kopulację i przekazanie genów potomnym?
Gdy wstajesz rano, spoglądasz na chmury, na ludzi, gdy decydujesz o sposobie spędzenia dnia wolnego, to kierujesz się jakąś "wiedzą", czy bardziej upodobaniami, z dodanymi prywatnymi doświadczeniami (choć bez żadnego naukowego dowodu w tym względzie)?...
Te ateistyczne gadki o "kierowaniu się wiedzą" w życiu, to oczywista ściema. Większość ateistów nie pracuje naukowo, nie umie opracować statystycznie wyników najprostszego doświadczenia. Potrafią za to powtarzać to, co gdzieś wyczytali, w co UWIERZYLI (choć później nazwali to "wiedzą"), co im się jakoś wydaje.
Nie każdemu podobają się religijne ceremonie. Nie zamierzam ich bronić, bo sam nie przepadam za tego rodzaju formami życia społecznego. Ale też nie potępiam, bo skoro ludzie lubią chodzić na koncerty (do których też dopłaca państwo, a korzystają z nich nie wszyscy), imprezy sportowe, wizyty znanych osobistości, to nie widzę powodu, aby grupa ludzi pragnących wziąć udział w procesji, nagle miała być dyskryminowana. Nie idą na to znów takie wielkie sumy, aby było o co bić pianę.
Twierdzisz, że ludzie Boga wymyślili. Miliardy ludzi tak ma. Wszyscy musieli sobie coś takiego wymyślić. Tak mają od tysięcy lat. Może to bez sensu, ale jakoś ewolucja tego nie wyeliminowała. Teraz próbują to wyeliminować ateiści, także agnostycy.
Nawet nie mam nic przeciwko, choć osłabia mnie "moc intelektualna" używanych przy tym argumentów - od zarzutów o wiarę z lęku przed śmiercią, poprzez twierdzenia, jakoby prawdziwym było i dało się żyć wyłącznie w oparciu o to co "udowodnione", aż po ściemy w rodzaju, że skoro inżynieria wystarcza do budowy samolotu, to pewnie ta sama inżynieria stanowi doskonały światopoglad (czyli udowodniliśmy nieistnienie Boga, bo da się zbudować most, czy samolot, bez zakładania ingerencji sił wyższych).
Nie znam ANI JEDNEGO argumentu ateizmu, który nie dałby się łatwo obalić. Nie twierdzę, że udawadniam przez to istnienie Boga. Oczywiście, ze nie - istnienia Boga się nie udowadnia. Ale - już bez operacji dowodzenia - można mieć swoje ARGUMENTY, aby koncepcję Boga przyjąć. Tych argumentów jest wcale nie mało. Żaden nie jest do końca decydujący, ale komuś może się SPODOBAĆ (z jakiegoś względu - jakiego, to już sprawa osobista) koncepcja, że jednak natura rzeczywistości jest osobowa. I co, i takie to złe?...
Krystkon zrelaksuj się. Kiedy mówię o Bogu to mam Jego na myśli nie religię. To istotna różnica z prostej przyczyny. On jest Jeden, a religii jest wiele zatem musi stać ponad ludzkimi religiami. Po drugie wszyscy
ludzie są Jego, to drugi powód dlaczego stoi ponad religiami. Zwróć uwagę też na to, że naprawdę oburzasz się na religię katolicką za to, co ona tam ma za kołnierzem i co jej przypisuje się, a przenosisz swój pogląd i oburzenie na Boga. Religie są wymysłem ludzkim, służyły i nadal trochę służą poznaniu Boga. Ale on jest ponad religiami. Nie trzeba religii aby Go poznać.

Żaden nie jest do końca decydujący, ale komuś może się SPODOBAĆ (z jakiegoś względu - jakiego, to już sprawa osobista) koncepcja, że jednak natura rzeczywistości jest osobowa. I co, i takie to złe?...
Osoba (πρόσωπον, prosopon - pierwotnie "twarz, maska", łac. persona - pierwotnie "maska") – podmiot o rozumnej naturze[1]. Może nim być człowiek, a także Bóg, rozumiany jako byt wyróżniający się najdoskonalszą formą istnienia[2]. Osoba, posiadając świadomość własnego istnienia, wolę, własny charakter i system wartości, jest odrębna od innych bytów.
Wymienione zwierzęta, w moim najgłębszym przeświadczeniu, spełniają te kryteria. Brak im zdolności pojmowania złożonych zagadnień, ich świadomość nie posługuje się pojęciami, nie wyewoluowały w nich jeszcze memy. Ale są świadome własnego istnienia, mają wolę(*), własny charakter i system wartości(**).

Niemniej to tylko ludziom przypisywany jest ich osobowy charakter. Tym gorzej więc dla koncepu osobowej rzeczywistości. Przecież człowieka poprzedza ewolucja materii.. złożoność mózgu, czy rzeczywistość osobowa ma mózg? Gdzie? Jeśli nigdzie, to czy pojęcia "osoba ludzka" i "osobowa rzeczywistość" (=osobowy Bóg) nie są tu po prostu ekwiwokacją? Pojęciami tak samo brzmiącymi ale posiadającymi zupełnie odmienną definicję?

Aby przyjąć czy rzeczywistość jest osobowa.. należałoby mówiąc coś takiego odpowiedzialnie wskazać:
- rozumność rzeczywistości
- to że rzeczywistość jest świadoma własnego istnienia
- posiadanie woli przez rzeczywistość
- posiadanie własnego charakteru przez rzeczywistość
- posiadanie własnego systemu wartości przez rzeczywistość
- odrębność rzeczywistości od innych bytów.

----------------------------------------------------------------------------------

ad (*)
Moje koty, tak samo jak wszyscy ludzie których znam, pewne rzeczy chcą lub nie chcą w danym momencie. Jeśli się robi coś sprzecznego z ich wolą (np. przenosi) miałkolą podirytowane. Jeżeli coś się robi zgodnego z ich wolą (np. przynosi karmę) miałkolą zadowolone. To tak samo z człowiekiem. Co jest zgodne z ich wolą lub przeciwnie.

ad (**)
Koty i psy mają system wartości. Tworząc stada tworzą hierarchię w swych stadach. Zawsze jest ten silniejszy, który pierwszy będzie jadł. U psów i wilków dodatkowo jest ktoś w rodzaju przewodnika. Jest więc tam dokładnie to co jest u ludzi gdzie występuje ktoś kto przewodzi jakiś kierownik, czy wódz. Wówczas w świadomości człowieka jest to osoba wskazująca to co jest dobre lub złe (don Corleone lub papież), do kogo podchodząc należy przyjąć odpowiednią postawę "bo tak należy".


Jakąż to "wiedzą" kierujesz się, gdy decydujesz o tym jaka piosenka z radia ci się najbardziej podoba? Skąd wziąć "wiedzę" o tym, czy warto poświęcić swój czas, aby dzieciom zapewnić lepszą przyszłość (może lepiej iść na piwo). Gdzie jest zapisane i udowodnione, że w ogóle warto dążyć do prawdy? Albo żeby być sprawiedliwym?....


Kieruję się emocjami to oczywiste. W tym jednak nie ma żadnego zmyślenia, żadnej prawdy - po prostu kieruje się emocjami.

Przekłamujesz mój post. Ja napisałem w nim, że prawda wynika z wiedzy. Nie pisałem o tym czym należy się kierować w życiu - jakim należy być dla innych - to wynika z emocji. Napisałem, że bóg chrześcijański jest zmyślonym fałszem i że jestem prawnie zmuszany do respektowania fałszu - nie podoba mi się to.

Powtarzam, ze nie mam ani jednego argumentu przeciwko istnieniu boga. Po prostu nie wiem nic o bogu - jeśli cokolwiek o nim powiem, że jest lub go nie ma - to skłamię. Nic o nim nie wiem. Nie wiem czym miałby w ogóle być.

Krystkon zrelaksuj się. Kiedy mówię o Bogu to mam Jego na myśli nie religię. To istotna różnica z prostej przyczyny. On jest Jeden, a religii jest wiele zatem musi stać ponad ludzkimi religiami. Po drugie wszyscy
ludzie są Jego, to drugi powód dlaczego stoi ponad religiami. Zwróć uwagę też na to, że naprawdę oburzasz się na religię katolicką za to, co ona tam ma za kołnierzem i co jej przypisuje się, a przenosisz swój pogląd i oburzenie na Boga. Religie są wymysłem ludzkim, służyły i nadal trochę służą poznaniu Boga. Ale on jest ponad religiami. Nie trzeba religii aby Go poznać.


Chodzi o to, ze bóg jest zmyślony. Jest fałszem. Ani Ty ani ja nic nie wiemy o istnieniu lub nieistnieniu boga. Cokolwiek ja i Ty powiemy na temat boga - to skłamiemy. Nic nie wiem o nieistnieniu boga tak samo jak o istnieniu.

Wiem jednak, że legenda o bogu jest zmyślona. Ludzie wciąż wyrażają myśli boga - wszyscy zmyślają.
powtórka

Chodzi o to, ze bóg jest zmyślony. Jest fałszem. Ani Ty ani ja nic nie wiemy o istnieniu lub nieistnieniu boga. Cokolwiek ja i Ty powiemy na temat boga - to skłamiemy. Nic nie wiem o nieistnieniu boga tak samo jak o istnieniu.

Wiem jednak, że legenda o bogu jest zmyślona. Ludzie wciąż wyrażają myśli boga - wszyscy zmyślają.

To czy Bóg jest zmyślony, czy nie, to wyłącznie OPINIA (nie ma dowodu, ani nawet realnego zarysu takowego), na potwierdzenie owej tezy?.
Tak to już jest na tym świecie, że człowiek musi zmagać się z problemem innych opinii na różne tematy, uzyskiwanych od innych osób. Czy to w kwestiach światopoglądowych, czy politycznych, czy obyczajowych. Demokracja tak ma. Znosimy się nawzajem, choć nie zawsze nam się to podoba - ktoś puszcza bąki, ktoś ma brzydką twarz, a ktoś inny zupełnie nie pasujące nam poglądy. Trudno. Dopóki nie kradnie, nie rabuje, trzeba go jakoś tolerować. Ja też mam dużo lepszych pomysłów na wydawanie pieniędzy z podatków, niż to wymyśłiła aktualna ekipa polityczna. Ale cóż, świata sobie nie wybierałem. I myślę, że znacznie wyżej postawiłbym poważniejsze zagrożenia, czy ktoś z moich pieniędzy z podatków dofinansuje imprezę, której nie lubię i nie akceptuję.

Można się nakręcać emocjonalnie w stylu: ależ oni okropni ci teiści, ależ ten Bóg zmyślony, ależ zmyślony... Wystarczy jednak dobrze poczytać choćby dyskusje na tym forum, aby się przekonać, że ten wniosek oczywisty wcale nie jest, że ateizm tez jest formą wiary, a nawet to, że tak całkiem bez wiary w rzeczy nie potwierdzone, to się w ogóle nie funkcjonować.
Gdyby wiara w Boga była takim absurdem, to powstawałaby, nie odradzała się w niemal każdym zakątku na ziemi. Można to oczywiście tłumaczyć jakąś tajemniczą funkcją umysłu, może genem wbudowanym w człowieka, można to z góry uznać za fałsz. A może jednak COŚ JEST NA RZECZY?...
Bo trudno jest znaleźć inne przekonanie ludzkości, powstające tak bardzo niezależnie, tak bardzo uparcie, niemal dla każdego zbiorowiska ludzkiego. Dlaczego to tak powraca?
Wiem, ze teraz najprościej to skwitować jakimś błędem, czy może nawet podpiąć pod ewolucyjną korzyść. A ja mam jednak inne wytłumaczenie - RZECZYWIŚCIE spora grupa ludzi, co jakiś czas, doznaje zjawisk, stanów, spotyka sytuacje, które kierują myśli i uczucia człowieka w stronę uznania duchowość za realną siłę. Za coś więcej niż przelotną myśl, czy uczucie. Wiem, ze ateistyczna poprawność polityczna każdą taką sugestię kwituje "wszystko to się da racjonalnie wytłumaczyć". Oczywiście jak się takie założenie przyjmie i jest się konsekwentnym do końća, to wyjdzie wszystko na nasze. Kwestia uporu w filtrowaniu docierających faktów i ich interpretacji. Nawet jak by się pojawił rogaty diabeł i racicą nabił nam na tyłku wielkiego siniaka, to też by można tłumaczyć, że się ze stołka spadło, bo coś się przywidziało. To tak jak w tym dowcipie o gościu, który - po zaprowadzeniu do zoo - widząc pierwszy raz w życiu żyrafę mówi sceptycznie: takiego zwierzęcia to chyba nie ma.
Można się zaprzeć do końca, zamknąć na wszelkie głosy i odgłosy nie pasujące do naszej wizji. Można w fanatyzmie (czy to religijnym, czy ateistycznym) zostać rekordzistą księgi Guinessa. Tylko w tym tkwi pewien GRZECH. Wcale niekoniecznie względem Boga, czy społeczności ludzkich. To grzech względem naszego umysłu! To sytuacja, w której kiedyś skonfrontowani ostatecznie z kompletną wiedzą o rzeczywistości, złapiemy się za głowę i zaczniemy wyć z żalu - ależ ja byłem idiotą, jakim kompletnym idiotą!...
Pewne rzeczy są tuż przed naszym nosem, ale trzeba jeszcze chcieć je zobaczyć. Trzeba się nie zaperzać, tylko widzieć świat otwarcie. Wtedy człowiek nie będzie musiał się wstydzić. Sam przed sobą.

... (nie ma dowodu, ani nawet realnego zarysu takowego), na potwierdzenie owej tezy?. Kur...na, pogubiłem się. O jakiej tezie mówisz, że jest czy że przeciwnie?!


A może jednak COŚ JEST NA RZECZY?....

Moja opinia jest taka, co uznasz za wyznanie wiary. Podobne mózgi, podobna logika, podobne emocje.
Jak nie wiemy nie rozumiemy, to zmyślamy świat, w których zgodnie z naszymi emocjami chcielibyśmy żyć.
Istnienie boga jest takim światem. W takim świecie przeciętny człowiek chciałby żyć. Dlatego bóg chwyta wszystkich za serce.

Każdy normalny człowiek - nie socjopata - ma sobie emocje takie jak poczucie szczęścia z czynienia dobra czy uczucie miłości do innych ludzi.
Bóg to świat idealny i każdy chciałby w tym idealnym świecie żyć.
Jednak ten idealny świat dla wielu stał się niewiarygodny - niewiarygodny z wielu powodów.

Dla mnie osobiście niewiarygodny z takiego powodu, że
2 + 2 = 4 i nie chce inaczej.
To wzbudza moje podejrzenie, że świat opiera się na czymś innym aniżeli na bogu ojcu, który myśli i czuje podobnie do nas.

Jak nie wiemy nie rozumiemy, to zmyślamy świat, w których zgodnie z naszymi emocjami chcielibyśmy żyć.

Bóg to świat idealny i każdy chciałby w tym idealnym świecie żyć.

Jednak ten idealny świat dla wielu stał się niewiarygodny - niewiarygodny z wielu powodów.

Dla mnie osobiście niewiarygodny z takiego powodu, że
2 + 2 = 4 i nie chce inaczej.
To wzbudza moje podejrzenie, że świat opiera się na czymś innym aniżeli na bogu ojcu, który myśli i czuje podobnie do nas.

2+2 = 4 faktycznie. Ale argumentacja o wymyślaniu Boga dla potrzeby przeczy sama sobie, przeczy psychologii, przeczy logice na wszystkich frontach. Ale rozumiem, że... skoro taka potrzeba, skoro trzeba mieć na wierzących argument, to zaakceptujmy ten. Skoro lepszego nie mamy...

Rozumiem trochę frustrację ateistów. Faktycznie, argumentów sensownych brak, to niech będzie chociaż ten idiotyczny. Jak się dobrze rozpropaguje, to ludziska uwierzą i będą powtarzać. Ale dla osoby myślącej - sorry - wyciągnięcie takiego argumentu, to jak przyznanie się do porażki w myśleniu, to wskazanie, że naprawdę nisko upadła myśl ateistów, że chwytają się tak cienkiego pomysłu.
Jaki rozum, takie argumenty....


Tego rodzaju teza jest niezwykle karkołomna. To, że ateiści przyjęli ją za dobrą monetę, że dali sobie wmówić tego rodzaju rozumowanie, samo w sobie świadczy o nie do końca dobrze funkcjonującym zdrowym rozsądku.


Gdyby tak było, to byśmy wymyślali (przynajmniej my - wierzący) znacznie więcej. Cóż szkodzi wymyślić sobie, że kocha mnie miss świata? Albo, ze jutro wygram milion w Lotto? Albo nawet to, że przekonam Krystkona, co do prostego spostrzeżenia, że wymyślanie sobie świata zostało - w sposób zupełnie dziwaczny - zapostulowane zgodnie dla wszystkich wierzących - bez żadnego uzasadnienia, bez żadnych dowodów, bez czegokolwiek co to faktograficznie potwierdza, tylko na zasadzie że "PRZECIEŻ MOŻE TAK BYĆ"...


To tak jak z tym bacą, który oskarżony o produkcję wódki na podstawie znalezionej u niego stosownej aparatury, odparował: to sądźcie mnie też za gwałt, bo do tego również mam aparaturę....
Nie przeczę, ze ISTNIEJE MOŻLIWOŚĆ, a nawet da się wskazać motyw dla owego wymyślania sobie religii. Istnieje. Ale istnieje również nieskończona liczba innych MOŻLIWOŚCI i hipotetycznych mechanizmów - np. to, że Krystkon po nocach przemyśliwuje, jak wymordować wierzących na podobieństwo Breivika. Mogę wskazać na mechanizmy niechęci (choćby z postów), mogę wskazać na możliwości, gdzie by to było realne do zrobienia. Ale ciągle jest TYLKO MOŻLIWOŚĆ!


Ateiści ową możliwość zamienili w "udowodniony" fakt.
Na zasadzie czarów, na zasadzie chciejstwa, na zasadzie...
... chyba jednak po prostu ZŁEJ WOLI (intelektualnej). Na zasadzie, że jak nie mam innych argumentów, to oskarżę kogoś o jakieś pomylone intencje (czego zaprzeczenia przecież nie ma jak udowodnić)


Jeśli ktoś spojrzy trzeźwo na taką argumentację, to szybko załapie, że takie myślenie kupy się nie trzyma!
Normalnie, we wszystkich życiowych sytuacjach ludzie wierzący nie zmyślają świata. Tak mają. Nawet wierzący chodzą do roboty, żeby zarobić na chleb, a nie wymyślają sobie, że krasnoludki za nich to zrobią. Idą też do sklepu po masełko, a nie wymyślają sobie, że ktoś im to masełko przyniósł. Tak mają - naprawdę! Dowody są w około. Nie wymyślają sobie mnóstwa rzeczy, choć fajnie by było...
Ale teraz - jakoś tak specjalnie na potrzeby argumentacji ateistów - w kwestii Boga wszystko się zmienia! Już standardowym, domyślnym zachowaniem ludzi wierzących jest wymyślanie Boga. Tak, bo tak chcemy... Bo nam to pasuje do ateistycznego argumentowania.
To chciejskie naginanie rzeczywistości jest więc chyba bardziej uzasadnione do przypisywania ateistom - właśnie w związku z omawianym zarzutem - niż osobom, których miało dotyczyć.


Gdybyś minimum wiedzy np. z religii chrześcijańskiej załapał, to szybko doszedłbyś poza tym do wniosku, ze świat z Bogiem, wcale nie jest idealnie skrojony pod nasze potrzeby. Otóż religia sporo mówi na temat PIEKŁA, na temat odrzucenia przez Boga ludzi, którzy nie spełnią etycznych oczekiwań. Piekło, odrzucenie, czy choćby konieczność cierpienia jako efekt złego życia występują właściwie we wszystkich religiach.
To skoro już tak sobie ludzie idealnie wymyślają, to po jaką cholerę wymyślili to piekło, tę odpowiedzialność za błędy?...
- Kompletni kretyni! - no nie?...
Najpierw chcą sobie wymyślić idealny świat, żeby było im jak najlepiej, a tu wychodzi im... wieczna męka za grzechy.
To wymyślają, żeby było im miło i lepiej, czy właściwie w innym celu?...
Bo chyba tutaj trzeba by coś "pokręcić " z ową argumentacją, może zdecydować. I pewnie jakoś okrakiem nieco wycofać się, z wymyślania dla przyjemności. Chyba, że raptem wszyscy wierzący to jeszcze masochiści - wymyślają wieczne męki, żeby było im przyjemniej?...
Tak, to zróbmy z tych wierzących takich megawariatów, co wymyślają niby dobre, a wychodzi im bez sensu. To będzie wtedy juz ostateczny dowód na to, ze wierzący to jednak psychole...


2+2 = 4 faktycznie. Ale argumentacja o wymyślaniu Boga dla potrzeby przeczy sama sobie, przeczy psychologii, przeczy logice na wszystkich frontach. Ale rozumiem, że... skoro taka potrzeba, skoro trzeba mieć na wierzących argument, to zaakceptujmy ten. Skoro lepszego nie mamy...
Rozumiem trochę frustrację ateistów. Faktycznie, argumentów sensownych brak, to niech będzie chociaż ten idiotyczny. Jak się dobrze rozpropaguje, to ludziska uwierzą i będą powtarzać. Ale dla osoby myślącej - sorry - wyciągnięcie takiego argumentu, to jak przyznanie się do porażki w myśleniu, to wskazanie, że naprawdę nisko upadła myśl ateistów, że chywatają się tak cienkiego pomysłu.
Jaki rozum, takie argumenty....


Ty chyba mylisz mnie z jakimś ateistą?
O jakich Ty argumentach ciągle piszesz? Argumentach przeciwko istnieniu boga?
Nie potrafię sobie nawet wyobrazić czym bóg mógłby być. Jak mógłbym potwierdzać lub przeczyć czemuś czego nie potrafię sobie wyobrazić.

Kiedy ktoś jednak próbuje mnie zmusić do szacunku dla wyobrażenia boga ojca, który kocha i potrzebuje czasu na zastanowienie się i potrafi komunikować się w ludzkim języku to mnie nerwica bierze. Co to za idiotyzm jest chory. To jakby mnie ktoś zmuszał do respektowania krasnoludków i groził mi karą jak uznam, że krasnoludki są durnym wymysłem.

Bóg ojciec jest wymysłem i gdyby spytać kogoś o opisanie swojego wyobrażenia o bogu (bo skoro stwierdzają istnienie to muszą mieć chociaż jakieś wyobrażenie boga) - okazałby się, ze te wyobrażenia są tak prymitywne i absurdalne, że aż durne.

Jeśli mi nie wierzysz możesz sam tego spróbować i tu napisać swoje własne wyobrażenie boga - czego z oczywistych względów nie zrobisz. To wyobrażenie byłoby głupie.

Żeby nie było głupie mógłbyś względnie pozamieniać kilka niewiele wyrażających pojęć na siebie typu.
Bóg to stwórca albo czysta miłość to początek, przyczyna i takie tam brednie.

Gdybym zapytał Cię o jakiś szczegół twojego wyobrażenia - typu jak działa, jak się zmienia, jak się komunikuje z ludźmi albo z duszami czy jak tam wolisz - to już zaczęłoby się lawirowanie. Już nie umiałbyś odpowiedzieć zdając sobie sprawę, że wszystko co powiesz będzie jednocześnie głupie i zmyślone. I miałbyś rację.

To wszystko byłoby tak samo zmyślone jak zmyślone jest powiedzenie, że bóg to stwórca. To jest zmyślony FAŁSZ.
Znajdź mi człowieka, który cokolwiek więcej wie ode mnie na ten temat czy bóg to stwórca.

FAŁSZ, FAŁSZ wszystko FAŁSZ.
I ja takie brednie o krasnoludkach i zjawach muszę respektować - tragedia.


To tak jak z tym bacą, który oskarżony o produkcję wódki na podstawie znalezionej u niego stosownej aparatury, odparował: to sądźcie mnie też za gwałt, bo do tego również mam aparaturę....
Nie przeczę, ze ISTNIEJE MOŻLIWOŚĆ, a nawet da się wskazać motyw dla owego wymyślania sobie religii. Istnieje. Ale istnieje również nieskończona liczba innych MOŻLIWOŚCI i hipotetycznych mechanizmów - np. to, że Krystkon po nocach przemyśliwuje, jak wymordować wierzących na podobieństwo Breivika. Mogę wskazać na mechanizmy niechęci (choćby z postów), mogę wskazać na możliwości, gdzie by to było realne do zrobienia. Ale ciągle jest TYLKO MOŻLIWOŚĆ!


Pomińmy możliwości - znasz osobę, która wie więcej o bogu ode mnie?
Postaraj się zrozumieć - KŁAMSTWA, KŁAMSTWA, KŁAMSTWA, FAŁSZ - podawane jako PRAWDA, którą należy respektować.
A ja mam w d.... FAŁSZ i nie chce go respektować.
Myślę, ze bardzo dużo ludzi wie więcej o Bogu niż Ty. Spodziewam się też (oczywiście nie mam pewności), że sam zaliczam się do tej grupy ludzi.


Myślę, ze bardzo dużo ludzi wie więcej o Bogu niż Ty. Spodziewam się też (oczywiście nie mam pewności), że sam zaliczam się do tej grupy ludzi.


Ciekawe skąd wiesz więcej o bogu ode mnie?
Bo tak Ci myśli w głowie układa, że aż doznajesz jego obecności?

Powinieneś uważać bo inaczej wkrótce zaczniesz wyrażać jego wolę podobnie do innych.

Ja też tak pragnę, żeby był, że aż oto się staje.
Słyszałeś o urojonej ciąży - więc właśnie w takim błogosławionym stanie jesteś.
Niestety twoje pragnienie boga nie wystarczy do tego aby się pojawił w rzeczywistości.

Wybacz ale nie wiesz o żadnym bogu ani trochę więcej ode mnie - wiesz dokładnie tyle co ja - czyli nic nie wiesz o żadnym bogu.

Wybacz powtórnie ale nie jesteś w stanie nawet stworzyć własnego opisu boga - swojego wyobrażenia o nim. Używasz jedynie pustego pojęcia bóg, które nic nie wyraża poza twoimi emocjami.

Mam dla Ciebie ćwiczenie - weź sobie sam prywatnie na kartce papieru opisz własne wyobrażenie boga. Postaraj się nie wymieniać tam tylko samych emocji i innych pojęć typu bóg - ale postaraj się jak bóg może działać, jak się poruszać, jak myśleć, jak obserwować, jak przemawiać.

Jeśli nie dasz rady stworzyć konkretnego wiarygodnego opisu własnego wyobrażenia - to możesz być pewien, że jesteś w stanie ciąży urojonej.


Niestety twoje pragnienie boga nie wystarczy do tego aby się pojawił w rzeczywistości.

Wybacz ale nie wiesz o żadnym bogu ani trochę więcej ode mnie - wiesz dokładnie tyle co ja - czyli nic nie wiesz o żadnym bogu.


Nieustannie piszesz o Bogu, jakbyś wiedział, nieustannie podkreślasz, że nie wiesz. Mylisz istnienie, nieistnienie, nonsens - z każdej perspektywy coś napiszesz, nigdy nie jesteś konsekwentny.

1. Możesz nie wiedzieć o tym, co istnieje. Nie czujesz ciałem większości tego, o czym mówi fizyka - masz treść fizyki za ciążę urojoną, bo jej sam nie czujesz?

2. Zapewne nie rozumiesz większości z tego, o czym mówi nauka. Nie wiem, czy bardziej nie rozumiesz matematyki czy biochemii, ale tego, czego nie rozumiesz, jest sporo. Wszystko masz za urojenia i fałsz?

3. Twierdzenie "nikt nie wie o..." to metafizyka. Wiedza o tym, co inni mogą wiedzieć, jest ci tak samo niedostępna jak wiedza o Bogu. By wiedzieć, co wiedzą inni, musisz tę wiedzę zaobserwować (obserwacja mówi, że są o wiedzy przekonani). By zinterpretować obserwację, używasz teorii. A zatem odwołujesz się do tego, co sądzisz o Bogu, by OCENIĆ wiedzę innych na temat Boga. Mierzysz ich zgodnością z własnymi przekonaniami.

4. Zatem nieprawdą jest, że przekonań nie masz, nieprawdą, że opierasz się na wiedzy, nieprawdą, że to tylko inni mają urojenia etc etc.

5. Każda ocena zdania "to zdanie jest prawdziwe/fałszywe/nonsensowne" jest zarazem oceną tego, o czym zdanie mówi. Zdanie X jest równoważne zdaniu "X jest poprawne", z dokładnością do trucia o metajęzyku, którego tu nie ma, bo mówimy w języku naturalnym.
Zatem jeśli uważasz za nonsensowne mówienie o Bogu, powinieneś nie mówić o Bogu. Gdy mówisz o zdaniach o Bogu, mówisz zarazem o Bogu, powtarzasz zatem wszystko, co chcesz chyba nazwać nonsensem (ale nazywasz fałszem, nie do końca stosując terminy logiczne).

6. Nieustannie stosowany przez ciebie przykład z dodawaniem jest nużący. W istocie jest to dowód gorszy od ontologicznego dowodu Anzelma: starasz się wnioskować na podstawie NIEZDOLNOŚCI DO WYOBRAŻENIA SOBIE czegoś. Nie umiesz sobie wyobrazić, zatem nikt nie umie, wszystkie wyobrażenia są błędne, ludzie kłamią etc. Dużo w tym arogancji, jakoś nie wydajesz się być posiadaczem maksimum ludzkich zdolności intelektualnych. Nikt nie wie więcej niż ty, jejku

7. A świetny jesteś w "ciętych" (aż się boję myśleć, w jakim środowisku są cięte) uwagach. Walczysz, nie rozmawiasz. Ten tekst jest informacją, nie zechcesz - nie skorzystasz. Natomiast wszelkie niekonsekwentnie sceptyczne, sprzeczne logicznie i "cięte" po twojemu odpowiedzi są nam obu zbędne, choć nieco wątpię, że się od takiej powstrzymasz.
Nonsens to dobre określenie.

Wg Ciebie moje i twoje nazywanie tego na co patrzę komputerem jest metafizyczne. Podobnie zresztą jak i metafizyczna jest treść pochodząca od Ciebie. Słowem nikt niczego ostatecznie nie wie, wszyscy mogą jedynie próbować się domyślać z pewnym prawdopodobieństwem.

Przyznaję jesteś sprawny intelektualnie i twoje wywody mogą przekonać innych, że nonsens nie musi być wcale taki nonsensowny, bo to zależy co osobiście uznajemy na nonsens.

Prawdopodobieństwo, że przekonam osobę wierzącą do tego, że bóg to nonsens albo ateistę, że zaprzeczaniu istnieniu boga to nonsens jest znikome.
Prawdopodobieństwo, że przekonam ludzi aby przestali rozmawiać o bogu jest bliskie zeru.
Prawdopodobieństwo jest najmocniejszym bastionem wierzących i ateistów w obronie własnych przekonań - nie do pokonania.

Bóg - nie zbiór, nie ruch, nie cecha, nie spójnik - czyli co?

Sam nie mam potrzeby, nieco się różnię od większości i próbuję się sprzeciwiać ludzkim potrzebom - to jest dopiero nonsens .
To tak jakbym głodnemu powiedział - przestań jeść, jedzenie nie ma sensu .
Na tym forum byłem spalony na wejściu, z czego dokładnie sobie zdawałem sprawę. Jednak dzięki mnie niektórzy zbudują jeszcze bardziej wyrafinowane argumenty.

SHOW MUST GO ON

Ja też tak pragnę, żeby był, że aż oto się staje.
Słyszałeś o urojonej ciąży - więc właśnie w takim błogosławionym stanie jesteś.
Niestety twoje pragnienie boga nie wystarczy do tego aby się pojawił w rzeczywistości.

Wybacz ale nie wiesz o żadnym bogu ani trochę więcej ode mnie - wiesz dokładnie tyle co ja - czyli nic nie wiesz o żadnym bogu.

Wybacz powtórnie ale nie jesteś w stanie nawet ...


Myślę, ze bardzo dużo ludzi wie więcej o Bogu niż Ty. Spodziewam się też (oczywiście nie mam pewności), że sam zaliczam się do tej grupy ludzi.

Ciekawe skąd wiesz więcej o bogu ode mnie?
Bo tak Ci myśli w głowie układa, że aż doznajesz jego obecności?
Powinieneś uważać bo inaczej wkrótce zaczniesz wyrażać jego wolę podobnie do innych.

Prawdę mówiąc bardzo mnie nie przestraszyłeś. Jeśli potraktuję Boga jako realnie istniejącego, to wyrażanie jego woli będzie czymś naturalnym, jeśli doznam jego obecności, to również przyjmę ten fakt.
Skąd wiem o Bogu więcej niż Ty?...
- Aby na to pytanie odpowiedzieć, najpierw musiałbym ustalić, czy w ogóle warto pisać jako odpowiedź na Twój post. Bo z tego co napisałem wyżej, wiele wskazuje, że nie oczekujesz tu żadnej odpowiedzi. Twoje pytanie jest retoryczne, z odgórnym założeniem - Bóg jest wymyślony, więc każda o nim wiedza jest nieprawdziwa. Jeśli więc nawet mam jakieś tutaj poważne fakty, argumenty i je przedstawię, to Ty i tak sprowadzisz je do poziomu "bzdura na resorach".
Odpowiedź na zbliżone pytanie próbowałem kiedyś udzielić osobie, która miała podejście podobne do Twojego. Musieliśmy przerwać dyskusję, bo w pewnym momencie z drugiej strony pojawił się argument "kłamiesz".
Na taki argument nie ma już kontrargumentu. W szczególności, jeśli wcześniej opisywałem coś, co sprawdziłem, przeżyłem osobiście, ale nie mam jakichś twardych materialnych dowodów.
Dlatego dziś wiem, że dyskusje światopoglądowe, choćby nawet z jednej strony mocno osadzone w realnych przezyciach, przekonaniach natrafiają na ogromne problemy z porozumieniem się. Jesli każdy okopie się w swojej wizji świata, to nie ma siły, nic nie spowoduje, żeby choćby rozważył możliwość uznania jako fakt, czyichś doznań, relacji.

W gruncie rzeczy pytanie o istnienie Boga można rozbić na dwa osobne pytania, które obrazują również podejście stosowane w logice (warunek konieczny i wystarczający):
1. Czy istnieje jakaś twarda przesłanka, która SPRZECIWIA SIĘ istnieniu Boga?
2. Jesli przesłanki z pkt. 1 nie znajdziemy, to czy istnieją powody (niekoniecznie dowody!), które skłoniłyby nas do preferowania opcji świata z Bogiem, w stosunku do świata bez Niego.

Jeżeli na te dwa pytania (koniecznie w kolejności 1, 2) udzielimy odpowiedzi, to uzyskamy sensowny punkt wyjścia do ostatecznej decyzji światopoglądowej.


Niestety twoje pragnienie boga nie wystarczy do tego aby się pojawił w rzeczywistości...


2. Zapewne nie rozumiesz większości z tego, o czym mówi nauka. Nie wiem, czy bardziej nie rozumiesz matematyki czy biochemii, ale tego, czego nie rozumiesz, jest sporo. Wszystko masz za urojenia i fałsz?

4. Zatem nieprawdą jest, że przekonań nie masz, nieprawdą, że opierasz się na wiedzy, nieprawdą, że to tylko inni mają urojenia etc etc.

6. Nieustannie stosowany przez ciebie przykład z dodawaniem jest nużący...

Trzeba sobie powiedzieć szczerze ze WIEDZA jest WIARĄ.
Bo jest kwestią wiary, przyjęcie fizycznych i matematycznych jednostek porównawczych.

Weźmy taki 1 kg masy. Co by było jeśli wzorem tego kilograma byłaby masa 1 metra sześciennego wody w temperaturze 1000 stopni Celsjusza?
A jednocześnie wzorem 1 metra długości byłby bok sześcianu wody w temperaturze 0 stopni Celsjusza przy czym temperatura byłaby funkcją kaloryczności 1 kg wody wypitej przez wieloryba na Biegunie Południowym w Noc świętojańską?

Napisałem tak sobie bez szperania w szpargałach, bo jestem pobożnie przekonany, że z chwilą zabrania jednostek które nauka STWORZYŁA OD PODSTAW nauka ta poznała by lepiej swoją właściwość wiary.

Acha, czy można pomnożyć kotleta na talerzu tak aby były trzy ?
Albo czy do jednego kotleta można dodać dwa, trzy; a zależy to od chętnych zjadaczy?
Dodawanie kotletów matematycznie nigdy mi się nie zgadzało fizycznie.
Tak samo z chemią; jak dodam więcej niż mam to mi się gotuje akumulator.

Nonsens to dobre określenie.

Wg Ciebie moje i twoje nazywanie tego na co patrzę komputerem jest metafizyczne.


Podobnie zresztą jak i metafizyczna jest treść pochodząca od Ciebie. Słowem nikt niczego ostatecznie nie wie, wszyscy mogą jedynie próbować się domyślać z pewnym prawdopodobieństwem.


Bardzo się zgadzam. Musimy wierzyć. (Musimy, bo nie sposób powstrzymać się od wszelkich wyborów - byłby to wybór. Kategorie umysłu, choćby nie były obrazem rzeczywistości, na nas samych wiarę wymuszają.)

Ale uwagę będę miał matematyczną: prawdopodobieństwo się liczy w oparciu o jakieś dane. Czy to statystyczne (gdybyśmy mieli ileś światów, a w nich pewne istnienie czy nie istnienie Boga, byłaby to statystyczna podstawa do mówienia o prawdopodobieństwie Boga u nas), czy teoretyczne (jakiś rozkład wystąpień Boga).
Ludzie bardzo chcą nazywać swoje przekonania prawdopodobnymi, to jest prawie pewnymi zdaniem nauki. Niestety - jeśli się nie poczyni założeń, to prawdopodobieństwa nie ma jak liczyć (w takich kwestiach jak istnienie Boga, ewolucja etc), a z założeniami jest się już po kroku metafizycznym, nie ma co się okłamywać, że się coś jeszcze w ścisły sposób liczy.

---

Z Bogiem jest taki problem, że łamie się ludzki opis. Mówisz "Bóg myśli", czyli w rzeczywistości informujesz o zależności Boga od czasu. Stąd pojawienie się przekonania, że skoro nie można o Bogu powiedzieć (czy Boga pomyśleć), to sprawa jest nonsensem.

Ale nie musi być, bo są dobre analogie:
Fizyka początków wszechświata opisuje już "co było wtedy, gdy nie było czasu". Ja znam tylko wydawnictwa popularne, zapewne ekspertom więcej powie matematyczny opis. Konieczne jest jednak rozwijanie języka, by wyrażać się dało coraz więcej.

Bo język to twór przypadkowy! To owoc potrzeb dawnych pokoleń, należy z dowodami językowymi bardzo uważać, bo uzależnia się wnioski od zupełnie przypadkowego tworu ludzi nierzadko głupich. Można się przejechać. Język to błędy, wpływy, naleciałości, jeszcze błędy, zapożyczenia, slangi, skróty, a w ogóle "języka" nie ma, bo każdy ma własny sposób wyrażania i można tylko zakładać, że się dogadamy, nie sposób zaś tego dowodzić.

Druga analogia będzie powieściowa: autor powieści nie stworzy umysłu sprawniejszego niż własny. Powieściopisarze mogą napisać, ŻE bohater jest superinteligentnym wszechnaukowcem z USA, ale bardzo często spostrzeżenia takiego czy innego Langdona są bardzo ubogie, właściwie liczy się na to, że czytelnik w ostatnim ćwierćwieczu nie czytał i się na banałach nie pozna. Bardzo trudno tak skonstruować fabułę, by inteligencja bohatera tam BYŁA, a nie tylko by były stwierdzenia, że ona tam jest. Bo nie sposób sobie wyobrazić myśli zbyt skomplikowanych, by można je sobie samemu wyobrazić, by nimi bohatera obdarzyć.

Czy niemożność wyobrażenia sobie umysłu silniejszego niż własny to dowód nonsensowności tezy o istnieniu takiego?
I tak, i nie.
Jeśli zakładamy cały świat wokoło, planety, Kubę Wojewódzkiego i takie tam, to dowód nieistnienia w takim świecie nastręcza niemałych trudności, a większości ludzi (to jest więcej niż 50%) wystarczy spotkanie ze mną, by się zetknąć z silniejszym umysłem.
Natomiast jeśli omijamy metafizykę, a sensowność własnych twierdzeń mierzymy tylko pewnymi odniesieniami do faktów, to wszystkie twierdzenia pewne dotyczą jedynie naszej psychiki, a tam silniejszy umysł istnieć nie może, zatem nonsensownie jest o nim mówić.

Tak więc w skrócie mamy dwa stanowiska:
a) oszczędne, wyrażać to, co można samemu pomyśleć, ale wtedy bardzo niewiele się wyrazi, bardzo
b) nastawione na komunikację, rozszerzanie języka i kombinowanie, by przekazać to, co już poza granicą obecnego języka. Tu się trafi na nonsensy, a wtedy trzeba się zmierzyć z absurdem (osobny wątek na temat).

Stanowisko a) będzie przeze mnie krytykowane, bo wątpię, czy ktoś będzie w stanie konsekwentnie się go trzymać. Sądzę, że o wiele za dużo (99,99 i jeszcze sporo dziewiątek %) byśmy z obecnego "znanego nam" świata musieli odcinać jako nonsensy (i dlatego mi nie pasuje, że ludzie są w stanie tylko Boga odcinać, kiedy teorie o nim nie są wcale gorsze od wielu innych).
Stanowisko b) wybieram świadomie. Lubię wiedzieć, kiedy coś zakładam, kiedy wnioski nie są pewne, a zrelatywizowane do pewnych aksjomatyk, lubię myśleć o możliwych sposobach wyrażania jeszcze nieistniejących myśli itp. Tylko tu nie można sobie pozwolić na akceptowanie wszystkiego. Tu też nonsensy są, ale nie chcę palcem wskazać, to niegrzeczne.