ďťż

Kotasiński o Prawdzie w filozofii

Baza znalezionych fraz

polsk riksdag


W przedstawionej koncepcji Prawdy absolutnej można sprawdzić, a następnie potwierdzić lub zaprzeczyć prawdziwości czegoś w sposób pewny. Dzięki intencjonalności na Prawdę podmiot może dokonać weryfikacji własnego istnienia, wszystkiego czego doświadcza i myśli w sposób obiektywny na podstawie własnego obiektywnego istnienia, a także zwrócić się ku obiektywizacji na polu społecznym otrzymując także rozwiązanie antynomii, na które dotychczas nie było rozwiązania w logice i filozofii.
Samoidentyfikacja następuje jednocześnie horyzontalnie i wertykalnie, co należy odróżnić od dotychczasowego sposobu identyfikowania Prawdy. Dotąd zgodność znajdowana była głównie horyzontalnie, następowała „płasko”, spostrzegano jedną płaszczyznę identyfikacji. W przedstawianym modelu samoidentyfikacja pomiędzy myślą, a doświadczeniem następuje trójstopniowo. Następuje tak ponieważ my naprawdę tak identyfikujemy Prawdę.
Weźmy jeszcze inny przykład. Podmiot w pierwszej instancji spotyka jabłko, o którym stwierdza, że istnieje. Druga instancja jeśli jabłko jest zdrowe pozwala mu orzec, że jabłko jest Prawdziwe, odpowiednie dla niego. Jeśli byłoby zepsute, to prawdopodobnie trafiłoby do kosza czyli jest nieodpowiednie dla niego.
Otóż chodzi o to, że w pierwszej instancji samoidentyfikacji w myśli i doświadczeniu ma ona miejsce tylko w odniesieniu do istnienia przedmiotu, w którym poznaje się Prawdę. Czyli dotyczy identyfikacji istnienia doświadczenia lub myśli z istnieniem własnym. W pierwszej instancji najważniejszy jest to, że doświadczenie w ogóle jest doświadczone, a myśl w ogóle pomyślana. Ważnym jest tutaj to, że podmiot dokonujący identyfikacji może orzec, że doświadcza i myśli (jakiś przedmiot) dzięki swojej samoświadomości, wiedzy, że istnieje w ogóle. Pierwotna w stosunku do identyfikacji Prawdy w myśli i doświadczeniu jest samoświadomość czyli świadomość tego że ma się świadomość, świadomość istnienia własnego. Ponieważ świadomość własnego istnienia mówi jej posiadaczowi, podmiotowi, że właśnie przez to, że on sam istnieje to doświadcza i myśli, daje mu pewność własnego istnienia i tego, co jeszcze zdarza się. Samoświadomość jest podstawą Prawdy i podstawą orzekania o Prawdziwości czegokolwiek. Wynika to zresztą ze znanej tezy filozoficznej mówiącej, że podmiot zakłada swój przedmiot, a przedmiot zakłada swój podmiot, bez siebie nie istnieją.
Tą pierwszą instancję nazwę metapłaszczyzną, ponieważ niejako z góry spogląda się na samą obecność istnienia bez zaglądania w to, co stwierdza się, że istnieje .
Druga instancja jeśli jabłko jest zdrowe pozwala mu orzec, że jabłko jest Prawdziwe, odpowiednie dla niego.
Druga instancja samoidentyfikacji Prawdy polega na wglądzie w przedmiot, którego doświadczyło się i który zaistniał w myśleniu. To identyfikacja na subplaszczyźnie. Wgląd w przedmiot następuje w celu poznania tego, co sam o sobie orzeka przedmiot. Tutaj także samoidentyfikacja jest odkryciem identyczności pomiędzy doświadczeniem przedmiotu i myśleniem o nim (to co on orzeka o sobie), następuje identyfikacja myśl – doświadczenie.
 Tu wkracza trzecia instancja samoidnetyfikacji Prawdy następująca pomiędzy płaszczyzną meta i sub. Dochodzi do porównania obiektywizmu podmiotu do subiektywizmu przedmiotu. Jeśli tu dochodzi do samoidentyfikacji, a więc orzeczenie przedmiotu ulega potwierdzeniu w orzeczeniu podmiotu, to w sposób oczywisty mamy do czynienia z Prawdą. Jeśli zaś nie, to mamy do czynienia z antynomią, ponieważ istnienie antynomii jest obiektywne, a jedynie ona przeczy temu w swoim subiektywizmie.

Kluczowe jest podkreslone zdanie :Jeśli tu dochodzi do samoidentyfikacji, a więc orzeczenie przedmiotu ulega potwierdzeniu w orzeczeniu podmiotu, to w sposób oczywisty mamy do czynienia z Prawdą.

Autor niestety nie wyjaśnia co ma na myśli pisząc orzeczenie przedmiotu/ orzeczeniu podmiotu?Orzeczenie – w składni jest to część zdania, która opisuje czynność podmiotu. Orzeczenie odpowiada na pytania: „Co robi?”, „Co się z nim/nią dzieje?” oraz „W jakim jest stanie?” np.np. Jego żona biega codziennie. Po długiej, męczącej podróży doszliśmy do celu wyprawy. Nie o takie orzeczenie chyba chodzi,a więc o jakie ?Proszę podać jakąś definicję pojęcia,bo w polszczyznie ma ono inne znaczenie niż używa Autor.
Kolejna niejasność to potwierdzenie.W słowniku potwierdzenie
1) stwierdzić prawdziwość (autentyczność, istnienie) czegoś, dać potwierdzenie
2) przytaknąć komuś; zgodzić się z kimś, przyznając mu rację
Zatem ,jak zrozumiałem,orzeczenie przedmiotu stwierdza prawdziwość w orzeczeniu podmiotu,ale wciąż nie wiem dlaczego ma być ono prawdziwe.To,że założymy istnienie jakiejś 3 instancji i nazwiemy ją samoidentyfikacja Prawdy,to nie znaczy,że a)ona istnieje b)prawdziwie poznajemy z jej pomocą,gdyz nie znamy kryteriów jakimi się posługuje.

Podsumowując:roszczenie Kotasinskiego do stworzenia koncepcji prawdy absolutnej są moim zdaniem przedwczesne.Zbyt wiele założeń,wieloznacznych zwrotów,definicji pojęć,brak bazy empirycznej.
Koncepcja aby miała charakter powszechny,ma uzyskać potwierdzenie w wielu,niezależnych ,intersubiektywnych doświadczeniach ,a nie w pojedynczym i do tego mało zrozumiałym.Nie pokazano mi mechanizmów gwarantujących prawdziwość poznawczą,a nie tylko hipotetyczną.Rozumiem,że jest to wersja robocza i zachęcam Autora do dalszej ,twórczej pracy na jej rozwinięciem i dopracowaniem .



Tak pisze w podsumowanie swej koncepcji Kotasiński.I tu nasunęły mi się wątpliwości i obawy-jak można na kilku stronach w sposób odpowiedzialny i rzeczowy ,stwierdzać ,że sformułowało się koncepcję Prawdy (absolutnej-sic!),która daje pewność poznania ?Co więcej -artykuł nie zawiera żadnych danych naukowych,ani żadnych danych bibliograficznych,a biorąc pod uwagę złożoność problemu budzi to moje zdumienie. Może Kotasiński ma poczucie własnej omnipotencji w tej materii,ale ja jej nie podzielam. 
Kotasiński 

Abstrahując(na razie) od niejasności sformułowań ,warto zwrócić uwagę na końcowe zdanie-sąd uogólniający :tak ludzie poznają Prawdę. Naprawdę?A gdzie jakiekolwiek wyniki badań potwierdzajacych tą tezę?To zdanie ewidentnie kłóci mi się z codziennym doświadczeniem-ludzie różnie idendyfikują prawde,bo są różni(różny potencjał intelektualny,osobowościowy,biologiczny itd.).Mamy jako ludzie ,różne koncepcje i kryteria prawdy np.dla katolika w sprawach wiary autorytetem mówiącym Prawdę jest Tradycja i Biblia,a dla wyznawcy islamu Koran. 
Czy koncepcja Prawdy absolutnej spełnia oczekiwania ,jakie stawia jej Kortasiński?Autor na końcu podaje tylko 3 przykłady,a tak naprawdę dla mnie tylko jeden jest istotny-ten z jabłkiem,gdyż zajmuje się codziennym doswiadczeniem.Niestety brakuje tutaj „działania”koncepcji w innych istotnych dla ludzkiej aktywności obszarach filozofii:religii,historii,nauk empirycznych .Nie wiadomo,czy ta koncepcja potwierdza swe możliwości w tych sferach.Odnoszę wrażenie,że została ona sformułowana ad hoc-wybrano tylko przykłady,które ją (ewentualnie)potwierdzają. 

Podmiot w pierwszej instancji spotyka jabłko, o którym stwierdza, że istnieje. 
Wysoce niejasny zwrot „spotyka jabłko”-co ma znaczyć?Spotkać można człowieka,ale jabłko można zobaczyć ,poczuć,spożyć.

Poza tym,skąd wie,że to prawdziwe jabłko,a nie inny owoc lub jego wyobrażenie lub cokolwiek innego?On to wie,ale nie wiadomo skąd. 
Czym jest tajemnicza pierwsza instancja?O czym ma ona rozstrzygać? 
Podobnie jak w innych wypowiedziach,jest ona wieloznaczna.Nie pisze Kotasiński czym jest dla niego doswiadczenie.Z tego co pisze,zriozumiałem,że chodzi o to,że w pierwszej inst.mam świadomość doświadczenia własnego istnienia i istnienia jakiegoś przedmiotu,ale nie rozstrzyga jaki to jest przedmiot.
Jeśli zatem Go poprawnie zrozumiałem,to w tej pierwszej instancji nie można orzec o istnieniu jabłka,a jedynie o jego doswiadczeniu,a scislej o doswiadczeniu jakiegoś przedmiotu.Zatem zaprzecza on swojej koncepcji,jest w niej niespójny. 
Niestety,ale dla mnie jest to błąd logiczny-petitio principii .Błąd ten nazywa się zakładaniem tego, co należy dowieść lub rozumowaniem kołowym. 
Argument zakładający jako przesłankę odpowiedzi tezę kwestionowaną w pytaniu występuje wówczas, gdy to samo twierdzenie pojawia się we wnioskowaniu zarówno jako przesłanka, jak i wniosek lub wówczas, gdy nie potwierdziwszy prawdziwości jednej z przesłanek, obstajemy przy prawdziwości wniosku. 
Autor stwierdza istnienie zdrowego jabłka i wnioskuje ,że jest to prawdziwe jabłko .Skąd wie,że jest to a)zdrowe b)jabłko. Twierdzi,że istnieje jabłko i wnioskuje,że istnieje jabłko-coś nie tak. Poza tym pojawia się zwrot „odpowiednie dla niego.”Tutaj już jest kolejna wieloznaczność. Prawdziwość jabłka zostaje utożsamiona z jego odpowiednioscią.Zatem co to znaczy prawdziwe jabłko- jakie ma ono cechy,kryteria.Prawdziwy czy użyteczny,spełniający jakieś preferencje np.smakowe.?Może odpowiedź znajdzie się w hipotetycznej drugiej instancji. 
Mamy enigmatyczny wgląd,ale nic o jego naturze,mechanizmach nie wiemy.Jak ma się ono odbywać?Wgląd w psychologii to nagła, nieoczekiwana zmiana percepcji problemu, prowadząca do nowego, głębszego i pełniejszego rozumienia problemu. Dzięki wglądowi problem początkowo trudny może się okazać bardzo prosty. Dominują obecnie 2 hipotezy.Herbert Simon uważa, że wgląd jest możliwy dzięki dwóm zachodzącym równocześnie procesom: oswajaniu problemu i selektywnemu zapominaniu. Janet Davidson i Robert Stenberg natomiast  uważają, że mechanizm wglądu sprowadza się do selektywności w zakresie trzech operacji: kodowania, porównywania i kombinowania. Kotasiński nie powołuje się na tych badaczy,więć nie wiem o co mu tak naprawdę chodzi. 
Autor niestety nie wyjaśnia co ma na myśli pisząc orzeczenie przedmiotu/ orzeczeniu podmiotu?Orzeczenie – w składni jest to część zdania, która opisuje czynność podmiotu. Orzeczenie odpowiada na pytania: „Co robi?”, „Co się z nim/nią dzieje?” oraz „W jakim jest stanie?” np.np. Jego żona biega codziennie. Po długiej, męczącej podróży doszliśmy do celu wyprawy. Nie o takie orzeczenie chyba chodzi,a więc o jakie ?Proszę podać jakąś definicję pojęcia,bo w polszczyznie ma ono inne znaczenie niż używa Autor. 
Zatem ,jak zrozumiałem,orzeczenie przedmiotu stwierdza prawdziwość w orzeczeniu podmiotu,ale wciąż nie wiem dlaczego ma być ono prawdziwe.
To,że założymy istnienie jakiejś 3 instancji i nazwiemy ją samoidentyfikacja Prawdy,to nie znaczy,że a)ona istnieje b)prawdziwie poznajemy z jej pomocą,gdyz nie znamy kryteriów jakimi się posługuje. 
Nie pokazano mi mechanizmów gwarantujących prawdziwość poznawczą,a nie tylko hipotetyczną.
Rozumiem,że jest to wersja robocza i zachęcam Autora do dalszej ,twórczej pracy na jej rozwinięciem i dopracowaniem . 
Dziękuję będzie.

A ja pozwolę sobie wrócić do tematu i zapytać: czym jest doświadczenie w tej teorii prawdy głoszącej, że myśl ma być z nim zgodna?
W uproszczeniu doświadczeniem zmysłowym, jak domniemywam mnie pytasz.

Dobrze domniemywasz
Jak to doświadczenie jest doświadczeniem zmysłowym? To ja poproszę wersję nieuproszczoną, bo tej nie rozumiem. Wolałabym jednak przenieść się z tą rozmową do filozofii, żeby była wolna od "szumów"
Jak ten temat pasuje do któregoś z wcześniejszych wątków (pewnie tak), to tam mi odpowiedz, ok?

Tam gdzie piszę o Prawdzie identyfikowanej w myśli i doświadczeniu dokonuję pewnego uproszczenia. Pisząc myśl-doświadczenie ukazuję myśl tak, jakby była nie doświadczeniem. Tymczasem wszystko, co mamy to są doświadczenia, wszystko, czy to myśli, czy wrażenia zmysłowe, to są nasze doświadczenia. Doświadczeniem jest także spotkanie się z własną świadomością, czyli samoświadomość.

Różnica pojawia się w tym, że pewne doświadczenia są tylko mentalne i nie pośredniczą w nich zmysły, dotyczy to naszych myśli jako wyobrażeń (rozumowych postrzeżeń) jak i uczuć, to jest tylko doświadczeniem mentalnym.

Natomiast drugi typ doświadczeń, to te, w których pośredniczą zmysły i te doświadczenia dotyczą materii w ogóle.

Czyli otrzymujemy doświadczenia mentalne i doświadczenia zmysłowe, stąd uproszczenie myśl – doświadczenie. Takie uproszczenie pochodzi z tradycji, bo gdzieś w okresie nowożytnym kiedy kształtował się empiryzm powstało pojęcie doświadczenia odnoszone do empirii – materii. Choć później zauważono, że wszystko, co mamy to doświadczenia, ale tak, bądź co bądź niedbale przyjęło się.

Warto przy tym zauważyć, że wszystkie doświadczenia i mentalne i zmysłowe są mentalnymi. Ponieważ doświadczenia zmysłowe naprawdę zjawiają się w mentalności za pośrednictwem zmysłów. Doświadczenia zmysłowe jako doświadczenia mentalne obejmują także zmysły kiedy to, co nazwiemy tu czystym doświadczeniem mentalnym tej zmysłowości jest pozbawione.
Doświadczenie mentalne powstaje w oderwaniu od doświadczenia zmysłowego? Przecież każda myśl jednak do tego co zmysłowe (materialne) się odnosi, powstaje jako reakcja na zetknięcie się ze światem. Więc jeśli myśl jest reakcją podmiotu myślącego, na jego otoczenie, tak samo jak jest nią doświadczenie zmysłowe tego otoczenia, to one (te reakcje) muszą być spójne. No chyba, że wystąpi jakieś specyficzne zaburzenie (jak np. dezintegracja ciała i umysłu). Ale już np. schizofrenik nie odczuwa sprzeczności myślenia z empirią...


Gdzieś się w tym już zapętliłam. Pamiętam, że jako dzieciak, miałam czasem takie pomysł, że być może cały świat to jakiś mój wymysł. A potem przyszła myśl, że może ja jestem wytworem czyjejś wyobraźni - i to był chyba ten przełom, kiedy zaczęłam sobie uświadamiać, że inni ludzie mają odrębną perspektywę, w której ja to jest "ona." Dlatego czasem sobie myślę, że ten cały solipsyzm, to taki trochę... dziecinny pogląd (w odniesieniu do rozwoju człowieka).

 Ale już np. schizofrenik nie odczuwa sprzeczności myślenia z empirią...
Dlatego czasem sobie myślę, że ten cały solipsyzm, to taki trochę... dziecinny pogląd (w odniesieniu do rozwoju człowieka). 
Oczywiście, bo jest jednostronny, zubaża prawdziwy obraz doświadczenia, to takie przytulenie się ja, które jak dziecko myśli, że jest wszystkim, do uproszczenia jak do pluszowego misia. Solipsyzm powstał jako wypadkowa idealizmu, takie „popłuczyny.” Kiedy powstawał idealizm niemiecki, który później rozlał się na inne kraje, to powstawały różne wariacje i jedną z nich był solipsyzm. Idealizm to była jedna z najbardziej konsekwentnych filozofii umysłu, powstał i rozwijał się od XVIII do XIX wieku. Później kiedy mowa była o solipsyzmie, to wskazywano też na wcześniejszego Berkeleya i Kartezjusza.

Spójrz na siebie jak na tylko podmiot bez ciała, tylko myśl myślącą siebie. Kiedy to robisz, to masz świadomość, że masz świadomość - spójrz na swoją świadomość po prostu. Jako myśląca siebie nie obchodzi cię świat, bo przedmiotem twojej świadomości jest twoja świadomość, ty sama, świata tutaj nie wpuszczasz. To jest czyste mentalne doświadczenie nie nawiązujące do świata.
Spójrz dalej, na podstawie powyższego, własnej samoświadomość wiesz, że wszystko, co masz, wszystkie doświadczenia w ogóle - wszystko ma zawsze pierwotnie charakter mentalny później dopiero może mieć charakter zmysłowy.
Czyli kiedy będąc tym sobie myślącym siebie podmiotem oglądasz swoją świadomością jakieś wyobrażenie czegoś, nich będzie to już coś innego niż twoja świadomość (choć to naprawdę niemożliwe, ale to inny temat), to wtedy masz nadal doświadczenie czysto mentalne.
Jego treść najprawdopodobniej odnosi się już do świata, np. myślisz o budach, myślisz o Wolności w świecie – ale to wszystko to są doświadczenia czysto mentalne. Ponieważ nawet jeśli ich treść pochodzi z doświadczeń zmysłowych, które miałaś kiedyś, to bezpośrednio już nie, bo przywołałaś je z pamięci. Przywołując je z pamięci pomijasz pośrednictwo zmysłów, cała operacja następuje w mentalności. Z powodu teraźniejszej nieobecności zmysłów nazywam takie doświadczenie mentalnym.
Ale kiedy patrzysz oczyma, uszyma, wąchasz, smakujesz, dotykasz teraźniejsze doświadczenie świata, to wtedy swoje mentalne postrzeżenie świadomością wspomagasz zmysłami i masz doświadczenie zmysłowe. Wprowadzasz te zmysłowe treści w swój umysł, mentalność, tworzysz w umyśle pewną kopię tego, co właśnie przed tobą rozegrało się. Zauważ, że ono już, to wyobrażenie, jest zubożone o pewne informacje zmysłowe, po smaku pozostał cień, podobnie po dźwiękach, dotyku, nawet obraz jest jako taki – na to wpływ ma poziom osiągniętej samoświadomości, ale to boczny temat. Niemniej w umyśle odtwarzasz kopię tego, co było w zmyśle i masz doświadczenie zmysłowe poprzez bezpośredni udział zmysłów w pozyskaniu tych treści.
 Ale już np. schizofrenik nie odczuwa sprzeczności myślenia z empirią...
To zapytaj go, dlaczego nie dba o ciało i zrzuca to na innych ludzi.

Nie dba o ciało?

Musiałabym wpaść w trans. Marcin, kiedy ja myślę, że myślę o swojej świadomości, to wtedy myślę myślą werbalną. Nie potrafię inaczej.
Kiedy mam myśleć tylko o tym, że myślę siebie, w oderwaniu od wszystkiego, to wówczas nie mam nic, bo świata nie wpuszczam do tej myśli (hipotetyzuję, bo nie wychodzi mi to).

Czyli jednak taki trochę solipsyzm?
Zmysły odgrywają wtórną rolę w procesie spostrzegania, wobec świadomości?
Nie dba o ciało?
A dlaczego trzymani są w szpitalach? Bo błąkają się nie potrafiąc może nawet kromki chleba wsadzić do ust, a co dopiero zdobyć tą kromkę chleba.


Widzisz litery, które do ciebie piszę.
.
.
.
To teraz spojrzyj na tego, kto widzi litery.
.
.
.
Tu masz samoświadomość.

Czyli jednak taki trochę solipsyzm?
Nie, mieszasz pojęcia, bo ich nie rozumiesz. Napisałem tam, do czego odnoszą się te słowa, że zawsze jesteś mentalna, nie zawsze (mentalno –) zmysłowa.
Solipsyzm to postawa negująca inne mentalności, a może i więcej zależy od wersji. Ja napisałem, że podstawą wszystkich twoich przeżyć jest przeżywanie ich w mentalności. Nie przeżywasz czegoś w świecie, ale można cię wyrwać ze świata, a będziesz miała swoją mentalność i nadal będziesz coś przeżywać.
Zmysły odgrywają wtórną rolę w procesie spostrzegania, wobec świadomości?
Oczywiście, przecież zawsze najpierw musisz być ty, aby wobec tego „ty” mogło wystąpić coś jeszcze, bo ty postrzegasz coś, co wobec ciebie występuje. Zawsze najpierw mamy świadomość siebie, później dopiero zauważamy, że istnieje coś np. świat.
A dlaczego trzymani są w szpitalach? Bo błąkają się nie potrafiąc może nawet kromki chleba wsadzić do ust, a co dopiero zdobyć tą kromkę chleba.

No bo są chorzy

Czyli najpierw jestem świadoma, że coś mam przed oczami, a dopiero potem moje zmysły to rejestrują?
Nie. Najpierw jesteś w ogóle świadoma, a dopiero potem twoje zmysły cokolwiek rejestrują.


Czyli kiedy będąc tym sobie myślącym siebie podmiotem oglądasz swoją świadomością jakieś wyobrażenie czegoś, nich będzie to już coś innego niż twoja świadomość (choć to naprawdę niemożliwe, ale to inny temat), to wtedy masz nadal doświadczenie czysto mentalne.

Jego treść najprawdopodobniej odnosi się już do świata, np. myślisz o budach, myślisz o Wolności w świecie – ale to wszystko to są doświadczenia czysto mentalne. Ponieważ nawet jeśli ich treść pochodzi z doświadczeń zmysłowych, które miałaś kiedyś, to bezpośrednio już nie, bo przywołałaś je z pamięci. Przywołując je z pamięci pomijasz pośrednictwo zmysłów, cała operacja następuje w mentalności. Z powodu teraźniejszej nieobecności zmysłów nazywam takie doświadczenie mentalnym.

Ale kiedy patrzysz oczyma, uszyma, wąchasz, smakujesz, dotykasz teraźniejsze doświadczenie świata, to wtedy swoje mentalne postrzeżenie świadomością wspomagasz zmysłami i masz doświadczenie zmysłowe.


Marcin tu pisze (chyba, że źle to rozumiem), nie tylko o świadomości siebie, ale także świadomości mentalnej "czegoś innego niż moja świadomość", co odnosi się do świata i również, tak jak samoświadomość, jest pierwotne wobec percepcji zmysłowej. Dlatego zapytałam, czy uważa świadomość przedmiotów za kwestię poprzedzającą ich doświadczenie zmysłowe.

Co to znaczy być "ogólnie świadomym"? Czuję się świadoma, zanim moje zmysły cokolwiek zarejestrują?
Marcin zwraca uwagę (w nawiasie w pierwszym zacytowanym przez ciebie akapicie), że posługuje się tu pewnym przybliżeniem. Dalej pisze zaś po prostu, że doświadczenia są bezpośrednio zmysłowe albo myślowe, mentalne. Wszelkie przypominanie sobie przeszłych doświadczeń, wszelkie korzystanie, to doświadczenia mentalne lub przynajmniej wkład doświadczenia mentalnego do całokształtu danego doświadczenia.

A co znaczy "być ogólnie świadomym"? Chodzi o świadomość wyrażoną słowem "jestem".

Marcin zwraca uwagę (w nawiasie w pierwszym zacytowanym przez ciebie akapicie), że posługuje się tu pewnym przybliżeniem. Dalej pisze zaś po prostu, że doświadczenia są bezpośrednio zmysłowe albo myślowe, mentalne. Wszelkie przypominanie sobie przeszłych doświadczeń, wszelkie korzystanie, to doświadczenia mentalne lub przynajmniej wkład doświadczenia mentalnego do całokształtu danego doświadczenia.
A co znaczy "być ogólnie świadomym"? Chodzi o świadomość wyrażoną słowem "jestem".

Co znaczy "jestem"? W jaki sposób mogę się o tym przekonać?
Jasne, przecież to tekst Marcina. Ja wyjaśniam tylko, jak mogę zrozumieć zacytowany fragment.

A czy doświadczenie myślowe mogłoby zaistnieć bez doznania wcześniej doświadczenia zmysłowego? Nie wiem, ale nie jest też oczywiste, że jest to pytanie istotne w tym momencie. Bo zarówno odpowiedź "tak" jak i odpowiedź" nie" da się uzasadnić na bazie jakiejś sensownej ontologii.

Co zaś znaczy "jestem"? A czy na pytanie: "czy jesteś?" odpowiesz twierdząco?


A czy doświadczenie myślowe mogłoby zaistnieć bez doznania wcześniej doświadczenia zmysłowego? Nie wiem, ale nie jest też oczywiste, że jest to pytanie istotne w tym momencie. Bo zarówno odpowiedź "tak" jak i odpowiedź" nie" da się uzasadnić na bazie jakiejś sensownej ontologii.

Co zaś znaczy "jestem"? A czy na pytanie: "czy jesteś?" odpowiesz twierdząco?

Tak, odpowiem twierdząco. Nie jest to jednak odpowiedź na moje pytanie. Zadam je więc inaczej - jak Ty Wuju poznajesz, że jesteś?
Jeśli można udzielić odpowiedzi zarówno twierdzącej, jak i przeczącej, to znaczy to przynajmniej tyle, że pytanie jest zadane za wcześnie.

Tak, zasadne jest zrozumieć, czym jest doświadczenie, ale w znaczeniu "co należy tu rozumieć pod słowem doświadczenie". Co sprowadza się do wypisania dostatecznej ilości dostatecznie dobrze wybranych przykładów doświadczeń.

A jak ja poznaję, że jestem? Przypuszczam, że tak samo, jak ty poznajesz, że jesteś. Niestety, pokazać ci tego nie mogę, bo tożsamość jednostkowa jest nieprzekazywalna . Czyli nawet, gdybyś podłączyła się do moich myśli i do moich zmysłów, nie poznałabyś mojego "jestem", wszystko działoby się w ramach twojego "jestem".

Zadam je więc inaczej - jak Ty Wuju poznajesz, że jesteś?
Poznajemy, że jesteśmy poprzez to, że mamy świadomość własnego istnienia, a w bardziej abstrakcyjnej i bezpośredniej postaci odkrywamy, że mamy świadomość tej świadomości, którą „tępo” oglądamy doświadczenia na co dzień, czyli mamy samoświadomość bądź świadomość świadomości.

Na ten tekst patrzysz „tępo”, ale kiedy zapytam cię „czy wiesz, że tu teraz jesteś?” odpowiesz „tak” to właśnie dlatego, że uprzytomniłaś sobie „tępe” zaangażowanie, stanęłaś nad sobą i spojrzałaś na tą Niepoprawną, która wcześnie „tępo” wpatrywała się w tekst. Gdzie „tępo” oznacza jedynie tyle, że nie dokonywałaś świadomej refleksji nad własną obecnością, a jedynie nad obecnością tekstu. Przy samoświadomości jednocześnie ujmujesz obecność tekstu i siebie w czynności jego odczytywania, stajesz nad tym.

Jeśli można udzielić odpowiedzi zarówno twierdzącej, jak i przeczącej, to znaczy to przynajmniej tyle, że pytanie jest zadane za wcześnie.
A jak ja poznaję, że jestem? Przypuszczam, że tak samo, jak ty poznajesz, że jesteś. Niestety, pokazać ci tego nie mogę, bo tożsamość jednostkowa jest nieprzekazywalna . Czyli nawet, gdybyś podłączyła się do moich myśli i do moich zmysłów, nie poznałabyś mojego "jestem", wszystko działoby się w ramach twojego "jestem".

To chyba jednak inaczej poznajemy swoje bycie
Moja świadomość własnego istnienia jest bardziej opisowa, a dokładniej zbliżona do kartezjuszowej. Ja wiem, że jestem, bo o tym myślę. Pytanie teraz, na jakiej podstawie myślę, że jestem? No i tu odniosę się do rozwoju samoświadomości, która rozwija się wraz z rosnącą abstrakcyjnością myślenia. Ponoć noworodek nie ma poczucia samoświadomości. Jeśli więc, tak jak piszesz Wuju, najpierw muszę być świadoma (jak rozumiem siebie?), żeby móc rejestrować otoczenie za pomocą zmysłów, to jak to się ma do noworodka? Bo jeśli noworodek, mimo braku świadomości siebie, czuje, słyszy, widzi, to wskazywałoby na to, że samoświadomość rozwija się na bazie zmysłów a nie, że jest ona warunkiem odbierania bodźców.
Wiesz, gdybyś mnie pytała, czy pierwsze było doświadczenie zmysłowe, czy myślowe, to musiałbym odpowiedzieć: nie wiem, i nie widzę istotnych implikacji odpowiedzi. Mogę bowiem zaproponować trzy różne modele, jeden nadający pierwszeństwo doświadczeniu zmysłowemu, drugi myślowemu, a trzeci - traktujący oba doświadczenia jako wzajemnie powiązane i wobec tego nie nadający pierwszeństwa żadnemu z nich. Przyjęcie któregokolwiek z tych modeli nie wymagałoby ode mnie wprowadzenia żadnych naprawdę ważnych zmian w moim spojrzeniu na świat. Dlatego uważam, że jest to kwestia zbyt szczegółowa, zbyt techniczna, aby wiele z niej dało się wyciągnąć na tym etapie dyskusji. Nie znaczy to, że zniechęcam cię do rozmowy o tym z Marcinem; być może, rozważenie tej sprawy pozwoli na przykład wyjaśnić jakieś niejednoznaczności, jakieś nieporozumienia.

Druga rzecz: "jestem". Mnie nie chodzi tu o "jestem" jako wnioskowanie, lecz o "jestem" jako obserwację. Ta obserwacja nie wymaga ani wnioskowania, ani w ogóle werbalizacji; jest ona zresztą stała, nie ma chwili, w której by jej brakło.

Noworodek? O ile jest już człowiekiem, a nie przedmiotem, o tyle posiada swoje "jestem". Tak samo o ile komar nie jest przedmiotem, o tyle swoje "jestem" posiada.
Marcinie, Wujo nie napisał, że trzeba najpierw być, a być świadomym, co zupełnie zmienia postać rzeczy. I tutaj właśnie pojawia się w mojej głowie wątpliwość, jak można być świadomym czegoś, czy nawet siebie samego, nie doznając tego zmysłowo? Bo myślę, że tak jak Wujo pisze później - swoje bycie rozpoznajemy przez obserwację. A więc nie obserwując, nie wiedzielibyśmy, że jesteśmy. Czyli musimy być, żeby doświadczać, ale z kolei nie doświadczając, nie wiedzielibyśmy o swoim istnieniu świadomie.
Co do przebudzenia, to właśnie zauważ, że silny bodziec jest w stanie przywrócić do świadomości, czyli przebudzić

Marcinie, Wujo nie napisał, że trzeba najpierw być, a być świadomym, co zupełnie zmienia postać rzeczy. I tutaj właśnie pojawia się w mojej głowie wątpliwość, jak można być świadomym czegoś, czy nawet siebie samego, nie doznając tego zmysłowo? Bo myślę, że tak jak Wujo pisze później - swoje bycie rozpoznajemy przez obserwację. A więc nie obserwując, nie wiedzielibyśmy, że jesteśmy. Czyli musimy być, żeby doświadczać, ale z kolei nie doświadczając, nie wiedzielibyśmy o swoim istnieniu świadomie.
Co do przebudzenia, to właśnie zauważ, że silny bodziec jest w stanie przywrócić do świadomości, czyli przebudzić

Najpierw jesteś w ogóle świadoma, a dopiero potem twoje zmysły cokolwiek rejestrują.

Jarek skąd ci się to wzięło?

Niepoprawna zadaję pytanie, czy może istnieć świat dla ciebie, kiedy ciebie jeszcze nie ma?

Dokonuję pewnego odróżnienia pisząc o tych powyższych sprawach. Spójrz na siebie jak na podmiot nietożsamy z ciałem, ono jest dla ciebie przygodne (przypadkowe). W takiej sytuacji jako tylko myśl musisz mieć świadomość siebie zanim masz ciało. Orientacja we własnym istnieniu na podstawie ciała nie jest tą samoświadomością, o której piszę, bo utożsamiasz swoje istnienie z cielesnością i niejawnie ze świadomością. Dlatego owszem obserwacji, ale obserwacja myśli/świadomości, ciało dopiero po tym i świat dopiero po tym. Dlatego najpierw doświadcza się siebie jako myśli, a potem jako ciała. I owszem silny bodziec (spoza) jest w stanie, ale nie musi go być, wystarczy bodziec jako przebudzająca ciebie twoja myśl.

Spróbuję później opisać to ponad cielesne doświadczenie siebie jako świadomości, czyli kartezjańskie cogito.

Dlatego najpierw doświadcza się siebie jako myśli, a potem jako ciała.
I owszem silny bodziec (spoza) jest w stanie, ale nie musi go być, wystarczy bodziec jako przebudzająca ciebie twoja myśl.

Z fizjologicznego punktu widzenia, to przyspieszenie metabolizmu jest "sprawcą" przebudzenia. W fazie wybudzania może pojawić się myśl, którą zapamiętamy (świadomie zarejestrujemy) jako tę, która nas przebudziła, ale czy myśl wybudzająca może pojawić się w fazie REM?

...najistotniejsze aspekty poznania, nadające sens wszystkiemu innemu, dotyczą subiektywnej analizy zbieranych informacji

A ja się zastanawiam, jak bardzo subiektywna może być myśl, która powstała w oparciu o wiele innych myśli (doświadczenia różnych osób), które uwewnętrznione harmonizują ze sobą (przeważnie) i wpływają na nasze spostrzeganie świata, które nadal nie zaburza wewnętrznej harmonii.

No i właśnie tego nie rozumiem. Dziecko nie myśli o tym, że myśli, a doświadcza swojej cielesności.
Z fizjologicznego punktu widzenia, to przyspieszenie metabolizmu jest "sprawcą" przebudzenia.
A co budzi metabolizm? Twierdzę, że myślenie. A dzieci mają świadomość siebie o czym świadczą tym, że kiedy płaczą informując, że są głodne albo mają mokrą pieluchę to w istocie mówią „mamo, tato ja stiwierdzając własne istnienie stwierdzam że to istnienie postrzega siebie jako głodne, albo w nieprzyjemnych warunkach mokrej pieluchy.” Trzeba wiedzieć że jest się najpierw aby wiedzieć że temu „jest się” przytrafiło się być głodnym lub mokrym.
Marcin, ja dzidziusiem dawno nie byłam, więc nie wiem co sobie taki berbeć myśli, ale ci co się badaniem rozwoju dziecka zajmują, twierdzą, że dziecko nie ma rozwiniętej samoświadomości. Sam też zresztą pisałeś o tym w swoim artykule! Ja nie wiem czy ono widzi siebie jako podmiot myślący zanim poczuje głód, czy czuje, że jest, kiedy poczuje głód (zresztą mam na myśli głód, jako całokształt odczuć).

Marcin, nie takie rzeczy sobie próbowałam wyobrazić. Kiedy zastanawiałam się jak to jest nie być
No dobra, więc teraz jestem zarośniętym facetem, z wielkim brzuchem i łysiną. Mój zwyczajowy strój to spodnie z trzema paskami, biała koszulka bez rękawów i złoty łańcuch na szyi. Mam 50 lat, jestem członkiem dzielnicowego gangu narkotykowego. Mów mi Wściekły (w światku przestępczym nie operuje się prawdziwymi imionami), nie dlatego, że łatwo się wkurzam, a z powodu mojej dawnej profesji. 20 lat temu zostałem wydalony z policji, za przyjmowanie łapówek od lokali nocnych, za nieujawnianie ich działalności przestępczej (oczywiście narkotyki). Dostałem 5 lat w zawiasach, wyszedłem po 3. Do policji nie mogłem wrócić, za to koledzy z dzielni mieli wobec mnie dług wdzięczności.
Kiedy poszedłem siedzieć, żona znalazła sobie innego faceta, wzięła ze mną rozwód i zabrała dzieciaka. Chłopak ma teraz 26 lat i czasem wpada do starego z jakimiś panienkami na imprezę...
No, Kotasiński, widzę, że niezły miałeś odlot. To co, ile Ci tej fet zważyć tym razem?
Ups! Chyba za bardzo popłynęłam

Nie no, to był żart oczywiście. Nie wiem Marcin, czy potrafię się wczuć w kogoś, kim nie jestem. Myślę, że to jest tak, jak pisze Michał - nie poczuję tego, co czuje ktoś inny. Czuję tylko własne odczucia. Nawet jak myślę o sobie, że jestem facetem, to odczucia się nie zmieniają raczej...
Ale mi chodziło bardziej o to, co bym myślała, gdyby nie było NIC. Byłabym tylko ja, jako "podmiot myślący siebie". Co ja bym wtedy myślała?

Sam też zresztą pisałeś o tym w swoim artykule!
Marcin, nie takie rzeczy sobie próbowałam wyobrazić.
Kiedy zastanawiałam się jak to jest nie być
Nie wiem Marcin, czy potrafię się wczuć w kogoś, kim nie jestem.
Ale mi chodziło bardziej o to, co bym myślała, gdyby nie było NIC. Byłabym tylko ja, jako "podmiot myślący siebie". Co ja bym wtedy myślała?
O to właśnie chodzi, przestań sobie wyobrażać coś. Wszystko, co masz zrobić to pozbyć się wyobrażenia siebie, wyobrażenia tego, za kogo uważasz się, po to jest ten/tamten opis, aby ci w tym pomóc.

Masz na końcu stać się NIKIM!!!!!!!!!
I obejrzeć tego „nikt-kogo” I tylko tyle.

Powtórz z takim podejściem.
Staram się

Marcin, sprecyzuj bycie nikim. Mam nie mieć ciała, a zatem też odczuć zmysłowych, tak? Ani pamięci tych odczuć?

P.S. To był artykuł o samoświadomości. Nie pamiętam jaki tytuł.
Marcinie, a co Ciebie powstrzymuje przed przejściem w stan "oświecenia". Nie kpię sobie. Przyznaję, że nie zaglądałem na Twoją stronę* do tej pory, a czytając Twoje posty, znów proszę o wybaczenie, uważałem, żeś zdrowo stuknięty. Dopiero ten tutaj twój ostatni post, pozwolił mi zrozumieć o co ci chodzi.

Dla tego pytam całkiem poważnie, czy ta twoja wiedza jest teoretyczna, czy praktycznie potrafiłbyś – uważasz, że byłbyś w stanie "od jutra" przejść w/w stan, czy też uważasz, że wymagałoby to jeszcze jakiegoś "treningu"? (może już jesteś "oświecony"?).

Pytam, bo sam się zastanawiam ciągle co wybrać ... a jestem ciekaw jak ty to u siebie widzisz. Pytam z ciekawości, a nie po to żeby sobie drwić z Ciebie, chociaż obawiam się, że moje pytanie nie umknie uwadze Pana Przerażonego.

*- zajrzałem, że ty tak na poważnie, ale nie czytałem więc nie wiem jakimi pojęciami się posługujesz

Marcin, sprecyzuj bycie nikim. Mam nie mieć ciała, a zatem też odczuć zmysłowych, tak? Ani pamięci tych odczuć?
Marcinie, a co Ciebie powstrzymuje przed przejściem w stan "oświecenia"
czytając Twoje posty, znów proszę o wybaczenie, uważałem, żeś zdrowo stuknięty
Dla tego pytam całkiem poważnie, czy ta twoja wiedza jest teoretyczna, czy praktycznie potrafiłbyś – uważasz, że byłbyś w stanie "od jutra" przejść w/w stan, czy też uważasz, że wymagałoby to jeszcze jakiegoś "treningu"? (może już jesteś "oświecony"?).
Pytam, bo sam się zastanawiam ciągle co wybrać
*- zajrzałem, że ty tak na poważnie, ale nie czytałem więc nie wiem jakimi pojęciami się posługujesz
Nie bardzo rozumiem, co masz na myśli w: „jakimi pojęciami się posługujesz”, tradycyjnymi, potocznymi unikam pojęć z rodzaju „hardcore filozofia”, bo chcę być zrozumiały. Potrafię wysłowić się bez imitowania mądrości przez formalizm i trudne sformułowania, choć pewnych używam.

Nic, jestem w nim.
Stan Wyzwolenia jest zmitologizowany w naszej kulturze i w ogóle. Nie ma czegoś takiego jak „zdolność przejścia w stan Wyzwolenia” ze stanu ludzkiego i ewentualnie z powrotem, bo to rezultat poznania, coś, co ulega utrwaleniu. Uzyskuje się wyższą wiedzę. To taka sytuacja jak najpierw nie umie się czytać i pisać, a wyniku uczenia już umie. Potrafisz to przestać?
Nie bardzo rozumiem, co masz na myśli w: „jakimi pojęciami się posługujesz”, ...

zasłyszanymi

Najpierw jesteś w ogóle świadoma, a dopiero potem twoje zmysły cokolwiek rejestrują.
Jarek skąd ci się to wzięło?
Marcinie, Wujo nie napisał, że trzeba najpierw być, a być świadomym, co zupełnie zmienia postać rzeczy. I tutaj właśnie pojawia się w mojej głowie wątpliwość, jak można być świadomym czegoś, czy nawet siebie samego, nie doznając tego zmysłowo? Bo myślę, że tak jak Wujo pisze później - swoje bycie rozpoznajemy przez obserwację.
Wuju, Marcin napisał, że doświadczenie jest "w uproszczeniu doświadczeniem zmysłowym". Jeśli myśl powstawałaby w wyniku doznania zmysłowego, to ona musiałaby być z nim zgodna. I dopiero weryfikacja tej myśli, czy to w obrębie własnych konstruktów myślowych, czy w odniesieniu do opinii innych osób, może nam dać wiarygodniejszy obraz. Własne konstrukty też zresztą tworzymy w oparciu o cudzą wiedzę, w ogromnej mierze, co zaoszczędza nam testowania zjawisk osobiście (przejmujemy dorobek naukowy całych pokoleń badaczy). Wtedy rzeczywiście ta "cudza" myśl poprzedza ewentualne poznanie zmysłowe, lub w góle pozostaje bez zmysłowego "poparcia".
...najistotniejsze aspekty poznania, nadające sens wszystkiemu innemu, dotyczą subiektywnej analizy zbieranych informacji
A ja się zastanawiam, jak bardzo subiektywna może być myśl, która powstała w oparciu o wiele innych myśli (doświadczenia różnych osób), które uwewnętrznione harmonizują ze sobą (przeważnie) i wpływają na nasze spostrzeganie świata, które nadal nie zaburza wewnętrznej harmonii.
To zupełnie inna historia. Myśl oparta o treści przekazywalne intersubiektywnie może być bardzo nie-subiektywna w treści. Co więcej: istnienie mechanizmu dostatecznie skutecznie preferującego korelację pomiędzy takimi treściami w myślach różnych osób może wystarczyć do tego, żeby myśli te przybierały z czasem charakter "opisu twardej, obiektywnej materii". Czyli, żeby wytworzyły się ewolucyjnie materialne prawa fizyki. Chodzi mi tu, rzecz jasna, nie o procesy ewolucyjne możliwe w skali ludzkiego życia, lecz o skalę nieporównywalnie większą.

Szczerze mówiąc nie zauważyłem, nie gniewaj się, bo po co szarpiesz się na forum ...
potrafię tylko ciągle nie wiem czy chcę
chyba jest, wiesz trochę inaczej człowiek reaguje, a to nie jest niezauważalne dla otoczenia ... (nie szukam nauczyciela)
zasłyszanymi
Stąd, że nie znam alternatywy.
Obserwacja niekoniecznie musi być zmysłowa.

Spróbujmy zresztą założyć, że każda obserwacja musi mieć u swojego podłoża jakieś wzory uzyskane zmysłowo. Jest w tym jednak pewien problem: bo skoro tak, to w jaki sposób uzyskujemy pierwsze wzory? Bo w tej sytuacji nie mogą one być wynikiem obserwacji...

Paradoks ten można najprościej rozwiązać uznając, że pewne wzory są w nas zakodowane. Przynajmniej w takim sensie, że nie są one skutkiem tego, co gotowi jesteśmy nazwać "obserwacją zmysłową".

Oczywiście, zauważ(-cie), że apriorycznie nastrojeni jesteśmy na Prawdę i Miłość, z góry zakładamy, że chcemy mieć te Ideały, nie fałsz i krzywdę, z tego poprzez konkretyzację wynika reszta.
Pisałam o obserwacji świata, jako uogólnienie bardziej niż dosłowność. Większość naszej wiedzy nie pochodzi z bezpośredniego badania rzeczywistości, a z przekazów przodków, co pozwala na rozwój społeczeństwa (osiągnięcia cywilizacyjne). Ale gdzieś musiał być początek. Każdy z nas jest nie tylko czystym, niezależnym JA, ale to ja mieści w sobie kawałek JA rodziców, dziadków, pradziadków... a nawet znajomych (Ja, jako osobowość, bo samoświadomości nadal chyba nie rozumiem w taki sposób jak np. Marcin). Oni, ci wszyscy ludzie przekazują nam swoją wiedzę, którą my następnie internalizujemy (np. wzory), a więc pochodzi to z zewnątrz.

Pisząc, że myśl musi się zgadzać z obserwacją, mam na myśli prostą operację spostrzeganie --> myśl. Analiza spostrzeżenia odnosi się już do uwewnętrznionej wiedzy. A wiedza ta, przekazywana z pokolenia na pokolenie, mogła mieć swoje źródło w obserwacji.
Żadnego wzoru nigdy nie wymyśliłam, także nie wiem jak wygląda proces ich powstawania. Wydaje mi się, że fizycy jednak tworzyli wzory w oparciu o obserwacje (mój nauczyciel w liceum zawsze powtarzał, że fizyka to samo życie). No tak, ale kwestia stawiania hipotez jest dla mnie przekonująca. Nie wiem jednak, czy przekonuje mnie do pierwotności myśli wobec obserwacji w ogóle, czy raczej do tego, że myśl ludzka ewoluuje. Malutkie dziecko np. nie stawia hipotez (?). No ale są też popędy, które rzeczywiście mogą sugerować o "zaszczepionej" wiedzy, jak te popędy zaspokajać...

Wuju i Marcinie, jak wyobrażam sobie siebie teraz w absolutnej nicości, sama myśl, to jestem w stanie to sobie wyobrazić, bo nadal mogłabym myśleć swoje myśli abstrakcyjne, w oparciu o całe "dziedzictwo" wiedzy i własnych doświadczeń. O ile zachowałabym pamięć. A jeśli nie? O czym bym myślała?

A jeśli jest tak, że to samoświadomość umożliwia percepcję, a nie odwrotnie, i jest ona niezależna od wszystkiego, to zastanawia mnie jak to jest w przypadku utraty przytomności. Osoba nieprzytomna nie reaguje na bodźce, zaś po wybudzeniu nie wie co się z nią działo. Dlaczego nie wie, jeśli samoświadomość jest niezależna?

Nie wiesz, o czym mówisz.

Wiem o czym mówię, nie wiem czy wiem, o czym Ty mówisz. Czytałem post Niepoprawnej i zgadzam się z nią. Jeśli Ona dobrze interpretuje, to co chcesz powiedzieć, to Marcinie różnimy się. Dla mnie „wyzwolenie” to nie samoświadomość, poczucie własnego Ja, a dalej poprzez wyzbycie się przekonań będących źródłem poczucia cierpienia i niesprawiedliwości, racjonalizację, pod tym kątem, pojawiających się myśli, wyzbycie się własnej odrębności, własnego JA i zjednoczenie z jakąś "wszechświadomością", która sugerowałaby dostępność innych świadomości poza własną i z tego wynikającym jej istnieniem przed własną.

Dla mnie droga jest może podobna, i wiedzie przez uświadomienie sobie czym jest to własne Ja i jak niewiele oznacza ..., a pozostaje wspólne, to coś pierwszego i malutkiego (coś, co w Niepoprawnej tkwi ), a pozwalające jedynie oglądać "wszechświadomość", stąd o jej istnieniu wnioskować i tym się cieszyć.

Marcinie my różnimy się czy się nie rozumiemy? /trochę mi się zmieniło od ostatniego postu - a może nie/.
Lucek, ja nie zinterpretowałam w swoim poście Marcina koncepcji samoświadomości. Jeśli tak to brzmi, to nie miałam takiego zamiaru.
Niepoprawna, jeśli tak to zabrzmi, to nie miałem takiego zamiaru. Nie czytałem całego tematu tylko ostanie posty, i zgadzam się z Twoimi uwagami do postów Marcina. Resztę dopowiedziałem sobie sam.

Wuju i Marcinie, (1)jak wyobrażam sobie siebie teraz w absolutnej nicości, sama myśl, to jestem w stanie to sobie wyobrazić, bo nadal mogłabym myśleć swoje myśli abstrakcyjne, w oparciu o całe "dziedzictwo" wiedzy i własnych doświadczeń. O ile zachowałabym pamięć. A jeśli nie? (2)O czym bym myślała?
A jeśli jest tak, że to samoświadomość umożliwia percepcję, a nie odwrotnie, i jest ona niezależna od wszystkiego, to zastanawia mnie jak to jest w przypadku utraty przytomności. Osoba nieprzytomna nie reaguje na bodźce, zaś po wybudzeniu nie wie co się z nią działo. Dlaczego nie wie, jeśli samoświadomość jest niezależna?
Analiza spostrzeżenia odnosi się już do uwewnętrznionej wiedzy
Malutkie dziecko np. nie stawia hipotez (?).


Nie wiesz, o czym mówisz.


Wiem o czym mówię, nie wiem czy wiem, o czym Ty mówisz. Czytałem post Niepoprawnej i zgadzam się z nią. Jeśli Ona dobrze interpretuje, to co chcesz powiedzieć, to Marcinie różnimy się. Dla mnie „wyzwolenie” to nie samoświadomość, poczucie własnego Ja, a dalej poprzez wyzbycie się przekonań będących źródłem poczucia cierpienia i niesprawiedliwości, racjonalizację, pod tym kątem, pojawiających się myśli, wyzbycie się własnej odrębności, własnego JA i zjednoczenie z jakąś "wszechświadomością", która sugerowałaby dostępność innych świadomości poza własną i z tego wynikającym jej istnieniem przed własną.

Dla mnie droga jest może podobna, i wiedzie przez uświadomienie sobie czym jest to własne Ja i jak niewiele oznacza ..., a pozostaje wspólne, to coś pierwszego i malutkiego (coś, co w Niepoprawnej tkwi ), a pozwalające jedynie oglądać "wszechświadomość", stąd o jej istnieniu wnioskować i tym się cieszyć.

Marcinie my różnimy się czy się nie rozumiemy? /trochę mi się zmieniło od ostatniego postu - a może nie/.
i jak niewiele oznacza ..., a pozostaje wspólne,
Marcinie my różnimy się czy się nie rozumiemy? /trochę mi się zmieniło od ostatniego postu - a może nie/.
Nie ma tu przedmiotu, do którego odnosi się „nie rozumiemy”, skąd mogę wiedzieć, o czym mówisz. Nie wiem w czym mamy się różnić, co masz na myśli, też brak przedmiotu. Nie wiem wreszcie, co widzisz/uważasz, że zmieniło ci się, cały czas zmienia się wiele rzeczy, co masz namyśli? Piszesz nieczytelnie. Chętnie wszystko z tobą wyjaśnię, ale piszesz zrywanymi myślami, spróbuj pisać trzeźwiej i prościej.
Marcinie, ja za to wiem, o czym mówisz i życzę powodzenia.

PS dziwię się trochę, że będąc tak blisko tej Wszechświadomości, tak trudno Ci zrozumieć co napisałem. /to taka mała złośliwość z mojej strony /

Najpierw jesteś w ogóle świadoma, a dopiero potem twoje zmysły cokolwiek rejestrują.
Jarek skąd ci się to wzięło?
Stąd, że nie znam alternatywy.
Rozumiem, ale później odniosłem wrażenie, że straciłeś pewność wypisując, iż może być na każdy z trzech możliwych sposobów.
apriorycznie nastrojeni jesteśmy na Prawdę i Miłość, z góry zakładamy, że chcemy mieć te Ideały, nie fałsz i krzywdę
Trudno zbadać, czy to jest aprioryczne. Przypuszczam, że jest, ale to tylko przypuszczenie. (Ale być może nie do końca rozumiem, co masz tutaj na myśli.)

To dotyczyło innej sprawy. Nie kwestii "czy zmysły mogą być przede mną" (bo nie mogą), lecz "czy mogę mieć zmysły, zanim mam myśl" (mogę).
Trudno zbadać, czy to jest aprioryczne. Przypuszczam, że jest, ale to tylko przypuszczenie. (Ale być może nie do końca rozumiem, co masz tutaj na myśli.)
To, że zawsze oczekujemy Prawdziwości tego, czego doświadczamy, w ten sposób jesteśmy wrodzeni w Prawdę, Miłość i Szczęście. Oczekujemy apriorycznie tych ideałów od doświadczenia. Wszystko, co oceniamy, sądzimy to sądzimy pod kontem Prawdziwości. Z góry zakładamy, że to, co przychodzi jest takie. Ewentualnie stwierdzamy, że nie jest takie, jeśli nie jest i doszukujemy się w tym fałszywym/krzywdzącym Prawdziwości, poznajemy, na czym polega brak spójności tego, co również świadczy o tym, że szukamy Prawdy, bo spójności. Szukamy sensu fałszu/krzywdy, którego nie znajdujemy, dlatego fałsz/krzywda nie zadowala nas, a to znowu świadczy o aprioryczności Ideału, bo fałsz/krzywdę porzucamy i idziemy szukać tego, przez co spoziera Prawda, Miłość i Szczęście.
Czy apriorycznie znamy konkretną prawdę? Może jesteśmy zaprogramowani na poszukiwanie prawdy, ale mi chodzi o coś innego. Zarówno percepcja przedmiotu, jak i myśl o nim, to wewnętrzne odzwierciedlenie świata zewnętrznego. Nie są to niezależne od siebie opinie. Nie rozumiem, jak mogą one wystarczać do weryfikacji prawdy. W badaniach naukowych prawdę potwierdza się w wyniku przeprowadzania niezależnych badań. Dlatego właśnie Wuju pytałam o tę kolejność zmysłów i myśli w procesie poznawczym.
Choć nie jestem zwolenniczką teorii, że większość ma zawsze rację, to jednak wydaje mi się, że to dzięki komunikacji (weryfikacji) ze światem możemy, nie tyle poznać, co przekonać się o prawdzie.

Nie są to niezależne od siebie opinie. Nie rozumiem, jak mogą one wystarczać do weryfikacji prawdy.

są od siebie niezależne, chociaż myśl dotyczy doznania zmysłowego, w świadomości pojawia się jedno i drugie, i odwrotnie pojawia się wtedy, gdy myśl nie jest zgodna z aktualnym doświadczeniem

doświadczenia powtarzają się w czasie, ta sama osoba doświadcza tego samego z różnych punktów widzenia

/mam nadzieję, że to nie znów, nie o to chodzi lub, że to tylko do Wuja/ cześć Niepoprawna

są od siebie niezależne, chociaż myśl dotyczy doznania zmysłowego, w świadomości pojawia się jedno i drugie, i odwrotnie pojawia się wtedy, gdy myśl nie jest zgodna z aktualnym doświadczeniem
doświadczenia powtarzają się w czasie, ta sama osoba doświadcza tego samego z różnych punktów widzenia
/mam nadzieję, że to nie znów, nie o to chodzi lub, że to tylko do Wuja/ cześć Niepoprawna

Hehe! Cześć.
Marcin, kiedy próbuję myśleć o "niczym", to łapię się na tym, że sprawdzam, czy nie myślę o czymś
Nie wiem czy moje myślenie o samoświadomości jest zupełnie czyste od myślenia o przedmiotach zewnętrznych. No choćby to, że myślę słowami

Czy apriorycznie znamy konkretną prawdę? Może jesteśmy zaprogramowani na poszukiwanie prawdy, ale mi chodzi o coś innego. Zarówno percepcja przedmiotu, jak i myśl o nim, to wewnętrzne odzwierciedlenie świata zewnętrznego. Nie są to niezależne od siebie opinie. Nie rozumiem, jak mogą one wystarczać do weryfikacji prawdy. W badaniach naukowych prawdę potwierdza się w wyniku przeprowadzania niezależnych badań. Dlatego właśnie Wuju pytałam o tę kolejność zmysłów i myśli w procesie poznawczym.
Choć nie jestem zwolenniczką teorii, że większość ma zawsze rację, to jednak wydaje mi się, że to dzięki komunikacji (weryfikacji) ze światem możemy, nie tyle poznać, co przekonać się o prawdzie.

Racja. Warto tu zauważyć, że z relacji różnych ludzi WYNIKAJĄ RÓŻNICE w postrzeganiu tych samych aspektów świata. Sugeruje to, że niezależnie osiągany ogląd rzeczywistości różnych ludzi nie da się prosto scalić, uznać za jednolity.
Skoro tak, to są takie wyjścia
A. albo uznać, że każdy (choćby nie wiem jak się różnił w poglądach z innymi ludźmi) posiadł swoją prawdę i nie ma innych prawd niż subiektywne
B. wymyślić jakiś sposób, który ustala, kto ma jakoś tam LEPSZĄ PRAWDĘ, ale wtedy - niestety - trzeba by po prostu zrezygnować z postulatu, że subiektywnie da się osiągać prawdę. Bo ten pomysł - z racji właśnie owych różnic - się nie sprawdza.
Przy czym nie oznacza to zupełnej klęski idei subiektywnej prawdy, bo subiektywni jesteśmy i będziemy - tak zostaliśmy skonstruowani. Oznacza to tylko, że jakoś trzeba naprawić, dostosować naszą subiektywność do faktu przebywania z innymi ludźmi, dzielenia się z nimi wiedzą, emocjami. Dzięki temu dostosowaniu wszystkie strony się ubogacają.
Niepoprawna :"o ile nie wiem apriorycznie co jest prawdziwe"

coś tam wrodzone pewnie,... dalej, wiesz, z poprzedniego doświadczenia

"...więc są zależne od siebie" - no pewnie, ale nie są "nierozerwalne"

coś tam wrodzone pewnie,... dalej, wiesz, z poprzedniego doświadczenia

A poprzednie doświadczenie ma inne źródło niż obecne?
każde doświadczenie jest inne, bo nowe i widziane poprzez pryzmat poprzedniego - i bogatsze o poprzednie (jeśli, nie byłoby inne, nie było by zauważone)
Ale czy ma inne źródło niż zewnętrzne?
oczywiście, wewnętrzne również ... pytasz o wrodzone? jeśli to tak, pierwsze to pewnie miłość, czyli jeść

Czy apriorycznie znamy konkretną prawdę? Może jesteśmy zaprogramowani na poszukiwanie prawdy, ale mi chodzi o coś innego. Zarówno percepcja przedmiotu, jak i myśl o nim, to wewnętrzne odzwierciedlenie świata zewnętrznego. Nie są to niezależne od siebie opinie. Nie rozumiem, jak mogą one wystarczać do weryfikacji prawdy. W badaniach naukowych prawdę potwierdza się w wyniku przeprowadzania niezależnych badań. Dlatego właśnie Wuju pytałam o tę kolejność zmysłów i myśli w procesie poznawczym.
Choć nie jestem zwolenniczką teorii, że większość ma zawsze rację, to jednak wydaje mi się, że to dzięki komunikacji (weryfikacji) ze światem możemy, nie tyle poznać, co przekonać się o prawdzie.

Prawdę w ogóle i w szczególe znamy apriorycznie, podświadomie. Kiedy ją poznajemy, to odkrywamy ją jako coś oczywistego, bo wtedy to, co myślimy podświadomie ulega wydobyciu na jaw przez zetknięcie z tym, co spotkane świadomie w doświadczeniu. Kiedy te „rzeczy”, płaszczyzny spotykają się to odczuwamy i myślimy spójność, a to co spójne, całe, jedno świadczy o Prawdziwości, bo okazuje się tym sposobem, że jest prawdziwe (takie samo) i w myśleniu i w doświadczeniu.

Na tym też polega weryfikacja wszystkiego, że uznajemy cos za Prawdę, kiedy występuje na dwóch płaszczyznach naszego istnienia, i w myśleniu i w doświadczeniu. Obie te płaszczyzny ukazując to samo świadczą, że to cos jest prawdziwe. Dalej te dwie płaszczyzny mogą ulegać rozszerzeniu, np. na to, że myślimy coś i w komunikacji z kimś dochodzimy do zgodności z tym kimś, co do tego, że to coś istnieje, tu też jak widać jest myśli i doświadczenie (kogoś i jego komunikatu). Albo też niezależne eksperymenty ukazują tym samym wynikiem jakąś prawidłowość, i tu mamy myśli i doświadczenie, bo w jednym eksperymencie ktoś pomyślał i doświadczył i w drugim ktoś pomyślał (mając już może informacje o wcześniejszym eksperymencie) i doświadczył.

Weryfikacja czegokolwiek to pokrycie się, zgodność, identyfikacja, identyczność, tożsamość pewnych treści z dwóch niezależnych źródeł, które poprzez identyczność wyniku świadczą o jednej Prawdzie, łączą te dwa źródła w jedno poprzez jedną treść - Prawdę.

Naprawdę my wiemy już wszystko o całym Istnieniu, wszyściutko wiemy podświadomie, apriorycznie, ale aposteriorycznie, czyli poprzez doświadczenie dowiadujemy się dopiero o tym, że już to wiemy, kiedy spotykamy Prawdę o czymś w doświadczeniu. Jeśli jest to faktycznie Prawda to ulega identyfikacji z tym, co nosimy w sobie podświadomie. To zostaje wydobyte z umysłu przez jawność doświadczenia, bo spotkane doświadczenie powoduje, że „automatycznie” treść spotkaną staramy się zidentyfikować, aby zrozumieć czym jest to, czego doświadczamy. Jeśli dochodzi do identyfikacji i zrozumienia doświadczenia to właśnie przez to, że zdołaliśmy to odkryć na bazie posiadanej wiedzy w umyśle i tej świadomej np. w sytuacji, kiedy spotykamy patyk z szarym pręcikiem wystającym z niego i identyfikujemy go z ołówkiem. Jak i wtedy, kiedy podobno spotykamy coś po raz pierwszy, ale tylko podobno, ponieważ potrafimy rozpoznać to przez identyfikację, przez to, że spotkana treść ulega niejawnej, „automatycznej” identyfikacji. Usiłując coś zrozumieć, myśląc nad czymś szukamy w sobie wzoru tego, co doświadczamy. Kiedy odnajdujemy go to dochodzi do identyfikacji, a my mówimy np. „aaa, rozumiem” znajdujemy spójność pomiędzy myślą i doświadczeniem.

Naprawdę my wiemy już wszystko o całym Istnieniu, wszyściutko wiemy podświadomie, apriorycznie, ale aposteriorycznie, czyli poprzez doświadczenie dowiadujemy się dopiero o tym, że już to wiemy, kiedy spotykamy Prawdę o czymś w doświadczeniu. Jeśli jest to faktycznie Prawda to ulega identyfikacji z tym, co nosimy w sobie podświadomie. To zostaje wydobyte z umysłu przez jawność doświadczenia, bo spotkane doświadczenie powoduje, że „automatycznie” treść spotkaną staramy się zidentyfikować, aby zrozumieć czym jest to, czego doświadczamy. Jeśli dochodzi do identyfikacji i zrozumienia doświadczenia to właśnie przez to, że zdołaliśmy to odkryć na bazie posiadanej wiedzy w umyśle i tej świadomej np. w sytuacji, kiedy spotykamy patyk z szarym pręcikiem wystającym z niego i identyfikujemy go z ołówkiem. Jak i wtedy, kiedy podobno spotykamy coś po raz pierwszy, ale tylko podobno, ponieważ potrafimy rozpoznać to przez identyfikację, przez to, że spotkana treść ulega niejawnej, „automatycznej” identyfikacji. Usiłując coś zrozumieć, myśląc nad czymś szukamy w sobie wzoru tego, co doświadczamy. Kiedy odnajdujemy go to dochodzi do identyfikacji, a my mówimy np. „aaa, rozumiem” znajdujemy spójność pomiędzy myślą i doświadczeniem.

ja bym to widział bardziej tak:

Naprawdę my wiemy już wszystko w swoim istnieniu, wszyściutko wiemy co możemy wiedzieć, ale aposteriorycznie, czyli poprzez doświadczenie dowiadujemy się dopiero o tym, że już to wiemy, kiedy odnajdujemy prawdę o czymś w doświadczeniu. Jeśli jest to faktycznie prawda to ulega identyfikacji z tym, co nosimy w sobie. To zostaje wydobyte z umysłu przez jawność doświadczenia, bo doświadczenie powoduje, że „automatycznie” treść spotkaną staramy się zidentyfikować, aby zrozumieć czym jest to, czego doświadczamy. Jeśli dochodzi do identyfikacji i zrozumienia doświadczenia to właśnie przez to, że zdołaliśmy to odkryć na bazie działania własnego umysłu. Usiłując coś zrozumieć, myśląc nad czymś szukamy w sobie wzoru tego, co doświadczamy. Kiedy odnajdujemy go to dochodzi do identyfikacji, a my mówimy np. "aaa, rozumiem" znajdujemy spójność pomiędzy myślą i doświadczeniem. Bo nasz umysł jest wytworem tych samych zasad ("na obraz i podobieństwo") co cała rzeczywistości, i na tych samych zasadach działa.
Należymy do tej całej Rzeczywistości. Do tych słów można wiele jeszcze dopisać, bo opisać trzebaby całą tą Rzeczywistość? Dobrze, że zgubiłeś te różnice.

ja bym to widział bardziej tak:

Naprawdę my wiemy już wszystko w swoim istnieniu, wszyściutko wiemy co możemy wiedzieć, ale aposteriorycznie, czyli poprzez doświadczenie dowiadujemy się dopiero o tym, że już to wiemy, kiedy odnajdujemy prawdę o czymś w doświadczeniu. Jeśli jest to faktycznie prawda to ulega identyfikacji z tym, co nosimy w sobie. To zostaje wydobyte z umysłu przez jawność doświadczenia, bo doświadczenie powoduje, że „automatycznie” treść spotkaną staramy się zidentyfikować, aby zrozumieć czym jest to, czego doświadczamy. Jeśli dochodzi do identyfikacji i zrozumienia doświadczenia to właśnie przez to, że zdołaliśmy to odkryć na bazie działania własnego umysłu. Usiłując coś zrozumieć, myśląc nad czymś szukamy w sobie wzoru tego, co doświadczamy. Kiedy odnajdujemy go to dochodzi do identyfikacji, a my mówimy np. "aaa, rozumiem" znajdujemy spójność pomiędzy myślą i doświadczeniem. Bo nasz umysł jest wytworem tych samych zasad ("na obraz i podobieństwo") co cała rzeczywistości, i na tych samych zasadach działa.


Lucuś, zrobiło mi się deja vu
Naprawdę my wiemy już wszystko o całym Istnieniu, wszyściutko wiemy podświadomie, apriorycznie, ale aposteriorycznie, czyli poprzez doświadczenie dowiadujemy się dopiero o tym, że już to wiemy, kiedy spotykamy Prawdę o czymś w doświadczeniu. Jeśli jest to faktycznie Prawda to ulega identyfikacji z tym, co nosimy w sobie podświadomie. To zostaje wydobyte z umysłu przez jawność doświadczenia, bo spotkane doświadczenie powoduje, że „automatycznie” treść spotkaną staramy się zidentyfikować, aby zrozumieć czym jest to, czego doświadczamy. Jeśli dochodzi do identyfikacji i zrozumienia doświadczenia to właśnie przez to, że zdołaliśmy to odkryć na bazie posiadanej wiedzy w umyśle i tej świadomej np. w sytuacji, kiedy spotykamy patyk z szarym pręcikiem wystającym z niego i identyfikujemy go z ołówkiem. Jak i wtedy, kiedy podobno spotykamy coś po raz pierwszy, ale tylko podobno, ponieważ potrafimy rozpoznać to przez identyfikację, przez to, że spotkana treść ulega niejawnej, „automatycznej” identyfikacji. Usiłując coś zrozumieć, myśląc nad czymś szukamy w sobie wzoru tego, co doświadczamy. Kiedy odnajdujemy go to dochodzi do identyfikacji, a my mówimy np. „aaa, rozumiem” znajdujemy spójność pomiędzy myślą i doświadczeniem.[/quote]

a z czym indentyfikujesz sztuke abstrakcyjna?

a z czym indentyfikujesz sztuke abstrakcyjna?

Z mieszaniną różnych, dowolnych skojarzeń dotyczących doświadczenia, konkretnych doświadczeń danej jednostki, myśli o czym pomyślała i jej kreatywności w dowolnym pomieszaniu wszystkiego, co wpadnie jej, aby ze sobą zmieszać. Jak pewnie zdajesz sobie sprawę, sztuka abstrakcyjna praktycznie jest nam w zasadzie po nic, dlatego porównywanie do sensu powyższego cytatu wychodzi niebezpośrednio. Mowa w nim o tym, co okazuje się być Prawdą w praktyce, a ze sztuką abstrakcyjną o tyle mamy coś w praktyce, że mając obraz osławionego malarza możemy otrzymać za niego trochę „kapusty”. No chyba, że ktoś oglądając jakiś w galerii coś sobie trafnie skojarzy i wymyśli coś ciekawego, czego możliwość drzemała w podświadomości jego jak i każdego człowieka.

Jako wyraz człowieka identyfikuję ją z pragnieniem transcendemcji i bezsilnością, ponieważ jej abstrakcyjność, to wyraz dążenia do tego, aby stać się abstrakcyjnym, oderwać się od bądź co bądź wymagającego i na ogół surowego konkretu. Bezsilność w tym sensie, że skoro tak trudno sięgnąć sensowności transcendemcji to chociaż „spróbujmy ją sobie wymyślić” - jak mogliby rzec abstrakcjoniści.

[Najpierw jesteś w ogóle świadoma, a dopiero potem twoje zmysły cokolwiek rejestrują] dotyczyło innej sprawy. Nie kwestii "czy zmysły mogą być przede mną" (bo nie mogą), lecz "czy mogę mieć zmysły, zanim mam myśl" (mogę).
Rozumiem, ale nie widzę różnicy pomiędzy zawartością cudzysłowów. Zmysły nie mogą być przed myślą, są jednoczesne z myślą (i tylko z punktu widzenia świadomego podmiotu w świecie, bo jeszcze jest nasza podświadoma transcendencja). Obecność czegoś w zmysłach wywołuje myśl, która stwierdza, że coś w nich jest, gdzie myśl rozumiem raczej jako uczucie, że coś jest, które to oglądane staje się świadomą myślą, która poznała/poznaje, co to jest w tych zmysłach. Jeśli myśl poprzedza zmysły to poprzedza je zawsze, zawsze najpierw jest to uczucie czegoś po tym świadomość czegoś.
zawsze oczekujemy Prawdziwości tego, czego doświadczamy, w ten sposób jesteśmy wrodzeni w Prawdę, Miłość i Szczęście. Oczekujemy apriorycznie tych ideałów od doświadczenia. Wszystko, co oceniamy, sądzimy to sądzimy pod kontem Prawdziwości. Z góry zakładamy, że to, co przychodzi jest takie. Ewentualnie stwierdzamy, że nie jest takie, jeśli nie jest i doszukujemy się w tym fałszywym/krzywdzącym Prawdziwości, poznajemy, na czym polega brak spójności tego, co również świadczy o tym, że szukamy Prawdy, bo spójności. Szukamy sensu fałszu/krzywdy, którego nie znajdujemy, dlatego fałsz/krzywda nie zadowala nas, a to znowu świadczy o aprioryczności Ideału, bo fałsz/krzywdę porzucamy i idziemy szukać tego, przez co spoziera Prawda, Miłość i Szczęście.
A co z tego twoim zdaniem wynika? Bo moim tylko to, że jesteśmy tacy, jacy jesteśmy. Mówi nam, że jesteśmy w stanie co najwyżej stwierdzić to, że udało nam się osiągnąć zgodność ze sobą samym. Zgodność tego, jak postrzegamy siebie i tego, jak postrzegamy resztę świata.

a z czym indentyfikujesz sztuke abstrakcyjna?

Z mieszaniną różnych, dowolnych skojarzeń dotyczących doświadczenia, konkretnych doświadczeń danej jednostki, myśli o czym pomyślała i jej kreatywności w dowolnym pomieszaniu wszystkiego, co wpadnie jej, aby ze sobą zmieszać. Jak pewnie zdajesz sobie sprawę, sztuka abstrakcyjna praktycznie jest nam w zasadzie po nic, dlatego porównywanie do sensu powyższego cytatu wychodzi niebezpośrednio. Mowa w nim o tym, co okazuje się być Prawdą w praktyce, a ze sztuką abstrakcyjną o tyle mamy coś w praktyce, że mając obraz osławionego malarza możemy otrzymać za niego trochę „kapusty”. No chyba, że ktoś oglądając jakiś w galerii coś sobie trafnie skojarzy i wymyśli coś ciekawego, czego możliwość drzemała w podświadomości jego jak i każdego człowieka.

Jako wyraz człowieka identyfikuję ją z pragnieniem transcendemcji i bezsilnością, ponieważ jej abstrakcyjność, to wyraz dążenia do tego, aby stać się abstrakcyjnym, oderwać się od bądź co bądź wymagającego i na ogół surowego konkretu. Bezsilność w tym sensie, że skoro tak trudno sięgnąć sensowności transcendemcji to chociaż „spróbujmy ją sobie wymyślić” - jak mogliby rzec abstrakcjoniści.

"mysl o czym pomyslala"? nie kumam

sztuka abstrakcyjna nie jest pomieszaniem wszystkiego ze wszystkim, jest celowym dzialaniem poszerzania doswiadczen o te jeszcze nam nieznane, niepomyslane. filozofia jest sztuka myslenia abstrakcyjnego, czy 'po nic'? abstrakcja jest jak najbardziej , zabierasz sie do tego bardzo rzeczowo, wyjdz z galerii, zostaw 'kapuche' a bedzie dobrze.

sztuka abstrakcyjna nie jest pomieszaniem wszystkiego ze wszystkim, jest celowym dzialaniem poszerzania doswiadczen o te jeszcze nam nieznane, niepomyslane
Jest ona także sposobem wyrażania idei filozoficznych. Jest wyrazem sposobu widzenia świata. Jak powiedział Mondrian: "Nie chcemy kopiować natury. Nie chcemy reprodukować, ale produkować w sposób, w jaki rośliny produkują owoce". Picasso pisał zresztą, że nie ma czegoś takiego, jak sztuka abstrakcyjna. Człowiek jest - według słów Picassa - instrumentem natury, natura narzuca mu swój charakter. (Cytuję tutaj za Tatarkiewiczem, z jego artykułu "Abstract Art and Philosophy". Arytkuł można w całości przeczytać w Google Books)


Jest ona także sposobem wyrażania idei filozoficznych. Jest wyrazem sposobu widzenia świata. Jak powiedział Mondrian: "Nie chcemy kopiować natury. Nie chcemy reprodukować, ale produkować w sposób, w jaki rośliny produkują owoce". Picasso pisał zresztą, że nie ma czegoś takiego, jak sztuka abstrakcyjna. Człowiek jest - według słów Picassa - instrumentem natury, natura narzuca mu swój charakter. (Cytuję tutaj za Tatarkiewiczem, z jego artykułu "Abstract Art and Philosophy". Arytkuł można w całości przeczytać w Google Books)


racja. forma w jakiej natura narzedzia nadaje ryt sztuce jest, nie wiem czy kluczowa, z pewnoscia bardzo znaczaca. patrze na to przez pryzmat czasu i miejsca, bedac tylko metafora informacji staje sie odwiecznym dialogiem pomiedzy zmyslami. dzieki za link.

"Zmysły mogą być przede mną" to zdanie w ogólności fałszywe, bo sens pojęć kończy się tam, gdzie kończy się wszelkie istnienie wszelkich "ja". Natomiast zdanie "czy mogę mieć zmysły, zanim mam myśl" może być prawdziwe, gdyż myśl jest tylko jednym z działań "ja". Nie muszę myśleć, abym istniał. Innymi słowy, świadomość nie pociąga za sobą w konieczny sposób myślenia; można przyjąć, że moja świadomość przedtem postrzegała zmysłowo, a dopiero potem zaczęła budować konstrukcje myślowe.
A co z tego twoim zdaniem wynika? Bo moim tylko to, że jesteśmy tacy, jacy jesteśmy. Mówi nam, że jesteśmy w stanie co najwyżej stwierdzić to, że udało nam się osiągnąć zgodność ze sobą samym. Zgodność tego, jak postrzegamy siebie i tego, jak postrzegamy resztę świata.
"mysl o czym pomyslala"? nie kumam

sztuka abstrakcyjna nie jest pomieszaniem wszystkiego ze wszystkim, jest celowym dzialaniem poszerzania doswiadczen o te jeszcze nam nieznane, niepomyslane. filozofia jest sztuka myslenia abstrakcyjnego, czy 'po nic'? abstrakcja jest jak najbardziej , zabierasz sie do tego bardzo rzeczowo, wyjdz z galerii, zostaw 'kapuche' a bedzie dobrze.


„Myśl o czym pomyślała” – odnosi się do wszystkich przemyśleń podmiotu na temat wszystkiego co wie, te przemyślenia są kreacją czegoś.

Zdaję sobie sprawę, że dzieła abstrakcjonistów są celowe, że pomieszanie jest powierzchowne, bo oni obmyślili sobie jak pod powierzchnią pomieszania ukryć jakiś sens, który zaplanowali tam ukryć. Nie jestem przekonany, co do tego czy jest to coś niepomyślanego, wręcz uważam, że to owe „pomieszanie” bardziej zasługuje na miano niepomyślanego niż sens, bo kiedy w nadzwyczajny sposób odkryjesz sens danego działa lub ktoś wyjaśni go okazuje się, że jest to już coś znanego lub jest to kompozycja kilku sensów znanych w nowej odsłonie, w czymś nowym, w nowym układzie.

Filozofia jak i każda nauka na celu ma poprawę ludzkiego życia, filozofia tłumaczy życie stara się wyjaśnić nadzwyczajne wystąpienie substancji myślącej w połączeniu z substancją nieożywioną, odnosi się ściśle do doświadczenia, nawet w rozważaniach metafizycznych, których abstrakcyjność ma na celu ugruntowanie bycia, wyjaśnienie go, aby znaleźć w tym przytłaczającym ogromie sens i poznać, co najlepszego można robić.


„Myśl o czym pomyślała” – odnosi się do wszystkich przemyśleń podmiotu na temat wszystkiego co wie, te przemyślenia są kreacją czegoś.

Zdaję sobie sprawę, że dzieła abstrakcjonistów są celowe, że pomieszanie jest powierzchowne, bo oni obmyślili sobie jak pod powierzchnią pomieszania ukryć jakiś sens, który zaplanowali tam ukryć. Nie jestem przekonany, co do tego czy jest to coś niepomyślanego, wręcz uważam, że to owe „pomieszanie” bardziej zasługuje na miano niepomyślanego niż sens, bo kiedy w nadzwyczajny sposób odkryjesz sens danego działa lub ktoś wyjaśni go okazuje się, że jest to już coś znanego lub jest to kompozycja kilku sensów znanych w nowej odsłonie, w czymś nowym, w nowym układzie.


tu nie ma majsterplanu, sztuka nie polega na ukrywaniu a odkrywaniu wrazen, sieganiu po wrazliwosc doswiadczajacego, grze zmyslow. abstrakcja w twoim pojeciu jest jakas tajemna moca oszukujacych. ona nie oferuje uslug, nie przynosi kar ni nagrod za doswiadczanie. jest osobista refleksja i to czy ktos zdradzi ci tajemnice "prawdy" o tym czy innym jak to nazywasz dziele, bedzie to tylko metafora jezykowa, ubrana w slowa, otoczona wrazeniem subiektywnie obcym, wyjeta twoim wrazeniom i przedstawiona jako pochlebna czy krytyczna papka. abstrakcja nie musi przedstawiac nowej formy w nowym swiecie, to nie czarna dziura, abstrakcja moze byc np luszczacy sie tynk na scianie ktory
wprowadzil cie w pewien stan (jak Prousta smak maczanej w herbacie magdalenki)

Filozofia jak i każda nauka na celu ma poprawę ludzkiego życia, filozofia tłumaczy życie stara się wyjaśnić nadzwyczajne wystąpienie substancji myślącej w połączeniu z substancją nieożywioną, odnosi się ściśle do doświadczenia, nawet w rozważaniach metafizycznych, których abstrakcyjność ma na celu ugruntowanie bycia, wyjaśnienie go, aby znaleźć w tym przytłaczającym ogromie sens i poznać, co najlepszego można robić.[/quote]

nie wiem czy zrozumialem, moglbys mniej kwietnie a bardziej jak czlowiekowi prostemu? dziekuje[/quote

co to znaczy przemyslen podmiotu, moich przemyslen o swiadomym (podswiadomym) mysleniu?
moze jest rowniez "mysl ktora nie mysli" lub jeszcze "mysl ktorej sie wydaje ze mysli"
tu nie ma majsterplanu, sztuka nie polega na ukrywaniu a odkrywaniu wrazen, sieganiu po wrazliwosc doswiadczajacego, grze zmyslow.
abstrakcja w twoim pojeciu jest jakas tajemna moca oszukujacych. ona nie oferuje uslug, nie przynosi kar ni nagrod za doswiadczanie.
abstrakcja moze byc np luszczacy sie tynk na scianie ktory
wprowadzil cie w pewien stan (jak Prousta smak maczanej w herbacie magdalenki)

Filozofia jak i każda nauka na celu ma poprawę ludzkiego życia, filozofia tłumaczy życie stara się wyjaśnić nadzwyczajne wystąpienie substancji myślącej w połączeniu z substancją nieożywioną, odnosi się ściśle do doświadczenia, nawet w rozważaniach metafizycznych, których abstrakcyjność ma na celu ugruntowanie bycia, wyjaśnienie go, aby znaleźć w tym przytłaczającym ogromie sens i poznać, co najlepszego można robić.

nie wiem czy zrozumialem, moglbys mniej kwietnie a bardziej jak czlowiekowi prostemu? dziekuje

Filozofia dąży do wyjaśnienia Bytu i ludzkiego życia w Nim na różne sposoby na jakie wpadnie, że można wyjaśniać i obraną drogą dojść do zadowalającego wyjaśnienia.

Czy mogę mieć również do ciebie prośbę? Proszę pisz i edytuj posty staranniej, aby umożliwić odbiorcy bardziej skonkretyzowany odbiór, bo dajesz je w formie bardzo abstrakcyjnej.

Pisząc o konstrukcjach myślowych piszesz o tym, co obmyślono na podstawie spostrzeżenia w sposób świadomy, czyli myśl jako treść świadomości (substancji) ulega przemyśleniom. Ale weź pod uwagę fakt, że postrzegamy także podświadomie, np. kiedy obracasz głowę w bok, aby zobaczyć co dzieje się za oknem, obracając w pierwszych ułamkach sekundy nie postrzegasz jeszcze w pełni świadomie, światło wymalowane w obraz tego, co dzieje się za oknem dopiero dociera do oczu i świadomości, świadomość tego nie widzi w tych zupełnie pierwszych ułamkach, ale będąc uważnym można dostrzec, że już coś pojawia się, to co pojawia się jest już obrazem, ale podświadomym, nie wiemy, co pojawi się. Dopiero w kolejnych ułamkach świadomość (substancja) zaczyna wypełniać się treścią postrzeganą w sposób świadomy, widzi tą treść – myśl. Z drugiej strony patrząc za to okno jednocześnie siedzisz na np. fotelu lub krześle, to siedzenie jest oczywiste, doznania, dotyk siedzenia także jest treścią świadomości (substancji) kiedy siedzi się, ale oczywistość tego jest tak wielka, dobrze znana, że nie rozważa się tego świadomie, ale jest to treścią podświadomą podczas siedzenia.
zawsze oczekujemy Prawdziwości tego, czego doświadczamy, w ten sposób jesteśmy wrodzeni w Prawdę, Miłość i Szczęście. Oczekujemy apriorycznie tych ideałów od doświadczenia. Wszystko, co oceniamy, sądzimy to sądzimy pod kontem Prawdziwości. Z góry zakładamy, że to, co przychodzi jest takie. Ewentualnie stwierdzamy, że nie jest takie, jeśli nie jest i doszukujemy się w tym fałszywym/krzywdzącym Prawdziwości, poznajemy, na czym polega brak spójności tego, co również świadczy o tym, że szukamy Prawdy, bo spójności. Szukamy sensu fałszu/krzywdy, którego nie znajdujemy, dlatego fałsz/krzywda nie zadowala nas, a to znowu świadczy o aprioryczności Ideału, bo fałsz/krzywdę porzucamy i idziemy szukać tego, przez co spoziera Prawda, Miłość i Szczęście.
A co z tego twoim zdaniem wynika? Bo moim tylko to, że jesteśmy tacy, jacy jesteśmy. Mówi nam, że jesteśmy w stanie co najwyżej stwierdzić to, że udało nam się osiągnąć zgodność ze sobą samym. Zgodność tego, jak postrzegamy siebie i tego, jak postrzegamy resztę świata.
Tylko kiedy osiągamy zgodność, to skokowo zmienia się jakość życia. Dlatego „tylko zgodność” jest tylko powierzchownie, gdy jej się nie ma. Gdy jest i można zaglądać do środka, poznawać co wynika ze zgodności okazuje się, że zupełnie zmienia się życie.
abstrakcja moze byc np luszczacy sie tynk na scianie ktory wprowadzil cie w pewien stan (jak Prousta smak maczanej w herbacie magdalenki)
Autor wyrażając coś takiego wyraża pewne znaczenie, które chce, aby odbiorca odkrył.
Tyle, że autor niczego nie ukrywa. On po prostu stosuje taki środek wyrazu, jaki jego zdaniem służy najskuteczniejszemu przekazowi tego znaczenia. Być może autor uważa nawet, że jest to jedyny możliwy sposób przekazania tego znaczenia. A przynajmniej - jedyny znany autorowi.

Tu piszesz o świadomości jako o kontrolowanym procesie myślowym.
Natomiast "ja" dotyczy samoświadomości. To nie jest żaden kontrolowany proces myślowy, lecz po prostu istnienie. Treść zawarta w "istnieję", nie musi być to wcale werbalizowane i w gruncie rzeczy werbalizowana jest tylko jakimś minimalny ułamek całości tej treści.
Co więcej, piszesz tu także o pewnym modelu opisującym poznawanie: mówisz o materialnym działaniu zmysłów i mózgu. Tu pojawiają się treści podświadome, ale jest to tylko własność modelu, a nie własność "ja". Własnością "ja" jest to, co wyraża się takim czy innym następstwem postrzeżeń. Aby to następstwo opisać i aby je w pewnym zakresie kontrolować, wygodnie jest posługiwać się pojęciem podświadomości. To jest jednak tylko model i zakres jego poprawności jest ograniczony do sytuacji, których opisowi ma on prawo służyć na mocy swojej konstrukcji.
W pewnym sensie zmiana jest skokowa. W innym sensie zmiany nie ma żadnej (herbata smakuje tak samo, drzewa pozostają drzewami).
W jeszcze innym sensie cały proces jest ewolucyjny, stopniowy, człowiek krok po kroku dochodzi do owej krawędzi poznania.
Co więcej, niepodważalne stwierdzenie osiągnięcia stuprocentowej zgodności wymagałoby wszechwiedzy, tej zaś nie posiadamy.
Z tego wynika zaś, że to, co uważamy za pełną zgodność ze sobą, może być w rzeczywistości sporo oddalone od faktycznej zgodności.
A skok, jakiego doznaliśmy, może być skokiem do głębokiego dołka, a nie - lotem w prawdziwą wolną przestrzeń czystej rzeczywistości.
Tyle, że autor niczego nie ukrywa. On po prostu stosuje taki środek wyrazu, jaki jego zdaniem służy najskuteczniejszemu przekazowi tego znaczenia. Być może autor uważa nawet, że jest to jedyny możliwy sposób przekazania tego znaczenia. A przynajmniej - jedyny znany autorowi.
Jeden ukrywa, drugi nie, albo nie wie o tym, że ukrywa. Jeden ukrywa doniosły ideał w układzie, który skonstruował, inny robi ślad oponą po papierze i wywołuje wrażenie, ukrywa wrażenie, które wywołuje w sobie odbiorca. Zwykle w sztuce było, nadal jest również, tak, że jeśli artysta bardziej postarał się ukryć, czy w niezwerbalizowany sposób wkomponować zamysł w dzieło, kunsztownie, starannie, to łatwiej było to odczytać, na ogół, i było to coś ciekawszego, niż tynk, opona, albo cukierek moczony w kawie, takie doznania, przeniesienie celu sztuki na coś takiego banalizuje ją. Rozumiem, że jest to zmiana celu sztuki na przeżycie fenomenologiczne, ale to można uczynić nie na banale, bo banał rozczarowuje i budzi rozczarowanie wobec sztuki.

"ja" dotyczy samoświadomości. To nie jest żaden kontrolowany proces myślowy, lecz po prostu istnienie. Treść zawarta w "istnieję", nie musi być to wcale werbalizowane i w gruncie rzeczy werbalizowana jest tylko jakimś minimalny ułamek całości tej treści.
Nie wiem po co mieszasz tu zaimek ja, piszesz jakby o podmiocie, a ja należy/sugeruję, aby postrzegać jedynie jako wyraz samopostrzeżenia, czyli świadomego aktu samoświadomości i wieńczący ten akt okrzyk „to ja!”. I nic więcej o ja.
Z kolei samoświadomość u człowieka jest procesem „kontrolowanym” podświadomie, na ogół, a rozwój umysłowy prowadzi do wpuszczenia świadomości do tego „twardego rdzenia” i świadomość (kontrolowanie) każdego postrzeżenia. Ale zgadzam się, człowiek dopiero uczy się świadomie oglądać swoje akty samoświadomości. Absolutnie potrafi to dopiero Bóg.
Co więcej, piszesz tu także o pewnym modelu opisującym poznawanie: mówisz o materialnym działaniu zmysłów i mózgu. Tu pojawiają się treści podświadome, ale jest to tylko własność modelu, a nie własność "ja". Własnością "ja" jest to, co wyraża się takim czy innym następstwem postrzeżeń. Aby to następstwo opisać i aby je w pewnym zakresie kontrolować, wygodnie jest posługiwać się pojęciem podświadomości. To jest jednak tylko model i zakres jego poprawności jest ograniczony do sytuacji, których opisowi ma on prawo służyć na mocy swojej konstrukcji.
Ogólnie nie rozumiem o czym tu powyżej mówisz.
Czym jest ja i po co o nim piszesz?
Ale substancją jest podmiot poprzez swoją samoświadomość, jako zdolność ciągłego, nawet podświadomego postrzegania siebie w istnieniu.
mówisz o materialnym działaniu zmysłów i mózgu. Tu pojawiają się treści podświadome, ale jest to tylko własność modelu, a nie własność "ja". Własnością "ja" jest to, co wyraża się takim czy innym następstwem postrzeżeń.
O jakich własnościach mówisz?
W pewnym sensie zmiana jest skokowa. W innym sensie zmiany nie ma żadnej (herbata smakuje tak samo, drzewa pozostają drzewami).
Wszystko zmienia się, nawet smak herbaty, bo rozwój świadomości to rozwój uważności, a zatem zdolność dokonywania bardzo trzeźwych wglądów w szczegóły. Porównaj jak smakuje herbata albo coś kiedy „zaglądasz” w każdą kroplę na języku, postaraj się zrobić to najdokładniej jak zdołasz i jak najdłużej i zawsze – tak przeżywaj życie ultra uważnie.
Co więcej, niepodważalne stwierdzenie osiągnięcia stuprocentowej zgodności wymagałoby wszechwiedzy, tej zaś nie posiadamy.
Posiadamy wszystko podświadomie, a gdy poznajemy, dzięki uważności łatwiej wyławiamy do świadomości z podświadomości gdy spotykamy w doświadczeniu.
OK, powiedz mi więc proszę, jak brzmią imiona autorów brązowej książki, która leży na moim biurku obok laptopa?

Moja odpowiedź na resztę twoich uwag zależy od tego, czy uda ci się prawidłowo odpowiedzieć na to pytanie. Jeśli ci się uda, to mogę roboczo uznać, że masz wszechwiedzę (jak ewidentnie zakładasz w reszcie twojego postu). Jeśli jednak ci się nie uda, to po prostu spróbuję ci wytłumaczyć, jak z braku wszechwiedzy wynika, że twoje uwagi są chybione.

(Słówko o sztuce abstrakcyjnej przeniosę do osobnego postu)

Tyle, że autor niczego nie ukrywa. On po prostu stosuje taki środek wyrazu, jaki jego zdaniem służy najskuteczniejszemu przekazowi tego znaczenia. Być może autor uważa nawet, że jest to jedyny możliwy sposób przekazania tego znaczenia. A przynajmniej - jedyny znany autorowi.
Jeden ukrywa, drugi nie, albo nie wie o tym, że ukrywa.
robi ślad oponą po papierze i wywołuje wrażenie, ukrywa wrażenie, które wywołuje w sobie odbiorca.
Zwykle w sztuce było, nadal jest również, tak, że jeśli artysta bardziej postarał się ukryć, czy w niezwerbalizowany sposób wkomponować zamysł w dzieło, kunsztownie, starannie, to łatwiej było to odczytać, na ogół, i było to coś ciekawszego, niż tynk, opona, albo cukierek moczony w kawie, takie doznania, przeniesienie celu sztuki na coś takiego banalizuje ją. Rozumiem, że jest to zmiana celu sztuki na przeżycie fenomenologiczne, ale to można uczynić nie na banale, bo banał rozczarowuje i budzi rozczarowanie wobec sztuki.
Artystom z czasem nudzi się pokazywanie w kółko tego samego od tej samej strony. Podobnie jak nauka rozwija się i za pomocą nowych metod badawczych wydobywa na jaw nowe aspekty ludzkich doświadczeń ze "świata materii", tak i sztuka rozwija się i za pomocą nowych metod wyrazu wydobywa nowe aspekty ludzkich doświadczeń ze "świata psychiki". Niektóre z nowych metod wyrazu mogą być niezbyt udane lub zupełnie chybione, inne mogą być trudne w odbiorze, bo metody przekazywania treści łatwych do przekazania zostały już dawno znalezione i wyeksploatowane. Wyeksploatowane w tym sensie, że ludzie mający ambicję dokonania czegoś istotnie nowego nie są zainteresowani tym, by się na tych starych metodach koncentrować. Chociaż miewają je opanowane do perfekcji.

Piszę o podmiocie, a zaimek "ja" jest najlepszym znanym mi określeniem wskazującym na podmiot, określeniem prowadzącym do najmniejszej możliwej ilości nieporozumień. "Ja" jest nazwą tego jedynego podmiotu, który jest (samo)postrzegany. (Czy desygnatem tej nazwy jest ten sam podmiot niezależnie od tego, kto formalnie - tj. językowo - nazwy tej używa, czy też desygnatów tych jest wiele, to już inne zagadnienie.)
Nie wiem, co znaczy "podświadome postrzeganie siebie". Myślę, że mamy tu problemy terminologiczne. Nie użyłbym terminu "podświadome postrzeganie siebie", gdyż dla mnie sugeruje on fundamentalność jakiegoś materialnego procesu (a to byłoby błędne formalnie). Podmiot może nie koncentrować swojej uwagi na samopostrzeganiu, ale niezależnie od tego, czy robi to, czy nie, całą swoją rzeczywistość wypełnia on byciem sobą. W tym znaczeniu używam słowa "ja".
Niekoniecznie musi być to zdominowane przez egoizm, albo w ogóle zawierać egoizm - ale nawet wtedy, gdy to jest wyłącznie egoizm, w tak pojętym "ja" mieści się wszystko, co istotne.
Natomiast hasło "podmiot" brzmi dla zbyt formalnie, jest dla mnie zbyt łatwe do całościowego zinterpretowania w zupełnie przeciwny sposób: można je pozbawić istoty, sprowadzić do nieistotnych aspektów takich, jak własność bycia przetwornikiem informacji.
Własnościami "ja" są, na przykład: "widzę butelkę" i "chce mi się pić". To są własności stanu, w którym znajduje się "ja" w pewnej chwili czasu. Obie te własności mogę powiązać ze sobą, używając modelu, w którym pojawi się pojęcie "podświadomość". W pojęciu tym umieszczę zaobserwowane przeze mnie relacje pomiędzy wieloma takimi własnościami; w efekcie okaże się, że relacje pomiędzy "widzę butelkę" i "chce mi się pić" także uda się w ten schemat zmieścić. Schemat ten może mieć na przykład nazwę "odruch warunkowy".
I tak, i nie. Zmianę, o której mówisz, można uzyskać w ramach ćwiczenia, którego poprawne wykonanie nie gwarantuje przejścia do stanu zgodności ze sobą. I podobnie z drugiej strony: przejście do stanu zgodności ze sobą nie wymaga, aby uprzednio wykonać poprawnie to ćwiczenie.


Posiadamy wszystko podświadomie, a gdy poznajemy, dzięki uważności łatwiej wyławiamy do świadomości z podświadomości gdy spotykamy w doświadczeniu.

OK, powiedz mi więc proszę, jak brzmią imiona autorów brązowej książki, która leży na moim biurku obok laptopa?

Bóg to jedna wielka Substancja mentalna, wszystkie kompletnie wydarzenia rozgrywają się w Jego świadomości, także rozgrywają się wszystkie nasze myśli. Ty wiesz jacy to autorzy itd., Bóg to wie, a ja także mam umysł w Bogu. Wszystko znajduje się w Jednej mentalności, dla mnie ta informacje pozostaje podświadomą. Jeśli poćwiczyłbym widzenie telepatyczne, może po kilku latach, kilkudziesięciu ćwiczeń, może wtedy jak jasnowidz potrafiłbym tą wiedzę wydobyć, tak głęboko osadzoną w mojej podświadomości, należącej do Wspólnej Świadomości.