ďťż

Kim jest Bóg i jak poprawić swoje relacje

Baza znalezionych fraz

polsk riksdag

Jest nikim innym jak miłością... Ameryki tym stwierdzeniem co prawdę nie odkryłem... gdybym tam był to pewnie palił bym skręty z Indianinami i rozmawiał z duchami ich przodków... Bóg jest prawdziwą miłością... i może nie, że się wkurwia na to, że ludzie nie potrafią kochać... prędzej wyrywa sobie włosy z głowy i ma ogromną depresję a tabletki uspokajające łyka każdego dnia całymi butelkami. Dla niego kocha się tylko i wyłącznie wtedy gdy właściwie rozumiemy znaczenie tego słowa... a kochać to znaczy nie mieć najmniejszych wątpliwości mieć tą jebaną 100 % pewność, że stoi przed nami osobą z którą rzucamy się w ogień z którą mamy tą pewność, że pragniemy spędzić wieczność. Co prawda ludzie mają w tendencji wyolbrzymianie swoich uczuć oszukiwanie siebie samych, że bez względu na to jakie wysyła nam znaki, krzyki to wszystko jest cacy... choć w rzeczywistości tak nie jest... Dla niego najważniejsze jest to uczucie które tworzy się pomiędzy dwojgiem ludzi podczas procesu poznania... im więcej rzeczy wiemy o drugiej osobie tym bardziej uczucie rośnie. Każdy jeden dzień jest bogaty w nowy wydarzenia o których powinniśmy sobie opowiadać tym samym zdradzając to jak zachowujemy się w konkretnych sytuacjach. Jeżeli są osoby które tego nie oczekują od partnera to zaprawdę nie wiedzą z kim tak naprawdę mają do czynienia... nie powinniśmy wstydzić się swojego zachowania i skrywać tego przed partnerem... wszelkie obawy są niczym innym jak strachem przed brakiem zrozumienia naszej postawy naszego zachowania... Jeżeli nie czujesz się rozumiany... zaprawdę powiadam Ci nie jesteś szczęśliwy w pełni bo nie jesteś sobą... Gdybyś był sobą a ludzie mieli okazję Cię poznać dostrzegał swoje własne piękno w każdej napotkanej osobie... każdy jeden ludek byłby dla Ciebie okazją do otrzymania kilku piór z których budujesz wachlarz swoich skrzydeł... Jeżeli jednak wstydzisz się mówić o tym jaki jesteś naprawdę... to pomyśl sobie, że z Tobą coś nie tak, jesteś nieuczciwy gdyż przeczuwasz, że twoja osoba sposób bycia i zachowania nie jest dobry, atrakcyjny. Jeżeli nie widzisz niczego złego w oszukaniu jednej osoby, to zapewne nie będziesz również miał skrupułów oszukać mnie... Prawda wskazuje drogę i to nią tak naprawdę pielęgnuje się sens Twojego życia. Nie każda prawda jest równie atrakcyjna, gdyż nie każda stwarza poczucie bezpieczeństwa, dlatego w życiu tak wielką uwagę należy przykładać do wartości nie tylko o nich mówić, lecz być w pełni spójny w swoim zachowaniu... Jeżeli twierdzisz, że zajebałbyś faceta który uderzyłby Twoją kobietę... a sam na jaką kolwiek podnosisz rękę to jesteś osobą bez tej wartości, jest ona plamą na Twoim honorze... przez takie zachowanie możesz owszem zmylić innych lecz w głębi siebie nigdy nie będziesz czuł się osobą wartą zachodu.
W dzisiejszym świecie nie dostrzegam jednak tej namiętności tego uczucia, które sprawia, że się unosisz... patrzysz na opinię innych osób na Twój temat... pamiętaj jednak, że to tak naprawdę sam przed sobą odpowiadasz i na opinii sam o sobie samym najbardziej powinno Ci zależeć... Gdyby ktokolwiek zachciał spojrzeć w lustro i dać świadectwo swojej prawdzie, opowiedzieć drugiej osobie swoje poglądy swoje życie , każda chwila byłaby kreacją nowych rozwiązań, u kresu opowieści stałby się cud... i to jest właśnie ta łamigłówka która stoi nad ludzkością, by każdy dał się tak naprawdę poznać, zrozumiał czym jest miłość - dlatego też warto o tym rozmawiać, wymieniać poglądy i doświadczenia w celu opracowania złotego środka... Mało kto zdaje sobie sprawę z tego jak niewiele czasu potrzeba by zobaczyć światełko w tunelu... to takie proste, prostsze niż myślisz. Co natomiast widzę wokół siebie? Widzę jak ludzie na milion możliwych sposobów komplikują sobie życie... puknijcie się w czoło... życie nie polega na napierdalaniu się, kłótniach, obrażaniu się wyzwiskami, kłamaniu, oszukiwaniu... życie polega na wymianie myśli... myśli są głosem sumienia, nie powinniśmy kombinować jak je tu przerobić. Człowiek jest naprawdę doskonale skonstruowany myśli są po to by o nich mówić. To jakie mamy myśli zależy od priorytetów w naszym życiu, od sensu naszego życia... Sens życia to coś w każdej chwili jest dla nas najważniejsze i nie ma innych rzeczy które byłby w stanie zbić nas z tropu...
Idiotą jest ten, który dostrzega profity z prawdy, a jednak usprawiedliwia sam przed sobą najmniejsze kłamstwo

Dlaczego mężczyźni nie rozmawiają o miłości?
- bo są okaleczeni emocjonalnie
- bo za to jacy są to uczucie omija ich szerokim łukiem
- bo tak naprawdę nigdy jej nie poczuli
- bo to tchórze, który wierzą w stereotypy i nie mają odwagi mówić o tym co tak naprawdę w życiu ważne
- bo to miękkie pizdy które wierzą w to, że facet powinien wstydzić się uczuć

Powodów jest więcej... te wymienione są na bazie mojego doświadczenia

http://www.youtube.com/watch?v=lJ_-2_smODI


Dużo mówisz o ludziach,a mało o sobie i Twoich relacjach z nimi i z Bogiem.Na jakich zasadach je budujesz i co konkretnie chcesz osiagnąć ,a co osiągasz?

Jest nikim innym jak miłością...

Rownie dobrze mozna powiedziec, ze bog jest nienawiscia, a tymczasem boga nic nie ogranicza, ani milosc ani nienawisc, zadne uczucia.. On jest ponad nie, a juz napewno ponad twoja marna miare.
mat mam nadzieję, że jest doskonalszy niż ja myślę i niż ty myślisz, niż wszyscy myślą... aczkolwiek dla wielu to w dalszym ciągu teren niezbadany... nie każdy jest w stanie wyobrazić sobie to w jaki sposób należy myśleć i co należy robić by dojść do doskonałości... mam nadzieję, że w ostatnim wpisie nie chciałeś mnie obrazić... bo przecież nawet mnie nie znasz... nie wiesz jaki jestem... a bardzo łatwo jest płytkim i powierzchownym stwierdzeniem komuś opinię spierdolić... Wiesz Mat Bóg jest Bogiem pewnie jakby chciał to mógłby nas wszystkich pozabijać... a jednak tego nie robi, gdyż wierzy w swoje możliwości a miłość daje mu o wiele więcej satysfakcji. Pozdrawiam, mam nadzieję, że kiedyś Cię dopadnie... w najmniej spodziewanym momencie

Szymonie swoje relacje z Bogiem buduję na kobietach... staram się je zrozumieć i zapewnić ich bezkres szczęścia... wiesz chce być taką maszyną, której żadna kobieta nie będzie mogła się oprzeć, wtedy będę miał wszystkich facetów w garści... bo tak naprawdę to kobieta jest dla faceta sensem życia... której w pełni nigdy nie zadowoli kiedy będzie miał na pieńku z Bogiem i swoim bezmyślnym zachowaniem w dalszym ciągu będzie innym życie pierdolił. Mając Boga za plecami, możesz mieć wszystko... wystarczy tylko, że wbrew temu co inni mówią będziesz chciał go poznać.... w ogóle to prowadzę blog... zainteresowanych zapraszam
http://malekszymon.pinger.pl


Bóg jest Kosmosem, Naturą. A relacje poprawisz poprzez życie zgodne z FAKTYCZNĄ rzeczywistością i jej zasadami funkcjonowania; szczególnie relacje ze sobą samym.
Bóg nie istnieje, natura jest losowaniem. Jest obojętne, co sobie na temat Boga wyobrazisz, jeśli będziesz mieć dobry humor dzięki temu.
malaavi, ty nie istniejesz, bo twoi starzy wylosowali sobie tak, że cię nie "wyprodukują".
Nie dziwi, że jesteś agresywny i osobę, która zauważa braki w Twoich wypowiedziach obrażasz. Ale bardzo mnie dziwi, że to, co serwujesz, masz za żarty dobre. Da się dociąć ciekawie drugiemu człowiekowi, a Ty serwujesz docinki naprawdę niskiej jakości. Za dużo myślałeś o bogu, a za mało o praktycznym chamstwie?
Sam zauważam te braki, na które ty wskazujesz. Ale raczej ty nie zauważasz braków w twoich wypowiedziach, na które ja wskazuję.
Masz racje, są przydługie.
Tak.. A reszta jest milczeniem.. Oj, przepraszam- matematyką.
W sumie, każdy buduje sobie światopogląd według własnego upodobania.

Nikt nie wie nie tylko, czy istnieje jakaś Istota Najwyższa i jeśli istnieje, to jaka ona jest; nikt nie wie nawet, czy istnieje ktokolwiek poza nim samym, ani co poza jego chwilowym wrażeniem dzieje się "gdziekolwiek" i "kiedykolwiek" (użyłem cudzysłowów, bo nikt nie wie też, co - poza jego wyobrażeniem - znaczy "miejsce" i "czas"). Co nam na co dzień w niczym nie przeszkadza - po prostu śmiało traktujemy swoje chwilowe wrażenia na serio, podchodzimy do siebie poważnie, wierzymy z praktycznie dostatecznie dużą i dostatecznie małą siłą we własne zdolności do rozpoznawania i do decydowania. I tylko czasami zastanawiamy się właśnie: jakie jest to czy owo "na prawdę". Co w praktyce znaczy tylko i wyłącznie: "jaka byłaby dla mnie konsekwencja, gdyby TO było takie, a nie inne". Dla "mnie", bo nawet jeśli myślimy o jakiejś dalekiej przyszłości czy przeszłości i/lub odległym miejscu, to wyobrażamy sobie siebie jako obserwatora i oceniamy to z własnego punktu widzenia (choćbyśmy starali się przy tym "wejść w inną skórę").

Mówiąc "Bóg jest miłością" deklarujemy więc przekonanie, że gdyby dane by nam było mieć z Bogiem do czynienia (bo niekoniecznie musimy przy tym twierdzić, że istnieje), to byłoby to dla nas ekstremalnie korzystne. Odwrotnie: mówiąc "Bóg jest nienawiścią" deklarujemy przekonanie, że dyby dane by nam było mieć z Bogiem do czynienia , to byłoby to dla nas ekstremalnie niekorzystne. Stwierdzenie "nie wiem, czy i jaki jest Bóg" nie ma tu nic do rzeczy, bo tego i tak nit z nas nie wie. Ważne jest, jakie możliwości przyjmujemy i dlaczego. Dotyczy to nie tylko Boga, ale w ogóle całego stosunku do świata, w tym do siebie samego.
Otóż to: ja zastanawiam się dość często jakie to wszystko jest NAPRAWDĘ, a nie tylko czy mi się dobrze WYDAJE, jakie to jest. Ale nie myślę wtedy wyłącznie o konsekwencjach dla mnie. Wydaje mi się, że mało istotne dla mnie jest czy poznanie prawdy dawałoby mi poczucie, iż należę do jedynego tak wyjątkowego gatunku we wszechświecie, czy odwrotnie- dawałoby mi poczucie, iż jestem błędem i pomyłką Natury (Boga) albo przypadkiem, zupełnie zbędnym we wszechświecie.
Myślę też, że wyobrażając zawsze siebie jako obserwatora, stawiamy proces obserwacji na "przegranej pozycji"- bo człowieka zwodzą często jego własne zmysły, jego sposób rozumowania, również jego odczucia, a także aparatura badawcza [choć ta w mniejszym stopniu].
Tak więc właściwe byłoby "wchodzenie w inną skórę"- lecz wtedy raczej ograniczylibyśmy się do fantazji, przypuszczeń i domysłów, z kolei. O czym wujzboj chyba właśnie dość często wspomina.
A czy w kolejnym akapicie wujzboj sugeruje, że jedynym kryterium oceny czegokolwiek dostępnym człowiekowi jest kryterium własnych korzyści?
Problem w tym, że tak czy owak wynikiem tego zastanawiania się może być jedynie kolejne "wydaje mi się".

Oczywiście, można sobie wymyślać różne miłe i niemiłe hipotezy. Ale skoro są one niesprawdzalne w żaden absolutny sposób i jedynym kryterium weryfikacji jesteś ty sam, to powiedz mi, po co przejmować się tym, że można i niemiłe hipotezy stawiać? Zauważ, że takie hipotezy są zawsze przynajmniej o jeden stopień MNIEJ spójne z doświadczeniem: mniej harmonizują z tobą. Gdyby bowiem bardziej harmonizowały, to byłyby dla ciebie milsze (ex definitione).

W tym sensie, jedynym kryterium dostępnym człowiekowi jest kryterium własnych korzyści. Tak, to niebezpieczne - ale życie ma do siebie to, że jest niebezpieczne. A dobra strona tego wszystkiego jest tak, w końcu prowadzi człowieka do takiego świata, na jaki sam sobie zasłużył całym sobą. Jak by nie było, jest to sprawiedliwe, sprawiedliwiej się nie da

W tym sensie, jedynym kryterium dostępnym człowiekowi jest kryterium własnych korzyści. Tak, to niebezpieczne - ale życie ma do siebie to, że jest niebezpieczne. A dobra strona tego wszystkiego jest tak, w końcu prowadzi człowieka do takiego świata, na jaki sam sobie zasłużył całym sobą. Jak by nie było, jest to sprawiedliwe, sprawiedliwiej się nie da.
Problem w tym, że tak czy owak wynikiem tego zastanawiania się może być jedynie kolejne "wydaje mi się". Z tym zgadzam się całkowicie.
Ale właśnie problem mam z potwierdzaniem spostrzeżeń, odkryć. Ponieważ, moim zdaniem, nie jest nam dostępny sposób ani technika weryfikowania czegokolwiek w absolutny sposób.
Bo czy to, że spostrzeżenia, obserwacji dokona nie jedna osoba, a np. tysiąc, lub że kilkaset przyrządów pomiarowych zwróci bardzo podobny wynik- czy to na pewno jest już warunek wystarczający, aby dana obserwacja, odkrycie, jak również objaśniająca je teoria naukowa, były uznane za pewne i "prawdziwie" tłumaczące każde zdarzenie danego rodzaju?
Poza tym, badając jakieś obiekty, procesy, możemy jedynie INTERPRETOWAĆ ich OBJAWY. Aby spróbować poznać i zrozumieć "od podszewki" należałoby dany proces przeprowadzić eksperymentalnie od podstaw lub dany obiekt stworzyć od podstaw, z najmniejszych "cegiełek"- tak jak prawdopodobnie robi to Natura.
A instrumenty badawcze, urządzenia pomiarowe są konstruowane pod pewne założenia i oczekiwane wyniki. Tak więc rejestrują dany fragment procesu, a raczej sam wynik "końcowy"- "mówiąc" niewiele, albo prawie nic o początkach i przyczynach danego procesu.
Poza tym wchodzą w interakcję z obiektem badanym, co również "zakłóca" ten obiekt.
No i jeszcze następna kwestia właśnie INTERPRETOWANIA wyników przez "czynnik ludzki".
I tym, raczej nieoptymistycznym akcentem, zakończę ten post..
Odkrycia czy spostrzeżenia nie tylko nie mogą, ale - co ważniejsze - wcale nie muszą być weryfikowane w absolutny sposób. One mogą - i powinny - być weryfikowane pragmatycznie: trzeba sprawdzać, czy nadają się do tego celu, do jakiego nadawać się wydają. Co w sumie sprowadza się do szacowania obszaru w miarę bezpiecznego ich stosowania.

Nie ma tu więc nic nieoptymistycznego.
Wolałbym chyba najstraszniejszą i najbardziej nie do "ogarnięcia" Prawdę, niż bezpieczny [w miarę] utylitaryzm szkiełka i oka.
Jak możesz woleć coś, co jest na tyle niezrozumiale, że nawet nie wiadomo, co miałoby znaczyć, że to jest Prawda, albo co miałoby znaczyć, że się to woli?
Dobrze- ujmę to inaczej. Chciałbym znać choćby fragment Rzeczywistości w taki sposób, w jaki zna go sama Natura (lub, powiedzmy, Bóg- jeśli ktoś woli to określenie). I dobrze, gdyby było to dla mnie zrozumiałe. Lecz jeśli by nie było wcale zrozumiałe, to możliwe, że same doznania zmysłowe lub emocjonalne byłyby już sporą "gratyfikacją" dla mnie.

W sumie, każdy buduje sobie światopogląd według własnego upodobania.

Nikt nie wie nie tylko, czy istnieje jakaś Istota Najwyższa i jeśli istnieje, to jaka ona jest; nikt nie wie nawet, czy istnieje ktokolwiek poza nim samym, ani co poza jego chwilowym wrażeniem dzieje się "gdziekolwiek" i "kiedykolwiek" (użyłem cudzysłowów, bo nikt nie wie też, co - poza jego wyobrażeniem - znaczy "miejsce" i "czas"). Co nam na co dzień w niczym nie przeszkadza - po prostu śmiało traktujemy swoje chwilowe wrażenia na serio, podchodzimy do siebie poważnie, wierzymy z praktycznie dostatecznie dużą i dostatecznie małą siłą we własne zdolności do rozpoznawania i do decydowania. I tylko czasami zastanawiamy się właśnie: jakie jest to czy owo "na prawdę". Co w praktyce znaczy tylko i wyłącznie: "jaka byłaby dla mnie konsekwencja, gdyby TO było takie, a nie inne". Dla "mnie", bo nawet jeśli myślimy o jakiejś dalekiej przyszłości czy przeszłości i/lub odległym miejscu, to wyobrażamy sobie siebie jako obserwatora i oceniamy to z własnego punktu widzenia (choćbyśmy starali się przy tym "wejść w inną skórę").



Po pierwsze są ludzie, którzy budują sobie światopogląd w oparciu o badanie świata. Niejednokrotnie dochodzą do wniosków, do których dojść nie chcieli, na przykład Hilbert zaakceptował częściową katastrofę swojego programu.
Można zatem tworzyć światopogląd przez upodobanie w intelektualnej uczciwości, wtedy przyjmie się i wnioski, których się nie lubi, a można tworzyć światopogląd tylko z tych wniosków, które są wygodne. Jest to wyraźna jakościowa różnica mimo tego, że oczywiście i w tym pierwszym przypadku istnieją założenia metafizyczne, kategorie językowe i wszystko, co nam utrudnia dotarcie do sedna spraw.

Po drugie piszesz o Istocie Najwyższej. Najwyższa, czyli zapewne chodzi o element największy w sensie jakiegoś porządku.
Widzisz, zasadne jest pytać o istnienie istot wyższych (z doprecyzowaniem porządku). Na przykład o istnienie w kosmosie strongmenów lepszych od najlepszych ziemskich strongmenów albo piwoszy więcej piwa pijących niż najwięcej pijący ziemscy piwosze. Jeśli jakaś cecha jest nam znana, jakiś jej poziom też, to zazwyczaj nie stanowi problemu wyobrażenie, że inny osobnik tę cechę ma na jeszcze wyższym poziomie. Można sobie wyobrażać kogoś, kto czyta szybciej niż ludzie, kto szybciej biega (gepard, o), kto więcej kolorów rozróżnia, etc etc.

Nie znaczy to natomiast, że pozostaje sensowne podniesienie umiejętności postulowanego bytu aż do granicy. Czyta tak szybko, że już nie potrzebuje na to dodatniego czasu, biega tak szybko, że ani prędkość światła go nie ogranicza, pije tak dużo, że ani tyle materii we wszechświecie nie ma. Można te "cechy" opisać takim udawanym opisem, ale one są nonsensowne. Czyli znane nam pojęcia w granicy przestają znaczyć. Nieskończona prędkość, dla przykładu, nic nie znaczy. Możemy podawać liczby coraz większe, możemy przewróconą ósemką zaznaczyć fakt, że niezależnie od wybranej liczby znak nierówności się nie zmieni, ale powiedzieć "nieskończona prędkość" to oprzeć się nie na wiedzy o prędkości, ale na niewiedzy, na niezdolności ludzi do wyobrażenia sobie zjawisk przy prędkościach bliskich c, a co dopiero dowolnie "rosnących powyżej c".

Powiedzieć "istota najwyższa" to po pierwsze niedoprecyzować, w czym ta najwyższość się przejawia, czy w piciu piwa czy w noszeniu beczek.

hihi, tak mi się jeszcze pomyślało, w sensie jakich porządków bóg chrześcijański jest elementem największym. Na przykład:
- dokonał największej liczby aborcji w historii, wstrętny morderca dzieci nienarodzonych, taki bóg to "podstawa cywilizacji śmierci", to on nas nauczył, że w ogóle da się dziecko zabić w łonie matki!
- zakładając, że zdrowe wychowanie w normalnej katolickiej heteroseksualnej rodzinie bez dostępu do unijnych lewackich laickich liberalnych propagandowych homoseksualnych treści nie skutkowałoby wychowaniem homoseksualisty, bóg wpłynął na ok 5% dzieci i je skaził homoseksualizmem, zachował się więc gorzej niż to całe lewactwo, które teraz demoralizuje dzieci ludziom. To ten bóg spowodował, że się teraz ci biedni homoseksualiści parzą bez miłości, czyż nie?

Po drugie powiedzieć "istota najwyższa" to często nie tylko szukać obiektu wśród tych skończenie wielu w kosmosie, ale jeszcze postulować absolutność, czyli przejście do granicy, stąd zapewne wielka litera ("Istota Najwyższa"), bo "istota najwyższa" małą literą to tylko nazwa złożona wskazująca na jeden (a może być więcej) byt we wszechświecie, największy w sensie jakichś porządków.
Istota Najwyższa to już istota absolutnie, zawsze, w każdym sensie najwyższa, to już jest przejście do granicy, taka istota na pewno więcej płodów zabija niż w ogóle jest do zabicia, więcej piwa pije niż jest do wypicia. Robi to tak szybko, że nie mija czas etc etc.
Ot, to tylko przemyt nonsensów.

są ludzie, którzy budują sobie światopogląd w oparciu o badanie świata
Można zatem tworzyć światopogląd przez upodobanie w intelektualnej uczciwości...
...wtedy przyjmie się i wnioski, których się nie lubi, a można tworzyć światopogląd tylko z tych wniosków, które są wygodne.
Po drugie piszesz o Istocie Najwyższej. Najwyższa, czyli zapewne chodzi o element największy w sensie jakiegoś porządku.
Widzisz, zasadne jest pytać o istnienie istot wyższych (z doprecyzowaniem porządku).
Nie znaczy to natomiast, że pozostaje sensowne podniesienie umiejętności postulowanego bytu aż do granicy.
hihi, tak mi się jeszcze pomyślało, w sensie jakich porządków bóg chrześcijański jest elementem największym. Na przykład:
- dokonał największej liczby aborcji w historii, wstrętny morderca dzieci nienarodzonych, taki bóg to "podstawa cywilizacji śmierci", to on nas nauczył, że w ogóle da się dziecko zabić w łonie matki!
- zakładając, że zdrowe wychowanie w normalnej katolickiej heteroseksualnej rodzinie bez dostępu do unijnych lewackich laickich liberalnych propagandowych homoseksualnych treści nie skutkowałoby wychowaniem homoseksualisty, bóg wpłynął na ok 5% dzieci i je skaził homoseksualizmem, zachował się więc gorzej niż to całe lewactwo, które teraz demoralizuje dzieci ludziom. To ten bóg spowodował, że się teraz ci biedni homoseksualiści parzą bez miłości, czyż nie?

I tutaj słusznie użyłeś małej litery, bo fragment ten odnosi się jawnie do czynności przypisywanych nie Bogu, a jednemu z bogów, w tym przypadku bogowi Jahwe sterującemu ze swojego tronu w taki czy inny sposób wydarzeniami na tym łez padole.

Nawiasem mówiąc, myślałem, że tezę o największej ilości aborcji uzasadnisz rachunkiem opartym na fakcie, że zapłodnione jajeczko ma większe szanse obumrzeć po mniejszej lub większej ilości podziałów, niż opuścić organizm matki w formie noworodka.

Jak możesz woleć coś, co jest na tyle niezrozumiale, że nawet nie wiadomo, co miałoby znaczyć, że to jest Prawda, albo co miałoby znaczyć, że się to woli?
Dobrze- ujmę to inaczej. Chciałbym znać choćby fragment Rzeczywistości w taki sposób, w jaki zna go sama Natura (lub, powiedzmy, Bóg- jeśli ktoś woli to określenie). I dobrze, gdyby było to dla mnie zrozumiałe. Lecz jeśli by nie było wcale zrozumiałe, to możliwe, że same doznania zmysłowe lub emocjonalne byłyby już sporą "gratyfikacją" dla mnie.
W ten sposób znasz swoje "jestem".

Więcej tak czy owak nie znasz, bo wszystko, co ci jest dostępne, to stany twojego "jestem". To wiesz. Cała reszta jest spekulacją. Spekulacją czynioną na bazie stanów, w których twoje "jestem" się znajduje i znajdowało i do których to stanów możesz sięgnąć pamięcią (co i tak w sumie sprowadza się do aktualnego stanu - zabawne, prawda?).

Nie masz innego racjonalnego wyjścia, jak tylko przyjąć, że patrząc w ten sposób nie ulegasz złudzeniu.

W tym momencie warto się zastanowić, co w takiej sytuacji znaczyć może "ulegać złudzeniu" lub "nie ulegać złudzeniu"!

Jak myślisz, co mogą te wyrażenia znaczyć, gdy wypada użyć je na tak podstawowym poziomie rozważań o poznaniu?

Nie masz innego racjonalnego wyjścia, jak tylko przyjąć, że patrząc w ten sposób nie ulegasz złudzeniu.
W tym momencie warto się zastanowić, co w takiej sytuacji znaczyć może "ulegać złudzeniu" lub "nie ulegać złudzeniu"!
Jak myślisz, co mogą te wyrażenia znaczyć, gdy wypada użyć je na tak podstawowym poziomie rozważań o poznaniu?
Myślę, że "ulegać złudzeniu" oznacza, na podstawowym poziomie, interpretować. A ponieważ chyba każda świadomość- a na pewno ta ludzka- INTERPRETUJE Rzeczywistość, dlatego żadna świadomość nie jest w stanie poznać czystej Prawdy o Rzeczywistości. Inaczej: Prawda absolutna może być tylko nieświadoma i z nieświadomości wynikać. Tak jak najbardziej podstawowa Wola KAŻDEGO bytu, np. fermionu lub bozonu, jest zupełnie nieświadomym popędem aby się przejawiać, aby oddziaływać, aby zachwiać "śmiertelną" równowagą Natury.
tak, nie ma gwarancji, że się nie mylisz. Ale tak po prostu jest. Świat to nie przedszkole, w którym pani przedszkolanka wie wszystko i poda ci rękę, gdy się pomylisz. Tu musisz liczyć na siebie i nie bać się tego, że jesteś omylny.

To raz. A po drugie: to wcale nie jest takie straszne. Bo o ile świat nie robi ciebie celowo w konia, o tyle SŁUSZNIE robisz, ufając sobie. Nie tylko dlatego robisz słusznie, że alternatywą jest kompletne szaleństwo, lecz także dlatego robisz słusznie, że takie podejście, jeśli konsekwentnie stosowane, doprowadzi cię lepiej niż jakiekolwiek inne do tego, czego szukasz. Bo przecież nie jesteś idiotą i KORYGUJESZ swoje błędy. A jeśli świat cię nie okłamuje celowo, to jesteś w stanie swoje błędy rozpoznać. Nie ze stuprocentową dokładnością, czyli proces poznawczy wymaga CZASU i do ideału zapewne nie dotrzesz (o ile Boga nie ma), ale jednak, o ile będziesz uczciwy i konsekwentny, pod koniec znajdziesz się bliżej celu, niż byłeś na początku swojej drogi.

Ulegać złudzeniu to nie interpretować, lecz interpretować tak, że skutkiem tej interpretacji będzie DZIAŁANIE prowadzące cię nie tam, gdzie iść zamierzałeś.

(Woli bytu, nieświadomej prawdy i innych takich pozwolę sobie już nie komentować, żeby nie rozpraszać się wciąż na tym samym )

Ulegać złudzeniu to nie interpretować, lecz interpretować tak, że skutkiem tej interpretacji będzie DZIAŁANIE prowadzące cię nie tam, gdzie iść zamierzałeś. Mam to rozumieć tak, że nawet jeśli ulegam złudzeniu, to- o ile mam w tym złudzeniu jakiś "przyzwoity" i dobry dla mnie cel oraz odnajduję własny sens- mam "prawo" działać "wedle" tego złudzenia??
Na ile cię dobrze rozumiałem w innych twoich wypowiedziach, to- tak. Bo sugerowałeś, że właściwie każdy może żyć jedynie w pewnej własnej "ułudzie", wyobrażeniu. I, o ile jest to "dobre", dające osobiste [nie tylko?] szczęście, to wszystko jest all right, am i right? ;)
Co to jest złudzenie, Piotrze?

Co miałoby znaczyć, że fruwa nad tobą gigantyczny niebieski słoń, ale taki niepostrzegalny i niemający absolutnie żadnego wpływu na nic, o czym kiedykolwiek mógłbyś się dowiedzieć? Jaki sens ma utrzymywanie, że ulegasz złudzeniu, gdy widzisz nad sobą bezsłoniowe niebo (kiedy w rzeczywistości znajduje się tam wprost nad tobą wspomniany słoń i tak naprawdę to on przesłania ci światło słoneczne, tylko że tego się nie da zauważyć, bo ulegasz złudzeniu, że widzisz)? Jaki to ma sens, jeśli korzystając z tego, co widzisz (w złudnym świetle), idziesz przed siebie i nie potykasz się, nie wpadasz na nic i na nikogo, siadasz na krześle a nie obok krzesła, nalewasz wodę do szklanki a nie na spodnie, a nawet możesz ogolić komuś brzytwą brodę i go przy tym nie zarżnąć?

Pojęcia mają sens, jeśli są osadzone w doświadczeniu. Jak najszerzej pojętym, ale jednak doświadczeniu.

Innymi słowy: jeśli coś wygląda jak kaczka, chodzi jak kaczka i kwacze jak kaczka, to jest to kaczka. KACZKA, a nie złudzenie zwane kaczką. dnia Pon 1:03, 08 Wrz 2014, w całości zmieniany 1 raz
wujuzboju, bój się boga [albo nie, chyba raczej nie trzeba.. chociaż może..]!
Może jeszcze nie jestem bogiem, a co najwyżej imitacją Szatana- chociaż po przeprowadzeniu Planu Dopełnienia Ludzkości, wszyscy będziemy znów evangelionami, jak nasz praprzodek Adam Kadmon. Bla, bla, bla.. Ale przynajmniej wiem, jak bóg myśli [a to Coś w ogóle myśli??]. Otóż bóg, który zamieszał bebechy wiecznie uśpionej natury, i poprzez to energia się Wielce ZWybuchowała- ten bóg myśli: Ano, pierdzielnąłem gdzieś trochę zamieszania i jakiś śmieszny wszechświat się utworzył; a potem gdzieś się wytworzyło takie "nieszczęście" jak człowiek. Ale tenże człowiek jest na tyle ograniczony i durny, że wydaje mu się że coś wie, chociaż nawet sokół widzi od niego lepiej, pies lepiej czuje, i t. p. Ale człowiek MA ŚWIADOMOŚĆ- czyli ZŁUDZENIE SIEBIE oraz świata.
Jeśli byś kiedyś spotkał boga, to ten nie zrozumie cię, jeśli opowiesz mu o kaczce. Bo dla niego [oraz dla natury] to jest nic nie znacząca garstka materii- jak wszystko inne [choć prawdopodobnie materia to tylko część składowa multiwszechświata].
A jeśli by tego słonia z twego przykładu, Jarku, zastąpić ciemną energią albo energią próżni. Prawie w żaden sposób NIE MOŻESZ tych zjawisk DOŚWIADCZYĆ- istnieją głównie tylko we wzorach i- jak na razie- niesprawdzalnych teoriach. Ale, mimo to, jest całkiem prawdopodobne, że mają ogromny wpływ na cały nasz Wszechświat [może nie tylko], a więc na ciebie i na mnie również. I jest również prawdopodobne, że dzięki fluktuacjom kwantowym- których chyba nie doświadczasz, przynajmniej w codziennym życiu, hm?- w ogóle istniejemy, podobnie jak cała "zwykła" materia w tym Wszechświecie.
Więc, jeśli coś wg ciebie jest kaczką, to nie musi nią być dla kosmity, albo nawet dla eskimosa, a tym bardziej dla boga. Nie mówiąc już o mnie.

Sorry za nieco żartobliwy i może uszczypliwy ton tego postu. Ale to, co powyżej napisałem, to nie jest tylko żart.