ďťż

Wychowanie religijne

Baza znalezionych fraz

polsk riksdag

Witam,

Chciałbym z wami poruszyć temat wychowania religijnego. Samo wychowanie jest bardzo istotnym procesem w naszym. Nie wnikając bardzo szczegółowo nad def. Wychowania (bo różnią się na przestrzeni lat zarówno pod względem metod, celów, jak i usytuowania roli wychowanka i wychowawcy względem siebie), to wychowanie jest wydobywaniem z człowieka tego co w nim najlepsze, a także jest kształtowaniem pewnych uczuć, postaw, dążeń… Wychowanie wkracza w różne sfery, jedną z takich jest wychowanie religijne. Ostatnio zacząłem się zastanawiać nad kontrowersjami w wychowaniu religijnym, czy w ogóle, jakie poważne istnieją ?

Wychowanie religijne na pewno ma na celu wprowadzić dziecko w świat wiary, czy kształtować charakter moralny, ma pomagać budować osobistą, indywidualną relację z Bogiem. Czy jest coś w tym złego ? dlaczego tak wielu uważa, ze wychowanie w duchu religijnym jest „złe” ? bo się robi wodę z „mózgu” dzieciom ? to o to chodzi ? bo ja myślę, zę właśnie wychowanie religijne uczy dziecko, a raczej utwierdza, że świat jest pełen tajemnic, uczy „być” ponad „mieć”….

co sądzicie o wychowaniu religijnym ? człowiek wychowany w duchu Religii jest gorszy od kogoś, kto wychował się w duchu wychowania pozbawionego elementów religijnych ? czy w ogóle takie wychowanie jest możliwe ?



Myślę, że ważną i niezmiernie trudną zarazem rzeczą, jaką trzeba sobie uświadomić, stając przed zadaniem wychowywania dziecka, jest to, że nie jest jego rolą życiowym kontynuacja naszego życia, a nauczenie się życia po swojemu. Stąd też nie są najlepszą metodą nakazy i zakazy (rzecz jasna te też są konieczne w pewnym stopniu) ale przykład, z którego dziecko - bądź co bądź istota społeczna - w pewnym stopniu skorzysta.

I tutaj mam pytanie do Ciebie, co rozumiesz przez wychowanie religijne? Bo jest wielu rodziców, którzy ciągną dzieci do kościoła na siłę, bo jest taka tradycja w rodzinie z dziada pradziada, a następnie piorą dzieci po tyłkach za to, że nie stoją grzecznie przez godzinę i nie słuchają rzeczy, których, nie oszukujmy się! kilkuletnie dziecko nie rozumie. Czy to jest wychowanie religijne? Może najpierw powinniśmy sobie odpowiedzieć na pytanie czym jest w ogóle religijność?
Na początku, dzięki za zainteresowanie tematem

Możemy pójść za literaturą z zakresu pedagogiki i przyjąć, zę wychowanie religijne to system wychowawczy oparty na założeniach danej religii, jakiegoś wyznania.

A co ja rozumiem przez w.religijne ? Wiem, że wiara w życiu człowieka stanowi nieodłączny element w jego życiu, jest sposobem patrzenia na świat(każdy w coś wierzy, bez względu na światopogląd) i wych. religijne jest jedną z dróg do odkrywania świata transcendentalnego ( w zależności od tradycji danej religii te metody się różnią, ale jest wspólny cel). Wychowanie w duchu religijnym jest przekazywaniem doświadczenia o Bogu. Osobiście jestem za tym, że prawidłowe wychowanie religijne uczy postrzegania świta jako niesamowitej zagadki, ale może być też tak, zę uczy zamknięcia się na inne drogi do szukania "prawdy" o tym świecie...

jestem też ciekaw, jak wygląda wychowanie laickie, w formie ateistycznej
A byłeś tak wychowany, albo wychowałeś tak kogoś?
Co to jest doświadczenie transcendentalne i czym się ono różni od tego, co na ogół zwiemy "życiem"?
Czy masz/miałeś/będziesz miał takie doświadczenie? Jeśli tak, to czy uzyskałeś/uzyskujesz/uzyskasz je dzięki praktykom religijnym?


Co to jest doświadczenie transcendentalne i czym się ono różni od tego, co na ogół zwiemy "życiem"?

To poczucie, zę oprócz świata fizycznego istnieje świat "ponad naturalny"
Na tym co widzimy i co wiemy, świat się nie kończy...
po co pytanie czym się różni ? co to wnosi ? w czym to posuwa dyskuje do przodu ?

Czy masz/miałeś/będziesz miał takie doświadczenie? Jeśli tak, to czy uzyskałeś/uzyskujesz/uzyskasz je dzięki praktykom religijnym?

cały czas mam poczucie, zę oprócz świata czysto fizycznego istnieje "coś" jeszcze... a wynika z praktyk religijnych i niegasnącym podziwem bogactw wszechświata.

Co to jest doświadczenie transcendentalne i czym się ono różni od tego, co na ogół zwiemy "życiem"?

To poczucie, zę oprócz świata fizycznego istnieje świat "ponad naturalny"
Na tym co widzimy i co wiemy, świat się nie kończy...
po co pytanie czym się różni ? co to wnosi ? w czym to posuwa dyskuje do przodu ?

A byłeś tak wychowany, albo wychowałeś tak kogoś?

Czy masz/miałeś/będziesz miał takie doświadczenie? Jeśli tak, to czy uzyskałeś/uzyskujesz/uzyskasz je dzięki praktykom religijnym?

cały czas mam poczucie, zę oprócz świata czysto fizycznego istnieje "coś" jeszcze... a wynika z praktyk religijnych i niegasnącym podziwem bogactw wszechświata.


Skąd wiesz, że wynika z praktyk religijnych?

Wydaje mi się, że centralnym pojęciem w tej dyskusji jest to, co nazwałeś "doświadczeniem transcendentalnym", "doświadczeniem o Bogu"; że na tym opiera się religia.

Wydaje mi się również, że dokonałeś "błędnego" podziału- wychowania religijnego obok laickiego, w formie ateistycznej.

Tymczasem znacznie sensowniejszym, bezpośrednim, trafiającym w sedno problemu, jasno pokazującym jakościowe różnice, byłby podział wychowania na wychowanie dostarczające "doświadczenie transcendentalne" ("doświadczenie o Bogu") oraz doświadczenie nie dostarczające takiego doświadczenia.

Jeśli dokona się podziału w ten sposób, to będzie jasne, o co nam chodzi w wychowaniu.
Nie wiem, jak ty, ale mi się wydaje, że nie jest istotne, czy wychowa się dziecko w tradycji religijnej lub bez niej, lecz... i tu znów problem komunikatu, ponieważ nie zdefiniowałeś, co masz na myśli, pisząc "religia", "religijne", dając przez to, co najmniej mi, "pole do popisu", jeśli chodzi o interpretacje tego, o czym tutaj jest mowa.

Kontynuując, wydaje mi się, że istotne jest to, czy wychowanie prowadzi do tego doświadczenia "ponad", czy też nie, a nie jest istotne to, czy dokonuje się to w tradycji religijnej, czy też bez niej.

Nie ma znaczenia, czy powie się dziecku: "Jest jeden Bóg!", czy też: "Boga nie ma", ponieważ nie zmienia to "stanu faktycznego". Jest to wynikiem tego, że każdy komunikat słowny wywołuje w człowieku skojarzenia i interpretacje, indywidualne, uwarunkowane, inne dla każdego z osobna, które to skojarzenia i interpretacje niejako "wracają" do wcześniejszych wrażeń i doświadczeń, zebranych przez "pojazd" lub to, co na ogół zwiemy człowiekiem lub ciałem, tworząc jedyną w swoim rodzaju narrację. Różnica jakościowa nie leży w słowach, a w doświadczeniu, jeśli w ogóle takowa różnica istnieje. Doświadczenie nie ma ideologii. Nie jest przypisane określonym podziałom, etykietom, słowom. Dlatego twierdzę, że nie ma wychowania religijnego i laickiego, ateistycznego. Taki podział byłby problematyczny, ponieważ, zgodnie z moją interpretacją słów użytych w tym wątku, religijne wychowanie to takie, gdzie dziecko uczy się modlitw/tantry/koanów/sutr/medytacji/dowolnej innej praktyki oraz teorii, w czasie gdy ateistyczne to takie, gdzie dziecka tego się nie uczy. Wydaje mi się, że "mniej więcej" tak rozumiesz te pojęcia. Przy takim rozumieniu tych pojęć faktycznie taki podział nie ma sensu, ponieważ obecność którejś ze wspomnianych praktyk i teorii nie jest jednoznaczne z obecnością czy wytwarzaniem doświadczenia "ponad", doświadczenia "transcendentalnego", "doświadczenia o Bogu", oraz brak takowych praktyk i teorii nie wyklucza takiego doświadczenia. Wnoszę to po moich doświadczeniach z tym, co nazywane jest "religią katolicką", gdzie, pomimo, a może właśnie przez, nadgorliwość i skrupulanckie sumienie żadnego Boga nie doświadczyłem, a najciekawszym momentem było zrezygnowanie z kontynuowania religijnych praktyk i w ogóle wiary, wiary w sensie posiadania określonych wyobrażeń i myśli o świecie, które to wyobrażenia i myśli porzuciłem lub zamieniłem, a ujmując precyzyjniej, być może one zamieniły się same, tak jak krew i inne soki, i substancje w organizmie ulegają zmianom i to nie ja robię, a się dzieje, ale tylko w kwestii formalnej, z potrzeb językowych dla potrzeb komunikacji, piszę, że to ja. Stąd właśnie, z własnego doświadczenia wnoszę, że "wychowanie religijne", pomimo, że go nie otrzymałem od rodziców, a sam sobie fundowałem, niejako na przekór otoczeniu czy też, pomimo niego, to puste słowa, tak jak puste są praktyki i teoria, przynajmniej tej religii, o której piszę. Najuczciwiej jednak byłoby chyba napisać, że religii na świecie obecnie mamy ponad 7 miliardów odmian, jeśli takie informacje o liczbie ludności na planecie Ziemia są prawdziwe. Takie ujęcie uwzględnia informacje z dziedziny psychologii, socjologii, antropologii. I jest w końcu zdrowym ujęciem i sformułowaniem, ponieważ religia nie jest jakimś bytem, który podpina do siebie, albo do którego podpinają się ludzie. Religia jest w głowach ludzi. Dlatego co najmniej ponad 7 miliardów religii, ponieważ co najmniej 1 religia na człowieka, bazując na to, że zgadzamy się w kwestii, że "każdy w coś wierzy" oraz "nie da się w nic nie wierzyć". I bazując na wspomnianych danych naukowych, które mówią nam o tym, że każdy człowiek jest jedyny w swoim rodzaju, jest unikalnym tworem, ma jedyne w swoim rodzaju uwarunkowanie, stąd i jego religia jest unikalna, ponieważ jego interpretacje i doświadczenia są unikalne. Nie ma jednej religii katolickiej, jednego buddyzmu tybetańskiego, jednego kalwinizmu, jednego ateizmu, itd. tego NIGDZIE NIE MA. To jest tylko tak napisane, tylko można odnieść takie wrażenie.

Moja wypowiedź może wynika też w jakimś sensie z tego, że wydaje mi się, iż człowiek jest niejednorodną rzeczą, nie jest jedną niezmienną całością, przeto potrafi w przeciągu lat, miesięcy, dni, godzin, a nawet minut, zmienić swoją opinię, swoją wypowiedź, swoją myśl na przeciwną lub zupełnie nie odnoszącą się do poprzedniej, która była tak samo "jego" opinią, wypowiedzią czy myślą tak jak ta aktualnie przeżywana. Stąd też moje wątpliwości co tego, co nazywasz "doświadczeniem transcendentalnym", i o którym mówisz w kontekście osiągania ów doświadczenia dzięki praktyce religijnej. Otóż według mojego mniemania, człowiek potrafi sobie wyobrażać, że jakaś "praktyka religijna" jest "narzędziem", dzięki któremu doświadcza on Boga czy czegoś "ponad". Na przykład ja, weźmy przykład mojej wiary, a przynajmniej tego, co ja w swoich myślach przypinam do określenia "wiara". Teraz, kiedy piszę to, wyobrażam sobie, że siedzenie w zazen daje mi pewne pozytywne doznania, doznanie spokoju, wyciszenia, równowagi, czy posiadania kontroli, bezpieczeństwa. Kiedy jednak siądę w zazen, będę sobie wyobrażał, że ów siedzenie w zazen, daje mi pewne pozytywne doznania, doznanie spokoju, wyciszenia, równowagi, czy posiadania kontroli, bezpieczeństwa. Jestem ciekaw, czy uchwyciłeś, o czym piszę? Chyba sami sobie wizualizujemy, wyobrażamy stany "ponad", tak jak np. przyjmowałem opłatek w kościele do ust, i z automatu dziękowałem, "modliłem się", to jest, "powtarzałem w głowie" określone słowa i chyba jakby sam wywoływałem w sobie nastrój, określone odczucia. To nie Jezus Chrystus ani żadne doświadczenie "ponad". To procesy w ciele, w głowie. Ale wiara ma to do siebie, że na wierze polega, stąd sama jakość doświadczenia i doświadczenie samo w sobie mnie nie zajmowało, zajmowała mnie wiara, jak ślepy pęd, który do dzisiaj mną kieruje, i tylko zmienia formy.

Mimo wszystko jednak też chyba miewam swoje odczucia czy intuicje co tego, co można nazwać "ponad", istnienie "czegoś" jeszcze. Zmieniła się może jednak ocena tego, "gdzie" to jest, i "kiedy", i "jak" to osiągnąć. Jednak nadal są to może już nawykowe, cyklicznie zdarzające się odczucia, ale jedynie odczucia. A to jest nadal mało, jak dla mnie. Użycie słowa"odczucia" sugeruje, że nie jest to twoją stałą naturą, że jest jakiś "zwykły" ty i "to coś", czym nie jesteś, ale masz nadzieję, że kiedyś będziesz.
I szczerze, to jeśli chodzi o doświadczenia "transcendentalne", to chyba prędzej uzyskać takie dzięki substancjom, roślinom,nasionom i grzybom zwanym psychodelikami, aniżeli dzięki wizytą w kościele na nieszporach, lub życiu wizją dozgonnego odwiedzania konfesjonału i eucharystii w celu dotarcia do nieba i uniknięcia piekła...heh hehe, to jest dopiero "psychodelyczna" wizja, jak dla mnie.

Ave Satan,
Kori.
Żeś psota walnął… dziś nie jestem wstanie całego dogłębnie przeanalizować, ale miejscami ciekawie podchodzisz do sprawy.

Nie wiem, po co, co wnosi, ani w czym posuwa dyskusje do przodu.
Pytałem się ciebie, jak odróżniasz doświadczenie transcendentalne od doświadczania jako takiego.
Napisałeś, że to poczucie...czyli nie jest to coś pewnego? Jest przejściowe, jak swędzenie, głód, parcie na pęcherz?

ty: czym się ono różni…
ja: po co pytanie czym się różni ?
ty: Nie wiem, po co

aha

co to jest doświadczenie „jako takie” ? doświadczenie czego ?
tak, to co czuje jest pewne, a czuje zachwyt nad niezgłębionym bogactwem wszechświata, wierząc, zę u źródeł tego bogactwa jest Bóg. Idąc tropem teologa Karla Rahnera, człowiek w poznawaniu wszechświata umie dostrzec granice swojego poznania. A granice jesteśmy wstanie nazwać, gdy za nią coś jeszcze jest, inaczej nie było by granicy… ale to taka dygresja.


Nie odpowiedziałeś na to pytanie:
Cytat:
A byłeś tak wychowany, albo wychowałeś tak kogoś?

i co ? mam ci wyrwać kilka kartek z pamiętnika i opisać moje wychowanie ? to nie temat o mnie.


Skąd wiesz, że wynika z praktyk religijnych?

bo mi wiele uświadamiają, gdy je odbywam, uczestniczę w nich.

Nie dzielę "świata" na "fizyczny" i "ponad naturalny", jak zatem odróżnię doświadczenie transcendentalne od tego, co na ogół zwiemy "życiem"?

nie mam pojęcia, jak ty odróżnisz. Ale to kwestia przez jaką „soczewkę” spojrzysz na ten świat. Bo choć patrzymy na to samo to widzimy coś innego…

Wydaje mi się, że centralnym pojęciem w tej dyskusji jest to, co nazwałeś "doświadczeniem transcendentalnym", "doświadczeniem o Bogu"; że na tym opiera się religia.

myślę, zę to jest między innymi cel wychowania religijnego. Mianowicie poprzez wychowanie w duchu wiary pomagać dziecku budować osobistą relację z Bogiem. Wychowanie religijne ma na celu przygotowanie, zachęcenie, przybliżenie do wejścia w relacje.

Wydaje mi się również, że dokonałeś "błędnego" podziału- wychowania religijnego obok laickiego, w formie ateistycznej.

nie ja dokonałem tego podziału. Takie podziały są realne.

Tymczasem znacznie sensowniejszym, bezpośrednim, trafiającym w sedno problemu, jasno pokazującym jakościowe różnice, byłby podział wychowania na wychowanie dostarczające "doświadczenie transcendentalne" ("doświadczenie o Bogu") oraz doświadczenie nie dostarczające takiego doświadczenia.

Wychowanie religijne ma na celu pomóc dziecku otworzyć się na doświadczenie transcendentalne czyli sprawy duchowe (nadprzyrodzone) czyli na budowanie osobistej relacji z Bogiem. Tym wychowaniem „dostarczającym doświadczenie transcendentalne" ("doświadczenie o Bogu")’’ jest wychowanie religijne między innymi.

Kontynuując, wydaje mi się, że istotne jest to, czy wychowanie prowadzi do tego doświadczenia "ponad", czy też nie, a nie jest istotne to, czy dokonuje się to w tradycji religijnej, czy też bez niej.

W wychowaniu człowieka istotne, jest relacja z drugim człowiekiem, istotne jest wydobywanie z niego tego co w nim najlepsze, jego talentów, zdolności, umiejętności i przede wszystkim jego człowieczeństwa, dobra, które w nim tkwi. A wychowanie religijne ma to do siebie, że otwiera jeszcze na „doświadczenia ponad” ale to jest jedna z dróg, nie jedyna. Tak to rozumiem.

dzięki za resztę przemyśleń.,
Odpowiem pismem obrazkowym; to niestety nie jest zlinkowane:
http://legaba.6te.net/galeria2.htm

Dlatego trza policzyć; chodzi mi głównie o obrazki: drugi, czwarty, piąty i szósty.

Polecam, obejrzenie... w temacie edukacji religijnej.

W wychowaniu człowieka istotne, jest relacja z drugim człowiekiem, istotne jest wydobywanie z niego tego co w nim najlepsze, jego talentów, zdolności, umiejętności i przede wszystkim jego człowieczeństwa, dobra, które w nim tkwi.
Może trochę odbiegam od tematu, ale czym właściwie jest człowieczeństwo?

A wracając znowu do sedna, to nad czym tu się zastanawiać? Jeśli ktoś wyznaje jakąś religię, to w tym wyznaniu będzie się starał wychować dziecko, jeśli zaś jest bezwyznaniowy, to przecież nie wychowa dziecka na wyznawcę jakiejś religii.

Z resztą będąc np. wyznawcą religii katolickiej jest się zobowiązanym do wychowania potomstwa w tej wierze. To jedna z zasad tej religii.
...................... dnia Sob 23:27, 22 Cze 2013, w całości zmieniany 8 razy

W wychowaniu człowieka istotne, jest relacja z drugim człowiekiem, istotne jest wydobywanie z niego tego co w nim najlepsze, jego talentów, zdolności, umiejętności i przede wszystkim jego człowieczeństwa, dobra, które w nim tkwi.
Może trochę odbiegam od tematu, ale czym właściwie jest człowieczeństwo?
dlaczego tak wielu uważa, ze wychowanie w duchu religijnym jest „złe” ?
Myślę, że winę za to ponosi treść tego wychowania. Zbyt często wiąże się ono z przekazywaniem wzorców, które w świetle zarówno historii jak i dnia dzisiejszego okazują się właśnie temu człowieczeństwu szkodzić. Należy do tego także jednostronność takiego wychowania: dzieci nie są uczone tego, żeby samodzielnie zastanawiały się nad problemami światopoglądowymi i w otwarty sposób widziały kwestię religijności swojej, kolegów, ludzi z innych stron świata, lecz wpajane są im arbitralne wzorce formułowane przeciwko innym podobnym wzorcom. Dokąd to się nie zmieni, dotąd wychowanie takie będzie zapewne coraz powszechniej postrzegane jako złe, a przynajmniej jako takie, które pod żadnym pozorem nie powinno być finansowane z kasy państwowej.
.................. dnia Sob 23:26, 22 Cze 2013, w całości zmieniany 6 razy


dlaczego tak wielu uważa, ze wychowanie w duchu religijnym jest „złe” ?

Myślę, że winę za to ponosi treść tego wychowania. Zbyt często wiąże się ono z przekazywaniem wzorców, które w świetle zarówno historii jak i dnia dzisiejszego okazują się właśnie temu człowieczeństwu szkodzić. Należy do tego także jednostronność takiego wychowania: dzieci nie są uczone tego, żeby samodzielnie zastanawiały się nad problemami światopoglądowymi i w otwarty sposób widziały kwestię religijności swojej, kolegów, ludzi z innych stron świata, lecz wpajane są im arbitralne wzorce formułowane przeciwko innym podobnym wzorcom.

Dokąd to się nie zmieni, dotąd wychowanie takie będzie zapewne coraz powszechniej postrzegane jako złe, a przynajmniej jako takie, które pod żadnym pozorem nie powinno być finansowane z kasy państwowej.


Antyklerykałowie zawsze będą postrzegać nauczanie religii w ten sposób. I mają też dodatkową motywację, młodzież która nie zna i nie rozumie podstaw własnej religii, jest łatwiejszym celem do indoktrynacji przez różne środowiska i portale w stylu Racjonalista.pl czy podobne.
Jest pewna istotna różnica pomiędzy wtłaczaniem do głowy schematów arytmetyki i schematów religii. Chociażby ta, że schematy arytmetyki są takie same dla każdego człowieka, a schematy religii - nie. Co oczywiście nie znaczy, że nauczanie przez wtłaczanie schematów jest dobrą metodą; znaczy jednak, że w niektórych przypadkach jest wiele bardziej szkodliwe, niż w innych.

Poza tym, zwróciłem też uwagę na przekazywanie wzorców ewidentnie szkodliwych moralnie i intelektualnie. W tym jednostronności prowadzącej do ksenofobii. Ludzka duchowość to rzecz bardzo delikatna. Oczywiście nie znaczy to z kolei, że gdyby nie lekcje religii z nieodpowiedzialnymi katechetami, to dzieci wyrosłyby na rozsądniejszych ludzi - chociaż, gdyby państwo poświęcało te same pieniądze nie na katechezę, lecz na lekcje poświęcone wychowaniu w otwartości na świat i na inne kultury, to należałoby oczekiwać, że szkody moralne poczynione przez kiepskich nauczycieli byłyby wiele mniejsze, niż są.

Być może mocno przeceniam tutaj wychowawczą rolę szkoły. Ale jeśli przeceniam i katecheza ma w rzeczywistości tylko niewielki wpływ na późniejszy sposób myślenia dzieci, to i tak pieniądze wydawane na nią są wyrzucone w błoto. Tak źle i tak niedobrze. Nie dziwi mnie więc krytyka państwowej katechezy.

A co do rozumienia podstaw własnej religii: nie sądzę, żeby katecheza tutaj wiele pozytywnego wnosiła. Właśnie dlatego, że uczy schematów, a nie - myślenia. Schemat nikogo nie obroni przed skutkami przemyślanego ataku - chyba, że atakowana jest osoba odporna na myślenie. Aby obronić się przed przemyślanym atakiem, trzeba lepiej od atakującego rozumieć, czego się broni. I dlatego ludzie krytycznie myślący ale niezainteresowani samodzielnym pogłębianiem swojej religijnej świadomości łatwiej padają ofiarą antyreligijnej agitacji.

W sumie i ja uważam, że aktualna polityka edukacyjna wiele bardziej szkodzi niż pomaga religijności. Uważam, że miejsce dla lekcji religii jest w kościelnych salach katechetycznych i że powinny to być zajęcia nadobowiązkowe i opłacane wyłącznie przez Kościół i przez zainteresowanych rodziców. Natomiast w szkole powinny być obowiązkowe lekcje poświęcone etyce, światopoglądom, religiom świata i kulturom świata. Powinny być one prowadzone według podręcznika zatwierdzonego przez ministerstwo w konsultacji z wieloma związkami wyznaniowymi, narodowościowymi, oraz z reprezentacją środowisk ateistycznych. I z prowadzenia tych zajęć powinni być wykluczani nauczyciele, którzy podczas lekcji próbują wpoić dzieciom do głowy jakiś światopogląd jako ten Jedyny Prawdziwy. dnia Pią 18:18, 19 Kwi 2013, w całości zmieniany 1 raz
W Stanach, a przynajmniej w pewnym ich rejonie, jest coś takiego, jak "unschooling", który jest, że tak powiem, radykalnym rodzajem nauczania w domu. Idea jest taka, że dzieciaki nie chodzą do szkoły, nie zdają żadnych testów, a jeśli się w ogóle uczą, to tego, co ich zainteresuje, i bez żadnych nauczycieli nad sobą. To rodzice są odpowiedzialni za edukacje dzieci, a może raczej, za stwarzanie warunków do tego, by dziecko miało swobodę i dostęp do zasobów.

http://www.youtube.com/watch?v=77d_2WjMkTA
Myślę, że to nie jest dobry pomysł. Pewna podstawowa wiedza powinna być przekazywana z pokolenia na pokolenie obowiązkowo. To nie może być w gestii widzimisię rodziców.
Dlaczego powinna być?


Poza tym, zwróciłem też uwagę na przekazywanie wzorców ewidentnie szkodliwych moralnie i intelektualnie. W tym jednostronności prowadzącej do ksenofobii.


Być może mocno przeceniam tutaj wychowawczą rolę szkoły. Ale jeśli przeceniam i katecheza ma w rzeczywistości tylko niewielki wpływ na późniejszy sposób myślenia dzieci, to i tak pieniądze wydawane na nią są wyrzucone w błoto. Tak źle i tak niedobrze. Nie dziwi mnie więc krytyka państwowej katechezy.

Natomiast w szkole powinny być obowiązkowe lekcje poświęcone etyce, światopoglądom, religiom świata i kulturom świata.[/color] Powinny być one prowadzone według podręcznika zatwierdzonego przez ministerstwo w konsultacji z wieloma związkami wyznaniowymi, narodowościowymi, oraz z reprezentacją środowisk ateistycznych.
I z prowadzenia tych zajęć powinni być wykluczani nauczyciele, którzy podczas lekcji próbują wpoić dzieciom do głowy jakiś światopogląd jako ten Jedyny Prawdziwy.

A co do rozumienia podstaw własnej religii: nie sądzę, żeby katecheza tutaj wiele pozytywnego wnosiła. Właśnie dlatego, że uczy schematów, a nie - myślenia. Schemat nikogo nie obroni przed skutkami przemyślanego ataku - chyba, że atakowana jest osoba odporna na myślenie. Aby obronić się przed przemyślanym atakiem, trzeba lepiej od atakującego rozumieć, czego się broni. I dlatego ludzie krytycznie myślący ale niezainteresowani samodzielnym pogłębianiem swojej religijnej świadomości łatwiej padają ofiarą antyreligijnej agitacji.


Być może mocno przeceniam tutaj wychowawczą rolę szkoły. Ale jeśli przeceniam i katecheza ma w rzeczywistości tylko niewielki wpływ na późniejszy sposób myślenia dzieci, to i tak pieniądze wydawane na nią są wyrzucone w błoto. Tak źle i tak niedobrze. Nie dziwi mnie więc krytyka państwowej katechezy.


Patrz wyżej. Wiele lekcji w szkołach ma niewielki wpływ na późniejszy sposób myślenia uczniów, ale nikt ich nie chce wyrzucić z programu szkolnego. Co do tego jak powinny być rozwiązane lekcje religii, i ich finansowanie, nie mam zbyt konkretnego zdania. Sądzę że najlepiej by było, gdyby zapewniano lekcje religii w zależności od potrzeb, tzn. tam gdzie dominują katolicy niech się zapewni jakiegoś katolickiego katechetę, tam gdzie prawosławni lub protestanci, nauczyciela odpowiedniej religii (oczywiście uczestnictwo dobrowolne), tak by żaden związek wyznaniowy nie był pokrzywdzony (a jak dzieci danego wyznania jest za mało w danej szkole, to jeśli rodzice koniecznie chcą, mogą dopisać je na lekcje do sąsiedniej). Ale to tylko mgliste postulaty.

Sądzę że lekcje religii (niekoniecznie jakiejś jednej obowiązującej) są na rękę państwu (które ma wolność wyznania gwarantowaną w konstytucji). I stanowczo nie zgadzam się z lewicowcami, którzy uważają że religię trzeba wywalić ze szkół i wprowadzić na to wychowanie seksualne - żeby dzieci, zamiast jak się żegnać, uczyły się jak kondoma zakładać.
................ dnia Sob 23:26, 22 Cze 2013, w całości zmieniany 12 razy

Poza tym, zwróciłem też uwagę na przekazywanie wzorców ewidentnie szkodliwych moralnie i intelektualnie. W tym jednostronności prowadzącej do ksenofobii.
Nauczyć dzieci, przygotowujące się do Pierwszej Komunii, Ojcze Nasz i Zdrowaś Mario, oraz Dziesięciu Przykazań, to przekazywanie złych wzorców???
Natomiast w szkole powinny być obowiązkowe lekcje poświęcone etyce, światopoglądom, religiom świata i kulturom świata.[/color] Powinny być one prowadzone według podręcznika zatwierdzonego przez ministerstwo w konsultacji z wieloma związkami wyznaniowymi, narodowościowymi, oraz z reprezentacją środowisk ateistycznych.
To z góry wyklucza realność takiego projektu. Kto miałby te regulacje wprowadzać? W życiu te wszystkie grupy nie dojdą do porozumienia. A poza tym czy nie będzie to właśnie narzucanie jednego obowiązującego światopoglądu? Zakazać nauczania religii w szkołach, uczyć że wszystkie światopoglądy są równoważne, totalna dyktatura politycznej poprawności, jeśli nie relatywizmu.
I z prowadzenia tych zajęć powinni być wykluczani nauczyciele, którzy podczas lekcji próbują wpoić dzieciom do głowy jakiś światopogląd jako ten Jedyny Prawdziwy.
Czyli wszystkich nauczycieli trzeba wykluczyć. Bo każdy z nich ma jakiś światopogląd, i tak czy siak, samą mocą nauczycielskiego autorytetu, coś tam zostanie przekazane "indoktrynowanym" dzieciom. To absurd.
Tu już nawet nie chodzi o samodzielne myślenie, ale o pewną znajomość podstaw własnej religii. Ilu jest nominalnie katolików, którzy nie potrafią wymienić dziesięciu przykazań, zmówić zdrowaśkę, czy Credo, bo nikt ich tego nie nauczył?
A jak jakaś wiedza religijna zostanie przekazana, nawet w formie schematu, to mamy przynajmniej schemat kontra schemat
Sądzę że najlepiej by było, gdyby zapewniano lekcje religii w zależności od potrzeb, tzn. tam gdzie dominują katolicy niech się zapewni jakiegoś katolickiego katechetę, tam gdzie prawosławni lub protestanci, nauczyciela odpowiedniej religii (oczywiście uczestnictwo dobrowolne), tak by żaden związek wyznaniowy nie był pokrzywdzony (a jak dzieci danego wyznania jest za mało w danej szkole, to jeśli rodzice koniecznie chcą, mogą dopisać je na lekcje do sąsiedniej). Ale to tylko mgliste postulaty.
Problem w tym, że w ten sposób mniejszość jest zawsze pokrzywdzona. A większość jest utrzymywana w przekonaniu, że to ona jest najważniejsza.

____
PS. Krowo, z chęcią porozmawiam o nauczaniu podstawowej wiedzy o świecie oraz o związanych z tym obowiązkach rodziców i państwa. Ale to nie ten wątek. Jeśli cię to interesuje, załóż nowy.
Moim zdaniem wychowywać drugiego człowieka należy w taki sposób, aby na starość człowiek ten chciał nas odwiedzać. Niestety, wiele osób patrzy na dziecko z perspektywy siły, bo jest mniejsze. Ludzie ci nie rozumieją, że za 40 lat owo dziecko, będzie w identyczny sposób spostrzegać ich starych i zgrzybiałych. Jeśli dziś zmusisz człowieka do czegoś, nie dziw się, że jutro on cię do czegoś zmusi, jeśli nawet cię odwiedzi. Dlatego ja bym przestrzegał przed wychowaniem w stylu klapsy wychowawcze, przemoc emocjonalna, nakazy, zakazy. Będzie taki moment, że albo spędzisz 10 lat u tego człowieka w domu, albo cię umieści w domu, w którym pieluchę zmieni ci jakiś koleś, który z jakiegoś powodu nie zdołał znaleźć innej pracy.
O tym więc chyba powinni myśleć rodzice dając rady i porady człowiekowi, który w przyszłości będzie miał nad nimi władzę. Zapewne nie ma problemu, by uczyć dziecko modlitw albo w drugą stronę nie pozwolić mu iść do I Komunii. Problem zaczyna się, gdy dziecko w głębi ducha chce czegoś innego, tylko czuje przymus z naszej strony. Pewnie nie uwierzycie, ale człowieka, który jest już na etapie, że zapomina gryźć w trakcie posiłku z rodziną i jedzenie mu z buzi wypada, również można potraktować klapsem wychowawczym albo nawrzeszczeć czy do czegoś zmusić.
Generalnie w tym kontekście zabawni są ludzie, którzy wychowanie swoich dzieci uzależniają od tego co powiedzą rodzice, skoro prawdziwy łomot mogą dostać od swoich, dziś bezbronnych pociech.
Wracając do pytania "co złego jest w wychowaniu religijnym ?" "dlaczego, tak wielu uważa, że jest złe?" miałem namyśli, to że wielu przeciwników religijnych uważa, ze moralność religijna przekazywana w takim wychowaniu jest łagodnie mówiąc niezdrowa. Moralność religijna wpajana w wychowaniu religijnym, powinna zostać zastąpiona etyką humanistyczną. Argumentują, że zasady biblijne są sprzeczne, nie przystają do dzisiejszej wiedzy o człowieku i otaczającym go świecie. Tylko etyka humanistyczna idzie wraz z postępem nauk i tworzy najlepiej dostosowany zbiór zasad postępowania do współczesnego człowieka, etyka humanistyczna współpracuje z innymi naukami:przyrodniczymi, psychologicznymi.. a jednocześnie nie dogmatyzuje się, jak religie. Ponad to argumentują, że religia zakłada istnienie świata "ponad naturalnego" w którym jest wieczny, niezmienny Bóg, który jedynie On zna wszelkie tajemnice tego świata i jego zasady, a więc nasza logika jest ułomna i skazana na porażkę, a więc nie ma sensu próbować zrozumieć sens tajemnic tego świata, możemy tylko trzymać sie zasad wyrażonych w księdze i być w 'ciemnocie'

A odnośnie katechezy w szkołach.Żeby zrozumieć czy jest warta tego by pozostała w szkolnych murach, warto zadać sobie kilka pytań: Po co nauczana jest w szkołach ? Czy jej celem jest przekazywanie wiary czy wiedzy ? Jeżeli wiary to czy da się wiarę krzewić w szkolnych murach ? a jeżeli wiedzę to czy katecheci są na tyle przygotowani - bez uprzedzeń i bez przekonania, zę posiadają patent na mówienie prawdy absolutnej- by nauczać w szkołach ?

Dużo zależy od katechety, nieraz słyszy się o księdzu, który potrafi sensownie i życiowo, bez uprzedzeń opowiadać i o wierze katolickiej i innych światopoglądach, nie boi się trudnych pytań, a są też tacy katecheci co twierdzą, że prezerwatywy to dzieło szatana, a Bóg jest dobry bo jest samą dobrocią ect.

Religia mogłaby zostać przeniesiona do salek katechetycznych wtedy byśmy zobaczyli ile naprawdę jest wierzących i tych, którzy chcą pogłębiać wiedzę z zakresu religii katolickiej. Drugi sposób to zostawić religię w szkołach, a zmienić jej system nauczania.

O.K. Wysłany: Pią 22:13, 19 Kwi 2013
Czy nauczanie religii w szkołach można określić jako przekazywanie wzorców ewidentnie szkodliwych moralnie i intelektualnie? Nauczyć dzieci, przygotowujące się do Pierwszej Komunii, Ojcze Nasz i Zdrowaś Mario, oraz Dziesięciu Przykazań, to przekazywanie złych wzorców??? Dla wojujących ateistów na pewno. Odnosi się wrażenie jakby lekcje religii w Polsce przypominały nauczanie nienawiści w jakichś medresach w Pakistanie. Bez przesady.

A poza tym czy złych wzorców (ksenofobia, przesadny nacjonalizm) nie można też przekazywać na innych przedmiotach humanistycznych (typu historia, język polski)? To nie tylko problem religii.
PTRqwerty
Wizytator Wysłany: Czw 19:57, 25 Kwi 2013
Moim zdaniem wychowywać drugiego człowieka należy w taki sposób,
...że albo spędzisz 10 lat u tego człowieka w domu, albo cię umieści w domu, w którym pieluchę zmieni ci jakiś koleś, który z jakiegoś powodu nie zdołał znaleźć innej pracy.

Nie wiem jak Ty, ale ja nie chciałbym, by mnie dzieci zmieniały pieluchy...jeśli zaszłaby taka potrzeba.
Uważam, że to hospicja powinny spełniać taką rolę.
To kolejna sprawa nie nt, ale jakże z tematem związana, bo jeśli społeczeństwo, a tym samym pracownicy hospicjum będą podchodzić do pacjentów jakby sami byli nimi, to nikt z seniorów, ani dzieci tychże nie wahałby się by rodzic tam nie przebywał.

Błażej, to nie wychowanie jest złe lecz nieumiejętność ludzi tym się zajmujących...rodziców, dziadków, sąsiadów, bliższej i dalszej rodziny, nauczycieli/katechetów. Wychowania nikt nikogo nie nauczy, wychowaniem trzeba tak pokierować, by wszystkie jego elementy były zawarte w jednym wychowaniu.
Bardzo się zgadzam z tym, by katechezę prowadzono przy Kościołach i nie chodzi o finanse, choć bardzo byśmy na tym zyskali, ale dziury
budżetowej by nie załatano, chodzi o element etyczny.
Ksiądz/katecheta na dziś staje się zawodem, który inaczej postrzegany jest na katechezie, inaczej w Kościele, a jeszcze inaczej nazwijmy to
w czasie wolnym. Oczywiście nie wolno uogólniać, bo każdy czas wolny spędza inaczej.